cytaty z książek autora "Anna Ziobro"
Przeszłości nie można zmienić, więc trzeba ją zaakceptować taką, jaka była. Różne rzeczy mogły sprawić, że znaleźliśmy się w tym miejscu, w którym teraz jesteśmy. Ważniejsze jest to, co zrobimy dalej.
... nie warto odkładać drobnych przyjemności, bo właściwa chwila może nigdy nie nadejść.
Ludzie pracują na swoją bliskość, a potem trochę na własne życzenie się od siebie oddalają. Zbyt łatwo przyzwyczajamy się do dobrego. Bierzemy niektóre relacje za pewnik i dopiero kiedy się coś popsuje, dochodzimy do wniosku, że może nie pracowaliśmy wystarczająco mocno.
Śmierć nie nadchodzi tylko dlatego, że ktoś nie wyobraża sobie dalszego życia. W praktyce bywa strasznie upierdliwa. Zabiera ludzi, którzy oddaliby wszystko, żeby żyć a ignoruje tych, którzy niczego przed sobą nie widzą. Nawet w najczarniejszej dziurze śmierć cię nie znajdzie, jeśli nie nadeszła twoja pora.
Pewne rzeczy są tak nieprzyjemne, że lepiej o nich nie mówić, bo kiedy pozwoli się im wybrzmieć i ujrzeć światło dzienne, stają się jeszcze gorsze.
Życie niekiedy weryfikuje nasze marzenia. W miejsce jednych pojawiają się inne. I te drugie wcale nie muszą być gorsze od tych pierwszych.
Nie musisz składać mi takich obietnic. To wasze życie, nie moje. Tylko pamiętaj, że sekrety i niedomówienia mogą wszystko schrzanić. Nie buduje się niczego na kłamstwie.
Stanął kiedyś przed dylematem: miłość do ukochanej kobiety albo miłość do matki. Ursel przeciw Sabinie. Przyszłość kontra przeszłość. Wygrało to pierwsze i Piotr musiał ponieść wszystkie konsekwencje tego wyboru - zarówno dobre, jak i złe.
Kolekcjonuj wszystkie drobne radości, buduj mocny fundament własnego szczęścia i gromadź dobrą energię.
Ola lubiła wędrować myślami w przeszłość, bo upływający czas stępiał to, co złe. Złagodził emocje i ukoił bolączki, a jednocześnie wyostrzał to, co dobre.
Nie wiesz, że kiedy dzieli się z kimś radość, jest jej dwa razy więcej, a kiedy dzieli się smutek, ten maleje o połowę?
Przewracając pierwsze kartki w albumie, zwykle nie mogła powstrzymać się od uśmiechu i myśli, że życie czasem układało się nieprzewidywalnie. Zaskakiwało troskami w nieodpowiednim momencie, ale też przyniosło dobre rzeczy, gdy już nikt się ich nie spodziewał.
Naprawdę jej się tu podobało. Przemyśl był całkiem inny niż Berlin. Heike dobrze się czuła w wielkim mieście, ale i tutejsze ciasne uliczki miały swój niepowtarzalny urok.
Łzy nie są dobre, ale jeśli już mają być, to lepiej niech wszystkie wypłyną. Najgorzej jest trzymać je w sobie.
Nigdy nie przepadała za tym kominkiem. Dawał przyjemne ciepło, ale rozpalanie a później wynoszenie popiołu było koszmarem.
Już wtedy kobieta miała swoje lata, co oznaczało, że teraz musiała być naprawdę stara. Zapewne była pomarszczona, schorowana, zgorzkniała. Równie dobrze w tym wieku mogłaby już nie żyć... Właściwie powinna już nie żyć.
Nie ma ludzi idealnych. Nikt z nas nie jest śnieżnobiały, chociaż często chcielibyśmy tak o sobie myśleć. Wszyscy składamy się z szarości, tylko niektórzy z jaśniejszych, a inni z ciemniejszych odcieni.
Koperta zdawała się ważyć więcej, niż powinna. To ciężar emocjonalny musiał sprawić, że Ursel trudno było utrzymać ją w dłoni. Przez długi czas podświadomie wyczekiwała takich przesyłek. Wypatrywała małych kopert kryjących słowa, które zburzą jej świat.
Koperta była całkiem zwyczajna. Biała, gładka w dotyku, nieco większa - pasująca raczej na ozdobną kartkę z życzeniami niż na list, ale Ursel czuła, że to właśnie on jest w środku. Nie żadna oprószona brokatem kartka, tylko arkusz papieru, może kilka, zapisany starannym, odręcznym pismem.
Życie niekiedy weryfikuje nasze marzenia. W miejsce jednych pojawiają się inne. I te drugie wcale nie muszą być gorsze od pierwszych.
Ale do tego, by zaakceptować czyjąś decyzję,często nie potrzeba czasu i zaleczenia ran,a jedynie odrobiny zrozumienia i czy ja wiem...? Może dobrej woli i postawienia się w sytuacji drugiego człowieka?
Wydawał się krucha i wątła. Miała ciężki, świszczący oddech, a to wrażenie nasilało się, kiedy mówiła. Trochę sapała, jakby samo wydobywanie dźwięków wymagało wysiłków.
Chciała przejechać przez Bramę Przemyską - podwieszony most na Sanie w ciągu wschodniej obwodnicy miasta. Twierdziła, że dawno nie oglądała go wieczorem, kiedy był podświetlony. Dodała, że zawsze wolała oglądać San po zachodzie słońca. Artur się z tym zgodził. To właśnie po zmroku rzeka wyglądała najkorzystniej.
Nie była w tej chwili gotowa, żeby stanąć przed mężem i córką, i udawać, że wszystko jest w porządku. Albo że zwyczajnie miała ciężki dzień.
Wy, pielęgniarki, też przywiązujecie się do pacjentów i czasem po nich płaczecie. Strata nie spływa po człowieku jak po kaczce.
Kiedy kilka miesięcy temu w jej głowie zaświtał pomysł podjęcia wolontariatu w miejskim hospicjum, to właśnie z Martyną podzieliła się nim w pierwszej kolejności. Nie tylko dlatego, że była jej przyjaciółką - przede wszystkim pracowała tam na etacie i znała tę robotę od podszewki.
Nigdy nie cieszyła się zbyt dobrym zdrowiem. Od dziecka zmagała się z ostrą astmą, do której doszły potem kolejne problemy z płucami. Regularnie lądowała w szpitalach, a mimo to dożyła osiemdziesięciu lat. To i tak wydawało się więcej niż mogła oczekiwać.
Do południa pozostawało wiele godzin. Obawiała się, ze czas będzie jej tutaj upływał zupełnie inaczej niż w domu. Będzie ciągnął się jak guma, w dodatku taka, którą żuło się zbyt długo i całkowicie straciła smak.
Podchodząc do drzwi, Artur faktycznie dostrzegł w korytarzu bagaż. A konkretnie ciemnobrązową, skórzaną walizkę. Wyglądała charakterystycznie. Przywodziła na myśl dawne lata i Artur momentalnie przypomniał sobie swoich dziadków. Mieli identyczną albo bardzo podobną.