Nie mówcie mi jak mam żyć Michał Pol 7,5
ocenił(a) na 109 lata temu Autobiografia Władysława Kozakiewicza, opowieść o tym, jak spełnione marzenia małego urwisa spod Wilna stają się częścią historii i mitologii narodu. Momentami przejmującą, gdzie indziej zanurzoną w soczystym humorze, często skłaniającą do refleksji. Historia, którą sam chciałbyś przeżyć.
„Kiedyś w filmie „Człowiek z blizną” Al. Pacino wypowiedział kwestię, która zapadła mi w pamięć: „Nikt nie będzie mi mówił, jak mam żyć! Bo nikt za mnie nie umrze”. Przez całe życie nieustannie słyszałem: zrób to, zrób tamto. Ciągle ktoś próbował za mnie decydować, co będzie dla mnie lepsze”.
To credo Władysława Kozakiewicza, mistrza w skoku o tyczce, który już za życia przeszedł do historii sportu. I stał się legendą- za sprawą słynnego gestu pokazanego wrogiej radzieckiej publiczności na olimpiadzie w Moskwie 1980 roku. Tak, legendą, bo tamten prowokacyjny gest Polacy natychmiast wpisali do swej ikonografii narodowego buntu- by niedługo po tym strącić narodowego bohatera w czeluść potępienia.
Kozakiewicz? Wiele osób powie, że to ten od wała. I słusznie. A właściwie ten od wałów, bo wtedy w 1980 roku na stadionie olimpijskim w Moskwie, pokazał go dwukrotnie. Tak naprawdę oba te gesty były spontaniczną zemstą za gwizdy i wrogość na trybunach. Za oszustwa sędziów forujących przez całe igrzyska zawodników gospodarzy i za opresyjną atmosferę w wiosce olimpijskiej. Czymś w rodzaju komunikatu: „A gwiżdżcie sobie, ja i tak jestem najlepszy”.
Na stadionie nikt tego wała prawdopodobnie nie zauważył, bo nie było żadnej reakcji. Co innego w telewizji: tam cały świat zobaczył, że „Polak pokazał Ruskim wała, i to jeszcze w Moskwie”. Sam Kozakiewicz nie miał pojęcia, że w trakcie olimpijskiego konkursu przerwano nadawanie „Dziennika Telewizyjnego”, największej medialnej świętości PRL, specjalnie po to, by pokazać na żywo jego skok na 5,75.
Po powrocie do Polski nie mógł spokojnie przejść ulicą, żeby ktoś nie podszedł, nie uścisnął ręki, nie wziął w ramiona. Ludzie od razu dorobili sobie do tego gestu głęboką filozofię. Do nikogo nie docierało, że Kozakiewiczowi chodziło tylko o tę publiczność. Gdy tłumaczył, mrugali, że dobrze, że musi tak mówić, ale oni wiedzą, co i jak. Nawet na uroczystym poolimpijskim bankiecie u ówczesnego premiera Edwarda Babiucha partyjni dygnitarze podchodzili do niego, klepali po plecach i mówili: Zuch! Należało się im!
Ale choć tę jego zgiętą w łokciu łapę nazwano nawet „gestem Kozakiewicza”, jak sam Kozakiewicz wspomina, daleko mu było do tego utrwalonego powszechnie obrazu człowieka, który był dzieckiem szczęścia, a przeciwnościom losu tylko grał na nosie. Bo życie pokazywało mu ten gest znacznie częściej niż on radzieckiej publiczności- już od wczesnego dzieciństwa, przez całą sportową karierę i jeszcze długo, długo po jej zakończeniu. Aż do wyprowadzki był w domu wrogiem, podobnie zresztą jak jego mama, siostra i brat, bitym przez ojca kata przy każdej okazji (a najczęściej bez). Później wała co rusz pokazywał mu PRL, w którym działacze na każdym kroku starali się dzięki sportowcom, załatwiać własne interesiki. I w którym bunt sportowca wobec tego systemowego kombinatorstwa, zakłamania i złodziejstwa oznaczał koniec jego kariery. Własny sprzeciw okupił wyjazdem z ojczyzny i przyjęciem obcego obywatelstwa.
Na szczęście jakaś cecha charakteru kazała mu przez lata wyrzucać z głowy to, co złe, nie międlić tego w sobie i przeć do przodu. Miał też w życiu kupę szczęścia, bo trafił po drodze na wspaniałych i życzliwych ludzi.
Pewnie dzięki jednemu i drugiemu, mimo tak wielu przeciwności, udało mu się przez kilkanaście lat utrzymywać się w światowej czołówce skoku o tyczce, założyć wspaniałą rodzinę i trwać w udanym związku aż do dzisiaj.
Autobiografia Władysława Kozakiewicza. Znanego sportowca, wielokrotnego mistrza skoku o tyczce. Opowiada o jego życiu prywatnym, karierze sportowej. Książka warta przeczytania by przekonać się, że postać Kozakiewicza to coś więcej niż tylko słynny „gest Kozakiewicza”, to także znakomita ikona sportu.
Kalendarium:
Władysław Kozakiewicz (ur. 8 grudnia 1953 w Solecznikach pod Wilnem) – polski lekkoatleta – tyczkarz i wieloboista. Brat Edwarda.
Władysław Kozakiewicz i Anna- ślub Gdynia, 18 listopada 1977 r.
Dzieci:
Kasia
Małgosia
Rekord życiowy:
Skok o tyczce – 5,78 m (30 lipca 1980, Moskwa) – 8. wynik w historii polskiej lekkoatletyki.