Najnowsze artykuły
- ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać282
- Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz1
- Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
- ArtykułyOficjalnie: „Władca Pierścieni” powraca. I to z Peterem JacksonemKonrad Wrzesiński10
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Wil Lipatow
8
5,9/10
Pisze książki: literatura piękna
Wybitny prozaik rosyjski, związany z tzw. syberyjskim nurtem prozy radzieckiej. Urodził się w roku 1927 w Czycie, zmarł w roku 1979 w Moskwie. Ukończył Instytut Pedagogiczny w Tomsku w 1952 roku.
5,9/10średnia ocena książek autora
28 przeczytało książki autora
71 chce przeczytać książki autora
2fanów autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Nie wygra się z miłością Wil Lipatow
6,3
Pisanie dziś o czymkolwiek rosyjskim pozytywnie zakrawa na zdradę wobec ludzkich wartości, i piszę to bez ironii. Niestety. Rosjanie zasłużyli sobie na ostracyzm.
To, że powieść jest stara, trochę ratuje sytuację. Jest stara, i jest dobra. Osadzona w realiach sowieckich, prowincjonalnych i jakże dla nas prymitywnych, a i tak jest dobra. Ten pisarz, gdyby żył w innym świecie, mógłby zyskać pozycję Steinbecka na przykład, z którym można go, pominąwszy opisywane realia, porównywać. Sami spróbujcie.
Wiejski Sherlock Holmes Wil Lipatow
7,6
„Narym, Narym – rozmyślał Kaczuszin. – Kraina, gdzie kwiaty nie pachną, a zima trwa dziewięć miesięcy”.
To w tym obwodzie leżała syberyjska wieś Kiedrowka nad zakolem rzeki Ob, rozrzucona w kształcie podkowy, z domami cisnącymi się wzdłuż ulicy, dwiema czerwonymi flagami nad Radą Wiejską i kołchozowym biurem oraz nowym budynkiem zarządu kołchozu ozdobionym transparentem z dumnym napisem – „Towarzysze! Nasz kołchoz znajduje się na drugim miejscu w obwodzie pod względem tempa zbiorów”. To za tę wieś Fiodor Iwanowicz Aniskin walczył z kułakami, którzy strzelali do niego z obrzynów. To w tej wsi od czterdziestu lat pełnił funkcję posterunkowego.
Dla którego w jego fachu istniał tylko Sherlock Holmes – stąd polski tytuł powieści.
W oryginale brzmi – wiejski detektyw, który w prawdzie nie przypominał go fizycznie, ponieważ był sześćdziesięcioletnim, potężnym, niemal groteskowym, mężczyzną ze swoim dwumetrowym wzrostem i stupiętnastokilową wagą. Z twarzą nieprzeniknioną, z której „w żaden sposób nie można było zrozumieć, o czym Aniskin myśli i czego chce od człowieka”. Opinia komendanta milicji brzmiała jednoznacznie – „Aniskinowi możecie ufać: to bóg w naszym fachu!” Jednak umysł Fiodor Iwanowicz miał jak Sherlock Holmes. „Patrzył i zapamiętywał, zapamiętywał i patrzył”, kręcąc przy tym młynka palcami. „Kręcił nimi pod słońce i w przeciwną stronę, razem i osobno, zginając kciuki i rozprostowując, łącząc je opuszkami i rozdzielając”, a potem zaczynał cmokać i bykiem pochylać głowę, dochodząc do sedna sprawy, do prawdy i ostatecznie do winnego. A sprawy były różnego kalibru ważności – ktoś coś komuś ukradł, gdzieś ktoś pobił żonę, upolował nielegalnie zwierzynę albo kogoś zamordował. Aniskin wprawdzie był w swoim postępowaniu stanowczy, konsekwentny i twardy niczym żelazo, ale on, w odróżnieniu od metalu, miał serce i ogromną, wręcz ojcowską wyrozumiałość dla mieszkańców wsi. Posterunkowy o groźnej fizjonomii był z pozoru jak kamień, a tak naprawdę zupełnie inny – ludzki. W dochodzeniu wprawdzie był nieustępliwy, ale kierował się zasadą, że „zadaniem organów milicji jest nie tylko ściganie i wymierzanie kary, lecz również, towarzysze, praca wychowawcza”. Tylko że dla Aniskina ta ostatnia była jakby ważniejsza. I za to szanowali i lubili mieszkańcy swojego posterunkowego, bo na ludzi patrzył nie mimo, lecz w sam środek. Jeśli krzyczał, to z dobroci, a munduru nie nosił nie dlatego, że za ciasny, ale dlatego, że nie chciał się wyróżniać. Fiodor Iwanowicz traktował wieś jak swój dom, a jej mieszkańców jak rodzinę.
Do momentu, kiedy z zaskoczeniem i ogromnym smutkiem zrozumiał, że wszystko się zmienia – ludzie, zwyczaje, wartości i świat.
Autor urodzony na Syberii z ogromnym pietyzmem i czułością oddał charakter kołchozowej wsi syberyjskiej w 1963 roku, sądząc po wspominanych w tle wydarzeniach politycznych. Jego bohaterowie to ludzie ciężko pracujący w kołchozowych, trudnych i wymagających od ludzi hartu warunkach surowej i groźnej Syberii – ludność wiejska, pracownicy tymczasowi, zesłańcy, napływowi i zasuspenowany pop. To oni tworzyli sieć powiązań, a tym samym konfliktów i problemów rozwiązywanych przez Aniskina. Ludzi, którzy żyli w absurdzie komunizmu, kochając swoją, jak dzisiaj byśmy powiedzieli, małą ojczyznę i tylko od czasu do czasu przez myśl inteligentniejszych osób, takich jak Aniskin, przebiegała krytyczna myśl na widok nielogiczności w propagandowych hasłach pracowników zarządu biura – „Rolniku! Kończąc żniwa we właściwym czasie, pomagasz Ojczyźnie!”, a co zachowywali tylko dla siebie.
Z perspektywy czasu i wiedzy o ustroju socjalistycznym odbierałam tę opowieść o zwykłych ludziach gdzieś na Syberii trochę z przymrużeniem oka i uśmiechem na widoczne absurdy, ale i grozą, widząc, jakie niosły dla ludzi śmiertelne niebezpieczeństwo. Za wcześnie było mi wnioskować, że akcentowanie zmian zachodzących w ludziach miałoby zwiastować początek powiewu przyszłej pierestrojki. Raczej autor ubolewał nad niepożądanymi zmianami negatywnie wpływającymi na mentalność ludzi i środowisko poprzez rabunkową gospodarkę państwa. Chociaż kto wie, co autor miał na myśli, ponieważ, jeśli w ogóle chciał coś przekazać, musiał to dobrze ukryć przed cenzurą. Niemniej zachował w tej opowieści urok syberyjskiej wsi i życia w niej wśród cudownie przepięknej przyrody, choć bezwzględnej w swojej naturze.
Krainy, „gdzie kwiaty nie pachną, a zima trwa dziewięć miesięcy”.
naostrzuksiazki.pl