-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać3
-
ArtykułyAutor „Taśm rodzinnych” wraca z powieścią idealną na nadchodzące lato. Czytamy „Znaki zodiaku”LubimyCzytać1
-
ArtykułyPolski reżyser zekranizuje powieść brytyjskiego laureata Bookera o rosyjskim kompozytorzeAnna Sierant2
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Czartoryska. Historia o marzycielce“ Moniki RaspenLubimyCzytać1
Biblioteczka
2024-05-20
2023-12-28
2023-09-19
2023-09-18
Jeśli chodzi o mnie, to nigdy nie miałam po drodze z twórczością Colleen Hoover. Dawno temu czytałam Hopeless, które całkiem mi się podobało (miałam z 13 lat), a potem już nie sięgnęłam po nic więcej od tej autorki.
W ostatnim czasie miałam idealną okazję, żeby zapoznać się z jedną z pierwszych książek napisanych przez CoHo i miałam co do niej nieco sceptyczne podejście, biorąc pod uwagę kontrowersje związane normalizowaniem toksycznych zachowań w jej nowszych powieściach.
Po przeczytaniu Slammed mogę jednak szczerze powiedzieć, że podobało mi się. Na początku miałam trochę mieszane uczucia, co do motywu miłości od pierwszego wejrzenia u bohaterów. No po prostu nie mogłam pojąć jak w ciągu trzech dni była już miłość życia. No nic, czytałam dalej, może będzie lepiej. I faktycznie było. Książka jest naprawdę przyjemna i momentami wzruszająca.
Bohaterowie nieźle „dostają w kość” od życia, ale próbują sobie z tym radzić najlepiej jak potrafią. Tutaj pojawia się poezja, przez którą wyrażają swoje uczucia na wieczorach poetyckich (slamach). Widziałam, że wielu osobom ta forma narracji nie podeszła, ale mi się naprawdę podobało.
Slammed to moim zdaniem bardzo fajna powieść dla młodzieży 14+. Nie ma w niej nagości, wulgaryzmów, a jedynie historia dwojga zakochanych, którzy próbują pogodzić się ze stratą najbliższych. Nie jest to jednak coś, przy czym trzeba się mocno skupiać. Moim zdaniem to idealna prosta historia na zastój czytelniczy i chwilę relaksu między „poważniejszymi” książkami.
Jeśli chodzi o mnie, to nigdy nie miałam po drodze z twórczością Colleen Hoover. Dawno temu czytałam Hopeless, które całkiem mi się podobało (miałam z 13 lat), a potem już nie sięgnęłam po nic więcej od tej autorki.
W ostatnim czasie miałam idealną okazję, żeby zapoznać się z jedną z pierwszych książek napisanych przez CoHo i miałam co do niej nieco sceptyczne podejście,...
2023-09-24
2023-09-15
2023-09-02
2023-08-31
2023-08-17
2023-08-06
2023-07-31
2023-07-28
2023-07-11
2023-06-28
2023-03-29
Na drugi tom Mojry czekałam praktycznie od przeczytania ostatniej strony Dzieci Inayari. Czy podobał mi się tak jak pierwszy? To dobre pytanie.
Po zobaczeniu Żniw Przepowiedni na żywo byłam naprawdę pod wrażeniem jak pokaźne są w porównaniu do swojej poprzedniczki. Mamy tutaj aż 521 stron, które rozwijają historię Rayn i Aidena i odkrywają przed czytelnikiem coś więcej poza odciętym od świata Inayari.
Dostajemy tutaj kilku nowych i ciekawych bohaterów. Bardzo polubiłam Setha, Vhelan i Ferrisa, więc mam nadzieję, że w trzecim tomie ich charaktery pokażą nam się jeszcze bardziej. Samira tak średnio kupiłam, bo sumie to mało dało się wyczytać z jego akcji. W każdym razie pomysł na nich jest dobry i czekam na więcej, bo nowi bohaterowie naprawdę mają potencjał 👀 A co do starych… Aidena w tej części w ogóle nie rozumiałam, te jego akcje były takie totalnie nieprzemyślane i losowe. Rayn? Co się z tobą stało? Zapomniałaś jak się żyje? Może następna część ogarnie tę dwójkę, bo teraz to nie wiem, co mogę o nich powiedzieć… No po prostu pogubili się i byłam na nich zła przez pół książki (ale to chyba dobrze, bo w końcu książka ma wywoływać emocje, co nie?).
Co do fabuły… Podoba mi się! Gdzieś tam powoli zaczynają się uaktywniać bogowie - Mojry i Tytani, po których ciężko poznać jakie mają zamiary. Są totalną tajemnicą, którą czytelnik próbuje rozwiązać do samego końca. Jestem ciekawa jak ich sprawa się rozwiąże, bo po tym zakończeniu mam tak wiele pytań!
No dobra, ale żeby nie było tak kolorowo mam jeszcze dwie uwagi, które muszę z siebie wyrzucić. Narracja i powtórzenia. Tutaj były małe zgrzyty, bo miejscami nie wiedziałam już jak klasyfikować narratora w tej książce. Raz jest wszechwiedzący i opowiada o wszystkim począwszy od uczuć bohaterów po historię Ratrii, a potem nagle jest zamknięty w ograniczonej wiedzy jednego z bohaterów. No i te powtórzenia. W pierwszej części albo ich było mniej, albo w ogóle nie zwróciłam uwagi na ten aspekt, ale czasami męczące zaczynało być czytanie dosłownie co chwila na przemiennie słów: Rayn, kapłanka, runiczna, itd. Większości powtórzeń dało się uniknąć, a czytelnik z kontekstu wiedziałby o kim jest mowa.
Mimo tych niedociągnięć książkę czytało mi się naprawdę przyjemnie. Mimo takiej grubości jest to historia tak naprawdę na 2 dni. Jeśli chodzi o tempo akcji to tutaj wszystko dzieje się minimalnie wolniej niż w pierwszym tomie, ale dzięki temu możemy lepiej zrozumieć to, co dzieje się w tym nowym, ogromnym świecie, jaki dostajemy. Powiem tak, CZYTAJCIE MOJRĘ, bo to fantastyka młodzieżowa jakiej teraz potrzebujemy!
Na drugi tom Mojry czekałam praktycznie od przeczytania ostatniej strony Dzieci Inayari. Czy podobał mi się tak jak pierwszy? To dobre pytanie.
Po zobaczeniu Żniw Przepowiedni na żywo byłam naprawdę pod wrażeniem jak pokaźne są w porównaniu do swojej poprzedniczki. Mamy tutaj aż 521 stron, które rozwijają historię Rayn i Aidena i odkrywają przed czytelnikiem coś więcej...
2023-04-01
Najbardziej samotna dziewczyna we wszechświecie to książka, która mogłaby zostać zekranizowana i byłaby naprawdę fajnym filmem. Serio.
Na początek powiem tak, jeśli szukacie ambitnej, pełnej nowinek i neologizmów książki sci-fi - to nie tutaj. Ta powieść jest, że tak powiem, krótka, lekka i przyjemna. Ma troszkę ponad 300 stron, narratorem jest nastolatka, która samotnie przemierza kosmos, a w jej głowie, oprócz lęku przed pustką dookoła, czai się dużo „nastolatkowych” rozmyślań.
Uważam to za bardzo dobrą książkę na początek przygody z gatunkiem sci-fi dla czytelników 13+. Tak wiecie, żeby poznać czy ten kosmos faktycznie mnie kręci i czy to jest coś, co chciałabym czytać. Jest tu trochę „głupotek”, uproszczeń, ale ogólnie historia zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie.
Podczas czytania czułam się jakbym dosłownie oglądała jeden z tych filmów, gdzie ludzie dostają misję zasiedlenia nowo odkrytej planety i mierzą się z problemami, które praktycznie nie mają końca. Wiecie, coś w stylu „Pasażerów”. Ta książka jest o tyle ciekawa, że nie dowiadujemy się całej historii wyprawy z Ziemii od razu, ale dopiero bohaterka małymi kroczkami zdradza nam, co musiało się wydarzyć, że została tam zupełnie sama. Ten zamysł naprawdę mi się spodobał, bo to sprawiało, że nie mogłam się oderwać od czytania, a koniecznie chciałam wiedzieć, co dokładnie wydarzyło się na tym statku. Sama akcja książki nie toczy się jakoś szybko. Początek to raczej zapoznanie się powoli z Romy, która jest kapitanem statku. Dopiero za połową wszystko przyspiesza i nie zwalnia tempa już do samego końca. No i znajdziecie tutaj parę ciekawych plot twistów, które zdecydowanie zaskakują.
Najbardziej samotna dziewczyna we wszechświecie to książka, która mogłaby zostać zekranizowana i byłaby naprawdę fajnym filmem. Serio.
więcej Pokaż mimo toNa początek powiem tak, jeśli szukacie ambitnej, pełnej nowinek i neologizmów książki sci-fi - to nie tutaj. Ta powieść jest, że tak powiem, krótka, lekka i przyjemna. Ma troszkę ponad 300 stron, narratorem jest nastolatka, która samotnie...