cytaty z książek autora "Mariusz Sieniewicz"
W poprawności politycznej chodzi o to, aby język giętki nie powiedział wszystkiego, co pomyśli głowa.
Zniknąć mentalnie i fizycznie.
A kłębek nieobecności się zwinąć.
Warto mieć jak najwięcej bagaży, nawet pozornie nieistotne wspomnienie może się przydać, bo nie wiadomo, ile potrwa podróż i dokąd zaprowadzi.
Gdy nie wiadomo, co jest wynikiem dyskrecji, a co demencji, o wiele łatwiej utrzymać sekret.
Nie mieliśmy złudzeń, że może nam się udać, więc chyba dlatego udało się.
Wolność to dyskretne panowanie nad własnym szaleństwem.
Cokolwiek robisz, jakkolwiek żyjesz, zawsze się okazuje, że to nie życie, tylko bicie piany, pozór, ślizganie się po powierzchni. Historia obeszła się z nami łaskawie, z granatami ganiać nie trzeba, ale odjęła nam też coś bardzo ważnego. Odjęła czyn, działanie, istotę życia. Wiem, wiem, romantyczne czkanie. Tak to za nas urządzili podstępnie. Pozytywne myślenie, samorealizacja i poranna socjotechnika przed lustrem. Wypisane role, funkcje, szczebelki po których możesz się wspinać wprost do samouwielbienia i duchowej kastracji.
- Czy dałeś coś światu?
- Tych, co dali wszystko i nie dostali nic, jest coraz mniej. Za to coraz więcej takich, co wszystko dostali i uwierzyli, że są nieśmiertelni.
Orędownik prozy realistycznej i mocno psychologizującej zaraz by wtrącił swoje trzy grosze, że twarz mam bladą, powieki ciężkie niczym z ołowiu, a rozchylone usta układają się w rybi pyszczek. Zdradzają niewysłowioną, choć gołym okiem widoczną tęsknotę – typową dla ludzi przewlekle samotnych.
Ja ująłbym to prościej: pragnę się z Tobą kochać...
Wady, wmawiane przez dyktat poprawnego widzenia, stanowią studnię bez dna nieodgadnionych wymiarów. Nie chcę leczyć pacjentów, szczerze mówiąc – popycham ich w piękne fantasmagorie, głosząc ideę powszechnej wolności oczu. Tradycyjna okulistyka ma coś z symbolicznej przemocy. A pierwszym przykazaniem Tęczowej Wieloródki jest: nie niszcz żadnej, nawet najlichszej barwy. Świat potrzebuje nowej widzialności
Zamiast kontynentu samotna wyspa. Znowu sam, w łóżku, w pokoju, oddzielony od świata ścianami i drzwiami, w których łypie judaszowe oko - jedyny łącznik.
Wiesz, kurwica mnie bierze, gdy widzę kamuflaż luzackiego pozerstwa, wystudiowaną lekkość przechodzenia obok i hołubienie naciąganej niezależności.