cytaty z książek autora "Romain Gary"
Le Chambon-sur-Lignon była wioską, która pod wodzą pastora Andrégo Trocmé, jego żony Magdy i przy wsparciu okolicznej ludności uchroniła przed deportacją setki żydowskich dzieci. Przez cztery lata życie tam było całkowicie podporządkowane owemu celowi. Raz jeszcze napiszę te dumnie brzmiące słowa: Le Chambon-sur-Lignon i jej mieszkańcy.
Psychoanaliza, jak wiele idei współczesnych, przybiera dziś postać totalitarnej aberracji, usiłuje narzucić nam obrożę swoich własnych perwersji. Wzięła w posiadanie obszary opuszczone przez zabobon, przywdziewa zręcznie płaszcz semantycznego żargonu, który sam sobie wymyśla przedmioty własnej analizy i przyciąga publiczność metodami zastraszania i psychicznego szantażu, podobnie jak gangsterzy amerykańscy ofiarują klientom swoją opiekę.
Jednakże prawdziwa tragedia Fausta nie polegała na tym, że sprzedał duszę diabłu.Prawdziwa tragedia to to, że nie istnieje diabeł, który by chciał kupić nasze dusze.
Trzeba umieć odróżnić zaćmienie umysłu od prawdziwej miłości.
Żydzi są ludźmi tak upartymi ,że nawet dzięki temu jeszcze żyją.
Nie wystarczy sprzedać swe ciało i duszę, najtrudniejsze jest uzyskać właściwą cenę.
Kiedy człowiek nie ma nikogo w życiu, to jest dużo ludzi. Ale jak ma się kogoś, to jest mniej.
Chyba się jeszcze bardziej przestraszył. Ja go zacytowałem, nie ulega wątpliwości.
Wielka miłość jest wtedy, gdy spotykają się dwa marzenia i wspólnie przestają stąpać po ziemi.
W każdym człowieku ukrywa się istota ludzka, która prędzej czy później wyjdzie na jaw.
Miłość to jedyne bogactwo, którego przybywa rozrzutnym. Czym więcej dajesz, tym więcej ci pozostaje.
Prawda bowiem jest taka, że w tej materii nie liczą się fizyczne szczegóły ani nawet to, co partner ma wam do zaoferowania, lecz jakość uczucia, jakie sami wnosicie.
- Wiesz, miłość najbardziej potrzebuje wyobraźni. Każdy musi tworzyć drugiego całą swoją wyobraźnią, ze wszystkich sił, nie wolno ani piędzi ziemi oddać rzeczywistości; a wtedy, gdy spotkają się dwie wyobraźnie... Nie ma nic piękniejszego.
- Jestem pewna, że zawsze będziesz mnie kochał - powiedziała. - Zawsze. Nigdy cię nie zawiodę. Zawsze będę z tobą, w cieple twoich wspomnień, i nic złego mi się nie stanie. Będę nawet coraz piękniejsza. Dzięki tobie pozostanę żywa i młoda długo po śmierci. I nigdy nie przestaniesz czynić mnie jeszcze piękniejszą. Zachowasz mnie na zawsze , nikt nie zdoła ci mnie odebrać. Twój ojciec uważa, że zostaniesz pisarzem, mówi, że twoje oczy umieją wymyślać wszystko, co widzą. Wymyśl mnie dobrze, Fosco.
- Teresino...
- Szsz... Nic nie mów. Zresztą nie umiałbyś tego powiedzieć. Tak jest lepiej. Lepiej czuć. Słowa mają złe obyczaje, to łobuziaki.
Po prostu bywa, że trafiamy na niewłaściwego człowieka.
Mnie się to zdarzyło. I Tobie.
Jak możesz odróżnić prawdę od fałszu, kiedy zdychasz z samotności.
Spotykasz faceta, stajesz na głowie, by wydał ci się interesującym, w końcu wymyślasz go od a do z, stroisz od stóp do głów w zalety, przymykasz oczy, by lepiej te zalety dostrzegać, on próbuje oszukać ciebie, ty go także.
Jeżeli jest przystojnym durniem, ty uważasz go za inteligentnego, jeśli on ma cię za idiotkę, czuje się przy tobie bardzo inteligentny, kiedy zauważy, że masz obwisły biust, doszukuje się w tobie osobowości, a gdy ty dochodzisz do wniosku, że to prostak, powtarzasz sobie, że trzeba mu pomóc, cóż z tego, że nie jest okrzesany, tobie starczy obycia za dwoje, jeśli chce robić to bez przerwy, tłumaczysz sobie, że cię kocha, jeśli nie jest zbyt wyrywny, wmawiasz sobie, że to nie jest najważniejsze, jeżeli jest sknerą, kładziesz to na karb jego biednego dzieciństwa, jeśli jest nadętym bufonem, twierdzisz, że jest naturalny.
Słowem, wychodzisz z siebie, żeby zadać kłam oczywistości, choć ta rzuca się w oczy.
Miłość to wędrówka bez map, bez kompasów, wędrówka, podczas której tylko ostrożność może zwieść nas na manowce.
Łóżka zawsze stanowiły dla mnie problem. Wąskie, tylko na jedną osobę, w pewnym sensie wyrzucają, zakłócają wyobraźnie. To jedynka bez wykrętów, bez względów. "Jesteś samotny, przyjacielu, i dobrze wiesz, że takim zostaniesz." Dlatego wolę dwuosobowe łóżka, otwarte na przyszłość, ale tu właśnie występuje odwrotna strona dylematu. Nawiasem mówiąc, dylematy to świństwo, nie znałem przyjemnych. Bo przy takim łóżku dla dwojga, wieczorami oraz w soboty i niedziele człowiek czuje się jeszcze bardziej samotny niż w jednoosobowym, gdyż nie ma wymówki, dlaczego jest samotny.
Życie to młodość. Kiedy się starzejemy, staje się trwaniem, czasem - pożegnaniem; zabrało nam już wszystko i nic nie ma do zaofiarowania.
- Płacz - powiedział z czułością, która chwytała za serce. - Płacz za siebie i za mnie. Płacz w moim imieniu, bo ja już niestety nie potrafię. Nie mam już tego, co trzeba. Łzy trudniej jest wytworzyć niż kamień filozoficzny. Przychodzą same, a pewnego dnia przestają i tyle. Pewnego dnia łzy wysychają. Nie czują się z nami dobrze, bo nie ma już ciepła, odpowiedniego klimatu...
Wybuchnął śmiechem.
- Łzy są jak pomarańcze.
Dziewczyna, która każe sobie płacić za to, że udostępnia mężczyznom swoje wdzięki, wydaje mi się siostrą miłosierdzia i szlachetną rozdawczynią chleba, jeśli się jej skromną sprzedajność porówna z prostytucją uczonych, którzy sprzedają swe mózgi producentom genetycznej trucizny i atomowego strachu.
Ja wiem, że to Twoja matka, ale to jednak coś ładnego taka miłość. W końcu człowiek zaczyna zazdrościć...Żadna kobieta nie będzie Cię nigdy kochała tak jak ona.Możesz być pewny.
Mogłem być pewny. Ale wówczas jeszcze tego nie wiedziałem. Dopiero około czterdziestki zacząłem rozumieć. Nie jest dobrze być bardzo kochanym w tak młodym wieku, tak wcześnie. To rodzi złe przyzwyczajenie. Wydaje się, że tak już być musi. Wydaje się, że to gdzieś powinno istnieć, że można to odnaleźć. Liczy się na to. Wpatruje się, ma się nadzieję, czeka. Miłość macierzyńska to obietnica, którą życie nam daje u progu i której nie dotrzymuje nigdy.
Patriotyzm, to kochać swoich. Nacjonalizm, to nienawidzieć innych (…) wszystkich obcych.
Nie wiem, co sobie powiedzieliśmy przez te minuty, gdy nie padło ani jedno słowo.
Po niedługim jednak czasie moje wyobrażenie o wielkości Boga wydało mi się nie do pogodzenia z tym, co widziałem na ziemi - a ja tutaj chciałem na ustach matki zobaczyć uśmiech szczęścia. A przecież wyraz "ateista" jest dla mnie nieznośny: wydaje mi się płaski,kusy, zalatuje osiadłym na nim pyłem stuleci, jest staromodny i ograniczony na jakiś sposób mieszczański i reakcyjny, którego nie potrafię bliżej sprecyzować, ale który wyprowadza mnie z równowagi jak wszystko, co jest zadowolone z siebie i uważa się w swej zarozumiałości za całkowicie wyzwolone i uświadomione.