Serce wiedźmy Genevieve Gornichec 6,7
ocenił(a) na 832 tyg. temu Kilka niezbyt pozytywnych opinii o tej książce obiło się o moją bańkę, postanowiłam jednak je zignorować i wyrobić sobie własne zdanie. I było warto. Bo choć może nie nazwałabym "Serca wiedźmy" arcydziełem to nie żałuje czasu poświęconego jego lekturze. Porównania do "Kirke" Madeline Miller wydają mi się całkiem trafne, choć tego rodzaju zestawienia nigdy nie wyczerpują definicji książki. Ponadto te dwie pozycje czerpią z mitologii dwóch przeciwnych sobie krańców Europy, przez co mimo zbieżności tematycznej, klimatem dosyć się różnią. Momentami nachodziły mnie myśli, że "Serce wiedźmy" jest nawet lepsze od "Kirke", a na pewno znacznie bardziej przypadło mi do gustu, od przeczytanej w te wakacje "Ariadny" Jennifer Saint.
Słyszałam gdzieś, że słabe oceny "Serca wiedźmy" w Polsce wynikają ze źle zrobionego tłumaczenia. I choć nie znam oryginału, wydaje mi się, że coś w tym może być. Historia, a właściwie retelling mitu, przedstawiona w tej książce jest moim zdaniem dobra, jednak styl miejscami mocno szwankuje – powtórzenia wyrazowe, zbyt współczesny język gryzący się z klimatem książki, używanie sztucznych zamienników, kiedy wystarczyłoby imię postaci...
Odnośnie zaś samej fabuły skupia się ona na opowiedzeniu losów niejakiej Angerbody, która przybiera to imię po tym jak jeszcze jako Gullweig, została trzykrotnie spalona i przebita włócznią przez bogów Asgardu. Z dziurą w piersi w miejscu gdzie powinno być serce (dosłownie) Angerboda ucieka do Żelaznego Lasu, tam odnajduje ją bóg kłamstw, Loki i zwraca jej utracone serce (dosłownie i w przenośni). Do czasu…
Powyższy zarys przedstawia wydarzenia rozgrywające się na kilku pierwszych stronach książki. Trochę sporo jak na początek, przez co miałam poczucie, że tej opowieści brakuje jakiegoś wstępu, zamiast tego z marszu zostałam wrzucona w środek dziejącej się historii. Szybko jednak dałam się porwać jej nurtowi...
Sposób przedstawienia bogów Asgardu, olbrzymów i pozostałych mieszkańców dziewięciu światów nasunął mi skojarzenia z "Mitologią Nordycką" Neila Gaimana. Zdecydowanie wolę ten sposób ich ukazania od Marvelowskiej profanacji ;) Oczywiście Loki za każdym razem, gdy się pojawia kradnie całe show. Jest nieodpowiedzialny, szelmowski, egoistyczny i egocentryczny, a jednak nie sposób pozostać obojętnym względem tej postaci. Jakkolwiek na kartach "Serca wiedźmy" zrobił jedną rzecz (i nie chodzi o załatwienie pewnego pięknisia),którą bardzo ciężko wybaczyć.
Mimo przyjemności jaką czerpałam z czytania "Serca wiedźmy", nie mogę zaprzeczyć, że również mnie ona przygnębiła. To książka o potwornie skrzywdzonej kobiecie, która próbuje poskładać się do kupy po tym co ją spotkało, życie natomiast nie szczędzi jej kolejnych ciosów i o odmienności, a także o tym jak bardzo ludzie potrafią krzywdzić tych, którzy różnią się od nich, jakkolwiek drobne byłyby to różnice. To fantastyczna opowieść o stracie i przemijaniu, ale też jest w niej promyk nadziei, dlatego sądzę, że znakomicie pasuje do okresu jesienno-zimowego, ewntualnie wiosny, ale nie polecałabym jej na lato.
Oceniam na 8 gwiazdek, bo postanowiłam nie odejmować za styl. Mam nadzieję, że pozycja ta doczeka się kiedyś u nas lepszego tłumaczenia. Jest tego warta.