Najnowsze artykuły
- ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik242
- ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
- ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
- ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Popularne wyszukiwania
Polecamy
M.R. Marco
4
5,2/10
Pisze książki: fantasy, science fiction
Marek Rogowicz - od najmłodszych lat żyje między rzeczywistością a fantazją. W wieku dziewięciu lat pierwszy raz zagrał w gry komputerowe, w których się zakochał i dzięki nim rozwijał swą wyobraźnię. Wielbiciel książek fantasy. Od 2004 roku mieszka w Irlandii. Pracował w branżach, w których monotonia puka do drzwi, a znudzenie wydaje polecenia. W tym czasie tworzył w głowie swój magiczny, fascynujący świat. Po namowach przyjaciół do pisania stworzył Lilli, powieść składającą się z trzech części. W wieku trzydziestu trzech lat nadal gra w gry komputerowe i nie zapowiada się, żeby kiedykolwiek przestał.
5,2/10średnia ocena książek autora
13 przeczytało książki autora
26 chce przeczytać książki autora
1fan autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Lilli. Pozdróż w nieznane M.R. Marco
5,7
Ech. Chyba przestanę recenzować selfpuby, bo tak naprawdę mogłabym napisać jedną, zbiorczą recenzję dla kilkunastu tytułów i nikt by nie zauważył różnicy. Wszędzie te same zarzuty, błędy, nawet fabuła i świat przedstawiony się nigdy nie wybijają ponad przeciętność (no, może poza tą powieścią o konioludziach z kosmosu, to było dziecko jakiegoś ostrego haju). Co ja mogę napisać o tej książce, czego nie napisałam o innych selfpubach?
Lilli, simka w wieku „młody dorosły”, mieszka ze swoim chłopakiem chyba w Polsce i nienawidzi swojej pracy jako ekspedientka z sklepie typu Żabka. Nagle puf! pojawia się przed nią wróżka i mówi, że musi uratować Standardowy Świat Fantasy. Lilli bez chwili namysłu, cienia wątpliwości ani odrobiny zastanowienia stwierdza stanowczo: pewnie, uratuję wasz świat, nie mając pewności, czy mi się to uda i czy kiedykolwiek będę mogła wrócić na Ziemię, do chłopaka, którego kocham i rodziny, którą mam albo i nie! W Standardowym Świecie Fantasy Lilli odkrywa swoje nowe moce, przed wyruszeniem w drogę zbiera drużynę i rozpoczyna serię dość nieciekawych przygód.
Autor chwali się, że wychował się na grach komputerowych i cóż, bardzo to widać, na niekorzyść powieści. Język – zwłaszcza dialogi – jest potwornie drętwy, bohaterowie monologują jak najęci, wygłaszają długie ekspozycje, a narrator wcale nie jest lepszy i serwuje nam opisy umiejętności i przedmiotów rodem z cRPGów. Świat sprawia wrażenie, jakby autor koniecznie chciał upchać do niego wszystkie magiczne stworzenia, jakie się tylko da, ale dla niepoznaki niektórym ponadawał dziwne nazwy (wilkury, kroki, hikory),więc całość kojarzy się z takim Heroes of Might and Magic: pełno różnych frakcji, które mogłyby się ze sobą naparzać i nic poza tym.
Błędów nie ma dużo, ale raczej rzucają się w oczy. Autor nie może się zdecydować, czy imię głównej bohaterki pisze się przez jedno „L” w środku, czy dwa. W niektórych zdaniach gramatyka szaleje, zdarzają się literówki. Ale na pewno jest o wiele lepiej niż w innych książkach wydawanych za kasę autorów.
Co mnie najbardziej uderzyło, to że ta powieść jest napisana tak potwornie... infantylnie. Dałabym głowę, że autor miał góra piętnaście lat w momencie pisania tego dzieła, ale wychodzi na to, że chyba nie, chyba jednak naprawdę napisał to dorosły facet, i to jest najbardziej zastanawiające. Czy to jest stylizacja na język zrozumiały dla dzieci? Biorąc pod uwagę przewijające się „dorosłe” tematy, to chyba nie, ale jakoś inaczej nie umiem tego odebrać.
Najbardziej licho to wypada, gdy autor próbuje serwować elementy komiczne. Lilli postanawia ogrzać zmarzniętą wróżkę, Biankę, wsadzając ją sobie między cycki – od tej pory Bianka ciągle będzie się dopraszać o podróż lub odpoczynek w tym uroczym miejscu. W ogóle wróżka serwuje nam całą karuzelę śmiechu: dopytuje Lilli o różne aspekty życia na Ziemi i po swojemu interpretuje odpowiedzi. Efekty są dość... żenujące.
"Lilli się zaśmiała. Bianka spojrzała na nią ze smutkiem w oczach.
– I ty też się ze mnie śmiejesz?
– Nie. – Lilli pokręciła głową. – Tylko tam, skąd pochodzę, jest dużo dziewczyn, co myślą tak jak ty. Nazywają się feministki. Pokazują facetom, że też mogą robić te same rzeczy co oni, a nieraz próbują udowodnić, że wszystko lepiej potrafią.
(...) Bianka sfrunęła z ramienia, wyprzedziła czarodzieja i zatrzymała się przed twarzą Kroka.
– Słuchaj, Kroku. Razem z Lilianą [no właśnie, Liliana czy Lilliana, kurtyzana mać?] jesteśmy feministkami i masz traktować nas z szacunkiem. Zrozumiałeś? (...) To znaczy, że jesteśmy wojowniczkami i trzeba z nami rozmawiać w każdej sprawie. – Bianka pokiwała palcem przed nosem Kroka."
I tak dalej, i tym podobne. Identycznych sytuacji jest w powieści chyba z pięć, i za każdym razem równie nieśmieszne.
Autor ma również problemy z utrzymaniem w ryzach charakterów swoich postaci. Lilli jest w sumie kompletnie nijaka, nie mogę na jej temat powiedzieć absolutnie nic. Czarodziej Zildan niby miał być dostojny i poważny, ale na samym początku obrywamy sceną, w której z podekscytowania zaczyna biegać ze śmiechem wokół stołu – po czym wraca do bycia dostojnym i poważnym, z wybuchami nieuzasadnionej agresji pośrodku. Z całej tej hałastry chyba najbardziej polubiłam Kroka, takiego zapatrzonego w siebie reptilianina, choć i jego postać jest niekonsekwentnie zbudowana i obrywa jej się od wszystkich, z narratorem włącznie.
No i cóż tu więcej powiedzieć? Nie jest to najgorszy selfpub, jaki w życiu czytałam, ale jest to jeden z najbardziej mdłych. Nic się tu nie wyróżnia, nawet na minus. Jest bo jest i tyle. Można przeczytać, można olać – i niczego to nie zmieni. Nawet nie umiem tego jakoś sensownie ocenić. Ot, dupy nie ma, szału nie urywa.
Lilli. Pozdróż w nieznane M.R. Marco
5,7
Hmm. Trudna sprawa. Z jednej strony pomysł na książkę interesujący. Mamy tu orki, ogry, trolle, elfy, krasnoludy, gnomy, smoki i inne bajkowe stworzenia.
Z drugiej strony warsztat literacki sprawia, że mam ochotę zrezygnować z czytania tej książki.
Ponieważ jednak lubię wyzwania postanowiłam tą serię dokończyć, ale jak dla mnie nie jest ona warta jakiejś szczególnej uwagi.