"Imigranci" Załuskiego kuszą obietnicą, że są "jednym z najbardziej drastycznych i pesymistycznych tekstów, jaki w ostatnich latach ukazał się na polskim rynku wydawniczym..." Niestety po przeczytaniu pierwszych kilkunastu opowiadań, książka stała się jedynie pesymistyczną zapowiedzią powtarzanego na kolejnych stronach schematu, który niczym nie zaskakuje.
Książkę mi polecono. Autor od lat pisze na emigracji i zajmuje się problemami Polaków zagranicą. Temat ten słabo znam, zwłaszcza okres lat 80-tych gdy w Polsce wiele osób marzyło o wydostaniu się z kraju za wszelką cenę. Czytając wynurzenia Krzysztofa Załuskiego o rodakach i ich zachowaniu, wzajemnej nienawiści i takiej jakiejś niechęci wynikającej z niczego, można wpaść w niezły dołek co i mi się zdarzyło, choć nie jestem jakąś niepoprawną optymistką. Autor wychodził z założenia, że zło należy opisać i przybliżyć, w ten sposób człowiek się z nim oswoi. Jako niedowidzący wyznaję inną teorię. Zła lepiej nie zauważać. Trzeba przyznać, ze w tej krótkiej książeczce dziwactwa bliźnich dość się rzucają w oczy i można nawet się zastanawiać czy to nie zmyślenia. W każdym razie mam nadzieję, że od tego czasu na emigracji sporo się zmieniło.
Książka jest pisana w formie zwierzeń i jeśli ktoś lubi pamiętniki to może się spodobać. Zdarzają się między wierszami przebłyski humoru, choć nie będę ukrywać jak dla mnie to raczej pesymistyczna lektura. Jeśli kogoś interesują teksty o emigracji i wypędzonych to coś dla niego.