PurpleThinGardener

Profil użytkownika: PurpleThinGardener

Nie podano miasta Nie podano
Status Czytelnik
Aktywność 7 lata temu
15
Przeczytanych
książek
26
Książek
w biblioteczce
2
Opinii
6
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Nie podano
Dodane| Nie dodano
Ten użytkownik nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach: ,

Już po pierwszej stronie zastanawiałam się, z kogo autor próbuje zrobić idiotę: z siebie, ze mnie czy osób trzecich, a jako że była to pozycja konkursowa, kontynuowałam lekturę, bardziej przychylna pierwszej opcji, bardziej aniżeli ku wyjaśnieniom i w poszukiwaniu jakiegoś sensu, zmierzając ku końcowi.
Przebrnęłam przez umizgi ku pulchnej szlachciance, wykopanie z zamku, mordy i gwałty, hordy bułgarsko-awarskie, palenie na stosie, trzęsienia ziemi, kobietę z pożartym pośladkiem przez honorowych muzułmanów, baraszkowanie z małpami, podróż do Eldorado, pojmanie przez jezuitów, ludożerców, poczynania kobiet o moralności co najmniej wątpliwej, zakonników-bawidamków, Żydów, Turków, Włochów, Francuzów, Uszaków, Westfalczyków, i wiele (wiele) innych, raczej nie mających z pozoru powiązania wydarzeń, żeby zrozumieć, jakim autor był wielkim trollem. I znaleźć alter ego w Marcinie.
Narrator jest zorientowany w wydarzeniach i zdystansowany, będący jakby "ponad to". Z rezerwą i pobłażliwością, ironicznie opisuje wyczyny, i stany emocjonalne bohaterów. Nie próbuje ośmieszyć realiów czy biorących w wydarzeniach postaci- on nie musi tego robić. Taki sposób narracji wyważa opowieść, dzięki czemu jest strawna i czytelnik jest w stanie przebrnąć przez wydarzenia, które są w istocie makabryczne; ustawia czytelnika próbującego odnaleźć sens w pozycji, z której bez problemu można stwierdzić, że sensu nie ma.
To było- i właściwie dalej jest- celem Kandyda. Ośmieszyć wszystkie istoty, grupy, zjawiska, ideologie i realia, sympatyzując z wybranymi. Błędny optymizm i pesymizm przeplatają się ze sobą w końcu zastąpione
Koniec końców Kandyd rzuca filozofowanie. "Trzeba pracować" myśli. A czytelnik w rezultacie przyznaje rację, zmęczony tokiem dotkliwie absurdalnych wydarzeń i myśli "Kurde, coś w tym jest".
Bohater kończy ze starszą niedołężną kobietą, zakonnikiem, byłą prostytutką, błędnym myślicielem po chorobie wenerycznej, nałogowym pesymistą, ogródkiem i brzydką żoną, a trolling życia się dopełnia.
Bez gwiazdek, bo klasyki się nie ocenia.

Już po pierwszej stronie zastanawiałam się, z kogo autor próbuje zrobić idiotę: z siebie, ze mnie czy osób trzecich, a jako że była to pozycja konkursowa, kontynuowałam lekturę, bardziej przychylna pierwszej opcji, bardziej aniżeli ku wyjaśnieniom i w poszukiwaniu jakiegoś sensu, zmierzając ku końcowi.
Przebrnęłam przez umizgi ku pulchnej szlachciance, wykopanie z zamku,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książkę dostałam w prezencie, przeczytałam "na świeżo", zafascynowana tańcem i baletem, a najbardziej- osobą Wacława, drugiego syna rodziny Niżyńskich, którego życie było- w dużym, będącym nie na miejscu uproszczeniu- stadium przechodnim pomiędzy będącym niespełna na umyśle bracie Stanisławem, a równie utalentowaną młodszą siostrą Bronisławą.
Poszukiwałam, dość prymitywnie, portretu pięknego człowieka, geniusza ruchu, fenomenu Baletów Rosyjskich, który przybliży i wprawi w życie postać z fotografii- otrzymałam obraz człowieka. Przede wszystkim człowieka. Osobowości udręczonej przez realia epoki, niepotrafiącej odnaleźć się wśród otaczających ludzi, trawionej przez otaczającą ją rzeczywistość, wiecznie rozdartej- pomiędzy dwoma narodowościami, miłościami, ocenami umysłu geniusza i niedorozwiniętego idioty, uduchowionym życiem artysty a twórczym szałem, życiem na scenie, a światem realnym, który w uczuciowej szamotaninie próbuje wyrazić siebie, nie będąc w stanie zrobić tego za pomocą słów, nie mając kogoś, kto chciałby go dostrzec, co w wyniku poskutkowało chorobą psychiczną.
Biografia jest przekrojem przez jego życie od czasów dzieciństwa w kręgu artystycznego otoczenia rodziców- tancerzy, rozstanie rodziców, dołączenie do Carskiej Szkoły Baletowej, szykany z powodu polskiej narodowości, wplątanie w dwuznaczne znajomości najpierw z rosyjskim księciem Lwowem, później ze znacznie starszym impresariem Sergiejem Diagilewem, następnie burzliwy i barwny związek z Baletami Rosyjskimi, a po latach wyniszczające małżeństwo z niezorientowaną seksualnie węgierską arystokratką, będące tragiczne w skutkach.
Życiorys skomponowany przez Lucy Moore jest pod wieloma względami pozycją tragiczną. Na czas lektury żyjemy w świecie zamkniętym tancerza, w jego skomplikowanym i paradoksalnie prostolinijnie oczekującym atencji,skupienia i zaakceptowania jako człowieka umyśle, jednocześnie mając wgląd na otoczenia i środowisko Baletów Rosyjskich w XX wiecznej Europie. Łagodne przejście przez życie Wacława, dorastanie, młodość i twórczość, a w końcu chorobę psychiczną, i śmierć, sprawiło, że nie czułam się nią przytłoczona. Wprawiła mnie za to w odrętwienie zarówno w trakcie czytania o erotycznych podbojach jego żony w trakcie choroby, losach córek Kiry i Tamary, poczętej już po stwierdzeniu schizofrenii i o niepewnym ojcostwie Wacława, jak i godnej pożałowania próbie wmówienia światu przez zdesperowaną Romolę o zdolności męża do występów na scenie, farsowej szarpaninie nad ciałem zmarłego Diagilewa jego nowych "zdobyczy", Borysa Kohny i Sergieja Lifara, a w końcu spór Romoli i ukraińskiego "ulubieńca" impresaria, zafascynowanego jej mężem o miejsce pochówku obok francuskiej kwatery grobowej Niżyńskiego.
Stan osłupienia towarzyszący czytaniu podziękować nie kończy się po zakończeniu lektury. Zafascynowanie dwuwymiarowym obrazem postaci, która dopełnia się w życiorysie postaci, jest doświadczeniem tragicznym- udokumentowanie tragedii i duchowej śmierci człowieka, jednostki zamęczonej przez własne odczucia, poświęconej na pogańskim stosie zadowolenia ogółu "Święta wiosny" w odczuciu nienawiści, niezrozumienia i obłudnej satysfakcji, charakterystycznej ofiary epoki. Książka pozwala się z postacią utożsamić- poznać, zakochać, pożałować. Pokusa pozwala mi skojarzyć artystyczny dorobek zdegenerowanego poety Artura Rimbauda z chorobą Wacława Niżyńskiego. Francuz pogardził światem, ludźmi i rzeczywistością; powiedział, co miał do powiedzenia, przelewając gorycz istnienia na papier- i zamilkł. Podobnie stało się w przypadku tancerza- wytańczył dla ówczesnego uniwersum jego marzenia, pragnienia i namiętności, dał mu coś bezcennego- wzgardzoną przez siebie namiastkę romantycznej ulotności w "Duchu róży" i "Sylfidzie" w akompaniamencie muzyki Chopina, egzotyczną pasję Wschodu w "Szeherezadzie", i "Niebieskim bogu", pierwotną dzikość człowieka w "Faunie", przewrotną przekomarzankę ludzkich uczuć, i odczuć w "Grach", a wreszcie gorycz sumień pokolenia poświęcającego jednostkę na rzecz idei dobra ogółu w "Święcie wiosny", wyznaczając z Igorem Strawińskim kierunek współczesności i stając się ikoną XX-wiecznej Europy, aby jego udręczony mentalnością współczesnych umysł zamknął się na świat w okowach choroby psychicznej, i mógł odpocząć, pozostawiając Europie nieocenioną spuściznę i artystyczne dziedzictwo.
Lucy Moore trafnie opisuje życie Wacława przez role w baletach wydzielające episody życia artysty. Nie ma lepszego sposobu na ukazanie ironii losu, jak zapoznanie się z życiorysem tancerza, który przez swoje dzieła stworzył autobiografię i własny portret psychologiczny- "Gry" uczuć, tłumioną namiętność "Fauna", idealistyczne poświęcenie jednostki w burzliwym "Święcie wiosny" Europy.
Książkę oceniam na bardzo dobrą; pomimo trudnego życia opisywanej postaci Lucy Moore wyważyła kompozycję biografii, jej styl jest lekki ciekawy, a zamieszczone wydarzenia bawią; inne znowu potraktowane z uczuciem i wrażliwością, zachęcają, by pójść w ślady autorki, zastanowić się, rozważyć, podejść z dystansem, ale nie oceniać. Pozycja zapewniła mi więcej, niż oczekiwałam, nie odpowiedziała mi jednak na parę pytań, m. in. jak zareagował bohater na odzyskanie niepodległości ojczyzny swojej i rodziców czy jej losy jako całości, wyznanie, któremu on nie przywiązywał zbytniej wagi, jednak mnie nurtujące, również nie zostało jasno określone- są to co prawda istotne, ale niuanse- najwyraźniej nie były one użyte przez Lucy Moore, gdyż biografia nie była bezpośrednio nastawiona pod tym kątem. Trzech gwiazdek w żadnym razie pozycji nie ujmuję- nie dodaje ich też, gdyż "Niżyński. Bóg tańca" nie jest w pewnym sensie opowieścią "twórczą". Zdecydowanie warta przeczytania dla osób zainteresowanych tematem, ale i realiami świata przełomu XIX/XX wieku. Ludzie świata tańca zafascynowani postacią, mogą poczuć się zobowiązani, mogą poczuć się, jak znajomi z otoczenia Baletów Rosyjskich, postawić się na ich miejscu i jak oni obrać jedną postawę: spróbować poznać, i przeniknąć egzotycznie namacalny świat wewnętrzny tancerza, jego aurę, która niepokoiła, i fascynowała Rudolfa Valentino, Charliego Chaplina, Igora Strawińskiego lub dostrzec zwykłego pajaca z "Pietruszki", obrzucić szyderczo porozumiewawczym uśmiechem jego niezmącone myślą oblicze, i zostawić w spokoju.

Książkę dostałam w prezencie, przeczytałam "na świeżo", zafascynowana tańcem i baletem, a najbardziej- osobą Wacława, drugiego syna rodziny Niżyńskich, którego życie było- w dużym, będącym nie na miejscu uproszczeniu- stadium przechodnim pomiędzy będącym niespełna na umyśle bracie Stanisławem, a równie utalentowaną młodszą siostrą Bronisławą.
Poszukiwałam, dość...

więcej Pokaż mimo to

Aktywność użytkownika PurpleThinGardener

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


Voltaire Kandyd, czyli optymizm Zobacz więcej

statystyki

W sumie
przeczytano
15
książek
Średnio w roku
przeczytane
2
książki
Opinie były
pomocne
6
razy
W sumie
wystawione
2
oceny ze średnią 5,5

Spędzone
na czytaniu
54
godziny
Dziennie poświęcane
na czytanie
1
minuta
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]