Bądź kobietą petardą! Paulina Smaszcz-Kurzajewska 4,8

ocenił(a) na 333 tyg. temu Książkę dostałam w prezencie od mojej przyjaciółki, więc byłam nastawiona pozytywnie. Nie oczekiwałam niczego wybitnego, ale dla mnie książka jest warta przeczytania, nawet dla jednej nowej rzeczy, której miałabym się dowiedzieć lub odkryć w sobie. Początek był ok, typy osobowości, różne ćwiczenia. Nie zraziły mnie nawet nawiązania do życia prywatnego, bo to zwiększało wiarygodność piszącej. Aż do momentu, w którym Smaszcz zaczęła przestrzegać przed błędami językowymi: tautologią, rozpoczynania emaila od "witam", itd. Cały problem polega jednak na tym, że autorka (polonistka!) sama je popełniała. Kilka przykładów z książki:
- mimika twarzy (mimika to ruchy mięśni twarzy, więc twarz jest tutaj zbędna),- przezroczysty i niewidzialny (to, że ktoś jest przezroczysty, oznacza, że staje się dla kogoś niewidoczny, niezauważalny),- prosty i łatwy.
Zajmuję się pisaniem, więc rozumiem, że autorka nie zawsze wyłapie własne błędy. Ale od tego jest uważny, solidny korektor, którego tu zabrakło.
Czasem, nieświadomie autorka się odsłania, przecząc radom, których udziela.
Przykład? "Zaczęłam pracę w telewizji, o której marzyły wszystkie moje koleżanki".
Fajnie, gdyby to było jednak marzenie pani Pauliny, a nie jej koleżanek, bo przecież autorka zachęca do śmiałego i bezczelnego spełnienia marzeń. A z takiego, z pozornie błahego, zdania, wyłania się obraz kobiety, która czuje niezdrową wyższość nad koleżankami; która cieszy się, że osiągnęła to, o czym inni tylko marzyli. Nic nie wspomina natomiast o tym, że to był jej cel, jej marzenie.
W książce znajdują się również pewne krzywdzące uogólnienia, stereotypy: "Jak każda baba lubię ciuchy", "mężczyźni nie lubią, kiedy kobieta jest męska (co to w ogóle znaczy?!).
Przyznam, że sięgając po książkę, nie miałam pojęcia, kim jest Paulina Smaszcz, ale pod koniec lektury sprawdziłam. I tutaj znów pojawił się zgrzyt, między tym, co pisze autorka i tym, jak sama się zachowuje i funkcjonuje w przestrzeni publicznej. Smaszcz radzi np. "Nie dotykaj rany, bo ciągle będzie boleć". Nie zaglądaj na social media byłych partnerów. Nie oceniaj innych kobiet, bo nie wiesz, jaką przeszły drogę. A przecież sama komentowała życie i nową partnerkę byłego męża. Być może Smaszcz dużo przeszła i tego, że sobie poradziła, nikt jej nie odbierze, ale po co publicznie pierze brudy, dając pożywkę mediom i to kilka lat po rozwodzie. Bo o ile teksty w brukowcach mogą być fałszywe, o tyle komentarze autorki w social mediach to już jej dzieło, jakieś przepychanki słowne, że ktoś sobie "pyknął dzidziusia z milionerem", odpisywanie anonimowym internautkom na Instagramie per lafirynda.... A wspomnę, że Smaszcz prowadzi szkolenia na temat radzenia sobie z hejtem. To wszystko jest zaprzeczeniem rad, jakie autorka udziela w swojej książce. W swoim zachowaniem Smaszcz doprowadziła do tego, przed czym sama przestrzega. Ludzie przestają się dziwić, dlaczego ktoś ją zostawił. Chociaż takie opinie mogą być niesprawiedliwe. A przecież można inaczej. Maciej Stuhr też przeżył ogromną tragedię, a w mediach nie powiedział ani jednego złego słowa o swojej byłej żonie, pewnie z szacunku dla wspólnie spędzonych lat i z troski o córkę Matyldę. I to jest klasa.
Myślę, że dlatego ta książka ma tak niską ocenę. O ile Smaszcz nie muszą obchodzić opinie celebrytów i całkiem obcych jej ludzi, o tyle to, jak funkcjonuje w przestrzeni publicznej, może zrujnować jej wizerunek jako mentorki, bo, żeby pomagać innym, najpierw trzeba uporać się z własnymi demonami. Być może jako mentorka jest dobra, ale są to, moim zdaniem, wyuczone umiejętności, bo kiedy w grę wchodzą emocje, autorka postępuje wbrew własnym wskazówkom. To, plus błędy językowe, zdecydowały o tak niskiej ocenie książki. Paulina Smaszcz nie wzbudziła mojego zaufania. A sama książka jest raczej przeciętna. Polecam dużo lepiej napisane pozycje, np. "Błękitny umysł " (Klaudia Pingot) i "Czułą przewodniczkę" (Natalia de Barbaro). Pierwszą poleciła mi siostra, a drugą - przyjaciółka. :)