cytaty z książek autora "Marcin Gutowski"
To, że zostałeś dwa razy pokonany, nie oznacza, że powinieneś się poddawać.
W watykańskim świecie odpowiedzialność jest rozmyta. Bierze się ją tylko za sprawy, których nie można już uniknąć. Zanim do tego dojdzie, są tygodnie, miesiące, a nawet lata zwlekania, odkładania do szuflad watykańskich biurek tego, co powinno dotrzeć do osób, które powinny o tym wiedzieć i reagować.
Jestem obrzydzony, zniesmaczony tym, co widzę, co słyszę, co czytam, tymi dokumentami i faktami historycznymi. Nie ma dla nich kar, a wręcz jest odwrotnie. Ta uwaga zamiast na nich skupia się na nas i to nam chce się dokopać – komentuje Bartłomiej Pankowiak, ofiara księdza Hajdasza.
To jest pewien element właściwy temu systemowi urzędowemu, który działa w centrum Kościoła: unikanie bezpośredniej odpowiedzialności i zostawiania śladów. Większość spraw załatwia się w bezpośrednich rozmowach i ustaleniach, jak najmniej na piśmie.
Kościół odwraca wzrok od ofiar i tak naprawdę zajmuje się sprawcami. Tworzy im nowe warunki do nadużyć.
Gdy widzi się sześciomiesięczne dziecko, które z powodu biedy waży tyle co zaraz po urodzeniu, to polityczne konflikty schodzą na dalszy plan, a zupełnie nowego znaczenia nabierają słowa, że z wprowadzeniem pokoju w Ziemi Świętej nie można dłużej czekać.
To jest najśmieszniejsze w izraelskim strachu, w obawach o bezpieczeństwo: myślą, że jakiś mur powstrzyma Palestyńczyków. A nas nie zatrzymają żadne betonowe zapory.
W normalnym świecie dzieci dowiadują się o przemocy i strzelaninach z filmów dla dorosłych. Tu mamy je przed domem.
- Nie myślałeś, żeby wyjechać stąd na stałe? - pytam. - Gdzie indziej nie miałbyś tylu trudności.
- Nie wyjadę. - oświadcza stanowczo. - Jeśli będziemy emigrować, kto zostanie tutaj? Pieniądze i dostatek to nie wszystko. Wyprowadzę się i zostawię swój dom Żydom? Nigdy! Kraju trzeba bronić.
Proste sprawy mnie ratują. Brzmi to banalnie, ale żyję dzięki słońcu, kwiatom, plaży, a przede wszystkim dzięki swoim dzieciom.
Ludzie, którzy się nie znają, nie ufają sobie i boją się siebie, nie dogadają się i nie bedą żyli razem.
Od tysięcy lat nie było tu stulecia bez choćby jednej maskary czy to żydów, czy muzułmanów, czy chrześcijan. Historia miast to niemal nieprzerwany ciąg świętości, a jednocześnie relacji o stertach trupów tygodniami zalegających w wąskich ulicach.
Wielu pragnęło Jerozolimy. Ci, którzy ją zdobywali, zmieniali miasto, by uczynić je jeszcze bardziej swoim, a ci, którzy ją tracili, w miarę rozłąki jeszcze bardziej jej pożądali. Są tacy, którzy nazywają ją czarną wdową mamiącą swe ofiary, by nasycić się ich krwią, i nigdy niezaspokojoną. Tylko czy miejsce może być oprawcą ludzi?
Różnica między żydami i gojami jest taka, że goj żyje siedemdziesiąt lat i umiera po nic, a dla żyda każda chwila jest nowa. Zrobiłeś coś dobrego, jesteś dobrym żydem. Zrobiłeś coś złego, nawracasz się i idziesz dalej.
Czym się różni goj od krowy? Prawie niczym. Życie i goja, i krowy sprowadza się do jedzenia, trawienia i wydalania. Jedyna różnica to ta, że goj gada.
Człowiek, któremu jest dobrze, nie odczuwa potrzeb ani braków. Nie gna go w poszukiwaniu nowych przedmiotów, miejsc i wrażeń. Nie musi jeździć nad morze albo i gdzieś za granicę.
Julek Immergluck obsługuje windę towarową w wieżowcu nieopodal. Do Izraela wyjechał z Krakowa w 1966 roku.
- Cóż - wzdycha - chcieliśmy mieć własny kraj, to mamy. Marzyło się nam miejsce, w którym nikt nie powie z pogardą: "Ty Żydzie", ale tutaj też zdarzyło mi się kilka razy, że Izraelczycy kazali mi wracać, skąd przyjechałem. "To nie jest twój kraj. Nie urodziłeś się tutaj. Wracaj do siebie. Twoja matka była w Auschwitz. Szkoda, że was wszystkich nie wybili. Teraz tylko na nas żerujecie", takie wyrzuty słyszałem ze strony sabrów.
Człowiek tworzy rzeczy, by do czegoś mu służyły. Są jednak przedmioty, które powstają nie po to, by się nimi posłużyć, ale po to, by ich twórca mógł wyrazić siebie - dzieła sztuki. Na Bliskim Wschodzie za takie dzieło sztuki, które stworzył sam Bóg, by wyrazić siebie, uważa się pustynię.
Ziemia, nawet najświętsza, nie jest tak ważna jak ludzkie istnienie i wzajemny szacunek.
Gdyby ludzie stąd mieli dostęp do świata, mogliby zobaczyć, że normalne życie wygląda inaczej.
Człowiek tworzy rzeczy, by do czegoś mu służyły. Są jednak przedmioty, które powstają nie po to, by się niby posłużyć, ale po to, by ich twórca mógł wyrazić siebie - dzieła sztuki. Na Bliskim Wschodzie za takie dzieło sztuki, które stworzył sam Bóg, by wyrazić siebie, uważa się pustynię.
Przede wszystkim jestem muzułmaninem. Dopiero później Arabem i Beduinem, a paszport mam izraelski. Ale to tylko papier, nie czuję, że należę do tego państwa i narodu, który to państwo stworzył i nazwał Izraelem. Ta ziemia należy do narodu arabskiego. My nazywamy ją Palestyną. Jeśli Żydzi chcą tu mieszkać, proszę bardzo. Problem w tym, że według nich to musi być państwo żydowskie. Rozwiązaniem byłoby stworzenie państwa dla wszystkich obywateli. Mogłoby się nazywać Palzrael albo Izrastyna, albo nawet Bliskowschodnia Polska. Byleby nie Izrael!
W izraelskich podręcznikach szklonych nie ma Palestyny, a w palestyńskich nie ma Izraela. Musimy się nawzajem na siebie zgodzić. Nawet nie "ze sobą", ale "na siebie", na istnienie "tych innych".
- [...] tu, jeśli mam na imię Ahmed, a nie Dawid, mam zawsze pod górkę.
Świat nienawidził Żydów do momentu, w którym stali się wielkimi ofiarami. Dopiero wtedy postanowił mieć dla nich litość.
Jesteśmy cywilami. Chcemy żyć u siebie w spokoju. Byłem w Europie: w Belgii, Holandii, Szwecji, w Niemczech. Myślałem, że jestem w niebie. Przestrzeń, zieleń, żadnego betonu, drutu kolczastego, punktów kontrolnych i przeszukiwania. Myślałem o tym, by zniszczyć swój paszport i zostać. Ale sumienie kazało wrócić i strzec domu.
To jest niezwykle frustrujące patrzeć na człowieka, który świadomie umieszcza gwałciciela dzieci w parafiach, nie ostrzegając nikogo, i jeszcze dostaje za to nagrodę! Ten człowiek ma reprezentować Boga, a naraża dzieci na gwałt.
Nie ma znaczenia, co robisz i kim jesteś, pod warunkiem że jesteś nasz.
Watykan to bardzo dziwne miejsce, które wikła ludzi w różnego rodzaju relacje.
Nie trzeba chyba szeroko tłumaczyć, że właśnie te strukturalne słabości okazały się szczeliną, która pozwoliła wślizgnąć się do instytucji Kościoła, a potem zagnieździć i niestety na sporą skalę rozgościć, nadużyciom, które dziś wywołują słuszne oburzenie i niesmak.
Tak działa egoizm instytucji. Instytucja najpierw myśli o sobie. Jeśli ktoś zostanie zraniony przez instytucję, to ofiara sama ponosi za to winę.