cytaty z książek autora "Tomasz Różycki"
Miłość między nami jest niemożliwa, wszystko pozostałe tak".
Tak to już bywa, że jesteśmy zwykle niezadowoleni z naszej twarzy i wydaje nam się, że tę prawdziwą skrywamy przed tłumem, a widok w lustrze zdaje się ułudą. s. 89
wchodzimy do wielkich katedr ozdobionych / na podobieństwo raju / jest tam wszystko czego moglibyśmy pragnąć / marzenia cała wieczność zachwytów / wchodzimy do jaskiń gdzie w mroku na ścianach / wyświetlane są nasze koszmary przy migotliwym świetle / to nie my to inni udają setki razy umieranie / w naszych skrzyniach eliksiry tajemne formuły / na starość na piękno na szczęście.
Zmierzch zaraz odpali swe race i bez hałasu maszyneria nieba
wejdzie do morza, a stamtąd naprzeciw chmurze pyłu
wyjdzie mgła. Przeszłość i przyszłość złączą się w obłok,
bez znaków i liter, mętna i rozproszona nicość. Oto miejsce spotkania,
centymetr od serca, może dwa. Przetrwamy, póki pomiędzy
«było» i «będzie» na straży gramatyki stoi cieniutka kreska «ja»”.
Zima jest utratą energii i umieraniem. Ciało pozbywa się energii zmagazynowanej wiosną i latem, stopniowo traci siły na istnienie, walkę z zimnem i ciemnością, stosuje długo mimikrę, ale wreszcie wyczerpuje się wszystko, minerały i witaminy, wyczerpuje się życie, aż w końcu zaczynają się w nim powoli otwierać rany, dochodzi do nieodwracalnych zmian, umiera. Kiedy nadchodzi wiosna, proces umierania zostaje przerwany, zastopowany na jakiś czas, ale nie odwrócony. Rusza znów, następnej zimy. I każdej następnej jest coraz głębszy, aż przychodzi ta ostatnia.
To się oczywiście udać nie mogło, dlatego właśnie udawało się tak długo (..) ale od początku było wielkim laboratorium upadku.
Syfilis, nazywany „chorobą francuską” (morbus gallicus) we Włoszech i Anglii, w Rosji był „chorobą polską”, we Francji - „chorobą angielską” i ”chorobą włoską:, w Polsce - „chorobą niemiecką”, „chorobą hiszpańska” w Ameryce, Niderlandach i na Tahiti – „chorobą brytyjską”, a w Turcji - „chrześcijańską”.
Gdy zaczynamy zdawać sobie sprawę, że żyjemy w fikcji, i to, co do tej pory uznawaliśmy za strukturę świata, jest kłamstwem lub pozorem, maską, pod którą kryją się inne, puste i ciemne piwnice, wówczas wszystko zdaje się możliwe i dozwolone. Każda nowość jest możliwa, moralność, która tak długo była źródłem naszych cierpień, staje się celem, w który możemy wymierzyć naszą broń, aby tym wyraźniej ukazać jej słabość.
Sekretnym pragnieniem chorego jest, by wszyscy byli chorzy. Sekretnym pragnieniem umierającego jest, by wszyscy umarli.
Gdzie to się podziało? No bo gdzie się podziewają wszystkie stare czapki? I stare kolejki? Stareńkie wagony? Gdzie się czas podziewa, czas, którego zawsze było dużo? Że się go smarowało grubo w pajdach chleba, że się go miało pełne bańki i koszyki, wracając z lasu?
Co niosą książki, oprócz ułudy, niespełnienia, jakichś zakurzonych niejasnych przeczuć, bakcyli słabości i zwątpienia?
Czy muzyka jest po to, by być tak poważna” – miał spytać Franz Josef, gdy usłyszał Mahlera.
Cesarstwo nie upadłoby pod ciosami z zewnątrz gdyby samo nie chciało upaść.
Halo, mówię do was, dzieci sieci, rodzice sieci, kochankowie w sieci. Jesteśmy razem w tej chwili. Ale za dziesięć lat nie będzie po nas śladu, rozpłyniemy się, rozproszymy na mikrocząstki, zginiemy w tej otchłani w eterze. Ponieważ to, skąd teraz krzyczymy, to szeol, przepaść, otchłań. Nasze słowa zostaną zasypane milionami innych, wiersze zasypane innymi wierszami, zdaniami, słowami, coraz mniejszymi, coraz krótszymi, ponieważ sieć jest przestrzenią migotliwości, a migotać mogą tylko drobiny i kruszyny, tylko przez moment. Jeden błysk. Nikt nas nie zapamięta, ponieważ ta przestrzeń nie jest przestrzenią pamięci. Jest przestrzenią zapomnienia”.
Jest koniec świata - sprawdziłem to i wiem:
za łóżkiem, w którym przewracasz się jeszcze
o wpół do piątej rano - już przez okno
wchodzi nieprzytomne światło - wyciągasz
mokrą rękę i nie spotykasz tam nic.
Ani ciepłego ciała, ani ściany.
Chciałem ci wtedy powiedzieć, że jestem.
W ten niewyobrażalny sposób, jestem.
Napiłem się gorzkich ziół o złej porze
i chciałem wam przywieźć świat, ale tyle
można przywieźć z wyprawy, spośród
wszystkiego to: moment wejścia do domu (50. Czy szukałeś mnie).
Zbudują na nas miasto i wolne elektrony będą nad nami się roić, warczeć,
i sny, sny będą nasze na zawsze.
Kiedy kwitną akacje?
dla D. V.
Kto podtrzymuje ten świat? Będzie piękne lato.
Kąpaliśmy się w rzece, ponad skrajem lasu,
życie spakowane w koszyku i żółte czereśnie,
bardzo wodniste. Nie chcę opowiadać,
ale stało się. Tato, mama i dziecko, a wokoło
sprawy zieleni: wielka, nieporadna przestrzeń,
i forma, która nas nie chce. Opowiadam historię
narodu, który wszedł do ziemi i urosła na nim
trawa, mlecze i czarnuszka, a także wysokie
rumianki, piękne, z gorejącym okiem. Który
stał się ziemią i wyrosła z niego trawa, mieczyki,
dmuchawce, a zwłaszcza dmuchawce. Jak
potoczy się lato? Jest za dużo przestrzeni,
ponad łąką, kominami, ponad pustym sklepem.
Niechże ktoś nadejdzie, człowiek albo zwierzę
i zdmuchnie nas, zdmuchnie, polecimy dalej.
Dopóki miłość stoi w kuchni, dopóki miłość
nam gotuje, te noże, widelce mają jakiś sens (9. Wieczorem miłość).
Chciałbym, żebyśmy unosili się,
żebyśmy unieśli się jak najwyżej. Podejdź,
zobaczysz, że wszystko zapamiętałem, to są
zmiany na dnie oka, niewidoczne rojenia,
tam działa atropina, miłość, któreś z ziół.
I we mnie też jest ciemność, odrobina światła,/
i czarne ślady stawiam na białych powierzchniach.
Cała klatka schodowa była naznaczona podpaleniami, tak jakby duch podpalenia nie wygasł w narodzie nigdy, ale tlił się wciąż...i gotów był w każdej chwili buchnąć radosnym płomieniem zniszczenia i zguby.
Jeśli ludzki upadek związany jest z przekroczeniem praw, sięgnięciem po boskie „kompetencje” i zyskaniem wiadomości na temat dobra i zła, to świadomość jest jego oznaką. Jesteśmy wygnani z raju, przebywamy teraz w innym miejscu, pełnym śladów pamięci, żyjemy, ale na zawsze straciliśmy złudzenia.
Pisanie pozostaje tylko i wyłącznie przygodą wewnętrzną, przemienieniem cierpienia, miłości, strachu, rozpaczy i zachwytu w słowa. Nieważne, gdzie się to odbędzie, choć za każdym razem inne będą proporcje i za każdym razem odbędzie się to inaczej.
A ja? Ta melancholia złudzeń jest dobrym
rocznikiem, wybranym szczepem, dojrzewała długo,
w chłodnych piwnicach, po kwartach księżyca łączyły
się atomy, spółkował tlen, azot, węgiel - teraz się
tym upijam co wieczór, tak postanowiłem uczcić
to życie, ten moment wahania, zanim powiesz mi "nie".
Im bardziej człowiek upada, tym potężniejsza jest jego świadomość katastrofy, jest jego funkcją, lub, może inaczej, nie ma upadku bez poszerzenia świadomości.
Spacerowałem. Mam ogromną potrzebę, natręctwo nawet, chodzenia po obcych miastach. To jak choroba, gorączkowe ubieranie się i przemierzanie wszerz i wzdłuż dzielnic i ulic, często kilka, kilkanaście razy dziennie. Moja przerażona podróżą świadomość usiłuje w ten sposób prawdopodobnie zapanować nad nową, nieznaną przestrzenią, jakoś ją oswoić. To zwierzęce. Zaglądam do knajp, księgarń,sklepów, na bazary, do świątyń i siadam na wszystkich ławkach. Być może gdyby podróże odbywały sie pieszo, nie miałbym takiej potrzeby,, po prostu padłbym jak trup na hotelowe łóżko...szczęśliwy, że mogę leżeć i odpocząć.
Lato jeszcze wciąż wspaniałe, ale jesień już u bram miasta. Wszystko nabiera jakiejś dziwnej poświaty i na każdej rzeczy widać złotawy połysk, jakby każda sekunda takiego światła była na wagę złota, zanim się to skończy.
Wstrząsająco piękne kobiety przechodzą, żeby na zawsze zniknąć w końcu ulicy. Nic nie powraca. Tylko momenty, fragmenty, okruchy.