Helen Fisher jest jednym z najbardziej znanych amerykańskich antropologów. Doktoryzowała się w University of Colorado na podstawie pracy poświęconej ewolucji kobiecej seksualności i początkom rozwoju rodziny nuklearnej. Pracuje w Rutgers University; prowadzi badania nad ewolucją, ekspresją i biochemią miłości
Do sięgnięcia po książkę zachęciło mnie nazwisko, które zapamiętałam z jednego z wystąpień autorki na TED talks. Książka niestety nie wciąga, nie jest napisana w porywający sposób, mimo fascynującego tematu. Fisher używa odnośników literackich i popkulturowych, które wydają mi się wciśnięte na siłę. Tekst ogólnie wygląda trochę jak kompilacja informacji na temat badań przeprowadzanych przez innych naukowców plus opinia autorki o tym, z czyimi wynikami się zgadza...Poza tym, ślizga się po zagadnieniu dlaczego faktycznie się zakochujemy. Nie dowiedziałam się wielu nowych rzeczy, ale odniosłam wrażenie, że autorka mocniej wierzy w siłę biologii i "wrodzonego pędu do rozmnażania" jako np. przyczynę nieszczęśliwej miłości niż w wagę psychologii, czy poziomu inteligencji emocjonalnej. No nie wiem...Jakoś trudno mi uwierzyć w stwierdzenie, że kobiety mają wrodzone, genetycznie uwarunkowane pożądanie w stosunku do bogatych mężczyzn albo, że biologicznie naturalne i uzasadnione jest w mężczyznach oczekiwanie seksu w zamian za romantyczną kolację, bo seks-jedzenie stanowi częstą wymianę u szympansów. Czy warto z takich stweirdzeń robić tezę w książce dotyczącej antropologii i relacji miłosnych? Nie przekonuje mnie to.
Książka niby ciekawa, ale jakaś taka... mało odkrywcza. Miałam trochę wrażenie, że kręcimy się w kółko - te same tezy były regularnie powtarzane. Do tego tragiczne tłumaczenie... Archaizacja tekstu popularnonaukowego? Nie, to nie był dobry pomysł. Nie jestem tą lekturą zachwycona, ale rzeczywiście dowiedziałam się kilku ciekawych rzeczy.