rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Jak tatuaż może zmienić życie, czyli „Lilianna” Anny Szafrańskiej.

Książkę tę dostałam wczoraj pod choinkę. Ostatnio rzadko sięgałam po obyczajówkę czy romanse nieobsadzone w fantastycznych światach. Po przeczytaniu opisu nie byłam do końca przekonana czy mi się spodoba. Stwierdziłam jednak, że dam szansę książce, której tematem przewodnim jest tatuaż, skoro sama mam ich kilka.

„Lilianna” opowiada o losach tytułowej Lilki, 22-letniej dziewczyny w mocno nieciekawej sytuacji życiowej. W bardzo młodym wieku przeszła więcej niż niejeden człowiek przez całe swoje życie. Walczy o lepsze jutro dla siebie i swojego syna, każdego dnia żyjąc w strachu. Szczęśliwy traf stawia jej w końcu na drodze dobrych ludzi oraz pewnego tatuatora.

Sama Lilka jest bardzo odpowiedzialną osobą, opiekuje się synem najlepiej jak potrafi i skupia na nim całą swoją uwagę. Jednocześnie jest zastraszona, zaszczuta i bardzo obciążona psychicznie przez swoją sytuację i partnera.
Można by powiedzieć, że jest słaba i głupia, bo nie odeszła od swojego narzeczonego mimo jego zachowania. Jednak ja, osobiście nigdy nie powiem tak o żadnej osobie, która żyła, bądź żyje w przemocowej relacji i nie ma na tyle odwagi, aby opuścić swojego wybranka.

Książka jest napisana lekko pomimo tematyki, która przez nią się przewija. Czyta się ją nad wyraz szybko. Ja dosłownie przeszłam przez nią w jeden dłuższy wieczór.

Jedyną rzeczą jaką muszę zarzucić tej historii jest spłaszczenie problematyki przemocy, gwałtu, uzależnień bardzo schematyczną historią romantyczną. Dosłownie na przestrzeni kilku tygodni/miesięcy od odejścia od partnera po bardzo traumatycznych wydarzeniach, dostajemy opisy zaciskających się ud po dotyku innego mężczyzny.
Dodatkowo, sama książka posiada kilka wątków głównych, które nie są jednocześnie prowadzone, a rozwijane osobno, przez co czasami ma się wrażenie, że autorka zapomina o nich i ratuje sytuacje po 40 stronach.

Ostatecznie książkę uważam za dobrą. Tematyka poruszana w niej jest ważna i nie powinna być pomijana przez autorki książek obyczajowych. Pokazanie mechanik psychologicznych, wstydu i wypierania przez Lilkę zaistniałych sytuacji, bardzo odzwierciedla zachowania kobiet będących ofiarami przemocy domowej. Dlatego też, ode mnie bardzo duży plus za realność tej książki.

Podsumowując 6* i polecenie dla każdej osoby, która lubi ciężką problematykę i „szczęśliwe” zakończenia.

Jak tatuaż może zmienić życie, czyli „Lilianna” Anny Szafrańskiej.

Książkę tę dostałam wczoraj pod choinkę. Ostatnio rzadko sięgałam po obyczajówkę czy romanse nieobsadzone w fantastycznych światach. Po przeczytaniu opisu nie byłam do końca przekonana czy mi się spodoba. Stwierdziłam jednak, że dam szansę książce, której tematem przewodnim jest tatuaż, skoro sama mam ich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Dom trzepoczących skrzydeł” Olivia Wildenstain . Po prostu nie

Przez kilka dni zbierałam się, b y coś napisać o tej książce. Początkowo stwierdziłam, że muszę po prostu się z tym „przespać”. Przecież to nie możliwe, by fantasy, aż tak mi się nie spodobało, prawda?

Opowieść osadzona jest w podzielonym społeczeństwie fae, pół fae , ludzi i… innych stworzeń. Władcami są pełnokrwiści fae, a ludzie zajmują najniższy szczebel drabiny społecznej. Główna bohaterka, Fallon, jest pośrodku. Mieszka z babcią i matką, pracuje w karczmie i jest szaleńczo zakochana w księciu, którego zna od dzieciństwa. Los oczywiście płata jej figla i by pomoc swojej miłości zostaje „wysłana” z misją, która nie jest bezpieczna, legalna czy ostatecznie nawet sensowna .

Fallon jest najbardziej irytująca postacią z jaką miałam okazję się zderzyć na stronach jakiejkolwiek książki. Starałam się zrozumieć założenia autorki, która zakładam, chciała pokazać jej wielka przemianę. Ta przemiana… niestety nigdy nie następuje .

Książkę czyta się ciężko. Poniekąd jest to wynik napakowanej opisami treści – mało kto chce czytać o korzystaniu z wychodka. Z drugiej strony mam również wrażenie , że tłumacz też się nie popisał i kilka bubli można w niej znaleźć.

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że mam kupioną już drugą część i obawiam się, że nieprędko po nią sięgnę. 5* w moim odczuciu to i tak dużo jak na tę pozycję.

„Dom trzepoczących skrzydeł” Olivia Wildenstain . Po prostu nie

Przez kilka dni zbierałam się, b y coś napisać o tej książce. Początkowo stwierdziłam, że muszę po prostu się z tym „przespać”. Przecież to nie możliwe, by fantasy, aż tak mi się nie spodobało, prawda?

Opowieść osadzona jest w podzielonym społeczeństwie fae, pół fae , ludzi i… innych stworzeń. Władcami są...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Icebreaker” to książka, po którą sięgam, gdy mam zły humor, chcę się odciąć od świata, a jednocześnie nie mam siły czy ochoty na coś nowego.

Historia opowiada o losach Anastasii łyżwiarki figurowej oraz Nathana, kapitana drużyny hokejowej. Obydwoje mają bardzo precyzyjne cele sportowe i mnóstwo siły do ich realizacji. Cała akcja jest osadzona w college’u w USA. Gdy partner łyżwiarski Stas ulega wypadkowi, Nate zaczyna trenować z dziewczyną. Oczywiście się nienawidzą, a raczej Anastasia nie cierpi hokeistów dla zasady, którą przyjdzie jej złamać.

„Icebreaker” jest zabawny, luźny i niezobowiązujący. Książkę można połknąć dosłownie w kilka godziń Nie brak w niej pikantnych scen oraz dialogów, które moim zdaniem nie są przeznaczone dla osób poniżej 18 roku życia.

Mogłabym się jedynie przyczepić do tego, że niektóre postaci są płaskie, a twisty niezaskakujące . Dodatkowo , część relacji miedzy różnymi bohaterami jest dość.. liberalna, a inne są bardzo toksyczne. To jednak ginie w tle ciekawie rozwijającej się relacji Stas i Nate’a.

Z całą pewnością polecę „Icebreaker” każdemu, kto szuka kilku godzin dobrej zabawy i lekkiej lektury. Ostatecznie książka dostaje ode mnie 4*, bo jej zakończenie to jeden z wątków kończących romanse, za którym nie przepadam i totalnie nie pasuje mi do całej historii.

„Icebreaker” to książka, po którą sięgam, gdy mam zły humor, chcę się odciąć od świata, a jednocześnie nie mam siły czy ochoty na coś nowego.

Historia opowiada o losach Anastasii łyżwiarki figurowej oraz Nathana, kapitana drużyny hokejowej. Obydwoje mają bardzo precyzyjne cele sportowe i mnóstwo siły do ich realizacji. Cała akcja jest osadzona w college’u w USA. Gdy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„The Savage and the Swan” – tak w oryginale brzmi tytuł tej książki, dlaczego tak? Bo z założenia, tytuł książki nie powinien być spojlerem dla jej zawartości, a polskie tłumaczenie ewidentnie dało ciała. Pomimo tego falstartu, książka okazała się całkiem ciekawa.

Jako główna bohaterka pojawia nam się Opal, księżniczka z rodu Gracewoodów, której jedynym zadaniem (wg jej rodziców), jest przedłużyć ród i wskutek małżeństwa ocalić poddanych od wojny. Krótko mówiąc, faerie ma wyjść za człowieka i przespać się z doradcą/przyjacielem swojej matki, by urodzić dziedzica. Perspektywa taka sobie nawet dla królewskiej głowy. Cała ta wojna toczy się przeciwko Szkarłatnym, krwawym fae, którzy brutalnie atakują wioski i miasta swoich przeciwników. Ich władca, tytułowy Krwawy Król, jest znany ze swej bezlitości i barbarzyństwa. Ich losy oczywiście się splątują i wychodzi z tego naprawdę fajna historia.

Książka mnie bardzo wciągnęła i w napięciu oczekiwałam jej rozwiązania. Postać Dade’a (Krwawego Króla) jest świetnie prowadzona. Bardzo spójny bohater moim zdaniem, a jego przemiana w skutek poznania Opal jest stopniowa i ciągła. W przypadku księżniczki w pewnym momencie miałam obawy, kiedy jej zachowanie obróciło się wręcz o 180 stopni, jednak wyjaśnienie, które pojawia się na końcu książki całkowicie je rozwiało.

Książka według mnie, plasuje się w kategorii 18+, ze względu na sceny w niej zawarte, jednak brak doświadczenia u obojga głównych bohaterów jest odświeżający jak na ten gatunek.

„Krwawy Król i Łabędź” spowodował u mnie niejednokrotnie uśmiech, a często też przyspieszone bicie serca. Historia jest dobrze napisana, można wejść w ten świat i powoli go odkrywać oczami Opal oraz Dade’a, a jest co odkrywać… Nie ma urywania akcji, przeskoków czy niejasnych twistów. Dlatego też, ode mnie mocne 4* i czekam na kolejną część z tej serii, która w Polsce już 6.12.2023r.

„The Savage and the Swan” – tak w oryginale brzmi tytuł tej książki, dlaczego tak? Bo z założenia, tytuł książki nie powinien być spojlerem dla jej zawartości, a polskie tłumaczenie ewidentnie dało ciała. Pomimo tego falstartu, książka okazała się całkiem ciekawa.

Jako główna bohaterka pojawia nam się Opal, księżniczka z rodu Gracewoodów, której jedynym zadaniem (wg jej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Złapała mnie za serce i nie planuje puścić.

Jedna z najlepszych, jak nie najlepsza książka, którą przeczytałam w tym roku. Nie jestem jej w stanie zarzucić czegokolwiek. Jest po prostu GENIALNA!

„Belladonna” opowiada o losach młodej dziewczyny, Signy, która jako niemowlak została osierocona i błąka się po różnych krewnych. Jej „bliscy” są bardziej zainteresowani spadkiem jaki odziedziczy w wieku 21 lat, niż nią samą.

Za Signą ciągnie się pasmo śmierci. Każdy jej opiekun ginie, a ona sama jest wyzywana od przeklętych. I tak naprawdę nie mylą się. Kolejny dom, do którego trafia jest pogrążony w żałobie. Życie codzienne jest pełne intryg i sporów o majątek. Dodatkowo, córkę obecnego opiekuna dosięgnęła nieznana choroba. To właśnie w tym miejscu główna bohaterka dowiaduje się kim jest, jakie są jej największe pragnienia oraz możliwości. Otrzyma również odpowiedź na pytanie – dlaczego Śmierć jest tak zawsze blisko niej.

Nie potrafiłam się oderwać! Pochłonęłam ją, tak samo, jak ona pochłonęła mnie. Akcja jest świetnie prowadzona, stopniowo przybliżając czytelnika do finału. Napięcia, zwroty w fabule, dialogi… „Belladonna” jest po prostu idealną pozycją, szczególnie dla osób, które dopiero co rozpoczynają swoją przygodę ze światem fantasy oraz romantasy.

Każda kolejna strona, każdy kolejny rozdział coraz bardziej pozwala na zatracenie się w świecie Signy, a jej wewnętrzna przemiana nie jest w żaden sposób wymuszona. Z damulki, której jedynym celem jest wyjść za mąż i prowadzić dom, staje się silną kobietą, która bierze życie (i nie tylko) za rogi i nie da się zwieść, ani oszukać byle komu.

Tę powieść dosłownie czyta się za jednym posiedzeniem, ustawiając na telefonie przypomnienia o tym by oddychać.

Oczywiście, trzeba sporo oddać tłumaczowi, który świetnie oddał gotycki klimat i ciągnącą się przez całą książkę tajemniczość.

1 000 000 000*/10 – tę pozycję po prostu trzeba przeczytać.

Jeśli Cię jednak nie przekonałam, świat fantasy jest dla Ciebie obcy, ale lubisz dobry romans, podrzucam cytat, który powinien rozwiać wszelkie wątpliwości.

„Dla mnie jesteś pieśnią duszy, która nigdy nie znała muzyki. Światłem dla kogoś, kto znał tylko ciemność. Wydobywasz ze mnie to, co najgorsze, i staję się mściwy wobec tych, którzy traktują cię w sposób, jaki mi się nie podoba. Ale wydobywasz ze mnie również to, co najlepsze… chcę być lepszy ze względu na ciebie.” – „Belladonna” A. Grace

Złapała mnie za serce i nie planuje puścić.

Jedna z najlepszych, jak nie najlepsza książka, którą przeczytałam w tym roku. Nie jestem jej w stanie zarzucić czegokolwiek. Jest po prostu GENIALNA!

„Belladonna” opowiada o losach młodej dziewczyny, Signy, która jako niemowlak została osierocona i błąka się po różnych krewnych. Jej „bliscy” są bardziej zainteresowani spadkiem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Od momentu kiedy przeczytałam opis "Króla trujących kwiatów" zakochałam się w historii. Władanie życiem i śmiercią, dilerka trucizny, mroczny klimat - no cudo! Niestety sama książka, a raczej sposób w jaki jest napisana sprowadził mnie brutalnie na ziemię.

Zacznijmy jednak od początku. Głowna bohaterka Lore, ucieka z czegoś w rodzaju kultu, żyjącego w katakumbach stolicy kraju. Jako dziecko została przygarnięta przez parę kobiet, które zajmują się sprzedażą trucizny (wilczych jagód), co jest nielegalne. W trakcie jednego z zrzutów zostaje złapana i zakłada, że zostanie stracona lub zesłana na Wyspy do kopalni w ramach kary. Tutaj następuje pierwszy twist, gdyż władca wraz ze swoim bratem, głównym kapłanem, decydują się wykorzystać jej magiczne umiejętności władania śmiercią, by dowiedzieć się co lub kto stoi za wymieraniem całych wiosek na obrzeżach kraju. Lore ląduje na królewskim dworze i musi odnaleźć się w intrygach, kłamstwach i manipulacjach każdego, kto staje jej na drodze. Będzie miała do pomocy mnicha i samego Księcia Słońca.

W stworzonym świecie mocno zarysowuje się podział społeczny na biednych i dwór. Trucizna jest formą leku oraz narkotyku, a władanie śmiercią (Mortem) czymś niezwykłym, ale i nabywanym wskutek spotkania ze śmiercią.

Ta historia miała gigantyczny potencjał, piętnaście tysięcy możliwości rozwoju, jednak moim zdaniem autorka zdecydowała się tego nie wykorzystać. Książka najzwyczajniej w świecie jest "opowiedziana", a nie "pokazana". Opisy jak bohaterka idzie, je, siada, ubiera się... Opisy sukien dam dworu.. Niespójność alkoholu jaki pili w trakcie dwóch następujących po sobie scen... Wiem, niby nic kluczowego, ale irytującego dla czytelnika. Lore będąca pewną siebie i "silną", jednocześnie wpadającą w panikę w przeciągu kilku sekund... Zmiany nastrojów wszystkich bohaterów nieuzasadnione niczym, jakby ktoś kręcił kołem z emocjami i wylosowane odczucia wmontowywał w sceny.

Ciężko przez nią przebrnąć. Sama zaczęłam ją czytać w pociągu i po godzinie zaczynałam lekko przysypiać. Nie była to powieść, która nie pozwalała się odłożyć czy wbijała w fotel zwrotami akcji i budowaniem napięcia.

Jestem najzwyczajniej w świecie zła na tą książkę, że nie dostarczyła mi tego, co fantasy czy romantasy zazwyczaj mi dostarcza, czyli dobrze spędzonego czasu w innym świecie.

Podsumowując, 5*, pozycja dla chętnych. Czekam na kolejne części z dużą nadzieją na poprawę samego stylu pisania i następną ciekawą historię, która uratuje moją opinię o cyklu "The Nightshade Crown".

Od momentu kiedy przeczytałam opis "Króla trujących kwiatów" zakochałam się w historii. Władanie życiem i śmiercią, dilerka trucizny, mroczny klimat - no cudo! Niestety sama książka, a raczej sposób w jaki jest napisana sprowadził mnie brutalnie na ziemię.

Zacznijmy jednak od początku. Głowna bohaterka Lore, ucieka z czegoś w rodzaju kultu, żyjącego w katakumbach stolicy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bookstagram często mi ją podrzucał jako ciekawą historię miłosnego trójkąta. Muszę przyznać, że historia zdecydowanie była ciekawa, "trójkąt" moim zdaniem tam nie zaistniał, a sama "Birthday Girl" nie trafiła w moje gusta i nie jest to wynik samej konwencji Age Gap.

O czym jest "Birthday Girl"? Główna bohaterka, Jordan, wprowadza się ze swoim chłopakiem do domu jego ojca w związku z problemami finansowymi. Ojciec, Pikei, chce zacisnąć relacje z synem, które pozostawiają wiele do życzenia. Zarówno Jordan, jak i Pikei mają całkowicie inne cele, postrzeganie swojego życia oraz w innym jego momencie się znajdują.

Romanse cenię bardzo za rosnące napięcie emocjonalne lub seksualne pośród głównej pary, tutaj nic nie rosło, a raczej pojawiało się totalnie z dupy, bez składu i ładu. Pikei przeskakuje z podejścia tatusia do napalonego nastolatka w przeciągu jednej sceny. Mimo dziewiętnastoletniej, tak 19-stoletniej, różnicy wieku Jordan niejednokrotnie bardziej dojrzale się zachowuje czy odnosi do sytuacji w jakich jest stawiana.

Jordan balansowała dla mnie na granicy pomiędzy irytującą, a miłą i zagubioną dziewczyną, która nie miała prawdziwych rodziców i domu, przez co jej największym pragnieniem jest bezpieczeństwo i stabilizacja. Zatapia się w pierwszej lepszej osobie, która jej to daje.

Totalnie randomową postacią jest jej chłopak (syn Pikei), który z mojej perspektywy nic nie wniósł do całej historii, a był jedynie argumentem na trzymanie Jordan i Pikei w jednym domu. Dodatkowo dziewczyna kurczowo trzymała się tej relacji mimo jej toksyczności, gdzie kolejno jak pojawił się problem między nią, a Pikei podjęła decyzje szybko i stanowczo. Ta niekonsekwencja w zachowaniu i charakterze Jordan była jak policzek i niestety nie była ona wynikiem "jej wewnętrznej zmiany".

Dlaczego mimo zarzucania tej książce takich rzeczy nadal dostała ode mnie 3*? Penelope Douglas umie pisać sceny seksu. Nie mogę im wiele zarzucić, było gorąco, pikantnie i ze smakiem (no może poza sceną z gąbką). Plusem na pewno też jest to, że książkę szybko się czyta, dosłownie płynie się przez historię.

"Birthday Girl" pozostawiła mnie z pewnego rodzaju niedosytem i zmieszaniem.

Bookstagram często mi ją podrzucał jako ciekawą historię miłosnego trójkąta. Muszę przyznać, że historia zdecydowanie była ciekawa, "trójkąt" moim zdaniem tam nie zaistniał, a sama "Birthday Girl" nie trafiła w moje gusta i nie jest to wynik samej konwencji Age Gap.

O czym jest "Birthday Girl"? Główna bohaterka, Jordan, wprowadza się ze swoim chłopakiem do domu jego ojca w...

więcej Pokaż mimo to