Domena Gaspar Lopez Torres 5,9
ocenił(a) na 79 lata temu Cyberthriller – debiut literacki hiszpańskiego przedsiębiorcy, właściciela firmy software’owej. To informacja, która teoretycznie powinna obniżyć moje zainteresowanie książką do poziomu zera absolutnego. Jedyne moje doświadczenia z cyberświatem opisywanym w literaturze związane są z „Hakerem” Kevina Poulsena. Przeczytałem, odłożyłem i uznałem wtedy – lipiec 2013 r. - że to nie moja bajka. Jednak, mając w pamięci dewizę Foresta Gumpa o życiu i pudełku czekoladek, odwinąłem sreberko i… Nie był to mój ulubiony smak, ale nadzienie okazało się nieco zaskakujące i całkiem interesujące. Pewnie nie skusiłbym się na tę „bombonierkę” gdyby przyszło zapłacić mi za nią cenę wydrukowaną na obwolucie, ale skuteczną zachętą okazała się bardzo przystępna kwota w PLN widniejąca na trzeciej już z kolei naklejce z kodem kreskowym, sprowadzająca wydatek do równowartości połowy paczki papierosów.
Mniej więcej do połowy książki było „tak sobie”. Nie „nudno”, ale i nie „porywająco”, po prostu „tak sobie”. Całkiem sporo fachowej terminologii pozwalającej jednak czytać bez konieczności sięgania co chwila po słownik z zakresu nowych technologii, garść filozoficznych przemyśleń (o ich jakości wolałbym się nie wypowiadać) jednego z głównych bohaterów i dosyć ciekawie rozwijające się negocjacje handlowe dotyczące sprzedaży mającej zrewolucjonizować rynek przeglądarki internetowej, której twórcami są dwaj Hiszpanie, stanowiący chyba alter ego autora. Jeden z nich – Carlos -to właściciel niewielkiej firmy INFOCO, drugi - Max – ponadprzeciętnie zdolny programista, współpracownik i przyjaciel Carlosa. Gdzie tu thriller? – zastanawiałem się przerzucając kolejne strony. Wkrótce jednak tempo gwałtownie wzrosło i – moim zdaniem – utrzymało się aż do końca na niezłym poziomie. Bez względu na to czy Gaspar Lopez Torres samodzielnie skonstruował całą intrygę, czy tez korzystał ze wsparcia jakiegoś „ghostwritera” druga część powieści może usatysfakcjonować każdego zwolennika spisków, intryg, podstępów, gry wywiadów i… Second Life. Tak, tak wirtualny świat udostępniony internautom już w 2003 roku przez Linden Research Inc., jest pełnowymiarowym tłem a w zasadzie uczestnikiem tej historii. Właściwie od samego początku akcja toczy się równolegle w świecie realnym oraz w sieci i mam wrażenie, że w tym drugim środowisku autor porusza się znacznie pewniej, swobodniej i z dużo większą przyjemnością. Na tle dosyć schematycznie rozwijającej się intrygi w świecie rzeczywistym, w wymiarze wirtualnym jest zaskakująco ciekawie, a opis cyberataku przeprowadzanego równocześnie w obu wymiarach powinien usatysfakcjonować największych nawet malkontentów.
Nie chcę zdradzać szczegółów, ale zabawa jest przednia – nawet dla mnie, który nigdy w Second Life nie spędził ani minuty, a co dopiero dla – licznego przecież – grona zwolenników tej gry(?). No właśnie. Czy to aby na pewno tylko gra? Wirtualne wersje bohaterów (VP) jakkolwiek stworzone dla swych realnych odpowiedników (RP) i zależne od nich, dosyć szybko emancypują się i zaczynają żyć własnym życiem. Dosyć „naturalne” jest, że VP wchodzą w interakcje z innymi VP, pytanie na ile opisywane przez autora relacje bytów ze świata realnego i wirtualnego są jedynie fikcją, wytworem wyobraźni autora a na ile stały się już doświadczeniem wielu, bardzo wielu członków naszej społeczności.
W sumie książka godna polecenia. Bez pretensji do odkrywania reguł rządzących światem, ale przy swojej zdecydowanie rozrywkowej formie stawiająca jednak kilka pytań. Moim zdaniem warta tego aby wydać na nią więcej niż równowartość połowy paczki papierosów.
P.S. Postanowiłem, że dokończę jednak opinię o „Hakerze”