rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Takie książki trzeba lubić. Świat jest strasznie skomplikowany, masa postaci, a fabuła pokręcona jak korkociąg. Trzeba mieć jakieś cholernie wysokie IQ lub mieć stałe pod ręką Wikipedię, by zrozumieć wszystkie zawiłości. Chyba o to chodziło, ale dla mnie jest to bez sensu. Kolejne części mają znacznie lepsze opinie, więc spróbuję przejść dalej, ale na miłość boską, ta część była ciężka. Erikson kompletnie nie umie robić ekspozycji

Takie książki trzeba lubić. Świat jest strasznie skomplikowany, masa postaci, a fabuła pokręcona jak korkociąg. Trzeba mieć jakieś cholernie wysokie IQ lub mieć stałe pod ręką Wikipedię, by zrozumieć wszystkie zawiłości. Chyba o to chodziło, ale dla mnie jest to bez sensu. Kolejne części mają znacznie lepsze opinie, więc spróbuję przejść dalej, ale na miłość boską, ta część...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Trudno ocenić. Niektóre momenty są naprawdę dobre, inne słabe. Poboda mi się duża kreatywność widoczna w wielu miejscach, ale przesłania ją bardzo niezdrowe zainteresowanie Lewandowskiego seksem. W jednym miejscu opis dotarcia do portu, wyprawy w nieznane, buntu na statku i zatrymującej go epidemii choroby morskiej mają razem jakieś dwie strony, a opis seksu (i to jakiego! Jakbym tu to opisał, to by mnie chyba zbanowali) Ksina z jedną z pobocznych bohaterek, trzy. To mówi naprawdę wiele o tym, gdzie leżą priorytety autora.
I nie, temat buntu itd. bynajmniej nie są jakoś wystarczająco rozwinięte

Trudno ocenić. Niektóre momenty są naprawdę dobre, inne słabe. Poboda mi się duża kreatywność widoczna w wielu miejscach, ale przesłania ją bardzo niezdrowe zainteresowanie Lewandowskiego seksem. W jednym miejscu opis dotarcia do portu, wyprawy w nieznane, buntu na statku i zatrymującej go epidemii choroby morskiej mają razem jakieś dwie strony, a opis seksu (i to jakiego!...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Napisać o tej książce mógłbym dużo, ale wielu już to zrobiło i temat podsumowało nawet lepiej, niż ja bym mógł więc przejdę od razu do konkluzji: Autor swoje wie, pisze nieźle, tu i ówdzie ma ciekawe refleksje i warte zastanowienia się (choć i sprawdzenia) fakty, ale wszystko to jest tak zafiksowane na udowadnianiu, że to on ma rację w każdej kwestii, a wszyscy inni to bufony, idioci na piątym poziomie odrealnienia (cytat) i postkolonialna, postinteligencka, liberalno-arystokratyczna, zapatrzona w Unię Europejską banda debili. A smutna prawda jest taka, że by przekazać o czymkolwiek cokolwiek z sensem, najpierw trzeba mieć do tego kogoś lub czegoś szacunek - proste, ale prawdziwe. Inaczej człowiek gubi się w swych domysłach i swej żółci, a Pan Ziemkiewicz zrobił dokładnie to

Napisać o tej książce mógłbym dużo, ale wielu już to zrobiło i temat podsumowało nawet lepiej, niż ja bym mógł więc przejdę od razu do konkluzji: Autor swoje wie, pisze nieźle, tu i ówdzie ma ciekawe refleksje i warte zastanowienia się (choć i sprawdzenia) fakty, ale wszystko to jest tak zafiksowane na udowadnianiu, że to on ma rację w każdej kwestii, a wszyscy inni to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka nierówna jak polskie drogi. Niektóre aspekty są naprawdę niesamowite, inne z kolei... no cóż.

Ale po kolei. Dużym plusem są postacie i fabuła. Wszyscy bohaterowie są w najgorszym przypadku znośni, w najlepszym porywający. Niektórzy niestety co jakiś czas wychodzą ze swych ról, ale to nie zdarza się na tyle często, by było bardzo irytujące.
Fabuła też całkiem do rzeczy. Atak zagranicznego imperium, tyran, którego trzeba powstrzymać, podróż z łuczniczką, magiem i tajemniczym kimś (w tym przypadku, dzieckiem). Standard, ale w bardzo dobrym i nawet innowacyjnym wydaniu.

Co najbardziej zgrzyta? Zdecydowanie styl i poczucie epoki. Watson przynajmniej kilka razy chwali się, że tyle naczytał się na temat historii tego okresu, ale niestety, chyba bardziej skupiał się na broni i architekturze (które pojawiają się co nieco w książce, ale bardziej jako dodatek niż jakaś istotna część świata opisanego), niż na postaciach. Przez to w książce mamy losowych ludzi, którzy ni z tego ni z owego są ateistami (a bynajmniej nie są to jacyś wielcy uczeni, którzy mogliby dojść do wniosków, że bogów nie ma, tylko jakieś proste parobki), wojowników, którzy randkują jak napalone dwudziestoparolatki, stwierdzenia takie ja "jak widać na załączonym obrazku" (bo 60 lat p.n.e. obrazki załączano przecież wszędzie) czy "spojrzał na niego, jakby ten właśnie bronił ludzi bijących dzieci" (bo jak wiadomo, starożytność miała już prawa dziecka i bezstresowe wychowanie) itd. Mógłbym tak wyliczać w nieskończoność.
A szkoda, bo ilekroć tylko wciągnę się w naprawdę nieźle wykreowany świat, to zaraz z rytmu wytrącają mnie takie idiotyczne stwierdzenia jak "To nie żaden potwór, a zwykłe zwierze, przywiezione z Afryki". (W tym momencie musiałem przerwać czytanie i zastanowić się, skąd jakaś pospolita żołdaczka w ogóle wie, że istnieje takie miejsce jak Afryka, a co dopiero nazywa je nazwą wymyśloną przez Rzymian, z którymi jeszcze się niemalże nie zetknęła. I skąd ona ma tyle wiedzy przyrodniczej, że [Spoiler] wielkie, czarne człekokształtne coś z nadludzką siłą to dla niej zwykłe zwierzę.)

Czy sięgnę po następny tom? Kiedyś na pewno. Ale nie będę co koń wyskoczy leciał po niego do biblioteki. Mam nadzieję, że w kolejnych częściach styl stanie się bardziej adekwatny, bo szkoda byłoby zaprzepaścić trylogię z takim potencjałem.

Książka nierówna jak polskie drogi. Niektóre aspekty są naprawdę niesamowite, inne z kolei... no cóż.

Ale po kolei. Dużym plusem są postacie i fabuła. Wszyscy bohaterowie są w najgorszym przypadku znośni, w najlepszym porywający. Niektórzy niestety co jakiś czas wychodzą ze swych ról, ale to nie zdarza się na tyle często, by było bardzo irytujące.
Fabuła też całkiem do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ogólnie, książka raczej słaba. Postacie raczej nie przekonują, fabuła jest naciągana, zasady nie trzymają się kupy i ogólnie całość jest jak jedna wielka broszura turystyczna, do której ktoś na siłę próbował dodać fabułę. Najgorszy jest język, który jest po prostu byle jaki. Najlepszą częścią są opisy obcych krajów, kultury, legend, etc. ale gdyby te wyciąć, cała fabuła i tak wiele by nie straciła.


Ps. [Spoiler] A zakończenie wcale otwarte nie jest, autor jasno pokazuje nam, jaka była decyzja głównego bohatera. I tytułowa moneta wcale nie jest "ostatnia", więc sam opis książki już nie trzyma się kupy.

Ogólnie, książka raczej słaba. Postacie raczej nie przekonują, fabuła jest naciągana, zasady nie trzymają się kupy i ogólnie całość jest jak jedna wielka broszura turystyczna, do której ktoś na siłę próbował dodać fabułę. Najgorszy jest język, który jest po prostu byle jaki. Najlepszą częścią są opisy obcych krajów, kultury, legend, etc. ale gdyby te wyciąć, cała fabuła i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dziwna trochę ta książka. Niektóre momenty są naprawdę dobre, ale przez większość czasu zastanawiałem się, jakim cudem redakcja w ogóle coś takiego przepuściła.
Głównym plusem jest świat. Jest bardzo głęboki i pełen niesamowitych pomysłów. Niestety, z reguły są one opisawane tak dokładnie, że człowiek ma ochotę pociąć się tępym nożem. Wyobraźcie sobie, że w jednej scenie grupa żołnierzy jest zaatakowana przez nowy rodzaj potworów - nieumarłe konie zrośnięte ze swoimi jeźdźcami. To jest całkiem fajne, co nie? A teraz wyobraźcie sobie, że nim ktokolwiek kogoś zaatakuje, Lewandowski raczy nas KILKUSTRONOWĄ ekspozycją na temat tego jak te konie powstały, jak działają, jak inni ludzie MYŚLĄ, że one działają, jak wpłynie to na przyszłą politykę i Bóg jeden wie, co jeszcze. I tego jest w książce masa.
Podobni działają postacie. Poza momentami, w których wszystkich ni z tego ni z owego dopada niewypowiedziana chcica, większość z nich jest bardzo dobra. Nie da się jednak z nikim zżyć, bo ilekroć ktoś coś robi, zaraz musimy dowiedzieć się, co myślał/a wcześniej, co myślał jej/jego dziadek, ojciec i brat, jak ta osoba zmieni przyszłą politykę, jak reaguje na zmiany ciśnienia, jej ulubioną kawę i ile kilogramów CO2 wytwarza jej obecny styl życia. Zanim cokolwiek dojdzie do sedna, idzie już zapomnieć, o czym to w ogóle było.
Książka nie jest zła, ale styl jest strasznie amatorski. Jeśli szukasz szybkiej rozrywki z rozbudowanym światem, to pozycja dla ciebie. Jeśli chcesz czegoś lepszego, to lepiej szukaj dalej.

Dziwna trochę ta książka. Niektóre momenty są naprawdę dobre, ale przez większość czasu zastanawiałem się, jakim cudem redakcja w ogóle coś takiego przepuściła.
Głównym plusem jest świat. Jest bardzo głęboki i pełen niesamowitych pomysłów. Niestety, z reguły są one opisawane tak dokładnie, że człowiek ma ochotę pociąć się tępym nożem. Wyobraźcie sobie, że w jednej scenie...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Wiedźmin. Szpony i kły Nadia Gasik, Katarzyna Gielicz, Przemysław Gul, Piotr Jedliński, Sobiesław Kolanowski, Beatrycze Nowicka, Andrzej W. Sawicki, Michał Smyk, Barbara Szeląg, Jacek Wróbel, Tomasz Zliczewski
Ocena 6,8
Wiedźmin. Szpo... Nadia Gasik, Katarz...

Na półkach:

Wyszła bardziej recenzja niż opinia, ale co tam :P


Do "Szponów i Kłów" podchodziłem z dużymi nadziejami i właśnie przez to odszedłem ze sporym rozczarowaniem. Jak każdy spin-off (bo przecież właśnie nim, albo raczej ich zbiorem, są "Szpony i Kły"), cierpi on na brak oryginalnej wizji autora, która dotychczas trzymała wszystko w kupie. Gdy nowy twórca musi przejąć starą markę, zawsze wynikają z tego problemy, a ta książka jest tego najlepszym przykładem.
Jak we wszystkich zbiorach, każdy tekst jest trochę inny, ale większość z nich cierpi na podobne problemy: nieprzekonujący bohaterowie, dziwaczny styl, brak konkretnej treści.
Dobrym przykładem tego ostatniego jest "Kres Cudów", gdzie cała fabuła opiera się na tym, że Geralt idzie do miasta, dostaje tam zlecenie, idzie je wykonać i wraca. W tle przewija się jeszcze Jaskier i kilka nowych postaci, ale żadna z nich nie gra tu tak naprawdę roli. To opowiadanie o tym, że Geralt poszedł zarżnąć ptaka. Koniec.
Taki sam problem praktycznie z każdym tekstem. W prozie Sapkowskiego każda historia, obok powierzchownej fabuły, traktowała też o człowieczeństwu, samotności, uprzedzeniach czy rasizmie. Tutaj, wszystkie opowiadania są jednowymiarowe. A czytać jednowymiarową historię to jak jeść suchy chleb - niby coś wypełnia, ale kompletnie nie ma smaku.
Niektóre opowiadania starają się temu przeciwdziałać, dodając coś w większej skali uniwersum. I większość z nich radzi sobie z tym dobrze, (choć "Szpony i Kły" są w mojej ocenie znacznie zbyt nachalne) ale czy to aby dobry znak, jeśli najlepszą częścią opowiadania jest praca poprzedniego autora?
A propos poprzedniego autora, wiele opowiadań cierpi też na chroniczny brak dobrych postaci. Większość tych nowych ma swój urok, ale to może być kwestia tego, że nigdy nie zaliczyły degradacji z ich poprzedniego, lepszego stanu. Degradacji, z którą musieli zmierzyć się praktycznie wszyscy już znani nam bohaterowie. Wszyscy oni, nielicznymi wyjątkami, nie mają już dawnej werwy, brakuje im dowcipu i dopada zwykła drętwota.
Ostatnim problemem jest styl. Może nie razi w oczy, ale mógłby być lepszy. Wiele opowiadań jest sztywnych i czyta się je nieprzyjemnie, reakcje bohaterów nieprzekonujące, a narracja taka byle jaka.
No ale dobra, tyle tu narzekania, a są jakieś pozytywy? Ano są. Większość opowiadań sprawdza się jako „trzy grosze” dodane do ogólnego uniwersum i to wszystkim wychodzi bardzo dobrze. Jest też "Ballada o Kwiatuszku", czyli chyba jedyny tekst, który radzi sobie na każdym polu - działa jako samodzielne opowiadanie, dodaje coś do naszej wizji Jaskra, oddaje jego charakter i co najważniejsze, po prostu daje szczerą, nieskrywaną przyjemność z czytania. Poza nim, radę dają też sobie "Apokryf Koral", "Co Dwie Głowy", "Nie będzie śladu" i "Skala Powinności". Cała reszta niestety, raczej nie bardzo.
A więc, czy warto sięgnąć po ten tytuł? Warto. Jeśli jest się fanem serii, zdeterminowanym, by przeczytać wszystko, lub nowym czytelnikiem, bez wygórowanych wymagań. W innym wypadku, chyba nie masz tu czego szukać.

Wyszła bardziej recenzja niż opinia, ale co tam :P


Do "Szponów i Kłów" podchodziłem z dużymi nadziejami i właśnie przez to odszedłem ze sporym rozczarowaniem. Jak każdy spin-off (bo przecież właśnie nim, albo raczej ich zbiorem, są "Szpony i Kły"), cierpi on na brak oryginalnej wizji autora, która dotychczas trzymała wszystko w kupie. Gdy nowy twórca musi przejąć starą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Cały zbiór przeczytałem jakiś czas temu i muszę przyznać, że z jednym wyjątkiem (Ballada o Kwiatuszku), nie podobało mi się żadne opowiadanie. O ile jednak w większość z nich przeczytałem z co najwyżej lekkim znudzeniem, "Szpony i Kły" podniosły mi ciśnienie na tyle, żebym zmusił się do napisania tej recenzji.
Mówiąc krótko, jest to raczej typowe opowiadanie, powstałe na podstawie jednego, niezbyt dobrego pomysłu - by zezwierzęconą bestię z oryginału uczynić człowiekiem. I sama ta idea może nie byłaby jeszcze taka zła, gdyby nie fakt, że Jacek Wróbel w swojej pracy uparcie i niepotrzebnie usiłuje zrobić z niej jakąś postać tragiczną. Strzyga ma być tutaj jakąś ofiarą swojego ojca, niewinną dziewczynką, która znalazła się w złym miejscu i złym czasie. Tyle, że raz, taka idea pojawiła się już w oryginalnym opowiadaniu - wszak Foltest szczerze martwił się, czy jego córka nie cierpi, a dwa, jest to zrobiona po prostu na siłę. Strzyga ma być ukazana jako stygmatyzowana jako bestia, którą na dodatek autor wybiela niczym cenzorzy Związku Radzieckiego. Zdejmuje z niej całą odpowiedzialność za zabójstwa i wszystkich martwych ludzi bo "taka jej natura", a całym złem obarcza Folesta, jak gdyby dotąd nikt go za nic nie winił. Chyba najlepiej obrazuje to moment w którym Adda twierdzi też, że nazywanie jej "strzygą" jest stygmatyzacją, ale termin "niewinne dziecko" jest już w pełni obiektywny. A czy skoro strzyga przez cały ten czas była rozumna, to czy nie powinna przyjąć choć części winy za to, że bogu ducha winni ludzie ginęli? Próbować się z kimś porozumieć? Rozwiązać jakąś tę sytuację? Żadna z tych kwestii nie została w opowiadaniu poruszona, a mogła by ona stworzyć znaczcie ciekawszy i bardziej naturalny konflikt.
Co najgorsze, nijak nie gra to z oryginałem. W prozie Sapkowskiego każdy miał swoje wady, zalety, ideały i cele, tworzące prezentowany czytelnikowi obraz, a w prozie Wróbla dobrym jest po prostu ten, kto był wcześniej opisany jako "zły".
A jak się to broni stylistycznie? Mniej więcej. Mistrzostwo to nie jest, ale wciąż bliżej raczej do szczytu niż dna. Autor zamieścił kilka ciekawostek, jak opis przekrętu, mającego wyłudzić pieniądze od Foltesta, czy odpowiedział na pytanie, co naprawdę zmieniło Addę w potwora, ale czy naprawdę potrzebowaliśmy któregokolwiek z tych szczegółów?
Szpony i Kły to taka cegiełka, która nie do końca pasowała, więc wepchnięto ją z użyciem odrobiny siły. Cała konstrukcja raczej się od tego nie zawaliła, ale teraz zawsze, gdy będę czytać oryginalne opowiadanie, przejmie mnie odrobina zażenowania na myśl, że ktoś tej historii musiał na siłę dokleić łatkę moralnego światłocienia.

Cały zbiór przeczytałem jakiś czas temu i muszę przyznać, że z jednym wyjątkiem (Ballada o Kwiatuszku), nie podobało mi się żadne opowiadanie. O ile jednak w większość z nich przeczytałem z co najwyżej lekkim znudzeniem, "Szpony i Kły" podniosły mi ciśnienie na tyle, żebym zmusił się do napisania tej recenzji.
Mówiąc krótko, jest to raczej typowe opowiadanie, powstałe na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po prostu nie.
Swoją przygodę ze Zbłotką zakończyłem około 3 miesiące temu, i do dziś żałuję, że nie podpaliłem pieniędzy, za które tę książkę kupiono. Zapewne, niektórzy ludzie dodadzą mnie teraz do zakładki "niedojrzały" i i na tym się skończy, jednak możecie być pewni, że nie mozolna akcja czy nazbyt duża ilość monologów odbiła mnie od tego tytułu. Nie, gdyby o to chodziło, po prostu uznałbym, że książka jest nie dla mnie i zatonęłaby ona w mrokach zapomnienia. Niestety, ostentacyjne niedbalstwo (choć może lepiej pasowałby tu wyraz chamstwo) Pani Joyce,nie pozwoliło mi wysłać tego tworu za mój myślowy Styks.
A więc Zbłocona to z pozoru niewyróżniająca się historyjka o akceptacji siebie i swojej przeszłości, obronie własnej godności, i asymilacji w nowym środowisku. Ktoś może tu powiedzieć, że wcale nie, bo temat tej książki jest zgoła inny, ale rozumiem to, bo wśród tysięcy wepchniętych na siłę wątków o niczym ciężko odnaleźć faktyczną fabułę. Właściwie, to podczas czytania myślałem, że autorka po prostu po zapisaniu ok 40 stron, uznała,że dzieło jest zbyt krótkie i zaczęła wciskać co się da. Mamy więc: szesnastoletniego pracowicowca, który jest gejem (ale tym się nie przejmujcie, dodano to dla samej kontrowersji i nie wpływa w żaden sposób na postać), został pobity i składa zeznania, po czym wyszło na jaw, że nie został pobity, więc się zabija, ale zamach na samego siebie się nie udaje, i chłopak staje się tzw. "żywym warzywem", wątek znacznie starszego od nauczycielki i niekochanego przez nikogo nauczyciela, któremu ta się podoba, wątek relacji z kochankiem, który już ma żonę, wątek pełnienia przez główną bohaterkę ważnej funkcji, wątek jakiejś choroby, i tysiące innych. I oczywiście żaden donikąd nie prowadzi, a cała historia nic by nie straciła , gdyby takowych nie było.
Kolejnym, choć jeszcze nie najgorszym problemem książki jest wspomniana nudna, powolna akcja, zbędne monologi, problem z jednością akcji i aż bijące w oczy morały. W dobrej książce takiego gatunku, monologi głównych bohaterów nie powinny się powtarzać, ani być umieszczane na siłę. Powinny za to być subtelne i nieść ze sobą jakiś konsensus, którego w tej książce nie uświadczymy. Poza tym jeżeli bohaterka często zamierza cofać się w przeszłość, to powinna oddzielać je rozdziałami, czego rzecz jasna nie robi, i co rzecz jasna czyni lekturę niepotrzebnie trudną. Szczególnie, że w niczym mu nie pomagają tu wpychane kompletnie na siłę morały, które zamiast być subtelne i stawiać pytania, na które czytelnik sam by sobie odpowiedział, po prostu podtykają co ma człowiek myśleć pod nos. A to co ma myśleć, wcale odkrywcze nie jest. Morały "Zbłoconej" to: "nie bądź samolubny", "pomagaj innym", "Dąż to swoich marzeń", "Krzywdzenie innych jest złe". Istne My little pony.
najgorszym jednak grzechem tejże książki jest kontrowersja i bezmyślność.
Postacie mają naprawdę małą, lub naprawdę rzadko używają tu swojej mózgownicy. Nie wiem, może miało jakiś głębszy sens, ja bo jednak nie odkryłem, a z punktu widzenia fabularnego, był to zwykły bezsens. Postacie zachowują się nieraz jak kompletni idioci, i przeczą jakimkolwiek prawą logiki. Zrywają z sobą, po czym jedzą razem kolację, kroją zwłoki ludzi, którzy spadli ze schodów, mimo, że ci przecież zginęli w wypadku, i ślepo robią co im się każe, chociażby całą mocą tego nie chcieli. Czemu? Nikt nie wie. Dużo jest też nierzetelnej kontrowersji dla samej kontrowersji. Jak chociażby taka scena:
Kobieta idzie na basen, tam zaczepia ja inny mężczyzna, porywa ją, mimo, że ta spokojnie mogłaby uciec (dosłownie zgadza się iść z nim, trafia do jakiegoś haremu i jest gwałcona, podczas czego opowiada w pełni zbędną historię o tym, jak to jej koleżanki z domu dziecka były gwałcona (znów, jest t o dla samej kontrowersji) po czym ot tak ją wypuszczają, w ogóle ni martwiąc się o to, że pójdzie a policję. Na koniec kobieta się budzi. Koniec wątku. Po co to wszystko było? Po nic rzecz jasna, zbędny szok i tyle.
Jest jeszcze wiele głupot o których warto napisać, płytkich postaci (w tym głównej), i nielogiczności, ale wtedy nigdy bym nie skończył, a to miała być krótka recenzja. Podsumowując: Głupota, nuda i nierzetelność. Omijać szerokim łukiem.

Po prostu nie.
Swoją przygodę ze Zbłotką zakończyłem około 3 miesiące temu, i do dziś żałuję, że nie podpaliłem pieniędzy, za które tę książkę kupiono. Zapewne, niektórzy ludzie dodadzą mnie teraz do zakładki "niedojrzały" i i na tym się skończy, jednak możecie być pewni, że nie mozolna akcja czy nazbyt duża ilość monologów odbiła mnie od tego tytułu. Nie, gdyby o to...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to