rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Jedną z najsłabszych książek jakie czytałem. Słaba.

Jedną z najsłabszych książek jakie czytałem. Słaba.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Zupełnie przyzwoicie napisana historyczna książka. Szkoda tylko,że urok jej zaćmiewa przekład. Mnóstwo potknięć stylistycznych i kilka literówek powoduje, że całe ŁAŁ ginie. A szkoda.

Zupełnie przyzwoicie napisana historyczna książka. Szkoda tylko,że urok jej zaćmiewa przekład. Mnóstwo potknięć stylistycznych i kilka literówek powoduje, że całe ŁAŁ ginie. A szkoda.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jak już pisałem poprzednim razem, Czarna Seria wydawnictwa AiB miała swoje mocna jak też i słabsze odsłony. "Masa nadkrytyczna" lokuje się gdzieś w połowie stawki.
Mamy ciekawie zawiązaną intrygę, natomiast jej rozwinięcie jak i zakończenie nie przekonało mnie.
Ciężko mi uwierzyć, że w takiej instytucji jak CIA nie ma etatowych pracowników, którzy mogliby działać równocześnie w kilku częściach świta, powstrzymując kryzys. Mamy za to jednego super bohatera, który sam łapie terrorystów w każdym zakątku świata, jest na tyle inteligentny, że sam dopasowuje różne części układanki do siebie i budzi taki respekt u innych, że czapki z głów. Niemal superman. Książka miała potencjał, ale coś autorowi poszło nie tak i zamiast pasjonującej opowieści mamy raczej średniej jakości thriller. I tyle.

Jak już pisałem poprzednim razem, Czarna Seria wydawnictwa AiB miała swoje mocna jak też i słabsze odsłony. "Masa nadkrytyczna" lokuje się gdzieś w połowie stawki.
Mamy ciekawie zawiązaną intrygę, natomiast jej rozwinięcie jak i zakończenie nie przekonało mnie.
Ciężko mi uwierzyć, że w takiej instytucji jak CIA nie ma etatowych pracowników, którzy mogliby działać...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Podczas likwidacji książek w domu moich rodziców, w ręce wpadała mi "Brygada Bombowa - KURS BOJOWY!" Jerzego Pawlaka i Waleriana Nowakowskiego. Idąc dalej torpem autora dotarłem do "Brygada Pościgowa - ALARM!" Jerzego Pawlaka. No i nie rozczarowałem się. Zbierałem się do kupna książki pond dwa lata, ale z czytaniem jej nie było problemów.
Każdy domorosły historyk czy modelarz zna "Dywizjon 303" Arkadego Fiedlera, ale zanim piloci "Dywizjonu ..." dotarli do Anglii, zanim przyszedł moment gdy losy wolnego świata zawisły w postawie garstki bohaterów, wydarzył się Wrzesień. Ów straszny, pamiętny wrzesień.
Ta książka to gotowy scenariusz na super produkcję. Oto garstka straceńców, pięćdziesięciu młodych dwudziestokilkuletnich ludzi staje do walki w obronie milionowego miasta. Mają do dyspozycji stare rupiecie, które w oczach wroga stanowią archaiczne zabytki. Ta garstka stanie do walki z nowoczesnym lotnictwem, wypoczętymi, podnieconymi ideą zwycięstwa hordami wrogów. Stosunek sił 10:1 na korzyść nieprzyjaciela, klęska jest nieunikniona, jak pisze autor.
W dzisiejszych czasach próbowalibyśmy negocjacji i ustępstw. Ci chłopcy pokazali, że tanio skóry nie sprzedadzą.
Wrzesień 1939 to przede wszystkim nierówna walka, ale sprytna, dorosła i bohaterska. To nie szarże kawalerii z lancami na czołgi, jak chce uczyć nas Unia Europejska, ale to doskonałe wyszkolenie, dyscyplina i odwaga dwudziestokilkuletnich ludzi. Ich nazwisk do końca dni zapisały się w historii Polski. To na niebie nad Warszawą tacy piloci jak Pamuła, Łokuciewski czy Ferić zaczęli stawiać sobie pomnik trwalszy niż ze spiżu. To tu strącili pierwszych nieprzyjaciół to tu poznali smak wojny. A przecież każdy chciał żyć. Co ty byś zrobił drogi czytelniku? Wiał byś, negocjował, czy walczył. Jak twoja korporacyjna moralność wpisuje się w postawę ludzi sprzed niemal już stu lat?
Wato przeczytać pomimo niewielkich przekłamań dotyczących inwazji wojsk ZSRR w dniu 17.09.1939, nie widać braków lub wpływu propagandy komunistycznej. Książka opowiada o działalności Brygady Pościgowej od jej sformowania w 1939 aż do jej ewakuacji do Rumunii po 17.09.1939. Jak już napisałem ta książka to gotowy scenariusz na film. Tylko, że w Polsce łatwiej i szybciej nakręcić głupawy serial o niczym, lub wyprodukować kalkę programu rozrywkowego "made in Holyłud" niż zdjąć Polakom klapki z oczu.
Polecam każdemu. Warto.

Podczas likwidacji książek w domu moich rodziców, w ręce wpadała mi "Brygada Bombowa - KURS BOJOWY!" Jerzego Pawlaka i Waleriana Nowakowskiego. Idąc dalej torpem autora dotarłem do "Brygada Pościgowa - ALARM!" Jerzego Pawlaka. No i nie rozczarowałem się. Zbierałem się do kupna książki pond dwa lata, ale z czytaniem jej nie było problemów.
Każdy domorosły historyk czy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

W latach 90 na rynku wydawniczym pojawiło się wiele techno, military i political thrillerów autorstwa popularnych na zachodzie autorów. "Czarna seria" wydawana przez oficynę Adamiski i Bieliński była chyba w tamtych czasach najbardziej rozpoznawalną serią na rynku wydawniczym. AiB udało się przyciągnąć uwagę czytelników takim nazwiskami jak Clancy, Coonts, czy Quinnell. Była to wówczas najbardziej rozpoznawalne nazwiska. Jednak seria miała też i "gorsze dni". Do takich należy zaliczyć "Pojedynek" Joe Weber'a.
Niby wszystko w porządku, mamy zamachy terrorystyczne, agentów walczących z potężnym kartelem, próbę obalenia panującego porządku światowego, starcia okrętów podwodnych i zatopienie lotniskowca. I co z tego skoro autor nie wie o czym pisze. Wątki plączą się i nic z nich nie wynika. Nie ma odpowiednio budowanego napięcia, fabuła drze się i rozłazi. To nie jest to czego oczekiwało by się po "Czarnej serii". Wieje nudą, i ma się wrażenie, że autor sam się w tym wszystkim pogubił.
Jeśli chcecie stracić czas to proszę. Czytajcie śmiało. Jeśli jednak już macie tę książkę i jednocześnie kogoś bardzo, nie lubicie to dajcie, tę książkę jako prezent. Dwie pieczenie, przy jednym ogniu. Inaczej omijać szerokim łukiem.

W latach 90 na rynku wydawniczym pojawiło się wiele techno, military i political thrillerów autorstwa popularnych na zachodzie autorów. "Czarna seria" wydawana przez oficynę Adamiski i Bieliński była chyba w tamtych czasach najbardziej rozpoznawalną serią na rynku wydawniczym. AiB udało się przyciągnąć uwagę czytelników takim nazwiskami jak Clancy, Coonts, czy Quinnell....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Mieszkając przez większą część swojego życia w okolicach Czarnolasu kojarzył mi się Kochanowski z nudziarzem, który pisał pochwały wiochy i lipy i użalał się nad stratą córki.
Jak znacie Kochanowskiego tylko ze szkoły, wówczas będziecie mieli o nim podobną do mojej opinię.
Po fraszki sięgnąłem, ponieważ zalegały na półce. I okazało się, że te krótkie, zabawne rymy są wciągające. Czasem celnie kogoś poeta napiętnuje, czasem wspomni przyjaciół, zgani kogoś za grubiaństwo i umiłowanie zbytku, a kiedy indziej wychwali pijaków. Przejmujące są pośród tej parady postaci epitafia i nagrobki postawione swoim znajomym. No cóż poeta sam napisał, że kto we fraszki trafi ten już zyskał sławę i nieśmiertelność. I prawdę napisał.
Zabawne i lekkie stanowią doskonałą odskocznię od upiornej prozy życia w XXI wieku.

Mieszkając przez większą część swojego życia w okolicach Czarnolasu kojarzył mi się Kochanowski z nudziarzem, który pisał pochwały wiochy i lipy i użalał się nad stratą córki.
Jak znacie Kochanowskiego tylko ze szkoły, wówczas będziecie mieli o nim podobną do mojej opinię.
Po fraszki sięgnąłem, ponieważ zalegały na półce. I okazało się, że te krótkie, zabawne rymy są...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Interesuję się historią, ale nie koniecznie marynistyką po książkę Flisowskiego sięgnąłem za namową użytkowników strony "Lubimy czytać" i nie zawiodłem się.
Autor doskonale połączył własne zainteresowania i świetne opanowanie języka. Udało mu się stworzyć dzieło, które zainteresuje niejednego domorosłego admirała albo historyka.
Świetnie zaczyna się rysować portret Imperialnej Japonii. W pierwszym tomie mamy okazję zobaczyć jak z wyspiarskiego, feudalnego, niemal średniowiecznego kraju, rodzi się silne regionalne, a później światowe mocarstwo. Japonia idzie na wojnę z całym światem, pragnie podbojów, rozbudowuje flotę, kształci kadry, próbuje sił na wodach lokalnych i jak się dowiadujemy ostatecznie sama prowokuje swoja zagładę.
Pierwszy tom opisuje narodziny Imperium aż do fiaska Japońskiej inwazji na Guadalcanal - luty 1943. Ogromna ilość zdjęć i map powodują, że ma się wrażenie oglądania filmu, do tego cała masa cytatów zarówno od bezpośrednich uczestników zdarzeń, jak też od innych historyków relacjonujących przebieg wojny, sprawiają niesamowite wrażenie. Książka pędzi na łeb na szyję, tak jak pędziła wojna na Pacyfiku. Nie ma pardonu i litości, nikt komu pisana śmierć nie uchodzi swojemu losowi i tylko bezstronny obserwator - autor - komentuje czasem opisywane wydarzenia. Razi amerykańska i brytyjska beztroska. Ja osobiście - przez cały pierwszy tom, trzymałem stronę Japończyków. Co będzie w tomie drugim łatwo się domyśleć; śmierć imperium - tylko jak będzie wyglądała zagłada? Jak umrze imperium samurajów?
Co mnie osobiście dodatkowo zaskoczyło to sylwetki okrętów i samolotów zamieszczone na końcu książki, oraz spis nazwisk polaków poległych na Pacyfiku a walczących w siłach zbrojnych USA. W tym spisie uwidacznia się cała mrówcza, praca autora.
Książka wydana w latach osiemdziesiątych XX wieku do dziś robi niesamowite wrażenie. POWALA. Warto wydać kilkadziesiąt złotych. Tom pierwszy ciąży w rękach przy czytaniu a to raptem ponad 500 stron. Dla słabszych fizycznie - tom II to około 1000 storn tekstu. Czytajcie śmiało warto.

Interesuję się historią, ale nie koniecznie marynistyką po książkę Flisowskiego sięgnąłem za namową użytkowników strony "Lubimy czytać" i nie zawiodłem się.
Autor doskonale połączył własne zainteresowania i świetne opanowanie języka. Udało mu się stworzyć dzieło, które zainteresuje niejednego domorosłego admirała albo historyka.
Świetnie zaczyna się rysować portret...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Będąc na wakacjach w Kołobrzegu postanowiłem szerzej zapoznać się z historią miasta, w trakcie spaceru zwróciłem uwagę na niemal całkowity brak starego miasta.
Hieronim Kroczyński w "Twierdzy Kołobrzeg" postanowił rozwiązać tę zagadkę, albowiem opisał dość pobieżnie historię oblężeń miasta od czasów wojny trzydziestoletniej aż do ostatniego oblężenia miasta w 1945. Autor pokusił się o przedstawienie historii fortyfikacji i oblężeń miasta na 120 stronach. I to jest niewątpliwy minus tej publikacji. Wielkim plusem natomiast, jest to, że w miarę możliwości rzetelnie (na tyle na ile pozwalają źródła) przybliżył autor militarne dzieje miasta. A jest o czym pisać bo regularnie niemal co sto lat, ten modny obecnie kurort był areną zmagań militarnych. Mnie najbardziej fascynuje rok 1087 i wojska napoleońskie oblegające miasto, czy udało się siłom francuskim zająć tę nadmorską twierdzę - przeczytajcie. Autor daje też odpowiedź co stało się z samymi fortyfikacjami jak i z samym miastem, co nadało mu dzisiejszy wygląd komunistycznego koszmarka.
Mnie osobiście brakuje bardziej szczegółowego, ujęcia tematu, jednak ilość map, zdjęć i przedruków obrazów jest imponująca. Do tego komentarz w języku niemieckim i, krótki kilku stronicowy dodatek, czynią z tej lektury łakomy kąsek dla miłośników historii, szczególnie przed urlopem. Warto najpierw przeczytać a później pospacerować. Ja niestety zrobiłem odwrotnie.

Będąc na wakacjach w Kołobrzegu postanowiłem szerzej zapoznać się z historią miasta, w trakcie spaceru zwróciłem uwagę na niemal całkowity brak starego miasta.
Hieronim Kroczyński w "Twierdzy Kołobrzeg" postanowił rozwiązać tę zagadkę, albowiem opisał dość pobieżnie historię oblężeń miasta od czasów wojny trzydziestoletniej aż do ostatniego oblężenia miasta w 1945. Autor...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Po dzisiejszej lekturze śmiało stwierdzam dwie rzeczy:
- najlepsza część w serii!
- moja wiedza o Kampanii Wrześniowej jest żadna.
Oto autor pokusił się o przybliżenie zmagań o Kępę Oksywską i Hel we wrześniu 1939 roku i zrobił to z niezwykle śmiało. Zmagania nie zaczynają się 01.09.1939 tylko już kilka miesięcy wcześniej obie strony analizują swoje możliwości jedni ataku a drudzy obrony. Admirałowie i generałowie poznają teatr zmagań, z każdym dniem napięcie rośnie. Ma się wrażenie, że to nie dokument a scenariusz filmu. Narasta napięcie i choć wszyscy mówią o pokoju każdy szykuje się do wojny. A gdy ta się zaczyna akcja nabiera niesamowitego tempa. nigdy nie spodziewałem się, że zatoka gdańska kryje w sobie historię lepszą niż hollywoodzka produkcja. W współczesne kurorty i miejsca letniego wypoczynku były areną starć na śmieć i życie. Taką historię kocham i takiej lubię się uczyć. Na lekcjach szkolnych i w masowej kulturze poznajemy mit Westerplatte, natomiast reszta wybrzeża to historia nie znana. Wmawia nam się dzięki medialnej propagandzie, że we Wrześniu to poszliśmy z szablami na czołgi, że tylko dostawaliśmy w dupę i niczego wielkiego nie dokonaliśmy. To pewnie propaganda krajów UE i Rosji wmawia nam nieudolność i niemoc. Kosiarz pokazuje prawdziwych bohaterów ludzi inteligentnych, pomysłowych, zdolnych i ofiarnych. Jak inaczej nazwać budowę drewnianych makiet dział na Kępie Oksywskiej, jak nie świetnym przykładem wojny psychologicznej?! Jak oszukanemu przez propagandę UE pokazać, że Polacy nie tylko potrafili się bić ale dzięki ofiarności i pomysłowości prali wroga?! Tak jak te "drapieżne ptaszęta".
Książka jest kolejnym dowodem na to, że potrafimy się bić, że jesteśmy pomysłowi i że historię Polski piszą media zachodnie i propaganda UE.
Polecam każdemu kto ma odwagę na poważną lekcję historii. WARTO.

Po dzisiejszej lekturze śmiało stwierdzam dwie rzeczy:
- najlepsza część w serii!
- moja wiedza o Kampanii Wrześniowej jest żadna.
Oto autor pokusił się o przybliżenie zmagań o Kępę Oksywską i Hel we wrześniu 1939 roku i zrobił to z niezwykle śmiało. Zmagania nie zaczynają się 01.09.1939 tylko już kilka miesięcy wcześniej obie strony analizują swoje możliwości jedni ataku a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

W "Bałtyku w ogniu" autor opisuje ostatnich kilka miesięcy zmagań na morzu bałtyckim pomiędzy flotą III Rzeszy i Związku Radzieckiego. Krok po kroku, od momentu rozpoczęcia ofensywy zimowej i blokady morskiej wojsk III Rzeszy w Kurlandii i na półwyspie Sambijskim aż do desantu na Bornholmie przyglądamy się wysiłkom sił sowieckich, mających na celu opanowanie basenu morza bałtyckiego. Autor doskonale oddał końcówkę wojny, Rosjan stać już na atakowanie wielkimi siłami stosunkowo niewielkich obiektów oraz braki w sprzęcie i ludziach po stornie niemieckiej. Doskonale widać różnicę ilościową w siłach państw biorących udział w zmaganiach. Floty nie są równe a charakterystyka morza bałtyckiego jako morza zamkniętego wymusza inną taktykę walki niż np. na Atlantyku. Dużą rolę odgrywa lotnictwo morskie i małe jednostki - kanonierki, ścigacze i trałowce. Szczególnie dużo uwagi autor poświęca zatopieni Wilhelma Gustolffa i Goyi. Rzuca się w oczy obrona decyzji kapitanów obu okrętów o storpedowaniu statku przewożącego cywilnych uchodźców. Autor broni tezy o tym, że na obu statkach płynęli też i żołnierze, szły one zaciemnione i w asyście okrętów eskorty. No cóż, szkoda, że w XXI wieku zapomina się o tym, że Niemcy na morzu również nie przebierali w środkach. Po wojnie Niemcy zapomnieli, że z myśliwego stali się zwierzyną,a ofiary jakie ponieśli były konsekwencją ich polityki. No cóż punkt widzenia, zależy od punktu siedzenia. Ktoś zapyta skoro takie ciekawe opisy nierównych zmagań to dlaczego tylko 6 punktów? A dlatego, że może nie podoba mi się kontekst wypowiedzi autora. Wydaje mi się, że usprawiedliwia on sowietów, usprawiedliwia zmianę nazwy z Królewca na Kaliningrad z Pilawy na Bałtijsk. Od dawna razi mnie, że na ziemiach nie stanowiących nigdy części Rosji, to, że od prawie 70 lat siedzą tam Rosjanie. W moich oczach gloryfikowanie Armii Czerwonej to tak jak chwalenie zielonych ludzików, dziś na Ukrainie. Ale warto przeczytać, choćby i dla tego, żeby uzmysłowić sobie, że wody Bałtyku skrywają niejedną zagadkę.

W "Bałtyku w ogniu" autor opisuje ostatnich kilka miesięcy zmagań na morzu bałtyckim pomiędzy flotą III Rzeszy i Związku Radzieckiego. Krok po kroku, od momentu rozpoczęcia ofensywy zimowej i blokady morskiej wojsk III Rzeszy w Kurlandii i na półwyspie Sambijskim aż do desantu na Bornholmie przyglądamy się wysiłkom sił sowieckich, mających na celu opanowanie basenu morza...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ilu czytelników tyle opinii. Sienkiewicz kojarzy się najczęściej z monumentalnymi działami jak "Krzyżacy" czy "Trylogia" ale prawdziwego autora poznamy po tym czy potrafi odnaleźć się w tej miniaturowej formie - noweli lub opowiadania. Nie wiem czy dobrze robię ale polscy pozytywiści to tacy prekursorzy Stephena Kinga.
W opowiadaniach widać potęgę pióra. King nie ustępuje Sienkiewiczowi pola. Można by ich było porównywać ale mam pisać recenzję z nowelki, z początków kariery mistrza. Rzuca się w oczy taki dwutorowy styl narracji, taki gorzki humor, groteska i przerysowanie postaci.
Ale zastanówmy się sami ilu takich Zołzikiewiczów spotkaliśmy na własnej drodze? Po trupach do celu, a jak jesteś człowiecze słabszy to ciebie zwolnię, a jak nie masz poparcia w zarządzie to na twoje miejsce przyjmiemy pociotka prezesa, a ja Zołzikiewicz podpiszę twoje wypowiedzenie. W imię własnego pełnego żołądka i świętego spokoju. Z tego miejsca pozdrawiam jedną panią dyrektor Ilonę H. Czy tobie drogi czytelniku zdarzyło się jak tej Rzepowej, nie znać się na czymś, znaleźć się w sytuacji bez wyjścia lub potrzebować pomocy? Mam takiego kolegę w pracy, ja jestem po studiach on po zawodówce. I wiecie co za każdym, razem gdy przyjdzie pracować nam w jednej brygadzie żal mi dupę ściska, że nie miał kto tak zdolnego chłopaka pokierować w odpowiednim momencie. Że biedny, to niech go wódka i koledzy kierują, no i robi ze mną, najgorszą najczarniejszą robotę po budowach w całej Polsce, a mógłby gdyby ktoś go pokierował siedzieć w biurze projektowym, i pracować nad nie wiem, może pierwszą linią metra we Wrocławiu. Wiem, że jemu by się to udało. Pozdrawiam, Cię Sławku. Tak jak tego Rzepę wykorzystują bo młody tak i Ciebie, Świat oszukał i wykorzystuje pókiś młody. No i jeszcze jedno staje mi przed oczami, ta piesza podróż Rzepowej, nikt się nad nią nie ulitował, każdy tylko patrzył jak to najlepiej o swoją dupę zadbać. Zdarzyła się dziś mojej żonie awaria auta, właśnie we Wrocławiu, pomógł jej jakiś kompletnie obcy człowiek, a ja mu nawet nie podziękowałem, jak łatwo zapomnieć, że powinniśmy być mniej w siebie zapatrzeni. Oj źle się stało, że mu nie podziękowałem, więc z tego miejsca, jakkolwiek masz na imię dzięki Ci Dobry Człowieku. Bo wylazł ze mnie Zołzikiewicz.
Miała być recenzja w wyszło? Jak zawsze, zastanówcie się po przeczytaniu, czy przypadkiem i z was nie wyłazi Zołzikiewicz, bo siedzi on w każdym z nas to pewne. A opowiadanie po niemal 150 latach nie traci nic na swej aktualności, wręcz przeciwnie. Oby, drodzy czytelnicy i wy pewnego dnia rano, myjąc zęby, nie zobaczyli w lustrze zamiast swego odbicia nie ujrzeli Zołzkiewicza.

Ilu czytelników tyle opinii. Sienkiewicz kojarzy się najczęściej z monumentalnymi działami jak "Krzyżacy" czy "Trylogia" ale prawdziwego autora poznamy po tym czy potrafi odnaleźć się w tej miniaturowej formie - noweli lub opowiadania. Nie wiem czy dobrze robię ale polscy pozytywiści to tacy prekursorzy Stephena Kinga.
W opowiadaniach widać potęgę pióra. King nie ustępuje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Seria "Wojny morskie" charakteryzuje się mocnymi i nieco słabszymi częściami. "O panowanie na..." należy w mojej opinii do tych słabszych. Na tom składa się kilka nowel tworzących poszczególne rozdziały. Opowiadają one o zmaganiach floty niemal wyłącznie brytyjskiej z włoskim przeciwnikiem. Ma się wrażenie, że autor za szybko przechodzi od bitwy do bitwy, brakuje tego ustawiania figur na szachownicy oraz podsumowania kolejnych starć. To jest w mojej opinii największy mankament tej części "Wojen..." Dodatkowo autor za mało poświęca uwagi nastrojom panującym we Włoskiej flocie, jak dla mnie to budzi się skojarzenie z serialem "Allo, allo" i "dzielnym" Włoskim pułkownikiem. Poza tym jest nieźle, statki toną, walczą, ulegają lotnictwu - jeśli są to Niemcy, bądź rozbijają formacje bombowców - jeśli są to Włosi. Jak ktoś nie wiem co się zdarzyło pod Matapanem to warto sobie tą wiedze przyswoić, chociażby i z tej pozycji.

Seria "Wojny morskie" charakteryzuje się mocnymi i nieco słabszymi częściami. "O panowanie na..." należy w mojej opinii do tych słabszych. Na tom składa się kilka nowel tworzących poszczególne rozdziały. Opowiadają one o zmaganiach floty niemal wyłącznie brytyjskiej z włoskim przeciwnikiem. Ma się wrażenie, że autor za szybko przechodzi od bitwy do bitwy, brakuje tego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Pięknie wydany album o 200 dniach kampanii Napoleona w północnej Polsce, na uwagę zasługują w szczególności zdjęcia przedstawiające miejsca dramatu sprzed 200 lat w dzisiejszych czasach, również reprodukcje obrazów, grafik i rysunków prezentują się wspaniale. Na uwagę zasługuje tekst, w którym raz po raz podkreśla się grozę dramatu rozgrywającego się w śniegu i błocie. Album stanowi dodatkowe źródło wiedzy o kampanii z lat 1806/1807, jednak jeśli ktoś szuka dokładnych: dat, godzin, liczb, rozkazów dziennych, marszrut itp. to tu ich nie znajdzie. Jest natomiast wiedza w pigułce, jak dla mnie podana niemal w charakterze komiksu, teks bogato przeplatany ilustracjami. Nie można się wprost oderwać.

Pięknie wydany album o 200 dniach kampanii Napoleona w północnej Polsce, na uwagę zasługują w szczególności zdjęcia przedstawiające miejsca dramatu sprzed 200 lat w dzisiejszych czasach, również reprodukcje obrazów, grafik i rysunków prezentują się wspaniale. Na uwagę zasługuje tekst, w którym raz po raz podkreśla się grozę dramatu rozgrywającego się w śniegu i błocie....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zacznijmy od pytania: dlaczego dorosły sięga po opowieści dla dzieci?
Przypadkiem, książka stała w domu rodziców pośród beletrystki wojennej. I przypadkiem wraz z innymi książkami przywiozłem ją do swojego domu.
Jak przywiozłem tak przeczytałem, i odniosłem wrażenie, że opowieści z tego zbioru śmiało mogą być scenariuszem serialu animowanego. Opowieści są różne: od ciepłych i delikatnych, aż po mroczne i tajemnicze, pełno w nich rymowanych piosenek, i wierszyków, przez co czytanie staje się mniej monotonne. Dodatkowo opowieści spojone są dłuższymi wierszami, również przedstawiającymi różne miejskie legendy. Fajnie się to czyta, a w dzisiejszym świecie nieustannej pogoni za szczęściem i majątkiem pozwalają, choć na chwilę przenieść się do czasów legend i baśni. Do czasów własnego dzieciństwa. Dla starszych dzieci i dorosłych poszukujących szczęścia utraconego.

Zacznijmy od pytania: dlaczego dorosły sięga po opowieści dla dzieci?
Przypadkiem, książka stała w domu rodziców pośród beletrystki wojennej. I przypadkiem wraz z innymi książkami przywiozłem ją do swojego domu.
Jak przywiozłem tak przeczytałem, i odniosłem wrażenie, że opowieści z tego zbioru śmiało mogą być scenariuszem serialu animowanego. Opowieści są różne: od ciepłych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka jest zbiorem wspomnień autora z okresu jego działalności w oddziale partyzanckim Batalionów Chłopskich. Autor w sposób charakterystyczny dla ludzi z kresów przedstawia mieszankę jaką stanowiła polska wieś w przededniu II wojny światowej. Bieda i podziały społeczne są jakby na drugim planie, na pierwszym jest natomiast takie poczucie spokoju i radości dzieciństwa. Wszystko to pryska jak bańka mydlana we wrześniu 1939. Po upadku kampanii wrześniowej możemy dowiedzieć się jak samorzutnie rodzą się organizacje podziemne jak powstaje ruch oporu i jak wczorajsi sąsiedzi stają się w nowej rzeczywistości wilkami. Ma Warszawa swoich bohaterów z AK, z Zamojszczyzna swoich z BCh AK i innych leśnych ludzi. Autor miał okazję na własnej skórze doświadczyć okrucieństwa wojny partyzanckiej. W książce nie brakuje opisów zasadzek na Niemców jak i działań odwetowych ze strony UPA i Żandarmerii. Wstrząsające są opisy pacyfikacji wsi, masowego wysiedlania i zbrodni zarówno hitlerowców jak i band UPA. Na mniej najbardziej wstrząsające wrażenie robi opis bitwy w Puszczy Solskiej. Autor wspomina tam swoją młodzieńczą miłość. Pisze: "Było to nasze ostatnie spotkanie. Janka po powrocie z partyzantki do rodzinnej wsi została zamordowana wraz z rodziną przez bandę UPA.". Krótkie, treściwe i do tego ostatnie zdanie na stronie. Żadnych innych wyjaśnień. Wstrząsające. Ma się wrażenie, że w konfrontacji z niemal sielankowymi obrazami z pierwszego rozdziału doszliśmy do wrót piekła. Partyzanci giną od ognia nieprzyjaciela, min, granatów lub popełniają samobójstwo, ratując się przed torturami i znęcaniem. Rodzi się pytanie jak w obliczu tak dramatycznych wydarzeń powinniśmy się zachować w obliczu kryzysu na Ukrainie, oraz czy możliwe jest prawdziwe pojadanie z Niemcami. Jak się do tego ustosunkować?

Książka jest zbiorem wspomnień autora z okresu jego działalności w oddziale partyzanckim Batalionów Chłopskich. Autor w sposób charakterystyczny dla ludzi z kresów przedstawia mieszankę jaką stanowiła polska wieś w przededniu II wojny światowej. Bieda i podziały społeczne są jakby na drugim planie, na pierwszym jest natomiast takie poczucie spokoju i radości dzieciństwa....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

O i trafił się kryminał z minionej epoki. Mimo, że nie jestem fanem gatunku to przeczytałem książkę w dzień. Zdziwiło mnie, że do samego końca intryga trzymała w napięciu a zwarta forma pozwalała nie pogubić się w imionach i nazwiska bohaterów. Gdyby nie fakt, że zamiast Miami mamy Warszawę i gdyby nie to, że sprawę prowadzi SB a nie super wydział kryminalny to byłby z tego odcinek kryminalnych zagadek...
Autor wciągnął mnie w intrygę i zaprosił na niezłą zabawę. Polecam osobą mającym zamiar trochę się przy czytaniu rozerwać.
Bo stare SB nie daje o sobie zapomnieć, bo i W PRL była potrzeba lekkiej rozrywki a scenariusza i intrygi nie powstydzili by się zachodni spece od rozrywki.

O i trafił się kryminał z minionej epoki. Mimo, że nie jestem fanem gatunku to przeczytałem książkę w dzień. Zdziwiło mnie, że do samego końca intryga trzymała w napięciu a zwarta forma pozwalała nie pogubić się w imionach i nazwiska bohaterów. Gdyby nie fakt, że zamiast Miami mamy Warszawę i gdyby nie to, że sprawę prowadzi SB a nie super wydział kryminalny to byłby z tego...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Dzikie Pola: Rzeczpospolita w ogniu Jacek Komuda, Artur Machlowski, Michał Mochocki
Ocena 7,4
Dzikie Pola: R... Jacek Komuda, Artur...

Na półkach: , , ,

Panie i Panowie, pewnie zastanawiaćie się jaką opinię można napisać podręcznikowi do gry fabularnej? Oto świetnemu podręcznikowi można napisać tylko świetną opinię!
Autorzy podręcznika ubzdurali sobie w głowach stworzyć grę fabularną osadzoną w realiach Rzeczpospolitej XVII, poczytali źródeł, postudiowali materiałów muzealnych, pewnie odbyli kilka wycieczek turystyczno - krajoznawczych i co im z tego przyszło?
A to, że w przystępny sposób, ze swadą i zwadą, pokazali, że można uczyć historii w sposób wspaniały. Komuda wsadził cały talent pisarski w przedstawienie broni, zbroi, dworu, krain, obyczajów i ludzi. Czytając ma się wrażenie, że czas się cofnął, archaiczny język jest żywy i barwny, przez cały czas ma się wrażenie dialogu z osobą oczytaną i inteligentną przedstawiającą świat widziany oczami szlachty a nie matematykiem tworzącym wzory i twierdzenia na własny użytek. Rzeczypospolita jawi się nie jako kraj w którym Pan znęca się na Chamem, ale jako miejsce gdzie każdy mający trochę oleju w głowie i chęci jest się w stanie wybić. Podręcznik czyta się jak powieść i co ciekawe czytanie wciąga a po skończeniu ma się wrażenie niedosytu. Gdzie się podziała owa Wielka Rzeczypospolita gdzie prawem i lewem dochodziło się swoich praw? Gdzie kraj, gdzie barwne postacie?
No ale zaraz odezwie się ktoś: jak to przecież Liberum Veto, przekupstwo, niegodziwość, gnębienie słabszego, warcholstwo, pijaństwo, zajazdy i najazdy, wojny. Owszem ale to tylko część tego wspaniałego imperium Sarmackiego. To tylko wycinek firmowany pewnie przez: Żydokomunę, Masonerię, Moskwę, Brukselę i innych pludraków i fałszywych Lutrów i Kalwinów, którzy razi widzą, że Polacy uczą się, że nic wielkiego nie dokonali a na ich koncie zapisuje się same wielkie porażki, klęski i nie mające szans na zwycięstwo powstania. Nikt uczciwie nie uczy Wielkiej Historii: Kłuszyna, Chocimia, Kircholumu, Wiednia, Parkan. Ani słowa o Polskiej załodze na Kremlu, o zajęciu Moskwy, czy o Polskiej Carycy. Ani słowa o tolerancji religijnej. Bo i po co? Lepiej niech polaczki cicho siedzą i chłopską robotą się zajmą a my im z Brukseli czy Moskwy już historię napiszemy. Że niby oni nic i nigdy nie dokonali. Niech głupi będą bo takimi łatwiej się rządzi. Oj ludzie zachwycamy się Wersalem czy inną Wenecją, podczas gdy własnej historii i zabytków nie znamy.
O i to są przyczyny upadku Wielkiej Rzeczypospolitej, mieszanie się potęg w wewnętrzne sprawy a nie warcholstwo i swawola.
No i jeszcze jedno: dziwimy się pijanym kierowcom, rozbojom, napadom czy zwykłym kibolskim ustawkom. NIE MÓWIĘ, ŻE TO JEST DOBRE. ALE NA BOGA MY TO MAMY WE KRWI. Prali się nasi pradziadowie to i my prać się będziem, z konia po pijanemu kark skręcić? To i pijanym samochód poprowadzę. Sąsiada najechać bo go nie lubię to jak kiboli z przeciwnej drużyny na stadionie prać. Burdę w dyskotece wywołać - to samo po mszy, w karczmach i zajazdach pradziadowie robili. I tylko dobrze, że sztuka władania szablą jakoś nam się zapomniała bo i dziś kto żyw sam by nosa z domu nie wychylił.
Oj były czas.
Jacka Komudę na ministra edukacji obwołać co by nas jasno w szkołach zaczęli uczyć o tym czegośmy dokonali, a wnioski na co nas stać sami wyciągniemy.
I taka to oto recenzja podręcznika do gry fabularnej się napisała.

Panie i Panowie, pewnie zastanawiaćie się jaką opinię można napisać podręcznikowi do gry fabularnej? Oto świetnemu podręcznikowi można napisać tylko świetną opinię!
Autorzy podręcznika ubzdurali sobie w głowach stworzyć grę fabularną osadzoną w realiach Rzeczpospolitej XVII, poczytali źródeł, postudiowali materiałów muzealnych, pewnie odbyli kilka wycieczek turystyczno -...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Na drugą część "Ostatniego zwycięzcy" składają się trzy powieści: "Koło fortuny", "Oślepłe źrenice" i "Laur i kadzidło".
Zasadniczo każdy z tomów łączą wspólne losy fikcyjnych bohaterów - Zawiei i Żegonia. W pierwszej części poznajemy losy wyprawy do Stambułu urodzonego Zawiei i próbę odzyskania dziecka z rąk Tureckich. Niesamowicie udany jest opis Istambułu - delikatny, sugestywny i ulotny, sprawia niesamowicie zachęcające wrażenie. Ludzkie losy pisane są przygodą, romansem ale i krwią i śmiercią. Polityka miesza się z wojną. Warszawa kipi przed elekcją. Mamy okazję zrozumieć działanie mechanizmów rządzących Rzeczypospolitą Szlachecką. Wojna z Turcją kipi. Koło fortuny wciąga wszystkich w tryby. "Oślepłe źrenice" to wojna wywiadów fabuła koncentruje się wokół śledztwa w sprawie tureckiej siatki wywiadowczej działającej w Polsce. Zagmatwane sprawy bohaterowie rozwiązują trochę za łatwo, jednak intryga wciąga. "Laur i kadzidło" to wychwalenie Sobieskiego - króla i dowódcy. Odsiecz Wiedeńska - ostatnie zwycięstwo Rzeczypospolitej Szlacheckiej - opisane wspaniale, barwnie, sugestywnie. Ostanie chwile z książką - pogrzeb króla - ma się wrażenie, że nie na pogrzebie jesteśmy, ale na występach w cyrku. Jak można się tak zachowywać w obliczu śmierci króla?
No i drogi czytelniku zapytasz pewnie skoro jest tak dobrze to dlaczego tylko sześć punktów na dziesięć? Oto odpowiedź - bohaterowie są mało wyraziści, oprócz szlachetności nie mają innych cech charakteru. Fabuła nie jest zbyt skomplikowana a główne postacie nie mają większego trudu w rozwiązywaniu zagadek stawianych przez autora. No i język bohaterów nie jest zbyt wyrazisty. Postacie nie klną, nie unoszą się gniewem, trącą sztucznością. I to w mojej opinii są główne minusy tej lektury, opowiedziana historia jest natomiast niesamowicie wciągająca.

Na drugą część "Ostatniego zwycięzcy" składają się trzy powieści: "Koło fortuny", "Oślepłe źrenice" i "Laur i kadzidło".
Zasadniczo każdy z tomów łączą wspólne losy fikcyjnych bohaterów - Zawiei i Żegonia. W pierwszej części poznajemy losy wyprawy do Stambułu urodzonego Zawiei i próbę odzyskania dziecka z rąk Tureckich. Niesamowicie udany jest opis Istambułu - delikatny,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Oj ciężko pisać jest recenzję tej książki po "Narodowym czytaniu "Potopu". Ale od początku. Na pierwszy tom "Ostatniego zwycięzcy" składają się "Pierścień Wezyra" i "Wilcze tropy". Gdyby wydać ją w dzisiejszych czasach było by tego 800 stron a tu raptem niewiele ponad 400. I co my tu mamy? Generalnie nasuwają się skojarzenia z Sienkiewiczowską Trylogią. Epoka, język i przygody są niezmiernie do siebie podobne. Natomiast Korkozowiczowi zabrakło Sienkiewiczowskiego polotu. Bohaterami "Ostatniego Zwycięzcy" są: Żegoń, Zaiweja i Sobieski. Pierwszy jest dworzaninem i agentem Hetmana, drugiego można by określić jako specjalistę od mokrej roboty, a Sobieskiego przedstawiać nie trzeba. Głównym motywem pierwszych dwóch tomów jest rozgrywka o pierścień - znak rozpoznawczy dla pism wywiadu tureckiego. Cała akcja kręci się wokół tego przedmiotu. Przepychanki, podchody i podjazdowa wojna nie mają końca. Bohaterowie spotykają swoje wielkie miłości i przeżywają porwania, zamachy oraz stają w otartej wojnie. Podczas gierek wywiadu Sobieski walczy w kampanii przeciwko Tatarom a później Turkom pod Chocimiem. Jest dynamicznie, bywa ciekawie ale tak jak pisałem brakuje polotu. Pomimo wartkiej akcji przygody są sztampowe. Książka nie wnosi niczego nowego do kanonu, nie ma w niej jednak pierwiastków magicznych jak u Komudy. Konwencją zbliżamy się do powieści historycznej a nie fantasy. Da się przeczytać są momenty, jednak dupy nie urywa. Jak się komuś nudzi a ma na półce to może sięgnąć.

Oj ciężko pisać jest recenzję tej książki po "Narodowym czytaniu "Potopu". Ale od początku. Na pierwszy tom "Ostatniego zwycięzcy" składają się "Pierścień Wezyra" i "Wilcze tropy". Gdyby wydać ją w dzisiejszych czasach było by tego 800 stron a tu raptem niewiele ponad 400. I co my tu mamy? Generalnie nasuwają się skojarzenia z Sienkiewiczowską Trylogią. Epoka, język i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Oj ile ja się namęczyłem, żeby doczytać końca! Autor miał ciekawy pomysł, ale na nim się skończyło... Ale do rzeczy, do polskiej bazy dociera dziennikarka mająca zrelacjonować życie żołnierzy na misji. Tymczasem grupa wojskowych planuje przekręt - sprzedaż amunicji rebeliantom. Zapowiada się nieźle, niby wszystko gotowe ale jak to w takich przypadkach bywa sprzedaż nie do końca się udaje. Tyle na temat fabuły. Powinno być dramatycznie, powinienem przeczytać w góra dwa dni a zajęło mi to około dwóch tygodni... Dlaczego? Autor zaplanował sprzedaż, ale zapomniał, że jak się jest na drugim końcu świata to gdzieś trzeba uciec... I tak wygmatwał, że uczestnicy wydarzeń musieli by być kompletnymi idiotami, aby nie połapać się w przekręcie. Moim zdaniem tu pojawił się duży błąd logiczny. Do tego dochodzą rozterki głównego bohatera. Miał być twardziel o gołębim sercu a wyszła zwykła dupa. Nie przeszedł by badań psychologicznych i nie wyjechał by na misję mając skłonności samobójcze. W najmniej odpowiednim momencie wzdycha do tej swojej miłości, zamiast skoncentrować się na zadaniu albo zająć walką. Co rzuca się w oczy to to, że pojawiły się w powieści opisy, dla porównania "Afrykanka" zbudowana była niemal wyłącznie z dialogów. I tylko za to mały plus. Książka nie wciągnęła wcale, męczarnia. Jeśli drogi autorze chciałbyś napisać dobry military thriller to przeczytaj sobie wcześniej: "Kocioł" Larrego Bonda, albo "Czerwony sztorm" przyjrzysz się "jak się to robi" i może się czegoś nauczysz. Inaczej spalisz tak obiecujące tematy jak wspomniana już "Afrykanka" albo "Dobry powód...". Czy polecam - zdecydowanie nie. Chyba, że ktoś szuka przykładu - jak gmatwać by spieprzyć. I tyle.

Oj ile ja się namęczyłem, żeby doczytać końca! Autor miał ciekawy pomysł, ale na nim się skończyło... Ale do rzeczy, do polskiej bazy dociera dziennikarka mająca zrelacjonować życie żołnierzy na misji. Tymczasem grupa wojskowych planuje przekręt - sprzedaż amunicji rebeliantom. Zapowiada się nieźle, niby wszystko gotowe ale jak to w takich przypadkach bywa sprzedaż nie do...

więcej Pokaż mimo to