-
ArtykułySpecjalnie dla pisarzy ta księgarnia otwiera się już o 5 rano. Dobry pomysł?Anna Sierant59
-
ArtykułyKeith Richards, „Życie”: wyznanie człowieka, który niczego sobie nie odmawiałLukasz Kaminski2
-
ArtykułySzczepan Twardoch pisze do prezydenta. Olga Tokarczuk wśród sygnatariuszyKonrad Wrzesiński28
-
ArtykułySkandynawski kryminał trzyma się solidnie. Michael Katz Krefeld o „Wykolejonym”Ewa Cieślik2
Cytaty z tagiem "mozambik" [17]
[ + Dodaj cytat]A rano obowiązkowa kawa. Rano to niekoniecznie jest ranek, bliżej mu do południa, ale przy restauracyjnych i kawiarnianych stolikach mrowie młodych ludzi. Wszyscy biali, wszyscy w okularach przeciwsłonecznych, nawet w pochmurny dzień. Kawa, kawa, a potem omlet na śniadanie lub od razu obiad - kurczak piri piri, krewetki, suszony dorsz, grillowane sardynki. Jeśli mignie ciemna twarz, to przeważnie jest to kelner. Podaje, wynosi, podaje, wynosi. Kłania się i odchodzi. Są jeszcze pucybuci, zgarbieni nad stopami siedzących, ścierający z pantofli taneczny kurz z poprzedniej nocy.
Cztery tysiące martwych i rannych w ciągu trzech pierwszych lat wojny kolonialnej (1964-1967) - szacują Portugalczycy.
Lourenço Marques się bawi. Wojna tu nie dociera walki toczą się jedynie w buszu.
FREMLINO twierdzi, że liczba jest większa: dziewięć tysięcy.
Lourenço Marques się bawi.
Wcale nie chciałem walczyć. Po pierwsze, ponieważ zupełnie nie zgadzałem się z polityką reżimu profesora Salazara. Po drugie, nie zamierzzałem wypełniać bezsensownych rozkazów palenia domów cywili, zabijania Mozambijczyków czy niszczenia ich plonów. (...)
Zdezerterowałem, bo my, Portugalczycy, siłą zajęliśmy ziemię należącą do Afrykanów. Teraz właściciele domagają się jej zwrotu. Dlaczego mamy z nimi walczyć? Nie mogę walczyć u boku Portugalczyków, bo wiem, że to co robią, jest złe. Widziałem śmierć wielu moich towarzyszy. Mój sierżant zmarł na moich rękach. Wszyscy oni umarli za sprawę, która nie była ich. Rozmawiałem wiele razy z moimi żołnierzami, mówiłem im, żeby udawali chorych i w ten sposób będą ewakuowani do Nampuli. Organizowałem spotkania z niektórymi godnymi zaufania i wyjaśniałem, że cierpimy za sprawę, która nie jest nasza. Dawałem im przykład mojego sierżanta, który zginął za nic.
Wcale nie chciałem walczyć. Po pierwsze, ponieważ zupełnie nie zgadzałem się z polityką reżimu profesora Salazara. Po drugie, nie zamierzzałem wypełniać bezsensownych rozkazów palenia domów cywili, zabijania Mozambijczyków czy niszczenia ich plonów. (...)
Zdezerterowałem, bo my, Portugalczycy, siłą zajęliśmy ziemię należącą do Afrykanów. Teraz właściciele domagają się jej zwrotu. Dlaczego mamy z nimi walczyć? Nie mogę walczyć u boku Portugalczyków, bo wiem, że to co robią, jest złe. Widziałem śmierć wielu moich towarzyszy. Mój sierżant zmarł na moich rękach. Wszyscy oni umarli za sprawę, która nie była ich. Rozmawiałem wiele razy z moimi żołnierzami, mówiłem im, żeby udawali chorych i w ten sposób będą ewakuowani do Nampuli. Organizowałem spotkania z niektórymi godnymi zaufania i wyjaśniałem, że cierpimy za sprawę, która nie jest nasza. Dawałem im przykład mojego sierżanta, który zginął za nic.
- Zabiliśmy ich tysiące. Tysiące żołnierzy. - Eduardo Ruiz wpatruje się w ścianę zieleni i przypomina momenty wojny kolonialnej. - Chciałem bronić swojego kraju, Mozambiku. Tu się urodziłem i tu jest moja ziemia. Portugalscy chłopcy przyjeżdżali zupełnie nieprzygotowani do tej wojny. Walczyli w ponadczterdziestostopniowym upale. Dopadała ich malaria, rozrywały miny. Oni nigdy nie byli w buszu. Portugalczycy zrobili błąd: zamiast prowadzić wojenkę, powinni od razu oddać kraj Mozambijczykom. Krew przelano zupełnie niepotrzebnie. Jej zapach prześladuje mnie do dziś. Zapach ludzkiej krwi.
Początkowo wzięto ich za szpiegów i przesłuchiwano dobrych kilka tygodni., aż w końcu pozwolono im przystąpić do oddziałów FREMLINO. Od dziecka czuli się Mozambijczykami, bo tu przyszli na świat. Chociaż jako biali korzystali z idących za tym przywilejów, byli przeciwni polityce portugalskiego kolonializmu i zdecydowali się walczyć po drugiej stronie o wyzwolenie swojego kraju od pęt nałożonych przez Portugalczyków. Kolor skóry nie miał tu znaczenia. Chodziło o niezależny kraj.
Eduardo wysłuchał mnie, pomilczał dłuższą chwilę, po czym powiedział tylko:
-Biali ciągną do Afryki jak ćmy do światła, a potem dziwią się, że nie jest tak, jak sobie wyobrażali, i próbują na siłę to zmienić, tłumacząc, że chcą dobrze. Wszędzie zachowują się tak, jakby byli u siebie.
Jakby na potwierdzenie tych słów, kilka dni później spotkałam Johannesa, Martina oraz Andre. I usłyszałam zdanie:
-Biały to sposób bycia.
Na malarię Mozambijczycy chorują kilka razy do roku. Tak pustoszy ich organizmy, że w połączeniu z ubogą dietą wynikającą z biedy, składającą się niemal codziennie z tego samego - ryżu i kawałka chudego kurczaka - często jest powodem śmierci przed czterdziestym rokiem życia. W gazetowych nekrologach przeważa informacja "ofiara choroby", a zamieszczona fotografia rzadko przedstawia osobę o siwych włosach.
Linia biegła wzdłuż alei Caldasa Xaviera, która dziś nosi nazwę Mariena Ngouabiego. Odgradzała w ten sposób "miasto cementu" dla białych od "miasta trzcin" dla czarnych. W tym drugim nie można było budować domów z betonu, cegły czy innych materiałów, których później nie dałoby się łatwo zburzyć lub przenieść. Portugalczykom z "miasta cementu" w każdej chwili mogło się zrobić za ciasno. Na dół, na południe poruszać się już za bardzo nie mogli - spadliby do oceanu, została tylko północ. A na północy byli czarni.
Ciężarówka jedzie powoli. Na otwartej pace, oparci o siebie plecami żołnierze podskakują na wyboistej drodze. Na sobie mają mundury w gęsty wzór moro w kilku odcieniach zieleni. Nie jest to jednak zieleń, którą mijają po drodze. Tamta zieleń jest soczysta, gdyby ją ścisnąć, wytrysnąłby z niej sok. Z mundurowej zieleni wyciśnie się jedynie krew. Nieraz. Ale żołnierze jeszcze o tym nie wiedzą. Dopiero co wsiedli na pakę, w rękach trzymają karabiny, jakby trzymali halabardy. Na głowach czapeczki z daszkiem zakrywające i czoła, i potylice. Chronią przed słońcem, przed kulą raczej nie.