Wiedźmin. Oficjalna księga kucharska Anita Sarna 8,8
ocenił(a) na 422 tyg. temu Ci, co mnie znają, wiedzą doskonale, że z panem Sapkowski i jego "Wiedźminem" mam mało po drodze, a nawet i wcale. Nie lubimy się, nie uznajemy wzajemnie swojej obecności. Ot, podobało mi się w czasach, kiedy pełnoletność była jeszcze daleko przede mną. Z czasem jednak przygody białowłosego miłośnika dziwnych eliksirów przestały mnie intrygować i fascynować. Jasne, zagrałam w grę z przyjemnością i z chęcią do niej wrócę, RPG też ma dla mnie dawkę sentymentu.
Jednak w przypadku tego.... hm, nawet nie wiem, jak to nazwać, bo wydanie ładne, zdjęcia przyjemne dla oka. Przepiśnika? O, uznajmy, że to takie "przepiśniątko" jest, to absolutnie, przepraszam bardzo, nie urwało mi niczego, poza portfelem, który kazał mi się w czółko puknąć po uprzednim solidnym rozbiegu. Puknięcie najlepiej czule ze ścianą, bo szkoda kasy.
Dosłownie, szkoda, bo garść ładnych zdjęć nijak nie zastąpi mi faktu, że przepisy są... do bólu zwykłe, i w każdej książce kucharskiej je znajdziemy! Cholera jasna, kiedy zobaczyłam przepis na SMALEC - tak, SMALEC - zwątpiłam do cna. Serio? Smalec podpiszemy nazwą miejsca z książki i już? No... nie.
Zupełnie mnie nie kupiła ta książka, i serio - kurczaka, nalewkę czy choćby "bułki weselne", czyli zwykłe ciasto drożdżowe z kruszonką (i ewentualnym nadzieniem z dżemoru domowego) to sobie zrobię sama, bez pomocy "inspirowanej" książki. Stąd moja niska nota, stąd moje rozczarowanie.
Niestety, ale książek kucharskich mam sporo, kuchnia jest moim środowiskiem całkiem naturalnym i lubianym, więc nie będę przepłacać. Niestety, ale to nie Max Miller z jego aksamitnym głosem i pasją do historii ;)