Ballada O Lee Cottonie Christopher Wilson 7,3
ocenił(a) na 79 lata temu Jeśli budzicie się pewnego dnia i zauważacie na swoim uroczo przewidywalnym życiu małe pęknięcia, przez które sączy się świadomość, że już nie jesteście tymi, którymi byliście wczoraj - gratulacje. Właśnie znaleźliście się w świecie Lee Cottona, chłopca który rodzi się jako "śnieżnobiałe" dziecko czarnej kobiety. Dorastania nie ułatwia mu fakt, że wychowuje się w rasistowskim Missisipi z lat 50. XX w., w społeczności naznaczonej stygmatem piętnowania wszystkiego, co odstaje od normy, a przecież białe dziecko czarnej kobiety to według mieszkańców małego miasta odchył jak cholera. Jakby tego było mało, Lee odziedziczył po ekscentrycznej babce pewne niezwykłe umiejętności, które utrudniają mu życie. W wyniku idiotycznego zbiegu okoliczności i następstw tragicznego wypadku musi pogodzić się z tym, że jego wczorajsze „ja” umarło, a to dzisiejsze ma nieco inny kształt i rozmiar (np. miseczki „C”). Fabuła wydaje się nieco absurdalna, ale jest to, obok dobrego języka i świetnego dowcipu (no ba! doktorat w końcu facet z tego pisał),zdecydowanym atutem powieści.
Wilson w wyjątkowy sposób ośmiela się dotknąć w książce takich tematów, za dotykanie których w naszej rzeczywistości, zwłaszcza tej polskiej, grozi albo ostracyzm albo ostentacyjne poparcie. Czarne albo białe, bez możliwości dyskusji. Spokojnie, nie mam zamiaru nikogo „szczuć genderem” ani pisać tu o „stolicowej tęczy niezgody” i jej dzieciach zarówno tych „tęczowych” jak i „nietęczowych”, a jedynie o tolerancji i tożsamości. Czytając „Balladę” uświadomiłam sobie, że tolerancja jest pojęciem niespełniającym swej funkcji, bo nie słyszy się już wyznań typu: „jestem tolerancyjny/nietolerancyjny”, tylko: „jestem tolerancyjny/nietolerancyjny, ale…”. Skoro tak się społeczeństwo upiera, żeby być czarne albo białe to może niech też będzie tolerancyjne albo nietolerancyjne, bez tego „ale”. No tak, człowiekowi myślącemu głupio się robi i jakoś tak niewygodnie, kiedy ma się jednoznacznie określić, i nagle możliwość dyskusji robi się potrzebna.
Przypadek Lee Cottona jest Szwajcarią w sporze o tolerancję i tożsamość, dlatego nieważne czy jesteś „za” czy „przeciw”, czy nosisz bluzki zapięte po samą szyję, czy z dekoltem po pępęk, nieważne czy wychodzisz do pracy w garniturze czy roboczym kombinezonie. Ważne jest to, czy czujesz się najpierw człowiekiem, a potem dopiero kobietą lub mężczyzną i jak ci z tym jest. Jeśli dobrze, to Chriistopher Wilson opowiada swoją „Balladę” właśnie tobie. Jeśli źle, to tym bardziej powinieneś ją przeczytać. Literatura według Wilsona nie ma płci. Estrogen i testosteron nie wyznaczają granic twojego ja. Ty je wyznaczasz.