cytaty z książek autora "Kinga Chojnacka"
Jej twarz nagle się zmieniła. Zniknął życzliwy, spokojny wzrok, a zamiast niego pojawiło się to samo skupione spojrzenie, które widział poprzedniego dnia.
– Jak udało ci się przeżyć samemu? – Jej ton głosu również był inny.
– No wiesz… Jak każdemu. Szukałem jedzenia, chowałem się przed deszczem i unikałem innych.
– Pytam o konkrety. – Eva zawahała się przez moment, po czym kontynuowała: – Mogę ci zaufać?
W przeciwieństwie do poprzedniego to laboratorium było malutkie. Na samym środku na stole operacyjnym leżał związany człowiek. Żywy. Przytomny. Mniej więcej w wieku Lil. Marion zasłoniła usta dłonią, by nie zwymiotować. Chłopak był podłączony rurkami do jakiegoś komputera. Miał olbrzymią otwartą ranę na udzie i opaskę na oczach. To on co jakiś czas uderzał sinym już nadgarstkiem o kant łóżka. Gdy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi, zesztywniał.
Zatrzymała się przy sklepie całodobowym zaraz obok klubu. Sprzedawca właśnie wyrzucał z niego czterech nastolatków, którzy najwyraźniej coś ukradli. Marion wykorzystała sytuację. Szybkim krokiem minęła ich w progu, podeszła do półki z alkoholami i ściągnęła z niej wino, po czym schowała je pod kurtkę. Wzięła również małą paczkę prezerwatyw, którą wrzuciła do kieszeni jednego z chłopaków, kiedy wychodziła ze sklepu. Gdy przeszła przez próg, rozległ się głośny pisk. Sprzedawca natychmiast szarpnął za rękaw nastolatka i kazał mu jeszcze raz opróżnić kieszenie. Zaklął, gdy zobaczył w jednej z nich kolejny jego towar.
Próbowałam strzelać, ale… – zaczęła, jednak nie potrafiła dobrać odpowiednich słów.
– Nie musisz się tłumaczyć.
– Zabrali mi broń, zanim zdążyłam strzelić.
– Już? – przerwała im Marion.
W trakcie tego niezwykle wzruszającego momentu zdążyła obejść oba samochody, wyjąć z tego należącego do mundurowych broń i plecak Emmy, a potem załadować wszystko do tego ukradzionego. Podniosła również jego maskę, by chociaż przez chwilę pozwolić mu pooddychać.
Szczur przetarł twarz. Dopiero co wrócił z misji. Miał zamiar odłożyć asortyment, zjeść coś na szybko i od razu się położyć, a zamiast tego po raz kolejny był zmuszony sprzątać po Tonkinsie.
– Dobra, to tłumaczy, dlaczego oni tutaj są. Ale... wiesz, kim ona jest? – kontynuował.
– Wiem. Tylko jakie to ma znaczenie?
– To kto to jest?
– Marion Dallas i jakaś dwójka.
– Właśnie. Skoro znasz jej nazwisko, to wiesz, że nie pracuje dla strefy. Pewnie po prostu ukradła im ten samochód, broń, a w schowku była mapa i pad. W każdym samochodzie jest broń, a w schowku mapa i pad.
Cory milczał.
– Wiem, co ci zrobią. Sprawią, że nie będziesz mógł się podnieść, a potem zaczną łamać ci żebra. Postrzelą, jeśli wciąż nic nie powiesz, a jeśli znajdą twoich ludzi, wykorzystają ich do tego, byś wszystko im wyśpiewał. Jeśli nie będą umieli skrzywdzić cię bardziej, zrobią to tej osobie, na której ci zależy, i to tak, żebyś wszystko mógł dokładnie widzieć. – Mówiąc, z trudnością powstrzymywał się
od powtarzania, że dokładnie tak samo Miasto potraktowało jego. Odwracał co chwilę wzrok, przez co Cory nie mógł mu nie uwierzyć. Patrzył na niego z coraz większym przejęciem, którego nie potrafił już ukryć.
– Nic wam nie powiem – powtórzył.
Ethan wstał. Zrobił to tak szybko, że Cory odsunął twarz, myśląc, że miastowy ma zamiar go uderzyć.
– Próbuję ci pomóc! – syknął.
Znów odczekał parę minut, w ciągu których całkowicie stracił nadzieję. Był tak zdesperowany, że spojrzał na Sama i Sola błagalnym wzrokiem, ale oni tylko bezczelnie się
uśmiechnęli. Przeklął parę razy. Zaczął chodzić po pomieszczeniu w tę i z powrotem, jednak nawet to
nie pomogło mu myśleć. Tak bardzo potrzebował pomysłu, a zamiast niego miał w głowie tylko sceny, w których Tonkins kopie go w brzuch i przykłada Marion broń do skroni.
Zadrżał, słysząc kroki. Podbiegł do Cory’ego, kucnął przed nim i chwycił za kołnierz.
– Powiedz mi cokolwiek, to dadzą ci jeszcze czas. Jesteście tylko w trójkę? Patricia, ty i Dean? Powiedz tylko, że tu jesteście. Szczur cię usłyszy i da nam jeszcze czas.
Nie miał pojęcia, skąd wiedział, że to właśnie Szczur idzie po schodach. Najprawdopodobniej rozpoznał go po dość powolnym, niemalże znudzonym kroku. Odwrócił się w stronę drzwi i widząc wytatuowanego mężczyznę, ostatni raz wbił wzrok w przestraszonego Cory’ego.
– No mów coś! – krzyknął.
– Daj spokój, Ethan – usłyszał za sobą.
Lekarka szarpnęła Ethana za skrawek bluzy. Obrzucił ją wściekłym wzrokiem. Wystawiła na chwilę głowę ponad biurko i ściągnęła z niego metalową skrzynkę.
– Porwiesz mnie! – powiedziała głośno.
Wyraz twarzy Ethana całkowicie się zmienił. Przyglądał się, jak dziewczyna nalewa jakiś płyn na gazę.
– Co?!
– Przyciśnij mi to do ust. Stracę przytomność i będę twoim zakładnikiem. Nie pozwolą ci mnie zastrzelić! – mówiła szybko.
– Co ty pieprzysz?!
-Za parę dni mogą już nie żyć! Obie!- Odwrócił wzrok, by po paru sekundach wbić w Szczura błagalne spojrzenie. - Emmy nie znasz, ale przyjaźnisz się przecież z Marion, prawda? Jeśli chociaż odrobinę ci na niej zależy, musisz pozwolić mi wyjść. Proszę!
Wytatuowany miastowy wpatrywał się w niego w milczeniu. Cisnęły mu się na usta słowa, w których podsumowałby ich nikłe szanse na przeżycie, ale zamiast dobijać nimi Ethana, westchnął z rezygnacją. Zsunął się z blatu i okrążył go powolnym krokiem. Lekko zgarbiony i z rękoma w kieszeniach, schylił się po coś.
-Sam nie dasz rady pokonać całej Strefy B - powiedział charakterystycznym dla niego, zachrypłym głosem. Wyprostował się, trzymając w ręce kolejny plecak. - We dwójkę też pewnie nam się nie uda, ale będzie trochę milej niż umierać samemu.
Szedł tak szybko, że Szczurowi ledwo udawało się za nim nadążyć. Bez spojrzenia w jej kierunku minął piwnicę, a niedługo potem zejście do kuchni. Zatrzymał się dopiero przy sali kinowej.
Uderzyła go ilość ludzi, jaką znajdowała się w środku. Prócz mniej więcej trzydziestu osób mieszkających na stałe w bazie Miasta w środku siedziało kolejne siedemdziesiąt. Chris, łysa kobieta i chudy mężczyzna, ustawiony tyłem do Ethana, stali na środku sali, zaraz przy dziurawym ekranie i
omawiali ze sobą najważniejsze punkty zebrania.
– O ku**a – zaklął Ethan, gdy niski mężczyzna odwrócił się twarzą w stronę bezstrefowych.
– Co jest? – Szczur uniósł brwi.
– To Mike.
– Niestety. Jak zginął przewodniczący, to on okazał się być jedyną osoba, która potrafi zapanować nad ludźmi i zmusić ich do czegokolwiek. Wiemy, czym się zajmuje, ale potrzebujemy jego ludzi.
Hock posłał Szczurowi spojrzenie pełne wyrzutu.
– Nie o to chodzi – syknął. – Marion zabiła paru jego ludzi, a ja porwałem mu lekarza i ukradłem samochód.
– Mike’owi? – prychnął Szczur, uznając wyjaśnienie Ethana za żart.
– No tak. I co? I on ma teraz decydować o tym, czy będziemy je ratować?
Dopiero wtedy zorientował się, że jego towarzyszowi nie jest do śmiechu. Marszczył czoło, robiąc przy tym taką minę, jak gdyby rozwiązywał największą zagadkę ludzkości, po czym wygiął usta w odrobinę arogancki sposób.
– Czy jest ktoś, komu nie ukradłeś samochodu? – odezwał się w końcu.
Postać ta okazała się dużym mężczyzną z jeszcze większym plecakiem na plecach i chustą na twarzy. Na szczęście nie miał pistoletu. Jedyną bronią, którą dostrzegł Szczur, był nóż, ale on wciąż tkwił w jego kieszeni. Bezstrefowy nie zdążyłby go wyciągnąć przed reakcją przeciwnika.
– Chcemy tylko schować się przed deszczem – powiedział niskim głosem.
- Tak, Marion? Może być taki plan?
- Nie, jest chujowy i w ogóle do dupy.
- Masz lepszy?
- Nie.
-No, czyli realizujemy ten chujowy.
Po tych słowach, chłopiec ponownie się położył. Jak gdyby nigdy nic, wrócił do snu, zostawiając zszokowanego Szczura samego z natłokiem myśli. Mężczyzna nie znosił tego stanu. Zamiast skupiać się na przeżywaniu, on gdybał o losie obcych ludzi. Myślał nad ich głodem oraz historią. O wszystkim, tylko nie o sobie. I to nie tylko myślał! Powinien uciekać, a zamiast tego pałętał się po ulicach i szukał jedzenia dla zupełnie nieznajomego sobie chłopca.
Emma poczuła przypływ gorąca. Kobieta była przyzwyczajona do wysokich temperatur i słońca, nie było możliwe, by to przez nie traciła przytomność. Mdlała przez narkotyk, którego Emma nawet nie znała. A nawet gdyby go znała, nie miała przy sobie absolutnie niczego, co mogłoby jej pomóc w opanowaniu stanu towarzyszki. W ogóle niczego nie miała. To musiał być ten paraliż, o którym mówił Moser.
– Jeszcze chwilę wytrzymaj. – Dziewczyna przez parę sekund próbowała odmierzyć odległość do najbliższych budynków, po czym głośno przeklęła.
Jęknęła, gdy Marion całkowicie straciła panowanie nad ciałem, i obie upadły na piasek. Dallas coś mamrotała, ale Emma nie potrafiła jej zrozumieć. Wyczołgała się spod jej ramienia, przecierając przy tym twarz. Z trudem udało jej się wstać.