Surogatki. Historie kobiet, które rodzą "po cichu" Jakub Korus 7,2
Obawiałem się, że to może być książka w tonie: "O Boże, handel ludźmi!" ale na szczęście nie ;) Przeciwnie, autor rozmawia ze wszystkimi stronami i stara się szeroko opisać kontekst i przypadki, w których rodzice decydują się na surogatkę ale też i historie kobiet, które decydują się tymi surogatkami zostać.
Obszerny tekst i widać, że autor się przyłożył, to mi się podoba. Widziałem w innych opiniach zarzuty, że autor jest stronniczy i popiera ten proceder... je nie wiem... ja bym nie powiedział, że jest stronniczy, raczej jego zdanie tam nigdzie nie przebija, przynajmniej nie pamiętam, ale może rzeczywiście jest raczej za. Ale w społeczeństwach europejskich, nawet tych, w których surogacja nie jest dozwolona, większość ludzi jest za, więc?
Z resztą moje wrażenie jest takie, że przeciwnicy tak jakby chcieli zjeść ciastko, mieć ciastko... i jeszcze wcisnąć swoje ciasto wszystkim dookoła ;) Żeby dzieci rodziły się w kochających, heteroseksualnych, zdrowych rodzinach, bez żadnych kombinacji i żeby ich było jak najwięcej. No i pięknie tylko że świat tak nie wygląda i ile by się nie tupało nogami, nie będzie tak wyglądał, a w kwestii płodności prawdopodobnie będzie tylko gorzej. Ludzie nie zawsze są zdrowi, nie zawsze tworzą rodziny, nie zawsze mogą mieć dzieci, a jednak to pragnienie u niektórych jest tak silne, że ludzie, cyt.: "dopną swego tak czy siak. Z narażeniem zdrowia i życia."
Więcej nic do powiedzenia nie mam, więc tylko kilka cytatów:
"Niestety - jak mówi - w Polsce nie ma szans, aby legalnie postarać się o swoje biologiczne dziecko. Sądzi, że to śmieszne, bo przecież materiał genetyczny może podarować każdemu.
- Robię to, wykorzystując własną komórkę i spermę swojego męża, zarodek jest nasz, ale nie może być moim dzieckiem, bo to będzie handel ludźmi?"
- no właśnie, czy to nie absurd?
"- Chciałabym, żeby nasze dzieci były w przyszłości świadome, w jaki sposób przyszły na świat. Chciałabym, żeby moje dzieci wiedziały, jak bardzo ich pragnęliśmy, jak ich oczekiwaliśmy, jak bardzo się na nie cieszyliśmy. Że uciekliśmy się aż do takiego sposobu, żeby je mieć."
- dokładnie. Też bym miał takie stanowisko. W ogóle nie widzę powodu, dla którego miałoby to być coś tak wstydliwego, że należałoby to zatajać za wszelką cenę.
"Pytam, jak wygląda w świetle przepisów sprawa handlu ludźmi, która często się przewija w debacie na temat surogacji.
- Och, to jest bardzo ciekawe.
- Dlaczego?
- Bo wszyscy skupiają się tutaj na tym, że niby jest to sprzedaż dziecka. A to wcale nie o dziecko tutaj tak naprawdę chodzi! Ono wcale nie jest nigdzie sprzedawane. Przecież w większości przypadków co najmniej jedno z rodziców jest z nim genetycznie związane. Nie ma więc mowy o oddawaniu "obcym" ludziom "własnego" dziecka. Mamy w polskim prawodawstwie katalog tego, co uznajemy za handel ludźmi. W przypadku surogacji żadna z tych przesłanek nie zostaje spełniona - twierdzi stanowczo prawniczka.
I zaraz znowu dodaje, że to o kobiety - potencjalne matki zastępcze - należy się martwić.
(...)
Czyje prawa są dziś w Polsce zagwarantowane? Zdaniem prawniczki niczyje. Ani surogatki, ani dzieci, ani rodziców. Głównie dbamy o dobre samopoczucie ustawodawcy."
- :D (choć oczywiście jest to raczej przykre niż zabawne...)
(czytana: 30-31.01.2023)
4/5 [8/10]