W wieku dziesięciu-jedenastu lat odkryła science fiction, czytając książki ojca (pierwszą był zbiór opowiadań "Agent of Vega" Jamesa H. Schmitza),a następnie zaznajomiła się z powieściami Andre Norton. Później bardzo często odwiedzała bibliotekę, a kieszonkowe wydawała na kolejne książki (wciąż ma większość z nich).
W 1972 ukończyła Uniwersytet Purdue. Pracowała jako kucharka, księgowa, ochroniarz w domu towarowym, technik laboratoryjny, modelka oraz programista komputerowy. W związku z ostatnim zawodem przeniosła się z Indiany do Oklahomy w 1982.
W tym samym roku Lackey zaczęła również pisać, znudzona i rozczarowana dostępnymi wtedy książkami. Jak twierdzi, przyczynił się do tego Ray Lafferty. Dzięki C. J. Cherryh i Marion Zimmer Bradley w 1985 Lackey zaczęła zarabiać na swoim pisaniu, a od 1993 było to jej główne źródło utrzymania.
W 1992 poślubiła szesnaście lat młodszego od siebie Larry'ego Dixona.http://mercedeslackey.com/index.html
- Tęsknisz za nim, prawda? - zapytała łagodnie. - Potrzebujesz go i dlatego tęsknisz.
- Jest częścią mnie, jak moje ramię, jak moje serce. W...
- Tęsknisz za nim, prawda? - zapytała łagodnie. - Potrzebujesz go i dlatego tęsknisz.
- Jest częścią mnie, jak moje ramię, jak moje serce. Wprost nie potrafię sobie wyobrazić życia bez niego. Nie wiem, co ze sobą zrobić, dokąd pójść, jaki zrobić następny krok.
„Heroldowie Valdemaru” to dość obszerne tomisko składające się tak naprawdę z trzech powieści, które czyta się błyskawicznie.
Jest to książka z gatunku fantasy ze świetnie wykreowanym światem i fabułą, w której non stop coś się dzieje. Otrzymuje wiele intryg, spisków i magii, a do tego przebiegli i ciekawi bohaterowie sprawiają, że od książki naprawdę ciężko się oderwać. Oczywiście nie mogło zabraknąć także wątku miłosnego, ale spokojnie, bo nie przyćmiewa on całej reszty.
Najbardziej w całej książce zachwycili mnie tytułowi Heroldowie. Była to społeczność, która przypominała po prostu rodzinę, w której nie liczy się twoje pochodzenie. Heroldem mógł być zarówno szlachetnie urodzony, jak i żebrak. Mógł nim być mężczyzna, ale u jego boku mogła stanąć także kobieta. Tam każdy był sobie równy co było po prostu piękne. Warto także nadmienić, że obok tej równości pojawiła się także społeczność LGBT+ co troszeczkę mnie zaskoczyło, bo powieści te zostały napisane już jakiś czas i nie było to wtedy zbyt modne w literaturze.
Tak naprawdę „Heroldowie Valdemaru” to ciekawa i wartka akcja, magia, miłość, wojna, mroczne siły… więc czego chcieć więcej? Jeżeli lubicie fantastykę to nie będę tutaj spojlerować i powiem tylko, że książka zdecydowanie powinna znaleźć się na Waszej półce.
Na sam koniec muszę tylko zaznaczyć, że zawiodłam się troszeczkę wydaniem. Tak obszerne tomisko zasługuje na twardą oprawę, a nie dość miękką w której tak łatwo o uszkodzenia.
Uciekająca z domu Talia nie spodziewała się, że na swojej drodze spotka zagubionego towarzysza, który jak się okazuje, wybrał ją z grona wielu innych, by ta stała się Heroldem. Nim jednak to tego dojdzie, musi pobierać nauki w Kolegium Heroldów, gdzie dowie się wiele więcej niż z miejscowych plotek, a przy okazji okaże się, iż ma być kimś więcej niżeli Heroldem. Jaką funkcję obejmie Talia? Czy odnajdzie się w nowym życiu?
Jak widać moja faza na książki z gatunku fantasy, jeszcze się nie zakończyła i tym razem postanowiłam sięgnąć po coś, co będzie towarzyszyć mi dłużej niż jeden wieczór, a “Heroldowie Valdemaru” okazali się idealnym kandydatem do tego. I choć ilość stron przekraczająca 800 ogromnie mnie przerażała, fakt, że są to 3 tomy w jednej książce, zneutralizował to uczucie, a przy okazji sprawił, że zapoznałam się z całą trylogią, do czego mogłoby nie dojść w przypadku gdyby tomy byłby wydane osobno.
Jeden raz to przypadek; dwa, zbieg okoliczności. Ale trzy razy to już spisek.
Całość recenzji https://www.czytelnika.pl/2023/03/heroldowie-valdemaru-mercedes-lackey.html