Najnowsze artykuły
- Artykuły„Pomyśl dwa razy”: Myron i Win kontratakująSonia Miniewicz1
- Artykuły„Kongres książki”, warsztaty i spacery na Festiwalu ConradaLubimyCzytać1
- ArtykułyAdam Kay w Polsce! Autor Spotkaj się z autorem bestsellera „Będzie bolało” w Warszawie i w Krakowie!LubimyCzytać1
- Artykuły„Podążaj za księżycem” – książka, która zabiera nas w najważniejszą podróż życia!BarbaraDorosz2
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Keith Desserich
1
7,8/10
Pisze książki: literatura piękna
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.plhttp://www.notesleftbehind.com/
7,8/10średnia ocena książek autora
132 przeczytało książki autora
460 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Wiadomość z nieba Brooke Desserich
7,8
Kiedyś, ktoś powiedział mi, że dzieci nie są własnością rodziców. Są tylko wypożyczone im na określony czas. Nie na jakiś, ale konkretny, z datą przejścia w dorosłe, samodzielne, niezależne życie lub ostateczną, gdy odchodzą na zawsze, nie zdążywszy dorosnąć. Problem z rodzicami polega nie tyle na tym, że o tym zapominają, ile na całkowitym braku świadomości tego faktu. Z potrzeby bezpieczeństwa, spokoju myśli i w wyniku wyparcia nieuniknionego i pewnego, przyjmują za fakt, iż bycie z dzieckiem dane im jest na zawsze. Łatwo wtedy popaść w rutynę, w poczucie wiecznej władzy, w uprzedmiotowienie syna lub córki.
To niepozorne zdanie, rzucone w jakieś dyskusji, przyjęłam za swoje, a każda książka pisana przez rodziców, którzy w jakiś sposób tracili, tracą lub stracili dziecko, coraz bardziej utwierdza mnie w tym przekonaniu.
Nie inaczej jest i z tą pozycją.
Uświadomienie lub przypomnienie sobie o przelotności obcowania z własnym dzieckiem, dla autora tych wspomnień przybrało formę bardzo bolesną, a który napisał o swojej córce Elenie – "Wyobraziłem sobie, jak trzymam ją w dłoniach jako niemowlę, tulę w ramionach jako małego brzdąca, pocieszam jako dziecko, przytulam jako nastolatkę i odprowadzam do ołtarza jako młodą kobietę. Jednak nigdy nie sądziłem, że będę ją trzymał w ten sposób".
W dłoniach miał "mosiężny pojemnik z jej prochami. Mały, zimny i prosty".
A koszmarne uświadamianie sobie, kim jest naprawdę dla niego Elena, zaczęło się od zwykłego bólu gardła i rutynowej wizyty u lekarza, zakończonej diagnozą – glejak pnia mózgu, "najgorszy guz, najmniej rozumiany, rosnący w najgorszym miejscu, w najszybszym tempie, przechodzący najśmielsze oczekiwania" i nieodwołalnym wyrokiem – najwyżej jeszcze tylko 135 dni życia. Szok wywołany tą wiadomością rozpoczął trudny proces zmiany światopoglądu, postaw i priorytetów obojga rodziców łącznie z zakwestionowaniem wiary w Boga, podzielony na pięć etapów – bólu, złości, walki, desperacji i nadziei. Wszystkie opisane są w tym dzienniku, dzień po dniu od momentu diagnozy, przede wszystkim z myślą o młodszej córce Gracie, który początkowo posiadał formę internetowych wpisów. I może dlatego nie jest to dziennik rozpaczy, chociaż smutku w nim dużo, ale nadziei i miłości rodziców, którzy znając ostateczny termin odejścia swojego dziecka, mają jeden cel – dać mu jak najwięcej powodów do beztroskiego uśmiechu, który w postaci roześmianych fotografii Eleny towarzyszył mi prawie każdego dnia, na co drugiej stronie dziennika. To wywoływanie radości ułatwiała im wspólna lita życzeń i marzeń, którą tata i mama Eleny realizowali konsekwentnie do końca jej dni, nawet wtedy, gdy choroba przykuła ją do wózka. Największe wrażenie zrobiło na mnie zawieszenie tego rysunku sześcioletniej dziewczynki, w muzeum pośród takich mistrzów malarstwa jak Pablo Picasso, Pierre Auguste Renoir i Vincent van Gogh. Swoiste świadectwo determinacji i miłości – córka przy własnym „dziele sztuki” powieszonym na honorowym miejscu, w prawdziwym muzeum. A z tych wszystkich sukcesów najważniejszy – uśmiech na twarzy i radość w oczach dziecka. Reszta to tylko dodatki, bo: bycie tatą to coś więcej niż wskazywanie, co jest dobre, a co złe, to także cieszenie się czasem spędzanym wspólnie i odnajdywanie humoru w codziennym życiu".
Piekielnie bolesna lekcja powinności rodzicielskich, chociaż sam Keith to, co przytrafiło się jego rodzinie, za taką nie uważa. Raczej za niezbędne i potrzebne doświadczenie. Zmagania hartujące odporność i czyniące rodzinę silniejszą i gotową do wsparcia w najtrudniejszych chwilach. Rodzina Brooke i Keitha zdała ten egzamin, chociaż nie było łatwo. Bywa i tak, że rodziny rozpadają się pod ogromem nieszczęścia. Czy ci ostatni żyli w zbyt optymistycznym świecie, uciekając w niepamięć, gdzie nie ma nieszczęść, a wszystko jest dane na zawsze?
Nie wiem.
Wiem tylko, że nie należy odsuwać od siebie tego typu książek, bo one nie straszą chorobami i śmiercią, nie epatują cierpieniem, by wywołać łzy. Są tylko niezbędnym kontekstem do ukazania wyjątkowości cudu życia i obecnych w nim ludzi, by nie zapominać, "jak cenić sobie chwile z ukochanymi i docenić prawdziwą wartość istnienia, dostrzegać rzeczy ważne, tylko dlatego, że jesteśmy ludźmi, a to jest życie".
Wartość tej opowieści o Elenie i jej rodzinie nie przekłada się tylko na wzruszenia i przemyślenia, ale na konkretne wnioski i działania wymierne przede wszystkim dla dzieci, których rodziców, jak piszą w tysiącach listach do Brook i Keitha, ten zwyczajny dziennik nauczył dostrzegać i na nowo "kochać swoje dzieci i cenić najdrobniejsze momenty życia. Nagle ich dzieci nie były już dłużej czymś, co ich rozprasza, lecz stały się celem ich życia. Nauczyli się znajdować dla nich czas, odprowadzać do szkoły, czytać najgrubsze książki, jakie potrafili znaleźć na półce przed położeniem do łóżka".
I to jest największa wartość, jaką rodzice (i nie tylko!) mogą wynieść i wynoszą z bolesnych doświadczeń rodziny Desserichów.
naostrzuksiazki.pl
Wiadomość z nieba Brooke Desserich
7,8
Rak zawsze dotyczy kogoś innego. Współczujemy tym "innym" i wracamy do naszego świata.
Statystyki są jednak nieubłagane. Na raka choruje lub zachoruje co 4 Polak. Nie znaczy to, że jedna i ta sama osoba nie może zachorować na 2 czy nawet więcej rożnych odmian raka. To już czyni raka bardziej groźnym i znacznie zwiększa prawdopodobieństwo, że dopadnie nas albo naszych najbliższych.
Zawsze dziwiła mnie ludzka znieczulica, głupota i totalny brak empatii. Oczywiście, nie mówię tu o wszystkich ludziach. Mówię jednak o większości, niestety.
Przykład z mojego życia:
Wchodzę do jednego z działów w firmie, w której pracuję. Jest tam jedna kobietka, którą bardzo lubię. Widzę, że siedzi cała nieszczęśliwa. Pytam, co się dzieje. Na to Ona, cała roztrzęsiona i załamana, że Jej synek jest przeziębiony. Nie chcę umniejszać powagi tej sytuacji, ale obok niej, innej kobiecie z tego samego działu w tej samej firmie, łzy napływają do oczu...jej dziecko od roku walczy bowiem o życie. Ale ona nie ściąga swoją nieszczęśliwą miną na siebie uwagi całego działu. Musi być silna, musi pracować, bo leki są drogie. Cierpi w ciszy. Tylko takie przypadki, takie niefortunne wypowiedzi innych matek, wywołują potok łez. Tak bardzo by chciała, żeby jej mała dziewczynka była TYLKO przeziębiona.
Apeluję o empatię, o zwykłą ludzką życzliwość i rozglądanie się dookoła zanim ze swojej "tragedii" zrobi się sprawę publiczną.
Apeluję o przeczytanie tej książki przez wszystkich rodziców i przez tych, którzy rodzicami nie są.
,,Nigdy nie patrz na dzień, myśląc, że jest to zły dzień, ponieważ ten dzień może być lepszy od jutrzejszego, więc dziękuj Bogu za to, że w ogóle go masz’’.
Miqa -> jeszcze raz wielkie podziękowania :)