Najnowsze artykuły
- ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik243
- ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
- ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
- ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Damian Deszczak
1
6,7/10
Pisze książki: fantasy, science fiction
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
6,7/10średnia ocena książek autora
4 przeczytało książki autora
4 chce przeczytać książki autora
1fan autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Boży wojownik. Przeznaczenie Damian Deszczak
6,7
Bardzo dobry Prolog, który chwycił mnie za serce !
I sam pomysł na książkę bardzo ciekawy. Motyw walki dobra ze złem od zawsze interesował, interesuje i nadal będzie interesował czytelników, a w szczególności młode pokolenie.
Jeżeli chodzi o samą powieść, to całkowitym zaskoczeniem jest koniec... Dlatego z niecierpliwością czekam na kolejną część.
Potrzeba nam młodych twórców, którzy piszą nie do szuflady, ale dla innych. Potrzeba odważnych, którzy nie wstydzą się swoich dzieł.
Pozdrawiam.
PS. Czekam na inne powieści ! Z pewnością chętnie je przeczytam :)
Boży wojownik. Przeznaczenie Damian Deszczak
6,7
POLSKA WINKELRIEDEM NARODÓW w nieco zmodyfikowanej wersji.
Młody debiutant w prozie fantasy roztacza przed czytelnikiem rzekomą wizję walki dobra ze złem. Temat - rzeka, oklepany, przewijający się aż nazbyt często w literaturze, aczkolwiek z pewnością potrzebny.
Prolog wprowadza świetny klimat po-apokaliptycznego świata poprzez dywagacje dotyczące wyborów człowieka w życiu. Dalej coś zaczyna się psuć. Kolejna scena bowiem to moment zagłady świata ze spektakularnym Końcem Wszystkiego wyrażonym słowami "Nie naciskaj tego przycisku, jeśli to zrobisz, zniszczysz cały świat." Nie wiem jak autor, ale ja tym chętniej przycisnęłabym guziczek. Na szczęście ostatkiem sił przycisk zostaje wciśnięty i następuje wielkie BUM. Przenosimy się prawie siedemdziesiąt lat później do twierdzy Srebrna Góra, ostatniego polskiego bastionu przeciw złowieszczym demonom. Tam resztkami zasobów ludzkich broni się król Łukasz, który w przypływie olśnienia wysyła swojego zaufanego człowieka, Damiana, do Jerozolimy po posiłki.
Damian, zwany dalej Bohaterem Stulecia, to z pozoru zwykły dwudziestolatek dobrze dowodzący wojskiem. O swojej nadprzyrodzonej sile dowiaduje się w lochu, kiedy zamienia się zbroją z przypadkowym człowiekiem. Nie cieszy się nią jednak zbyt długo, gdyż niebawem wszyscy więźniowie zostają wezwani na arenę. W owym mieście tradycją są cotygodniowe walki uwięzionych z demońskimi gladiatorami. Tu wkrada się pewna nieścisłość, ponieważ wedle relacji Człowieka Od Zbroi przebywającego tam od pół roku "imprezy" są cykliczne, przegranych jeńców czeka śmierć, tylko że... żaden człowiek jeszcze nie wygrał. Zostawmy na razie w spokoju ciągle żywego informatora - grunt, iż nasz Bohater Stulecia wychodzi na arenę, zabija wszystkie demony kilkoma machnięciami miecza, a następnie staje do walki z przywódcą osady Urizjelem. Oczywiście pokonuje przebrzydłego stwora, a ów w ostatnim tchnieniu pyta o... godzinę. Damian nie wydaje się być wcale zbity z pantałyku - jego odpowiedź jest wszak godna poczucia humoru gimnazjalisty: "Twoja ostatnia..."
Wędrówka naszego bohatera trwa dalej. Nawet nie warto wspominać o tak oczywistych rzeczach jak pokonanie hordy demonów odgryzających ludziom kończyny przez jednego człowieka, Damiana oczywiście. Zabawa zaczyna się, kiedy młodzieniec staje do pojedynku z demonem trzecim (po Lucyferze i Peccatorze) na ziemi pod względem siły - straszliwym Armagedonem. W przypływie niespotykanej litości (niczym moje dwie gwiazdki za "Bożego wojownika") piekielny przybysz wyzywa jedną osobę na pojedynek. Oczywiście wyrywa się do tego Bohater Stulecia, normalka, i wygrywa walkę, bo superanckiwszystkoniszczący miecz Armagedona na niego nie działa. A narrator śmie twierdzić kilka stron dalej, że pech nie opuszcza grupy ludzi pod przewodnictwem Damiana.
Po dotarciu (i obronie, a jakże!) do Jerozolimy rządzonej przez króla o wdzięcznym imieniu Kazimierz nasz bohater wraz ze swoją kompanią "oddaje się relaksowi" i przyjmuje podarki, mimo świadomości nieuchronnej demonicznej inwazji w odległej Polsce. Dowiaduje się też nieco o swojej nowej zbroi (tej z lochów),a także o mieczu z efektami specjalnymi, znaczy yyy... pobłogosławionym przez Boga, który w swej nieskończonej wszechmocy i miłości do ludzi nie jest w stanie unicestwić kilku demonów pragnących zawładnąć ziemią. Od tego jest w końcu Damian, prawda?
Kiedy wreszcie ma zamiar ruszyć w drogę powrotną, ulega namowom doradcy Kazimierza (parskam śmiechem za każdym razem, gdy pojawia się to trącące Orientem imię),aby zwerbować po drodze kilka ludów. Damian co sił rusza ku Afryce zabierając ze sobą miłość życia - Aldonę, przez którą nie dotarł przed zmrokiem do plemienia. Na swoje (nie)szczęście po drodze spotkał demony, a po kilku perypetiach z więzieniem i straszliwym pościgu (doszło do niego, ponieważ pomioty piekielne pozwoliły mu przedefilować sobie przed nosami),uratowały go z opresji słonie. Tu muszę się posłużyć cytatem, aby oddać charyzmę sceny: "Natomiast wojownicy kierujący słoniami byli tak strategicznie ustawieni, że mijali się jak samochody na jezdni." Po zaproszeniu Damiana do obozu i uratowaniu przez niego pewnej kobiety, którą przestraszył ogromny nieśmiertelny pająk zjawiający się znikąd, a który uciekł gdzie pieprz rośnie gdy zobaczył miecz Bohatera Stulecia, wódz afrykańskiego plemienia Krzysztof (!) zgodził się udzielić wsparcia Polakom. Jeszcze tylko jedno plemię i do Srebrnej Góry! Bohater Stulecia wyrusza więc z dwudziestoma sztukami słoni w góry Atlas (wcześniej zwycięża oddział demonów, ale to już powinno być oczywiste). Gdy król Bonifacy (!) nadal się waha nad udzieleniem wsparcia, z Jerozolimy nadchodzą straszne wieści - demony otoczyły miasto! Damian pędzi tam na łeb, na szyję, aby ocalić świątynię i ludność. Po dniu spędzonym na spacerze z Aldoną postanawia także wziąć z nią ślub, ależ romantycznie. Co prawda w czasie wesela udaje się na przechadzkę do kopalni złota, ale gdy z jej czeluści wyskakuje sam Lucyfer, zręcznie go pokonuje (zdejmując zawczasu płaszcz, coby się nie ubrudził). Teraz kierunek na Polskę i Damian z czystym sumieniem może przybyć z odsieczą do króla Łukasza (oczywiście w ostatniej chwili),aby w Polsce pokonać kwintesencję zła na świecie. To tak z grubsza, jeśli chodzi o fabułę. Nie będę wymieniała wszystkich uchybień, które zauważyłam; mam nadzieję, że potencjalny czytelnik tej opinii sam wyciągnie wnioski z cynicznych słów powyżej.
Chciałabym się jeszcze zatrzymać na moment przy karygodnych błędach językowych. Nie jestem pewna czy aby książka przeszła korektę po tym: "tę wiadomości", "walczy-ł", "zrobili [chyba chodzi o zwoływanie] naradę", "krzyknął do przywodzący obozu" i mój stylistyczny faworyt - "jeźdźcy wcięli się jak w demony jak w masło".
Nie jestem oczywiście przeciwniczką tego, aby utrudniać rozwijanie pasji młodym ludziom, ale moim zdaniem taki przykład grafomanii jak "Boży wojownik" powinien wylądować w szufladzie, a nie na półce w księgarni. Albo ktoś zabiera się za pisanie na poważnie, albo powinien dać sobie spokój.