Podróżować umie każdy, ale lepiej umieć siedzieć w domu – wywiad z Juliuszem Strachotą

LubimyCzytać LubimyCzytać
17.04.2020

Pieczątka patronatu lubimyczytać.pl„Podróże są przyjemne, ale w większości przypadków tylko tyle. Dostarczają łatwiejszych ekscytacji. Podróżować umie każdy, ale nagle się okazało, że lepiej umieć siedzieć w domu” – mówi Juliusz Strachota, finalista Nagrody Literackiej Nike i Nagrody Literackiej Gdynia, o swojej najnowszej powieści „Krótka wycieczka na tamten świat”.

Podróżować umie każdy, ale lepiej umieć siedzieć w domu – wywiad z Juliuszem Strachotą

Okładka książki "Krótka wycieczka na tamten świat"[Opis wydawcy] Nowa książka jednego z najciekawszych polskich pisarzy.

Kiedy w 1999 roku umiera dziadek Janek, okazuje się, że był również dziadkiem Iwanem i tak naprawdę miał trzy życia. Babcia Irenka była jego trzecią żoną, a Jan był bigamistą – pierwszą i drugą żonę miał jednocześnie. Trójkę dzieci zostawił w Związku Radzieckim. Miał także dzieci z drugiego małżeństwa w Warszawie, a z trzeciego – jednego syna, który jest ojcem Julka. To właśnie Julek postanawia odnaleźć potomków dziadka. Tak rozpoczyna się jego podróż po byłych republikach ZSRR: Białorusi, Północnej Osetii i Kazachstanie.

„Krótka wycieczka na tamten świat” to powieść o poszukiwaniu i próbie uleczenia rodziny, w której wszyscy mężczyźni zawsze uciekali.

Aleksandra Lawerowicz: „Ta książka ma w sobie bardzo porytych bohaterów i bardzo poryte sytuacje umieszczone w bardzo normalnych realiach, dlatego bardzo ją polecam” – tak o twojej książce pisze Malcolm XD. Co ty na to?

Juliusz Strachota: Wszystko jest w tej książce poryte i normalne jednocześnie. Taką mam nadzieję. Mam też taką nadzieję, że tych bohaterów da się lubić.

Wydaje się, że główny bohater książki, Julek, ma z tobą wiele wspólnego. W powieści wyrusza on w niezwykłą podróż w poszukiwaniu zapomnianych potomków dziadka, który okazał się bigamistą, do byłych republik ZSRR: Białorusi, Północnej Osetii i Kazachstanu. Czy powieść inspirowana jest twoją historią rodzinną?

Ten bohater się ode mnie odkleja, bo coraz bardziej ukształtowany jest przez moje poprzednie książki, a te poprzednie, na przykład „Relaks amerykański”, miały więcej fikcji. „Turysta polski w ZSRR” wynikał z moich realnych podróży, ale bohater już trochę ukształtował się w „Relaksie” – poprzedniej książce. Kiedyś mnie to męczyło, na ile on jest do mnie podobny, a teraz już zwyczajnie nie wiem. Historia z najnowszej książki miała i nadal ma miejsce.

Grozny, miasto w Rosji

Czym była dla ciebie rzeczywista podróż w poszukiwaniu zaginionych członków rodziny?

To była podróż z wielu względów spóźniona. Wcześniej odbyłem kilkadziesiąt wycieczek śladem przewodnika po Związku Radzieckim i kilka lat temu wydawało mi się, że podróż trasą przewodnika po ZSRR to mój życiowy projekt. Ale któregoś dnia znów przypomniało mi się, że mój dziadek zostawił w Związku Radzieckim swoje dzieci. Przypominało mi się to już wcześniej wiele razy. Z reguły przy okazji czyjejś śmierci.

I któregoś dnia zaczęło uwierać to na tyle, że postanowiłem przedrzeć się przez rodzinne relacje. Chciałem wreszcie ustalić, kto to był na tych zdjęciach, które widziałem przez chwilę dwadzieścia lat wcześniej. To ponoć było rodzeństwo mojego ojca, ale dla mnie całkiem obcy ludzie. I później dwadzieścia lat omijałem ten wątek, ale też nikt mnie do niego nie zapraszał. Tajemnica dziadka Janka została uratowana przez jego syna, a mojego ojca, i zaraz na kolejne dekady schowana. Ta tajemnica światło dzienne ujrzała tylko na 15 minut w dniu śmierci dziadka. Dlatego każda późniejsza śmierć mi się nakładała na to odkrycie.

W „Krótkiej wycieczce na tamten świat” Julek czuje w pewnym momencie niezgodę, jak to określa, na brak przeszłości. Skąd w nim chęć odnalezienia osób, których nie znał całe życie i których istnienie było rodzinną tajemnicą?

Bohater próbuje najpierw odnaleźć się w teraźniejszości, bo ona daje mu wielką obietnicę. Ta obietnica zresztą atakuje nas teraz z rozmaitych live’ów i kursów online mindfulness – bardzo wielu mamy specjalistów od tu i teraz, a w okresie pandemii dają zniżki. Bohater jednak podąża za obietnicą o długiej tradycji. Wiele lat mu zajmuje przedzieranie się przez tę praktykę wielogodzinnego siedzenia nieruchomo i gapienia się w ścianę. No i ostatecznie ląduje on w punkcie, który już zna. PunKcie, z którego chce uciec.

On naprawdę chciał wreszcie nauczyć się siedzieć na tyłku i nie ruszać się z domu, ale mu nie wyszło. Znów ktoś umarł i przypomniała mu się tajemnica z przeszłości. Więc bohater wyrusza szukać rodziny zostawionej przez swojego dziadka i jednocześnie realizuje schemat znany w tej rodzinie od pokoleń.

Książka Juliusza Strachoty na stoliku.

Czy twoją powieść można nazwać powieścią o rodzinie? Jest to w pewnym sensie także książka o szukaniu jakichś stałych punktów w rzeczywistości, czegoś, na czym można się oprzeć.

Ta książka jest też o tym, że brak stałego punktu w rzeczywistości jest jedynym stałym punktem w rzeczywistości. Ale nie umiemy się z tym pogodzić, odpuścić i ciągle szukamy, podważamy ten brak, żeby może stałość jakąś w końcu odnaleźć. I to jest takie szarpanie się ciągłe i przepychanie. Z pewnością jest to książka o rodzinie.

Zyta Rudzka, autorka m.in. nagradzanej „Krótkiej wymiany ognia”, mówi o tobie, że w swojej nowej książce jesteś znów autoironiczny.

Mam nadzieję, że mi się to udaje. Na dowód powiem, że historia z podgrzanym chłodnikiem jest prawdziwa.

Czym jest dla ciebie podróżowanie? W jednym z wywiadów powiedziałeś, że twoje podróże okazały się projektem tożsamościowym.

Kiedyś podróże były projektem tożsamościowym. Teraz to mi wszystko jedno. Podróże są przyjemne, ale w większości przypadków tylko tyle. Dostarczają łatwiejszych ekscytacji. Podróżować umie każdy, ale nagle się okazało, że lepiej umieć siedzieć w domu.

Ile razy do roku wyruszasz w podróż?

W tym roku byłem w lutym w Indiach, zbierałem materiał do książki, ledwo zdążyłem i miałem być jeszcze w Kazachstanie, ale nie będę.

W zeszłym roku podjąłem próbę przeniesienia tej podróżnej energii na powrót do Warszawy, po której kochałem szlajać się jako dzieciak. Łaziłem po carskich fortach i niemieckich bunkrach. Skrzyknąłem paczkę osób w Tajnym Klubie Wycieczkowym i chodziliśmy piechotą dookoła miasta od punktu A do punktu B, tak żeby nie ominąć żadnego skrawka miasta po drodze. Nawet jak wydawał się mało ciekawy i nie dało się tam zrobić fotek na instagram. Przez pół roku przeszliśmy z Żoliborza do Wilanowa, i dalej mieliśmy iść na wiosnę, ale wiosna wypadła akurat teraz.

Juliusz Strachota z jamnikiem.

Jesteś także fotografem. To twoja druga po pisaniu artystyczna działalność. Jakie miejsce zajmuje fotografowanie w czasie twoich podróży?

Aparat w podróży jest często przeszkodą. Kiedy mnie wciągał wir podróży, to nie stać mnie było na aparat fotograficzny. Wszystkie pieniądze ładowałem w podróże i na przykład z Uzbekistanu nie mam żadnych zdjęć. Dzięki temu naprawdę tam byłem.

Aparat sprawia, że staję się contentowym kolonizatorem. Wzrokiem wyławiam coś, co się ładnie ułoży w zdjęcie. Nie jeżdżę jeszcze w miejsca, których fotografie mają dużo lajków na Instagramie. Na przykład z dronem na te takie serpentyny w Norwegii, ale kiedy jestem w podróży, przeceniam wagę aparatu. W czasie moich poszukiwań rodziny na Wschodzie, chciałem to jakoś dokumentować fotograficznie, ale to mi się nie udaje – przeżywanie, zapisywanie na papierze i rejestracja obrazu jednocześnie. Robię powoli projekt fotograficzny, natomiast zdjęcia, które można oglądać na przykład na Instagramie to często tylko efekt uboczny bycia w miejscach fotogenicznych, działających na naszą skolonizowaną wyobraźnię.

W „Krótkiej wycieczce na tamten świat” przeczytać można taki fragment: „Myślało mi się, że dzięki zen odkryje się tajemnica życia, szczęścia i innych zjawisk, a po latach okazało się, że zen każe żyć bez tajemnic. […] Na próbę powrotu do tajemnicy nadaje się już tylko Netflix i inne platformy VOD. Ich główną składową jest jednak czekanie na kolejny odcinek lub sezon”. Jak to skomentujesz? Czy to znów autoironia?

Czekanie na życie zabrało mi dużą jego część. Wciąż zabiera, choć zaraz skończę 41 lat. Być może to tak właśnie ma wyglądać, a ja wciąż czekam na to, że już nie będę czekał. Ogólnie ciężki temat!

Zdjęcie z pociągu.

À propos zen – w powieści pojawia się postać schorowanego i przebywającego w szpitalu psychiatrycznym nauczyciela zen, którego regularnie odwiedza bohater książki. Skąd wzięła się ta postać? Czy była wzorowana na kimś, kogo znasz? To bardzo ciekawy wątek w powieści – relacja mistrz i uczeń przeradza się w jakąś czułą więź między bohaterami.

Jest to postać złożona z kilku osób i trochę wymyślona, ale ta więź ucznia i nauczyciela jest mi znana i to coś niebywale dla mnie ważnego. Mam nadzieję, że to faktycznie jest ciekawy wątek, a zwłaszcza to, że bohater nigdy nie wie, kiedy nauczyciel daje mu następną lekcję.

Skąd twoje zafascynowanie filozofią zen?

Mój brat był, odkąd pamiętam, zafascynowany buddyzmem (w tym zen) i jak miałem dwadzieścia kilka lat, to podczytywałem jego różne książki buddyjskich nauczycieli, ale wtedy nie zająłem się sprawą na poważnie. Dopiero gdy zacząłem leczyć swoje uzależnienia, zacząłem praktykować zen, bo nie chciałem już więcej żyć w lęku, nie chciałem wracać do uzależnień. Spotkałem mistrza zen… i był to ten moment w moim życiu, kiedy w końcu byłem gotów posłuchać nauczyciela. Być może jedyny moment, ale udało mi się go nie przegapić.

Czy jamnik Pepe, nieodłączny towarzysz głównego bohatera, istnieje naprawdę?

No jasne, że istnieje! Pozdrawia serdecznie!

Zapraszamy do przeczytania fragmentu książki „Krótka wycieczka na tamten świat".

„Krótka wycieczka na tamten świat", Juliusz Strachota, wydawnictwo W.A.B.

Fragment książki „Krótka wycieczka na tamten świat", Juliusz Strachota,


Książka jest już dostępna w księgarniach online.

#czytamwdomu #kupujeksiazki 

[pz]


komentarze [3]

Sortuj:
więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Airain  - awatar
Airain 18.04.2020 00:18
Czytelniczka

Zdjęcie Pepe słodkiego paszczura jest najlepszym elementem tego wywiadu.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
czytamcałyczas   - awatar
czytamcałyczas 17.04.2020 13:56
Czytelnik

Ja dziś byłem na dworze w masce.Po buty,jakie to niewygodne.OkulaRY PARUJĄ .i TEN DZIWNY ZAPACH.Ale jak trze to trza.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
LubimyCzytać  - awatar
LubimyCzytać 17.04.2020 10:31
Administrator

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post