Andrzej

Profil użytkownika: Andrzej

Opole Mężczyzna
Status Czytelnik
Aktywność 6 lata temu
1
Przeczytanych
książek
2
Książek
w biblioteczce
1
Opinii
4
Polubień
opinii
Opole Mężczyzna
Ten użytkownik nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach:

Pomimo tego, że „Światy Solarne” Jana Maszczyszyna (Jahusza)przeczytałem już jakiś czas temu, to do dzisiaj nie mogę się jakoś po tej lekturze otrząsnąć. I nie chodzi tu bynajmniej o to, że książka jest raczej poważna i trudna w odbiorze. Że niektóre fragmenty trzeba czytać po kilka razy. Że zaskakuje rozwiązaniami. Że podczas lektury człowiek cały czas powinien być skoncentrowany w maksymalnym stopniu, bo nawet chwilowe rozluźnienie umysłu natychmiast powodowało wybicie z czytelniczego rytmu. To mi w ogóle nie przeszkadzało. Każdy, kto choć trochę zna prozę Jana Maszczyszyna wie, że w jego twórczości nie należy się raczej spodziewać tekstów łatwych, lekkich i przyjemnych. Że Jahusz lubuje się wręcz w opisywaniu rzeczywistości wykręconej, przeinaczonej, wyjątkowo dekadenckiej, niemal na krawędzi fizycznego rozkładu, a na pewno dalekiej od tego, co zwykliśmy uważać za normalność. Że w warstwie pomysłów i wyobrażeń możliwych implikacji przyszłości, wyprzedza o całe lata świetlne wszystkie zastępy naukowców i futurologów razem wziętych. Że zazwyczaj przekracza wszelkie możliwe granice, prowadząc nas w światy i relacje tak odmienne od naszej rzeczywistości, że aż trudne do ogarnięcia zwykłym umysłem. Przy tym robi to w sposób mistrzowsko perfekcyjny, a przede wszystkim bardzo ciekawy dla czytelnika.
Cały czas próbuję jeszcze dociekać, co mnie w tej historii tak naprawdę urzekło? Dlaczego po lekturze „Światów Solarnych” odczuwam niepohamowaną wręcz ochotę polecać przeczytanie tej książki każdemu, kogo tylko spotkam? Polecać, jako pozycji naprawdę wyjątkowej, nowatorskiej i niewątpliwie wzbogacającej rodzimą literaturę SF o elementy niespotykane do tej pory na naszym gruncie. Co tak naprawdę przeczytałem? Jaki gatunek literacki reprezentuje nowa powieść Jahusza? Jakie przesłanie niesie za sobą? Czy aby na pewno był to Steampunk? Raczej tak, choć mam też i pewne wątpliwości! A może była to nietypowa Space opera z elementami fantastyki naukowej? Czemu nie! A może po prostu powieść przygodowa nawiązująca do klasyki gatunku i takich tuzów jak Juliusz Verne czy Robert Luis Stevenson? Niewątpliwie tak! A może wreszcie genialny melanż łączący w sobie wszystkie te gatunki i kilka innych, nieznanych jeszcze z nazwy? Jak dla mnie, to ostatnie spostrzeżenie jest chyba najbardziej trafne i najlepiej opisujące „Światy Solarne” Jana Maszczyszyna. Z tym, że ostateczną decyzję pozostawiam jednak każdemu czytelnikowi z osobna.
Pomimo ewidentnego zmieszania gatunkowego, książka reklamowana jest jednak przede wszystkim jako pierwsza polska powieść steampunkowa. Zaciekłych zwolenników tego akurat gatunku zapewniam solennie, że nie ma w tym stwierdzeniu krzty przesady. Na kartach powieści znajdą dosłownie przesyt żelaza, pary i technologii nawiązującej jedynie do epoki wielkiej rewolucji przemysłowej. Autor nie stroni bowiem od opisów urządzeń i w sposób bardzo plastyczny ukazuje nam wszelkie cuda techniki parowej jakie tylko przyjdą mu do głowy. Nawet tak nietypowe, jak: majestatyczne marsjańskie balony powietrzne, mechaniczne konie bojowe, wystrzeliwane ze specjalnych wyrzutni pasażerskie rakiety międzyplanetarne, mechaniczno-biologiczne układy protetyczne, czy wreszcie wielkie kotły wojenne służące do podróży międzygwiezdnych. Przy czym cała technologia zawarta w książce oparta jest naprawdę na mechanice. W „Światach Solarnych” nie można odbyć nawet małej podróży w ramach jednego układu gwiezdnego, bez przestawiania dziesiątków skomplikowanych przekładni, ciągłego kontrolowania zegarów, wizyt w maszynowni, wiecznych napraw kotłów parowych, czy zwykłego ubabrania się po łokcie w smarach i olejach.
Charakterystyczna i ważna jest także warstwa społeczna powieści. Jak przystało na Steampunk, dominują tam XIX wieczne stosunki rodem z wiktoriańskiej Anglii, ze znamienną dla tej epoki patriarchalną pozycją mężczyzn, kultem zachowań dżentelmeńskich i powszechną arogancją elit w stosunku do klas niższych. Na tym tle autor zbudował także arcyciekawą postać głównego bohatera. Jest nim wenusjański arystokrata Sir Ashley Brownhole. Człowiek wyjątkowo wszechstronny. Bogacz, właściciel imperium prasowego, a przy tym czynny dziennikarz, podróżnik i wagabunda w jednym. Zaprzysięgły dżentelmen ze zmodyfikowanym genetycznie układem rozrodczym przypominającym trochę znany ze świata roślin system słupków, kielichów, pyłków i pręcików. Naiwny idealista i romantyk, szarmancki dla kobiet i nie stroniący od flirtów w podróży. Postać równie ciekawa, co dziwaczna. Mniej tolerancyjnych czytelników, przesiąkniętych obecną dzisiaj w Polsce polityczną poprawnością zaskoczą zapewne, a może nawet i zszokują, podbudowane naukowo i wyjątkowo rasistowskie poglądy głównego bohatera na tematy społeczne. Mniamuśne, prawda! Tyle, że jest to tylko część wizji autora.
Co zatem dalej?
Miłośników kosmicznej przygody i Space opery ucieszyć powinien fakt, że większość akcji powieści rozgrywa się w przestrzeni kosmicznej. W tym sensie jest to także typowa powieść drogi. Główną przyczyną podróży jest właśnie romantyczna natura Sir Ashleya. Z miłości do ukochanej Cydonii Hornsby, ziemskiej istoty świetlistej, uprowadzonej przez okrutną rasę drewnopodobnych najeźdźców, gotów jest on porzucić wszystko i niczym błędny rycerz, nie bacząc na niebezpieczeństwa wyruszyć w szaleńczą pogoń, aż do samego centrum galaktyki. Przy czym podróż ta jest wyjątkowo bogata w wydarzenia. Kosmos w wydaniu Jana Maszczyszyna nie jest bowiem przestrzenią pustą. Wręcz przeciwnie. Zapełniają ją wyrafinowane i potężne cywilizacje. Obce, niezrozumiałe w swych zamiarach dla człowieka i wyjątkowo okrutne. Dysponujące przy tym potężnym zasobem technologicznym. Prawdziwe imperia galaktyczne, z których bodajże najgorszą, najbardziej oślizłą, kłamliwą i wredną jest rybia cywilizacja Alonbee, przedstawicieli której możemy podziwiać w pełnej krasie na okładce książki. W podróży przez bezmiar kosmosu towarzyszy głównemu bohaterowi wypróbowany zastęp przyjaciół, postaci równie kolorowych i ciekawych co on, z których najbardziej intrygującą jest owiana mgłą tajemnicy postać pewnego aborygeńskiego szamana. Człowieka tylko z pozoru prymitywnego, a tak naprawdę, żyjącego jedynie w zgodzie z naturą i głęboko uduchowionego, o niewątpliwych zdolnościach magicznych i niesamowitych wręcz umiejętnościach do fizycznej teleportacji na kosmiczną skalę. To głównie dzięki jego pomocy Sir Ashley Brownhole uchodzi cało z licznych opresji, chociażby tak niebezpiecznych jak udział w monumentalnych bataliach kosmicznych, toczonych niczym wielkie bitwy morskie z użyciem całoburtowych salw armatnich i technik abordażu.
Myliłby się jednak ten, kto by twierdził, że mechanika parowa, kosmiczna mega-przygoda, romantyczna miłość bohaterów, wielkie bitwy rozgrywające się w eterycznej przestrzeni, czy nawet magia, wyczerpują w całości treść przesłania zawartego w tej niesamowitej książce. Stylizacja, przygodowa, fabuła, wyraziste postaci bohaterów i umiejętne budowanie wartkiej akcji są w „Światach solarnych” ważne, jednak moim zdaniem stanowią jedynie tło. Są celowym zabiegiem pisarskim pozwalającym autorowi na to, co lubi najbardziej. - Na powolne wciąganie czytelnika w świat swojej nieograniczonej niczym fantazji. - A zapewniam solennie, że było naprawdę w co dać się wciągnąć. Ja przynajmniej zostałem wchłonięty w stu procentach. Stopniowo, litera po literze, słowo po słowie, zdanie po zdaniu, zagłębiałem się w tekst tylko z pozoru błahy i trywialny w treści, by wreszcie zniknąć tam całkowicie, pochłonięty odkrywaniem nowego, absolutnie nieznanego mi uniwersum. Wyjątkowo tajemniczego i niesamowicie skomplikowanego wszechświata, kierowanego własnymi, odrębnymi i niezrozumiałymi dla przeciętnego człowieka prawami, który tak naprawdę okazał się dla mnie swoistym „antyświatem”. Tak kompletnie obcym od naszego, że przez to, aż wspaniałym. W każdym bądź razie wyjątkowo atrakcyjnym dla spragnionego nowych przeżyć czytelnika.
I na koniec najlepsze! Coś co podobało mi się w książce bodajże najbardziej!
Gdy byłem już niemal pewny, że powoli zbliżam się do końca historii. Że „Światy solarne” za chwilę nie będą miały już dla mnie żadnych tajemnic, że Jan Maszczyszyn opowiedział już wszystko, co miał do przekazania. Że już za moment poznam odpowiedzi na wszystkie nurtujące mnie dotychczas pytania. Nagle, kolejny raz spotyka minie coś zupełnie niespodziewanego. Niesamowita ekscytacja. Twist kompletny. Absolutny i zupełnie nieprzewidziany zwrot akcji. Autor bowiem, niczym wytrawny twórca kryminałów najciekawszą tajemnicę pozostawia dopiero na koniec. Na dodatek ofiarowując oszołomionemu ze zdziwienia czytelnikowi obietnicę dotknięcia czegoś naprawdę Wielkiego i Poważnego… Wielkiej tajemnicy stworzenia…
Ale o tym, to trzeba już przeczytać samemu.

Pomimo tego, że „Światy Solarne” Jana Maszczyszyna (Jahusza)przeczytałem już jakiś czas temu, to do dzisiaj nie mogę się jakoś po tej lekturze otrząsnąć. I nie chodzi tu bynajmniej o to, że książka jest raczej poważna i trudna w odbiorze. Że niektóre fragmenty trzeba czytać po kilka razy. Że zaskakuje rozwiązaniami. Że podczas lektury człowiek cały czas powinien być ...

więcej Pokaż mimo to

Aktywność użytkownika Andrzej Trybuła

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


Andrzej Trybuła Majowa pora sucha Zobacz więcej
Andrzej Trybuła Majowa pora sucha Zobacz więcej

statystyki

W sumie
przeczytano
1
książka
Średnio w roku
przeczytane
0
książek
Opinie były
pomocne
4
razy
W sumie
wystawione
0
ocen ze średnią 0,0

Spędzone
na czytaniu
8
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
0
minut
W sumie
dodane
1
W sumie
dodane
1
książek [+ Dodaj]