Podróżując Agata Mleczko 8,1

ocenił(a) na 23 lata temu UFF! Męczyłam się z tą książką kilka miesięcy, nie tylko dlatego, że kusiły ciekawsze lektury. Niestety, nie dobrnęłam do końca, nie dałam rady. Dawno nie czytałam relacji z podróży, która by była tak nużąca, bardzo nudna i do tego opisana w sposób nieznośnie pretensjonalny.
Kilka słów o nudzie. Autorka nie umiała dokonać selekcji materiału. Drobiazgowo opisuje, o której wstała, co robiła przed południem, a co po południu, co zamawia w barze, co tam widać na ekranie telewizora i jaki jest wynik meczu. Na próżno szukać w książce historycznych ciekawostek na temat odwiedzanych miejsc/miast/wysp, osobliwości, zwyczajów czy istotnych obserwacji z życia codziennego. Mamy natomiast sporo banałów w stylu: "podróż to ciągła zmiana", a tych "spotkań z Innym", które są dla niej tak ważne, w tej książce jak na lekarstwo. Wieje nudą.
Teraz o stylu. Ubogą poznawczo treść przytłacza ciągłe "poetyzowanie". Ta skłonność, żeby brzmiało jak najbardziej górnolotnie, jest trudna do zniesienia. Autorka uwielbia personifikacje, więc co drugie zdanie mamy "sapiący śnieg, drżące z zimna rowery", "zalęknione krzesła", "chichoczące liście" itd., itp. Przesada zawsze szkodzi. Nie chcę być gołosłowna, więc parę przykładów:
"Promień słońca ostry jak skalpel przecina jednym ruchem nasze zasklepione snem powieki".
"Z samego rana, zanim słońce uderzy biczem ognistego oddechu, wyszłam z domu z postanowieniem skrócenia mojej szopy".
"Siarczyste widoki wydobywają z głębi ziemi westchnienia ulgi".
"Rozbryzgiwane przez nas kałuże zachowywały stoicki spokój. Niejeden raz widziały kipiącą, nieokiełznaną energię, zmierzającą prosto w paryską noc".
Czytając (usiłując czytać) tę książkę szczegółowo poznałam styl bombastyczny, ale niewiele dowiedziałam się o Nowej Zelandii czy Japonii. Duże rozczarowanie. Żeby było jeszcze bardziej pretensjonalnie, książka zawiera indeks. Absolutnie zbędny zresztą.
Nie polecam tej lektury, chyba że ktoś ma trudności z zasypianiem. Gwiazdki tylko za okładkę.