Polski reżyser i scenarzysta filmowy. Urodził się w Warszawie. Absolwent Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej w Łodzi (reżyseria). Reżyser i scenarzysta kultowych już dzisiaj seriali TV: "Wojna domowa" (1965-1966),"Czterdziestolatek" (1974-1977) oraz "Pierścień i róża" (1986). Do najbardziej znanych filmów, które nakręcił należą: "Dzięcioł", "Przyjęcie na dziesięć osób plus trzy" (1973) oraz "Motylem jestem, czyli romans 40-latka" (1976). Reżyser spektakli TV, w tym m.in. "Naszego miasta" Thorntona Wildera (1969),"Wizyty starszej pani" Friedricha Dürrenmatta (1971) oraz "Rewizora" Nikołaja Gogola (1977). Laureat Super Wiktora oraz Platynowych Lwów przyznanych za całokształt twórczości w czasie 42. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Czasami używał pseudonimu Paweł Binke. Jerzy Gruza żył 87 lat. Wybrane publikacje książkowe: "40 lat minęło jak jeden dzień" (Czytelnik, 1998),"Człowiek z wieszakiem. Życie zawodowe i towarzyskie" (Czytelnik, 2003),"Głową o stolik. Kronika wypadków medialnych" (Wydawnictwo Jeden Świat, 2013).
Trzykrotnie żonaty: 1. Jadwiga, syn; 2. Natalia; 3. Grażyna Lisiewska (do 16.02.2020, jego śmierć),syn Paweł Marcin (ur. 01.06.1977).
Przyznam szczerze, że Najpiękniejsze opowiadania z nieoczekiwanym zakończeniem, wpadły w moje zachłanne ręce wyłącznie dzięki pięknej okładce przedstawiającej złego kota. Sam opis, średnio mnie zainteresował, ot kolejne opowiadania na tematy przeróżne. Osoba autora (znany mi co prawda pan Jerzy Gruza, jednak jakoś nieszczególnie przepadam za jego twórczością serialowo/filmową) nie była dodatkowym atutem książki. Przeważył kot.
Pisarz spłodził, 19 króciutkich opowiadań. Jak to bywa, jedne z nich są naprawdę niezłe, inne natomiast jak dla mnie są po prostu słabe. Styl autor nie należy do najgorszych, różnorodność opowieści jest naprawdę duża, niektóre są śmieszne, inne przygnębiające, straszne, bądź też bezsensowne. Do najlepszych niewątpliwie zaliczają się: Stojący czy siedzący o wypychaniu zwierząt i nie tylko, Najpiękniejsza o (nie)spełnionym marzeniu dotyczącym wyborów miss. W Tuczniku poznajemy mężczyznę, który zaczyna podsuwać swojej lubej nieograniczone ilości jedzenia. Najciężej czytało mi się Wojownika, Koncert live.
Nie jest to pozycja najwyższych lotów, 90% opowiadań wylatuje z głowy na drugi dzień. Ot taka niewymagająca lektura na letnie popołudnia, bądź do tramwaju między przystankami. Nie czuje się nią ani zaskoczona, ani zawiedziona, ponieważ nie miałam co do niej wielkich oczekiwań. Pewnie mogłam zamiast dzieła Gruzy przeczytać w tym samym czasie coś ciekawszego, ale co tam. Kto nie czyta ten nie błądzi :)
Bardzo pozytywne zaskoczenie. Kupiłem książkę Jerzego Gruzy z trzech powodów: 1. "Czterdziestolatek" (mogę oglądać do znudzenia, a w Madzi Karwowskiej byłem autentycznie zakochany) 2. "Wojna domowa" (też mogę i też do znudzenia, Aliny Janowskiej jednak nigdy nie kochałem) 3. Mam zwyczaj kupowania biografii/autobiografii/wspomnień osób, które właśnie zmarły, a których w jakiś sposób ceniłem.
Dlaczego więc pozytywne zaskoczenie, skoro wymieniłem te 3 podpunkty? Przecież to nie powinno mnie zaskoczyć. Otóż do tej pory sam pan Gruza kojarzył mi się także z nieudaną kontynuacją "Czterdziestolatka" oraz z koszmarkami "Gulczas, a jak myślisz" i "Yyyrek, kosmiczna nominacja", więc... na dwoje babka wróżyła. Nie nastawiałem się zbytnio na coś dobrego. A tu prawdziwa niespodzianka, bo ten zbiór luźnych, niechronologicznie ułożonych w czasie historyjek naprawdę mi się podobał. Gdyby jeszcze autor powstrzymał się od zamieszczania swoich opowiadań (nudnawe, zabierały tylko miejsce w książce),to byłby megahit. Ale i tak jest bardzo dobrze.
Moją ulubioną opowieścią jest ta z Festiwalu Etiud Szkół Filmowych w Amsterdamie, gdzie Gruzę do pomocy zabrał Jerzy Skolimowski. Okazuje się, że nasz wielki reżyser, Jerzy S., tak jak ja, lubi goliznę na ekranie ("Goła dupa była?") - no po prostu trzeba to przeczytać! Trzeba przeczytać całą książkę, bo z pewnością jest tego warta.