Jak zwykle - uwielbiam! Chociaż pierwsze opowiadanie odbiega kreską od pozostałych.
W tym tomie pierwszy raz naprawdę mocno denerwuje mnie Taranee, która patrzy tylko na siebie mając gdzies uczucia Nigela. Will zresztą nie jest lepsza, przez chyba dwa opowiadania mama jej próbuje powiedzieć coś ważnego, a ona totalnie ją ignoruje.
Pamiętam też, że jak byłam młodsza to nie lubiłam postaci Orube - teraz już się przekonałam do niej.
Nie sądziłam, że się tak wciągnę, serio. Jeszcze kilka lat temu jak wychodziła myślałam, że jest nie tknę. Potem z nie do końca jasnych dla mnie powodów (chyba chwila słabości) nabyłam ją. I tak stała na półce razem z innymi komiksami, aż do tego weekendu.
Na początku byłam sceptyczna, ale szybko sobie przypomniałam jak śledziłam losy piątki bohaterek, gdy byłam mała. Sentyment zrobił swoje i przepadałam na dobre. Gdzieś pod koniec już szukałam na Empiku kolejnych części, żeby zamówić (i tylko stan konta mnie przed tym powstrzymał, ale coś czuję, że nie na długo).