cytaty z książek autora "Ken Wilber"
Cały świat (...) jest niczym innym, jak tylko lustrzanym odbiciem twojego własnego Ja, które widzisz w lustrze swojej świadomości.
Nienawiść to zagłodzona miłość.
(...) nie chodzi o to, co jest dobre dla mnie i mojego szczepu lub dla mnie i mojego narodu, ale o to, co jest dobre i sprawiedliwe dla wszystkich ludzi niezależnie od rasy i przekonań. Bowiem jeśli działam w ów światocentryczny - nie egocentryczny, nie etnocentryczny, lecz światocentryczny - sposób, jestem wolny w najgłębszym sensie, gdyż podporządkowuję się nie sile zewnętrznej, lecz wewnętrznej sile mojego etycznego rozumowania: jestem niezależny, jestem głęboko wolny.
...celem pracy nad sobą (...) nie jest pozbycie się fal w oceanie życia, lecz nauka unoszenia się na nich.
Zaniosę strach do serca. Spotkam się z bólem i strachem otwarcie, obejmę je, nie będę się ich bała, wpuszczę je do środka, jest, co jest. (...)
Kiedy dotkniemy bólu z miłością, kiedy pozwolimy, by był, skoro jest, powitamy go z miłosierdziem, a nie strachem i nienawiścią, wtedy to jest współczucie.
Najzacieklejszy krytyk męskiej wiedzy wie, że musi zejść z drogi nadjeżdżającemu autobusowi niezależnie od tego, czy wierzy w kartezjański podział na ciało i umysł, czy nie.
Żądanie dowodów - lub potwierdzenia słuszności - które zawsze zakotwiczało autentyczną i postępową naukę, oznacza po prostu, że czyjeś ego nie może narzucać wszechświatowi wizji rzeczywistości, która nie znajduje poparcia w samym wszechświecie. Potwierdzenie słuszności i dowody pozwalają nam zestroić się z kosmosem. Potwierdzenia słuszności zmuszają nas do skonfrontowania się z rzeczywistością; powściągają nasze egoistyczne fantazje i nasz egocentryzm; żądają dowodów z pozostałej części kosmosu; zmuszają nas do przekroczenia siebie! Są mechanizmami gwarantującymi zachowanie równowagi politycznej w Konstytucji Kosmicznej.
To nie przypadek, że wojny toczone w całości lub części w imię określonego mitycznego Bóstwa zabiły więcej ludzkich istot niż jakakolwiek inna intencjonalna siła na tej planecie. Oświecenie wskazywało - całkiem słusznie - że religijne twierdzenia ukrywające się przed dowodami nie są głosem Boga ani Bogini, lecz jedynie głosem mężczyzn lub kobiet, którzy zwykle mają wielkie pistolety i jeszcze większe ego. Za twierdzeniami, które ukrywają się przed dowodami, stoi władza, nie prawda (s. 172).
Życie i śmierć idą ramię w ramię. Boję się śmierci, więc będę ostrożnie żyć, bo coś może mi się przydarzyć. Im bardziej zatem boję się śmierci, tym nardziej boję się życia. I tym mniej żyję.
Każda fala wyższego rzędu przekracza i zawiera poprzedniczki, co wzmaga jej zdolność do opieki i troski. Spirala rozwoju też jest hierarchią, w której jedna hierarchia rośnie na drugiej, tak jak w naturalnych procesach wzrostu, więc z każdą wyższą falą w hierarchii rozszerza się krąg opiekuńczości i świadomości.
- Zmieńmy temat. Chloe, chcesz mieć dzieci albo coś w tym guście?
-Dzieci albo coś w tym guście… Wolałabym coś w tym guście.
-Poważnie, nie sądzisz, że dzieci się na coś przydają?
-Tak, są świetne. Zwłaszcza wtedy, kiedy potrzebujesz dawcy organów.
I wcale nie mówimy o montażu części maszyn w ludzkich organizmach, choć to też jest możliwe. Chodzi o to, że każda komórka w ludzkim ciele nieustannie sama się odnawia. Teoretycznie nie ma powodu, dla którego ciało nie mogłoby żyć wiecznie. Kravitz powiada jednak, że organizm ludzki, być może ze względów ewolucyjnych, ma wbudowany mechanizm śmierci. Mówił o takich rzeczach, jak telomery, limit Hayflicka, hormon dokrewny śmierci… A jeżeli je wszystkie wyłączyć, ciało będzie odnawiać się samo, tak, jakbyś miała samochód nówkę z fabryki pod domem, i to codziennie.
Parę dni temu rozmawiałam z przyjaciółką o tym, że w miarę jak się człowiek starzeje, coraz mniejsze jest jego pragnienie wielkich zwycięstw, a coraz bardziej sobie ceni drobne zwycięstwa codziennego życia (s. 244).
Oswajanie się z rakiem, oswajanie z myślą o przedwczesnej i prawdopodobnie bolesnej śmierci, nauczyło mnie przyjaźnienia się z samą sobą taką, jaka jestem, nauczyło mnie wiele o przyjaźnieniu się z życiem takim, jakie jest (Treya, s. 416).
Sztuczna inteligencja to więcej niż moje zainteresowania: tak się właśnie czuję. Ja jestem sztuczną inteligencją - mój umysł jest sztuczny, myśli też mam sztuczne, ukształtował je ktoś inny lub coś innego i trudno mi uwierzyć, że należą do mnie. Myśli skonstruowane przez kosmicznego inżyniera, myśli nieżyjące; nawet puszczone z prędkością dziesiętną nie ożywają. Kto zaprogramował ten bajzel, który nazywa się mną?
Wszystkie moje zajęcia z przedmiotów humanistycznych to tak naprawdę ukryta propaganda polityczna, a tego nie znoszę. Te zajęcia to wywody starych politycznych dinozaurów lewicy. [...] Nie znoszę ich z całego serca. Nie mam nic przeciwko uczeniu albo wpychaniu nam do gardła polityki, jeśli wykładowcy uczciwie nazwą przedmiot polityką. Ale nie. Nazywają to historią, teorią literatury, nowym paradygmatem, kulturoznawstwem, studiami postkolonialnymi, czym chcesz, chociaż to tylko synonimy lewackiej ideologii po recyklingu. Znacie książkę Tenured Radicals (Radykałowie na etatach)? To czysta prawda. Ci starzejący się lewacy ponieśli klęskę na całej linii w prawdziwym świecie, więc teraz indoktrynują studentów.
Człowiek podporządkował sobie naturę, jednak zapłacił za to całkowitym z natury wykorzenieniem.
[...]
różne rodzaje medytacji często mają na celu różne sfery transpersonalne. Niektórzy dążą do doświadczeń psychicznych, niektórzy do mistycyzmu bóstwa w sferze subtelnej, niektórzy do bezkształtności i Wolności przyczynowego Świadka, a jeszcze inni do niedualnej Jedności lub Jednego Smaku/Gustu.
Ken lubi mówić, że celem pracy nad sobą, psychologicznej czy duchowej, nie jest pozbycie się fal w oceanie życia, lecz nauka unoszenia się na nich. Z konieczności nauczyłam się unosić na falach (Treya, s. 436).
[...]
Prawda niekoniecznie cię wyzwoli, ale prawdomówność tak.
Nagle wydaje mi się w porządku, że jestem, jaka jestem. Mieć amorficzne życie zawodowe. Angażować się w zajęcia, które mnie poruszają i inspirują. Lepiej poznać twórcze środowiska, w których może się wydarzyć wiele rzeczy. Łączyć ze sobą ludzi, tworzyć sieci powiązań. Komunikować się, przekazywać swoje idee. Rozwijać się i nie próbować zmieścić się w formie, strukturze.
Jakie uczucie ulgi i wolności! Życie jest OK! Istnienie jest OK, działanie nie jest bezwzględnie konieczne. To coś w rodzaju przyzwolenia. Coś w rodzaju odpuszczenia sobie męskich, nadaktywnych wartości tego społeczeństwa. Pracować nad duchowością kobiety, nad kobiecą twarzą Boga.Osiedlić się, zacząć uprawiać ziemię i patrzeć, co urośnie (s. 250-251).
Wciąż uczyłem się i z trudem wciąż uczę się, co to znaczy dawać oparcie. Odebrałem następującą lekcję: jeżeli naprawdę wątpisz w jakąś metodę leczenia, okaż swój sceptycyzm, zanim ktoś zdecyduje się poddać temu leczeniu. Tylko tak możesz pomóc i to będzie najbardziej uczciwe. Jeżeli jednak chory wybierze tę terapię, schowaj swoje wątpliwości i udziel mu stuprocentowego wsparcia. W takim momencie okazanie sceptycyzmu byłoby działaniem okrutnym, nieuczciwym, podkopującym wiarę (s. 277).
Chodzi o to, że pod tymi mrocznymi uczuciami, gniewem i urazą zawsze kryje się dużo miłości, gdyż w innym wypadku osoba wspierająca po prostu już dawno by odeszła. Ale ta miłość nie może się ujawnić dopóty, dopóki zagradzają jej drogę gniew, żal i gorycz. Jak to ujął Khalil Gibran: "Nienawiść to zagłodzona miłość". W grupach wsparcia wyraża się dużo nienawiści, ale tylko dlatego, że pod nią kryje się tyle miłości, zagłodzonej miłości. Gdyby tak nie było, nie nienawidziłbyś tej osoby, w ogóle by cię nie obchodziła. Problem osób wspierających (włączając w to mnie samego) nie polega na tym, że nie otrzymują one wystarczająco dużo miłości, ale na tym, że z trudnością przychodzi im przypomnienie sobie, jak dawać miłość, jak być kochającym w trudnych okolicznościach (s. 420).
Jej lekarz miał rację: nie użalała się nad sobą ani trochę. Nie zamierzała się poddać ani wycofać. Nie bała się umierania, teraz już byłem tego pewien. Ale też nie zamierzała się położyć i czekać na śmierć.
Rozmawialiśmy o słynnym koanie zen, który przypomniała mi jej postawa. Uczeń spytał Mistrza: "Co jest prawdą absolutną?", a Mistrz powiedział tylko: "Idź dalej!" (s. 448-449).
Jeśli religia ma przetrwać w zdolnej do życia formie we współczesnym świecie, musi być gotowa pozbyć się swych nieprawdziwych twierdzeń, tak samo jak wąska nauka musi być gotowa pozbyć się swego redukcjonistycznego imperializmu (s. 171).
Jeśli spojrzeć na to z innej perspektywy, mamy tu do czynienia z głęboką buddyjską doktryną Pustki, zgodnie z którą świat jest pusty, ponieważ nie zawiera myśli ani przedmiotów. Świat nie zawiera przedmiotów, ponieważ, jak odkryli nasi fizycy, przedmioty to tylko abstrakcyjne granice, nadbudowane na doświadczeniu. Nie zawiera też myśli, ponieważ myślenie, czyli nasza symboliczna kartografia, to właśnie proces, który nadbudowuje na rzeczywistość granice. Ujrzeć rzecz to ją pomyśleć; myśleć to przedstawiać sobie przedmioty. Myślenie to przydawanie granic rzeczywistości, która oddaje nam przedmioty w zamian.
[...]
Istnieje spektrum głębi, spektrum świadomości. A ewolucja odkrywa to spektrum. Świadomość rozwija się coraz bardziej, coraz bardziej realizuje się, coraz częściej się manifestuje. Duch, świadomość, głębia – tyle słów na jedno określenie.
(…) Jeśli nauka może zrezygnować z wąskiego empiryzmu na rzecz szerszego empiryzmu (co i tak już robi) i jeśli religia może zrezygnować ze swych zmyślonych mitycznych twierdzeń na rzecz autentycznego duchowego doświadczenia (co jej założyciele i tak zrobili), wówczas nagle religia i nauka zaczną bardziej przypominać dwujajowych bliźniaków niż odwiecznych wrogów (s. 175).
(…) Prawdziwa walka toczy się nie między nauką, która jest „prawdziwa”, i religią, która jest „nieprawdziwa”, ale raczej między prawdziwą nauką i religią z jednej strony, i nieprawdziwą nauką i religią z drugiej. Zarówno prawdziwa nauka, jak i prawdziwa religia stosują się do trzech sekwencji właściwego gromadzenia wiedzy, podczas gdy zarówno nieprawdziwa nauka (pseudonauka), jak i nieprawdziwa religia (mityczna i dogmatyczna) sromotnie oblewają ten egzamin. Zatem prawdziwa nauka i prawdziwa religia są sprzymierzone przeciw temu, co nieprawdziwe, dogmatyczne, niesprawdzalne i niefalsyfikowalne w ich obszarach.
Jeśli mamy doprowadzić do autentycznej integracji nauki i religii, będzie to musiała być integracja prawdziwej nauki i prawdziwej religii, a nie nieprawdziwej nauki i nieprawdziwej religii. A to oznacza, że każda strona musi porzucić swoje wąskie i/lub dogmatyczne pozostałości, a tym samym zaakceptować właściwsze pojęcie o sobie, właściwszy obraz własnego majątku (s. 175).
A nieślubny, schizofreniczny, podatny na ataki szaleństwa syn swoich rodziców widzi świat jak zza potłuczonych szkieł, kiwa głową powoli, w przód i w tył, czekając, aż wyłoni się jakiś spójny obraz, i zastanawiając się, co to wszystko znaczy.