cytaty z książek autora "Igor Brejdygant"
Ciężki jest czas, kiedy noc nie przynosi odpoczynku, tylko męczy człowieka bardziej jeszcze niż koszmar dnia.
(...) psychopaci zawsze są mocni, bo swoją siłę budują na ukrywaniu tych swoich popierdolonych słabości.
(...)kto zresztą w tym dziwnym kraju, w którym jest sześć razy więcej dni pochmurnych niż słonecznych, zwłaszcza o tej porze roku, bez alkoholowego czy innego dopingu, mógł być w dobrej formie.
- Kryminalista zajmuje się przestępstwami zawodowo, a psychopata to hobbysta, pasjonat namiętnie oddany swojemu hobby.
Potrzeba miłosierdzia, aby wszelka niesprawiedliwość na świecie znalazła kres w blasku prawdy.
Inteligencja to przypadłość niezwiązana ani ze stanem posiadania, ani z wiekiem, inteligencja to trochę jak łaska wiary, przypadłość przydzielana absolutnie losowo.
Problem tkwił w czym innym – w pustce, która wybrzmiewała we wszystkich tych zdarzeniach i od jakiegoś czasu dopadała Ewę w najmniej oczekiwanych momentach. Mogła to znieść pod warunkiem, że gdzieś pod spodem tli się poczucie sensu, pod powierzchnią zdarzeń płynie nurt nadający kierunek życiu. Ten nurt albo w niej zanikł albo wpadł gdzieś na tyle głęboko w rozpadlinę codzienności, że nie potrafiła już go poczuć, a bez niego nie potrafiła żyć.
Z trudem znosiła sytuacje, gdy musiała się mierzyć z brakiem inteligencji tudzież, nazywając rzecz bardziej po imieniu, z ludzką głupotą.
Dom wyglądał jak pałac, a właściwie nie tyle wyglądał, co po prostu był pałacem.
- Zauważyli, że mnie nie ma? - zapytała Brzozowska, odwracając się od Wójcika.
- No co ty. Kto by zauważył, ze nie ma na spotkaniu jedynej kobiety w wydziale, którą każdy przy byle sposobności chciałby zastąpić na stanowisku? - Wygląd Adama w pewnym stopniu tłumaczył jego permanentny sarkazm.
Teren był zadbany i choć wszędzie wkoło porastała go roślinność, to ktoś rozsadził ją w na tyle przemyślany sposób, że jednocześnie oko miało wrażenie obcowania z wolną przestrzenią.
Monika rzeczywiście miała sporo formalnie niepokończonych spraw, ale nie znosiła kończyć spraw formalnie. W jej odczuciu całą tą papierologią mogły się już zajmować jakieś maszyny albo policjanci, którzy nie lubili wychodzić na dwór. Takich też tu mieli niemało.
- Oni tak mówią, bo są chamami, ale damie nie przystoi.
- Bo chamom przeszkadza?
Na stoliku obok leżała szklana fajka z brzydkim, brudnym nagarem i odrobiną opalonych resztek tytoniu. Monika chwilę wpatrywała się w lulkę. Już sto razy obiecywała sobie, że przestanie to robić. Nie mogła, nie powinna się w to pakować.
Wielohektarowy teren w całości otoczony był wysokim na dwa metry, nieotynkowanym murem.
Tak to właśnie tutaj jest, pomyślała z żalem. Pałac, jezioro, teren wielkości dwudziestu boisk, w środku pięknie i cacy, a mur wygląda, jakby otaczał wysypisko śmieci w Zielonce.
Ludzi mało lotnych było jej przeważnie trochę szkoda, ludzi mało lotnych, którzy byli do tego zadufani w sobie, nie trawiła, bo zadufanie w sobie postrzegała też jako odmianę chamstwa, tyle że w eleganckim wydaniu.
Zaraz, zaraz... Dlaczego ja tu w ogóle jestem? Monika ocknęła się nagle, stojąc przed otwartą lodówką.
Nie pamiętać, po co dokądś przyszła, zdarzało jej się już nie raz, ale tym razem chodziło o coś zupełnie innego. Tym razem doskonale wiedziała, że przyszła po kubełek z lodami, ale nie wiedziała, ani skąd przyszła, ani co było, zanim znalazła się przed drzwiami lodówki.
Salowa mogła mieć na oko sześćdziesiąt lat, więc była jeszcze ze starej szkoły, która uczyła, że policji nigdy nie mówi się nie.
Na Mazowszu najgorsza jednak była płaskość krajobrazu. Dalej, kiedy zaczęło falować, nie widziało się już tak bardzo brzydoty.
Nieczynny od lat dom wczasowy Grodno przypominał Monice trochę widziane gdzieś na zdjęciach w gazecie bloki w miasteczku Prypeć, które ludzie opuścili po wybuchu reaktora w Czarnobylu.
Został wychowany przez nadopiekuńczą mamę, co sprawiało, że wydawało mu się, iż oprócz niego na świecie nie istniał nikt inny. A nawet jeśli istniał, to po to jedynie, żeby odpowiadać na jego pytania lub ewentualnie służyć mu w jakimś innym celu, na którego realizację miał w danym momencie zapotrzebowanie.
Porucznik Warecki był zasadniczo człowiekiem inteligentnym, ale w momentach gdy bardzo mu na czymś zależało, zdarzało się, że emocja, wiara i niecierpliwa chęć osiągnięcia oczekiwanego rezultatu zaburzały mu nieco trzeźwy ogląd rzeczywistości. Może zresztą główną rzeczą, która mu go zaburzała, była po prostu nabyta w drodze wychowania i dotychczasowej kariery pewność siebie.
On sam był z pokolenia ludzi stworzonych do tego, by świat leżał u ich stóp, ale jego asystent uświadamiał mu, że stopień jego narcyzmu i egotyzmu był jeszcze niczym, wobec tego, co miało nastąpić w miarę postępów cywilizacji.
Kiedy chwilę później stanęła pod gorącym strumieniem wody lejącej się na jej głowę i ciało z prysznica, była prawie szczęśliwa. Nigdy wcześniej nie przyszło jej na myśl, jak wielkim luksusem może być ciepła woda w kranie.
To zastanawiające, że w miarę jak robi się coraz ciężej, to przy okazji w pewnym sensie wszystko się upraszcza. Ubywa opcji, więc mózg nie musi się męczyć, dokonując wyborów, cały może się dzięki temu poświęcać zadaniu, które ma do wypełnienia.
Może chodziło o jakąś rysę. Sama zbudowana była z rys i pęknięć, cała właściwie jej konstrukcja psychiczna była jak posklejane z kawałków naczynie, które kiedyś z hukiem spadło na podłogę i pokruszyło się w drobny mak.
Bała się, bo chwilami miała wrażenie, że rzeczywistość zmieniła się w jakąś senną marę, która ją otacza jak ciemna, chłodna i lepka ciecz. Przyszło jej nawet do głowy, że dużo bardziej niż tego, że jest uwikłana w potrójne morderstwo, boi się, że po prostu wariuje i to umysł, filtrując w ten dziwny sposób rzeczywistość, płata jej figle.