cytaty z książek autora "Paweł Jasienica"
Historia nie grzeszy nadmiarem logiki w potocznym tego słowa znaczeniu. Posiada własną i stosuje się do niej w sposób rygorystyczny.
Jedno tylko nie ulega żadnej wątpliwości. To mianowicie, że państwo polskie jest znacznie starsze, niż mniemają ci, co historię jego chcą rachować dopiero od chwili chrztu.
Część szlachty zapragnęła z czasem leczyć dolegliwość saską rosyjskim plastrem. Okazał się on bardzo przylepny.
Już dość dawno temu powiedziano, że najbardziej liberalna republika dzisiejsza wydałaby się ludziom ówczesnym strasznym domem niewoli, że stary porządek był po prostu naszpikowany niepojętymi dla nas wolnościami.
Nic niestety nie zabezpiecza ogółu przed działaczami politycznymi odrzucającymi zasadę podziału władzy i nieustannej kontroli społecznej nad nimi. Tymczasem zaś znacznie starsze od Monteskiusza doświadczenie historii pozwala stwierdzić, że skoncentrowania i pozbawiona hamulca wszechwładza skutkuje równie błogo jak wypuszczone na swobodę zarazki tężca.
Terminu "historia" wolno nam używać tylko jako rzeczownika pospolitego, pisanego oczywiście małą literą i odnoszącego się do faktów dokonanych. Duże H na początku tego słowa powinno działać jak sygnał ostrzegawczy.
Lecz próżno przeczyć aż za dobrze stwierdzonym faktom: nawroty barbarzyństwa, działanie wbrew dorobkowi kultury są możliwe.
Wydaje się, że ratunek przed regresami polega na zabiegu z pozoru prostym, lecz jakże trudnym do urzeczywistnienia: porządek polityczny powinien zabezpieczać społeczeństwa przed ludźmi, którzy za dużo wiedzą na pewno.
Polska XV wieku w niczym nie przypominała tej późniejszej, beznadziejnie zawojowanej przez Rzym papieski.
Natura niemiecka do tego mnie wiodła.
Niemiec gdziekolwiek stąpi swoją nogą,
Trzyma się stale zawsze tego godła:
Wszystkich poniżyć, nie słuchać nikogo.
Żaden natury swej zmienić nie zdoła.
Kaprysy pojedynczego człowieka zgładziły dynastię Jagiellonów.
Wiedza o historii, szacunek i sentyment dla niej zaliczają się do naczelnych czynników spajających narody. Rolę tę spełniają jednak tylko wtedy, gdy nikt nie próbuje amputować wiedzy, tłumić jednych umiłowań, by sztucznie hodować inne. Jeśli się nie spełnia tych warunków, sprawa fałszowania historii dzieli ludzi, wytwarza między nimi przepaście.
Najlepszy sposób zachęcenia do nauki polega na głoszeniu, że prowadzi ona w głąb tajemnic, którym nie ma końca.
Zdarzenie w Manchesterze. Herriot podróżował w towarzystwie esperantystów i był dobrej myśli, bo wśród gospodarzy nie brakło uczniów Zamenhofa. Rozczarowanie! - akcenty okazały się tak różne, że esperantyści obu krajów nie rozumieli się wcale.
Wywiozłem z niej [z Rosji] dorobek w postaci mojej szczerej sympatii dla narodu rosyjskiego. Sentyment, spieszę podkreślić, zupełnie niezależny od oceny porządków politycznych rozmaitymi czasy rozpościerających się w tym rozległym kraju oraz od ich moralnych konsekwencji, które sprawiają, że w każdym ustroju u zbyt wielu Rosjan sumienie kończy się tam, gdzie zaczynają rosyjskie interesy państwowe.
Stanisław Mackiewicz pięknie porównuje historię do rzeki, która w określonym kierunku płynąć musi. Wydarzenia miewają – jego zdaniem – znaczenie doraźne, lecz nie są zdolne zmienić tego nurtu. Porównanie wydaje mi się o Tyle nietrafne, że ,,rzeka” historii donikąd nie płynie. Wydarzenia właśnie żłobią dla niej koryto, niekiedy odwracają prąd.
Książki zawierające informacje niemal z reguły miewają u nas pojedyncze wydania w
niskich nakładach i nie dostępują łaski wznowień, zastrzeżonej przede wszystkim dla
romansów. Chodzimy później po własnym kraju jak ślepi. Przeciętny Polak więcej wie o
Pustyni Libijskiej niż o Polsce.
W 1902 roku Herriot pojechał do Skandynawii i uważał za święty obowiązek powinszować witającym go osobom takiego geniusza, jak Ibsen. Zdumione spojrzenia i po chwili ktoś odpowiada:
- Istotnie, mamy tu starego wariata, który pisuje sztuki teatralne. Wiemy, że się je wystawia w Paryżu. Dla nas to niepojęte.
Oczywiście tylko historię stać na podobne inscenizacje, ona jedna może sobie na nie
pozwolić. Powieściopisarza wyszydzono by za takie pomysły, obwołano by go grafomanem.
Królewska policja bułgarska ścina Bułgarom głowy akurat tam, gdzie siedemdziesiąt lat
wcześniej, ku zgrozie kulturalnego świata, to samo czynili Turcy.
Od bardzo długiego czasu kraj nasz nie zanadto obfituje w bystrych polityków. Nie brakuje w nim za to innej odmiany ludzkiej, a mianowicie politycznych korepetytorów, którzy z niemałym hałasem - lecz zawsze poniewczasie - udzielają pouczeń, karcą, odsądzają od czci i wiary oraz wskazują zbawienne szlaki, po których należało kroczyć.
W naszej prasie czytuje się czasem artykuły poświęcone sporom o pochodzenie etyki. Z niektórych wywodów zdaje się wynikać, że autorzy widzą jej historyczny (w znaczeniu "najwcześniejszy") fundament w Dekalogu Mojżeszowym. Dzieje Izraelitów nie całkiem jeszcze zostały wyjaśnione. Ale bez względu na to, jaką chronologię zastosujemy - "długą" czy "krótką" - jest niezbitym faktem, że kiedy plemiona izraelskie obozowały pod górą Synaj, w Babilonie już od setek lat obowiązywał kodeks Hammurabiego, który nie tylko zabraniał kraść, ale szczegółowymi przepisami regulował pracę lekarza i budowniczego. Kodeks ów wywodził się zresztą z jeszcze starszego prawa sumeryjskiego.
Pamięć i tradycja w osobliwy sposób wymierzają sprawiedliwość.
W 95 roku przed Chrystusem król judejski Aleksander Janneusz rozprawił się z opozycją faryzeuszy. W starciu zbrojnym wziął do niewoli ośmiuset ludzi. Potem wyprawił w Jerozolimie wielkie przyjęcie, coś w rodzaju zabawy ludowej, w której i sam uczestniczył, otoczony całym haremem nałożnic. Dla uświetnienia uroczystości owych ośmiuset publicznie ukrzyżowano. Ponadto jeszcze u stóp każdego z krzyży zaduszono żonę i dzieci skazańca.
W następnym stuleciu Neron postępował podobnie. O zbrodniach rzymskiego cesarza wiedzą wszyscy - opisywał je Sienkiewicz, malował Siemiradzki. Wyczyn Aleksandra Janneusza został zapomniany. W opinii ogółu faryzeusze występują zawsze i wyłącznie jako prześladowcy.
Świat się walił w republice rzymskiej, ale terminy i przepisy m u s i a ł y być przestrzegane. Stanowiły one archimedesowy punkt oparcia, którego czepiała się ludzka nadzieja. Nazwijmy rzecz, jak kto chce - formalizmem prawniczym, fetyszyzmem formy prawnej, kultem paragrafów. Nic nie zmieni faktu, że to właśnie ratowało rzymską społeczność przed ostatecznym rozkładem. Porządek prawny bywał często łamany siłą. Lecz zawsze dawało się odróżnić prawo od gwałtu. A dopiero trwałe małżeństwo tych dwu metod działania oznacza szczyt barbarzyństwa lub dno upadku.
Legenda opowiada - wywodzi profesor Stanisław Łoś w 'Sylwetkach Rzymskich' - że założyciela Wiecznego Miasta wykarmiła swym mlekiem wilczyca. Historia stwierdzić może, że naród Kwirytów wyssał z mlekiem tej prakarmicielki - obok innych właściwości wilczych - nieodparty pociąg do wieprzowiny. Z niej to czerpał siły i rozkosz życia, a później nawet poetyckie natchnienie. [(...) Gdy w epoce wczesnorepublikańskiej wyruszały w pole rzymskie legiony, by walczyć
W roku 1646 Zaporożcy śpiewali jeszcze na cześć "Korola Polszy imienitoho". Oni właśnie, ten wspaniały zespół zbrojnych awanturników, stanowili ostatnią zorganizowaną, realną siłę mogącą zniszczyć "detyny w żelazo poubierane" i unowocześnić państwo. Na nich mógł się oprzeć król i lud chłopski w całej Polsce, i mieszczanin. Bitwa pod Beresteczkiem, której opis zamyka "Ogniem i mieczem", z wojskowego punktu widzenia była istotnie wielkim zwycięstwem. Lecz pod względem politycznym może być porównana do układania się za życia w trumnie.
Zresztą każdy szanujący się polityk winien być przekonany, że prawdziwa historia ludzkości zaczyna się właściwie od niego.
Zaraz po zakończeniu drugiej wojny światowej przejeżdżający przez Warszawę oficer rosyjski dopytywał przygodnego znajomego o liczebność Polski. „Będzie nas chyba ze 27 milionów”. „Ot, 27 milionów! Da u nas bolsze naroda w koncłagierach sidit”.
Nie był Bolesław [Chrobry] wzorem cnót. Potrafił dopuszczać się okrucieństw i gwałtów (…) Jednak musiało być w tym człowieku coś niezwykłego, prawdziwa wielkość ducha, skoro sprzyjali mu Wojciech i Bruno, bohaterowie, którzy wierność idei umieli przypłacić życiem.
Można w nim [Bolesławie Śmiałym] podziwiać męstwo, energię i wielki talent. Ale gniew jego nie znał hamulca, a pycha granic. Jeśli patrzeć na główne linie polityki, umieszczając je na tle zagadnień europejskich – wolno uznać Bolesława za umysł niemal genialny. Ale wykonanie szczegółów godne bywało szaleńca i ostatecznie wszystko popsuło.
Epoka Bolesława Chrobrego zostawiła narodowi w spadku poczucie własnej wartości.
Polityka prawdziwa powinna była przede wszystkim dążyć do tego, by mieć tylko jednego wroga.