cytaty z książek autora "Karen Rose"
-Chyba mamy problem, Vito.
-Ja mam od rana same problemy, Jen. Co gnębi ciebie?
-Brak pączków. Co ty za fuszerkę odstawiasz? To ma być odprawa?
-No właśnie, Vito -dodała Liz. -Jak można zacząć odprawę bez pączków?
-Ty nigdy nie przyniosłać nic do żarci- wytknął Vito Liz, która uśmiechała się szeroko.
-No tak, ale ty przyniosłeś pierwszego dnia. Podstawowa zasada przywództwa: nigdy nie stwarzaj precedesu, którego nie masz zamiaru uczynić regułą.
Vito popatrzył na zebranych:
-Czy ktoś jeszcze zgłasza jakieś irytujące wnioski?
Proszę bardzo, krzycz sobie do woli. Nikt cię nie usłyszy. Nikt cię nie uratuje. Zabiłem ich wszystkich. A teraz zabiję ciebie.
-Kostnica Mela. Wy dźgacie, my tniemy.
-Mówi Lucy.
-No, ba. Przecież widzę, kto do mnie dzwoni. Myślisz, że zawsze tak odbieram telefon?
Nawet chłopczyce marzą o księciu z bajki. Niestety ciągle trafiam na żeby.
—A nie masz w tych swoich kieszeniach hamburgera albo frytek? - dodał lekkim tonem i odetchnął z ulgą, kiedy uśmiechnęła się do niego.
- Nie. Ale za to mam komórkę, aparat, kompas, pudełko pędzli, linijkę,. dwie flary alarmowe, latarkę i... pudełko zapałek. Mogłabym przeżyć wszędzie.
Vito się roześmiał.
- To cud, że możesz chodzić. Twoja kurtka waży chyba ze dwadzieścia kilo.
-Katherine powiedziała, że nie dasz rady przewieźć sprzętu na dwóch kółkach. Myślałem, że ma na myśli rower. Ale to... - Z szacunkiem przeciągnął dłonią po silniku. - To prawdziwa ślicznotka.
- Jeździsz?
- Tak. Na harleyu buell. Szybki i zgrabny.
- Uuuu. Ścigacz.
Uniósł głowę znad motoru i uśmiechnął się szeroko.
- Moja mama umiera ze strachu.
Jego zachwyt był zaraźliwy, więc i ona się uśmiechnęła.
- Ty niegrzeczny chłopczyku.
Jeszcze raz obszedł motocykl i zatrzymał się przy przednim kole, stając twarzą do niej.
- Nigdy nie widziałem tego modelu BMW.
- To klasyk. Rocznik siedemdziesiąty czwarty. Kupiłam go, kiedy pracowałam w Europie. Rozpędza się do setki poniżej dziesięciu sekund. -Roześmiała się głośno. - Rany, ależ to daje kopa.
Vito nagle spoważniał.
- Jestem gliną, Sophie. Chyba nie przekraczasz prędkości, co?
Jej uśmiech zniknął. Nie była pewna, czy mówi poważnie, ale uznała, że ostrożności nigdy za wiele.
- Och, miałam na myśli sto kilometrów na godzinę. W milach to ledwie sześćdziesiątka.