cytaty z książek autora "Larry McMurtry"
Nie płacz. Tak już jest - raz wygrywasz, raz przegrywasz. I trwa to całe życie.
Ja tam uważam, że dni są po to, żeby rozglądać się po świecie, a noce, żeby się łajdaczyć.
Jeśli człowiek za bardzo pragnie jednej, jedynej rzeczy, może się rozczarować. Zdrowiej jest polubić codzienne drobiazgi: miękkie łóżka, maślankę, no i krzepkich jegomościów, takich jak ja.
- Nie próbuj odpłacać bólem za ból - powiedział. - W takich sprawach nigdy nie udaje się dokładnie wyrównać rachunków.
Tyle że mężczyznę ogarnia strach na widok kobiety, która myśli. Zawsze wynikają z tego jakieś kłopoty.
Bardzo lubię wieczory. I ranki. Gdybyśmy mogli obyć się bez całej tej cholernej reszty dnia, byłbym dużo szczęśliwszy.
Ziemia to jeden wielki cmentarz, gnatowisko. Ale w słońcu pięknie wygląda.
Ktoś, kto lubi wypożyczać świnie, nie cofnie się przed niczym.
Nieważne, gdzie człowiek umiera. Ważne, gdzie żyje.
- Oczywiście są jeszcze kobiety - powiedział Augustus. - Lubię je, i owszem. Ale na razie nie spotkałem tej, dla której gotów byłbym zaprzepaścić taką okazję. Kobieta to wytrwałe stworzenie. Każda próbuje przykuć człowieka do jednego miejsca. Ale jeżeli się nie dasz, tylko ruszysz dalej tanecznym krokiem, po powrocie przeważnie zastaniesz ją mniej więcej tam, gdzie się z nią rozstałeś.
Wiem, że żałujesz. Ale dzień wczorajszy spłynął już z prądem i nie da się go cofnąć.
Jeżeli tylko parę razy w życiu stajesz oko w oko ze skutkami własnych pomyłek, musi to okropnie boleć. Ja swoim błędom patrzę w twarz codziennie, więc niewiele bardziej mnie bolą niż golenie na sucho.
Przecież dla prawników i bankierów kobiety, dzieci i osadnicy to tylko mięso armatnie. Na tym między innymi polega cały plan: kiedy Indianie natłuką ich tyle, ile trzeba, szanowna opinia publiczna się oburza, a wtedy zaczyna się nasze zadanie: mamy sponiewierać Indian, żeby nie przeszkadzali. Jeżeli mimo to wracają, wkracza wojsko i poniewiera ich jeszcze bardziej. Wreszcie żołnierzom udaje się tak ich przydusić, że pozwalają się zapędzić do jakiegoś rezerwatu, a wtedy przychodzą prawnicy i bankierzy, żeby puścić w ruch cywilizacje.
Dla większości mężczyzn szczerość to to samo co niewyparzony język.
Ten świat jest niczego sobie, chociaż czasem rzeczywiście bywa niełatwo.
- Już wiem co zrobimy – powiedział Augustus. – Pojedziesz do Montany z Deetsem i P.E.’em. Zbudujecie ładną, przytulną chatę z porządnym kominkiem i przynajmniej jednym łóżkiem, żeby na mnie czekało, kiedy do was dołączę. Potem do reszty oczyścicie teren z Czejenów, Czarnych Stóp i tych Siuksów, którzy jeszcze będą się stawiać. Dopiero wtedy przy pomocy Jake’a i Newta popędzę stado i spotkam się z wami nad Rzeką Prochu.
Call prawie się uśmiechnął.
– Chciałbym zobaczyć to stado, które ty i Jake byście tam przygnali – powiedział. – Chyba, że stado kurew.
Myśl ta wpędziła mnie w taką depresję, że nawet nie mogłem dostać migreny.
Założę się, że nasza przyszłość będzie dużo szczęśliwsza niż nasza przeszłość.
Podobno małe dzieci wrzeszczą tak, by odstraszyć tygrysy, ale nie wiem, czy to prawda.
Nie próbuj odpłacać bólem za ból. W takich sprawach nigdy nie udaje się dokładnie wyrównać rachunków.
Nie jesteś niczym, możesz być tym, czym zechcesz.
(...) każda podmiejska gospodyni domowa może równie szybko i równie śmiertelnie pchnąć nożem kuchennym, jak najbardziej przewrażliwiona gwiazda filmowa.
- Jestem Ben Sippy - oznajmiłem, pomyślawszy, że nadszedł już czas, byśmy się sobie przedstawili. Wstałem i wyciągnąłem do niego rękę.
Billy nie podał mi swojej, tylko ponownie wykrzywił twarz w grymasie uśmiechu. Oba przednie zęby wystawały mu do przodu i były poszczerbione.
- Cześć, panie Sippy, czy jest pan z Missisipi? - zapytał i wybuchnął śmiechem. W owych czasach Billy zawsze bawił się swymi powiedzeniami. Gdy się tak śmiał z powodu jakiegoś własnego kawału, trudno było go nie lubić - był wówczas radosny jak wygrywające dziecko.
Dać po łbie chamowatemu barmanowi to nie taka znowu zbrodnia.
Miał wrażenie, że wszystko w jego życiu sprało się i przetarło. Wszystkie przyjaźnie i miłostki wydały mu się smutne i nietrwałe, a przecież kiedyś stanowiły miłą i mocną materię jego życia. Ale materia ta za mocno się zestarzała, by znieść ciężar tych wszystkich ciał, ról i potrzeb osób, które się na niej przewracały i wierciły. Czasem przebijał ją palec bądź łokieć i cała się darła.
- Początkowo fajnie było mówić ot tak, wprost do automatu - mówiła. - W ten sposób eliminuje się konflikty, a to oszczędza energię. Ale problem polega na tym, że eliminuje się także osobę. Przestaliśmy udzielać sobie odpowiedzi, Danny. Po prostu wypowiadamy swoje poglądy, odrębne, ale jednakowe. Teraz czuję się tak, że nawet nie wiem, czy jestem jeszcze twoją przyjaciółką.
(...) nagle, ze zdumiewająca wprost jasnością, uderzyła mnie myśl, że Bóg albo ewolucja pomylili się obdarzając ssaki naczelne tylko dwiema rękami. Wyraźny błąd konstrukcyjny! Było oczywiste, że rodzice i dziadkowie potrzebowali jednej pary rąk dla każdego dziecka (...).
- Chociaż prawdę mówiąc bałbym się o siebie, gdyby przyszła mi nagle ochota wypożyczyć kilka świń - ciągnął Wilbarger. - Ktoś, kto lubi wypożyczać świnie, nie cofnie się przed niczym.
Roscoe wpadł w popłoch, bo ubranie, które niszczono na jego oczach, było jedynym, jakie posiadał. Po chwili przypomniał sobie, że przecież i tak go zabiją, więc humor trochę mu się poprawił.