Adaptacje filmowe „Diuny”, czyli opowieści o klęskach i tryumfie
Bez dwóch zdań legendarna książka zasługuje na legendarną adaptację. Ale jeśli chodzi o opus magnum Franka Herberta, monumentalną „Diunę”, nawet i spektakularne klęski tylko budowały mit tej powieści. Żeby nareszcie coś się udało, coś musiało się bardzo nie udać.
Ciekawy jestem, co na temat jeszcze cieplutkiego filmu Denisa Villeneuve’a powie autor najwspanialszego dzieła, jakie nigdy nie ujrzało światła projektora, czyli nie kto inny jak Alejandro Jodorowsky, który kręcił adaptację prozy Franka Herberta przez trzy lata i, ostatecznie, jej nie nakręcił. Słynna powieść z 1965 roku od zawsze uchodziła zresztą za niemalże nieprzekładalną na język kina nie tylko z uwagi na złożoność kwestii fabularnych i mnogość zagadnień tematycznych poruszanych przez autora, ale i samą zamaszystość artystycznego konceptu. Dlatego też zrealizowana adaptacja Davida Lyncha z 1984 roku uznana została gremialnie za porażkę i nawet sam reżyser odżegnuje się od swojego dzieła, a Jodorowsky, zaciągnięty do kina na poły podstępem, na poły środkami przymusu bezpośredniego przez swoje dzieci, podobno nie posiadał się z radości, oglądając, jak sam orzekł, tę klęskę. Czyżby do trzech razy sztuka?
A nawet i nie do trzech, bo przecież powstawały inne ekranizacje cyklu Herberta, przeznaczone na mały ekran, no i samych prób było więcej, lecz historia kina zapamiętała te, które okazały się wyjątkowo spektakularnymi porażkami. Prawa do książki nabyto już na początku lat siedemdziesiątych, ale ani nie sposób było znaleźć odpowiedniego reżysera, ani scenarzysty chcącego się podobnego zadania podjąć. Tak czy inaczej, chciano ruszyć ze zdjęciami jeszcze zanim dekada dobije do półmetka, ale śmierć producenta Arthura J. Jacobsa, inicjatora całego projektu, położyła tym planom kres. Prędko jednak pomysłem zainteresował się francuski przedsiębiorca Jean-Paul Gibon, a na reżyserskim stołku miał zasiąść Jodorowsky, artysta awangardowy i bezkompromisowy. I tak rozpoczęła się piękna i szalona celuloidowa epopeja.
Chilijski twórca miał bowiem plan iście diabelski, który, przedstawiony na papierze, tudzież na komputerowym ekranie, wydaje się nieprawdopodobny. Autorska wizja Jodorowsky’ego miała być dziesięciogodzinną kobyłą z udziałem, między innymi, Alaina Delona, Orsona Wellesa i Glorii Swanson. Mało tego. Soundtrack zamierzał zlecić muzykom z Pink Floyd, a projektami wszystkiego, na czym szło zawiesić oko, mieli zająć się H.R. Geiger — który parę lat później stworzy niezapomnianego Obcego; co ciekawe, do ekipy „Diuny” należał też Dan O’Bannon, czyli scenarzysta hitu Ridleya Scotta — oraz Jean Giraud, wybitny rysownik posługujący się pseudonimem Moebius. Ale to nadal nie wszystko. Jodorowsky zaprosił bowiem na plan również samego Salvadora Dalego. Artysta zażyczył sobie astronomiczną gażę w wysokości stu tysięcy dolarów za godzinę. O dziwo, Jodorowsky się zgodził. Tyle że planował ściągnąć Dalego na miejsce dokładnie na sześćdziesiąt minut, a potem wykorzystać podobnego doń mechanicznego manekina. Po dwóch latach prac — a nie nakręcono jeszcze choćby minuty filmu! — scenariusz zaczynał przypominać opasłą księgę. Lecz sam Herbert, który poleciał na miejsce, chwalił rozmowy prowadzone z Jodorowskym, choć ten planował zmodyfikować fabułę powieści na potrzeby ekranizacji, której metraż rozrósł się już do gargantuicznych czternastu godzin.
Co więcej, choć zdjęcia nawet jeszcze nie ruszyły, wydano już jedną piątą dziesięciomilionowego budżetu i coraz bardziej oczywiste stawało się, że film nie ma szans powstać z powodu braku odpowiednich funduszy. Rozczarowany Jodorowsky wykorzystał niektóre wyklute wtedy pomysły na łamach komiksowej serii „Incal”, stworzonej do spółki z Moebiusem, a wyczerpany całym doświadczeniem O’Bannon musiał leczyć się psychiatrycznie. O „Diunie” jednak nie zapomniano.
Praktycznie od razu prawa do adaptacji przejął Dino De Laurentiis, który zlecił reżyserię Ridleyowi Scottowi, lecz ten, uświadamiając sobie nakład czasu i pracy konieczny do zrealizowania tego filmu, wycofał się z projektu. De Laurentiis, zdeterminowany jednak, żeby „Diunę” zrealizować, nie dość, że przedłużył umowę z Herbertem, to jeszcze zabezpieczył prawa do sequeli, tych napisanych i tych dopiero planowanych. Pod naciskiem córki, zwrócił się do zarekomendowanego przez nią Davida Lyncha, który zgodził się wyreżyserować film, choć nie znał materiału źródłowego i nie był zbyt zainteresowany gatunkiem. Tym razem jednak udało się doprowadzić projekt do końca. Herbert był filmem usatysfakcjonowany, cieszył się, że czuć w tym wszystkim jego dzieło, ale i krytyka, i publiczność nie podzieliły jego entuzjazmu. „Diuna” nawet nie odrobiła budżetu, dlatego nie było mowy o sequelach. Lynch do dzisiaj nie chce rozmawiać o swoim filmie i uparcie odrzucał propozycje studia, które proponowało mu jego przemontowanie.
Chyba mało kto pamięta, że zanim Hollywood raz jeszcze spojrzało łaskawszym okiem na powieść Herberta, na początku bieżącego tysiąclecia zrealizowano jeszcze telewizyjny miniserial autorstwa Johna Harrisona, który przyjęto na tyle ciepło, że trzy lata później pod tytułem „Dzieci Diuny” zekranizowano również dwie kolejne książki z serii. Na froncie kinowym cisza panowała aż do 2008 roku, kiedy studio Paramount szukało chętnego podjęcia się niełatwego zadania, ale mimo dobrych chęci, nic z tego nie wyszło, a prawa przeszły do Legendary Entertainment. I kiedy przypisano do projektu Denisa Villeneuve’a, dla którego realizacja tego projektu była niemalże młodzieńczym marzeniem, reszta poszła gładko. Pierwsze recenzje napawają optymizmem i mimo że film za oceanem ląduje na dużych ekranach równolegle z tymi telewizyjnymi, a sytuacja pandemiczna nadal odciąga ludzi od kinowych sal, są przesłanki, że kanadyjskiemu reżyserowi nareszcie uda się zdjąć z tej marki istną klątwę. Szefostwo studia Warner Bros., choć nie odpowiada wprost na pytania o sequel, podkreśla, że decyzja o kontynuacji uzależniona będzie nie tylko od komercyjnego powodzenia filmu, którego otwarty finał wymaga domknięcia. Ale jeśli liczby będą się zgadzać, to zielone światło dostanie także będący prequelem serial, „Dune: Sisterhood”. A co dalej? Czas pokaże, ale istnieje szansa, że zebrane do kupy, wszystkie te rzeczy dobiją do pamiętnych czternastu godzin metrażu. Czyli maestro Jodorowsky miał rację.
komentarze [15]
Jeszcze nie czytałam, ale film mi się podobał.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postJak mogłoby się udać zamknąć arcydzieło treści takie jak diuna w 3-4h filmu? Żeby to się udało, trzebaby zrobić trylogię, i musiałby to zrobić ktoś kto potrafi rezyserować złożone filmy. Tu nie ma miejsca na puste kadry ani niczego nie wnoszące sceny. Diuna to nie efekty specjalne. Najlepszą opcja jest stworzenie serialu, wtedy byłoby to możliwe aby oddać geniusz Diuny na...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcejA ja właśnie byłabym zainteresowana filmem z muzyką Pink Floyd i z Dalim oraz pomysłami H.R.Gigera. Dzisiaj idę do kina na Diunę.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postSzkoda, że jak zwykle Polacy coś muszą spartolić. https://translate.google.pl/?hl=pl&sl=pl&tl=ru&text=sicz &op=translate - "sicz" jak siła, a nie jak silos. Chyba, że Freemeni mówią po rosyjsku lub ukraińsku. Ale i tak jest to wersja najlepsza z 3-4, które widziałem.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postA ja właśnie byłabym zainteresowana filmem z muzyką Pink Floyd i z Dalim oraz pomysłami H.R.Gigera. Dzisiaj idę do kina na Diunę.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postPrzepraszam, że źle odpisałam. Myślałam, że utworzy się nowa odpowiedź na cały temat, a nie na Twój post.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postA wiesz, że ten film to zaledwie połowa pierwszego tomu "Diuny"?
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Rok temu czytałam w pośpiechu wszystkie tomy, żeby tylko zdążyć do filmu. Po czym premierę przenieśli na ten rok. To chyba najbardziej wyczekiwany przeze mnie film od jakiegoś czasu, a teraz (o ironio) nie mam wolnej chwili, żeby wybrać się do kina. Oby grali ją jak najdłużej, w listopadzie uda się wygospodarować czas. 😀
Wcześniejszych ekranizacji nie oglądałam, bo temat...
Ale jak to wszystkie tomy? Film jest ekranizacją pierwszej książki, a właściwie połowy pierwszej książki. Moje oczy nie zniosłyby chyba widoku Boga-Imperatora Leto II...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postCzytałam wszystkie tomy, bo chciałam je mieć przeczytane przed premierą filmu, nie pytaj dlaczego, tak po prostu - dobrze wiem, ze film to zaledwie połowa jedynki. :) i zgadzam się, że Leto II nie chciałabym jednak zobaczyć, moja wyobraźnia wystarczy 😀
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postJeżeli już o Diunie mowa to proszę pamiętać o "Dune 2", "Dune 2000" i "Emperor: battle for Dune".
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postCieszę się, że film Jodorowskyego nie doszedł do skutku. Do tej pory trochę ludzi ma się do czego onanizować, i paru ludziom to pomogło w karierze. A byłby raczej straszny gniot w myśl przysłowia, gdzie kucharek sześć tam nie ma co jeść. Bo to rozbuchanie było wiele większe niż tu pan Czartoryski przedstawia. Muzykę miał pisać nie tylko Pink Floyd, a Dali miał w kontrakcie,...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcejA ja jednak mam nadzieję że wieloświatowa interpretacja teorii kwantów opracowana przez Hugh Everetta okaże się prawdziwa. I że za naszego (dobra, mojego) życia będzie można przenieść się do wszechświata, gdzie Jodorowski nakręcił tę kilkunastogodzinną Diunę. Mogłaby być przecież rozdzielona na 2-3 części jak "Władca pierścieni" czy nowa "Diuna" właśnie, która łącznie...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcejRewelacja! Spektakularny film. Już czekam na kontynuację. I ta muzyka, coś pięknego.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post