cytaty z książek autora "Anders Roslund"
Zemsta to coś, czego dokonujemy.
Natomiast sprawiedliwości doświadczamy.
Kawa była czarna. Żadna tam kawa z mlekiem, żadna neska, cappucino czy inne modne gówno, tylko prawdziwa szwedzka kawa, czarna jak węgiel, bez fusów.
Wszystko, co człowiek robi, zmienia go. Każda czynność, każda myśl ma swoje konsekwencje. Bez względu na to, czy postępuje słusznie, czy popełnia błąd.
Rzadko zdarzało mi się widzieć akty aż takiej przemocy. Takiej złości. Szukasz kogoś, kto cierpi na zaburzenia psychiczne. Może powinieneś szukać kogoś, kto nienawidzi?
Wszystko, co człowiek robi, zmienia go. Każda czynność, każda myśl ma swoje konsekwencje..
Wspomnienia... Tylko one ci kiedyś pozostaną, gdy już przeżyjesz swoje życie.
- Tato, dlaczego płaczesz?
Zarówno Anita, jak i Jonas przyglądali mu się uważnie.
- Nie wiem.
- Dlaczego?
- Nie mogę o tym mówić.
- Dlaczego, tato?
Sven spojrzał na Anitę. Jak wytłumaczyć coś małemu chłopcu, jeśli nie potrafią tego zrozumieć nawet dorośli? Anita wzruszyła ramionami. Ona też nie wiedziała, ale nie przeszkadzała mu, kiedy zaczął mówić:
- Chodzi o pewnego chłopca. To dlatego jest mi tak smutno. Człowiekowi czasem robi się smutno, jeśli sytuacja jest tak przykra, zwłaszcza wtedy, gdy samemu ma się syna.
- Co to za chłopiec?
- Nie znasz go. Jego tata chyba niedługo umrze.
- Jesteś pewien?
- Nie.
- Nie rozumiem.
- Jego tata mieszka w innym kraju, w Stanach Zjednoczonych. Wiele osób, które tam mieszka, uważa, że zabił człowieka. A w Stanach Zjednoczonych zabija się ludzi, którzy zabili człowieka. (...)
- Nie rozumiem.
- Ja też nie.
- Nie rozumiem, kto go zabije. (...)
- Państwo. Kraj. Lepiej nie potrafię ci wyjaśnić.
- A kto decyduje o tym, że on musi umrzeć? Przecież ktoś taki musi być, prawda?
- Ława przysięgłych. I pan sędzia. Pamiętasz, taki sędzia, którego widziałeś w telewizji.
- Ława przysięgłych?
- Tak.
- I sędzia?
- Tak.
- Czy to są ludzie?
- Tak. To są ludzie. Zwykli ludzie.
- A kto ich zabije?
- Oni nie zostaną zabici.
- No dobrze, ale jeśli to oni decydują, że ktoś ma umrzeć, to znaczy, że oni też zabijają. A więc muszą umrzeć. Kto to zrobi, tato? Ja nie rozumiem.
- Nigdy wcześniej nie zetknąłem się z czymś takim. Szczerze mówiąc... uważam, że jest pan porąbany.
- Porąbany? Nie, proszę pana. Porąbany to jest ten, kto twierdzi, że państwo ma prawo odebrać życie innemu człowiekowi.
W życiu jest tyle rzeczy, których nie da się przewidzieć. Jak, u diabła, przygotować się na coś, co nie powinno się zdarzyć?
Śmierć. Tylko o niej nie wolno im było myśleć. I tylko o niej myśleli.
Za każdym razem Frey kurczył się coraz bardziej, wprawdzie nadal był potężnie zbudowanym mężczyzną, ale mimo to jakby się skurczył. Tak dzieje się wówczas, gdy nadzieja jest coraz słabsza i coraz trudniej się jej trzymać.
Posłużył się przemocą wobec słabszego, i to nie dlatego, że musiał, tylko dlatego, że mógł.
Czuł, że musi zdławić płacz. Uświadomił sobie, jak wiele kosztuje go zachowanie profesjonalnej postawy. Ta kobieta powinna być statystyką i wykresami. Tak właśnie usiłował myśleć: nie znam jej, nie znam jej, nie znam jej, ale to nie pomogło, nie dzisiaj, za dużo tego wszystkiego, za dużo bezsensów.
- Korzyść wynikająca z faktu, że wyglądasz na bogatego faceta, który odniósł sukces, jest większa niż ponoszone ryzyko.
Mariana stanęła między dwoma samochodami, które razem kosztowały tyle, ile ona zarobi przez pięć lat.
- Są trzy rzeczy: być widzianym, słyszanym i akceptowanym. Ty tego potrzebujesz, ja tego potrzebuję, wszyscy tego potrzebujemy, bo jesteśmy ludzmi. Inaczej nie moglibyśmy funkcjonować. Wcale. Jak dokonujesz napadu i wpada ci w ręce kupa forsy, a ty nie możesz się nią pochwalić, to nieprzyjemna sytuacja. Przyjemnie jest wtedy, kiedy możesz pokazać, że ci się udało. A do tego potrzebne jest takie lśniące cacko. Chwalisz się nim i masz w nosie, czy komisarz policji, który mieszka przy Sveavagen, rozumie, co jest grane. Zapamiętaj, Ewert: człowiek chce być widziany, słyszany i akceptowany. Nic więcej.
Nie wierzę w religię ani w ideologię. A wiesz, w co wierzę? W pieniądze.
Ty albo ja, a ponieważ bardziej zależy mi na sobie niż na tobie, wybieram siebie.
Trzy sekundy albo trzy minuty to wieczność, jeśli to on coś planował i kontrolował czas. Jeśli planował i kontrolował ktoś inny, trzy godziny to niewiele.
Czuł, że musi zdławić płacz. Uświadomił sobie, jak wiele kosztuje go zachowanie profesjonalnej postawy. Ta kobieta powinna być statystyką i wykresami. Tak właśnie usiłował myśleć: nie znam jej, nie znam jej, nie znam jej, ale to nie pomogło, nie dzisiaj, za dużo tego wszystkiego, za dużo bezsensów.
Jeśli ty wkręcisz w sprawę mojego brata, ja wkręcę twojego.
Nie zajmuję się włamaniami. W naszym mieście ginie zbyt wielu ludzi i to ich sprawy pochłaniają cały mój czas. Dobrze o tym wiesz.
- Ale nie o to pan pytał. Chciał pan wiedzieć, do kogo tu
przychodzę?
– Tak, ale nie musi pani…
– Odpowiedź jest taka, że nie wiem.
– Nie rozumiem.
– W tym grobie nikt nie leży.
Kobieta spojrzała na Grensa i dodała:
– Trumna jest pusta.
Nikt o niej nie mówił, nikt o nią nie pytał, jakby nigdy nie istniała. Dlatego nie umieściłam na grobie jej imienia, bo to teraz tylko moja sprawa i tylko ja za nią tęsknię. Moja córeczka. To musi wystarczyć.
Może dlatego, że jej sen we własnym łóżeczku miał swój koniec? Może dlatego, że się przebudziła? Ale to było inne przebudzenie niż zwykle. To było przebudzenie do wiecznej śmierci.
To miłe uczucie, gdy można trzymać kogoś za rękę, która jest miękka, a zarazem twarda.
Dłoń, która wie, dokąd idziemy i dokąd poszli rodzice.
I gdzie na mnie czekają.
Bez względu na to, jak bardzo się przykładał do jakiejś
sprawy, okoliczności zbrodni pozostawały niejasne, a on wiedział dlaczego: z powodu występujących w nich podobieństw.
To wprost niezwykłe, jak funkcjonuje ludzka pamięć. Coś, co nie tak dawno zdawało się nie istnieć, staje się rzeczywistością, powraca z niesłychaną siłą, rozpycha się łokciami i żąda dla siebie całego miejsca.
Mama siedzi w kuchni na krześle i śmieje się. Nie na
głos, tylko samymi ustami. Śmieje się na widok tego, co
wyprawiają moje pięcioletnie stópki. Od niedawna jest taka
radosna. To fajnie, bo kiedy się śmieje i jest wesoła, wcale
jej nie przeszkadza, że z kartonu cieknie mi po brodzie sok
pomarańczowy albo że wysypuję na stół trochę mąki, dodaję
cukru pudru i bawię się w robienie ciasta. Chwytam za krawędź
stołu, podciągam się i siadam jej na kolanach. W takiej pozycji
łatwiej mi z nią porozmawiać – mogę przyłożyć ucho do jej
brzucha i piersi i wsłuchiwać się w głos, który jest w środku,
jeszcze zanim wydostanie się na zewnątrz.