Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Iska „Te nowowydane, bogato ilustrowane są o tyle dobre, że nie nużą tak bardzo małych dzieci. Dzięki temu i one mają szansę poznać tych kultowych bohaterów” Czemu z tego zamiast z książek Tove Jansson?
aannaa_czyta „Gwarantuję, że czytając tę historię wrócicie pamięcią do lat dzieciństwa…” Co innego o Muminkach z dzieciństwa pamiętam.
Nortman „Telewizja fińska i brytyjska spisały się na medal” to już sprawą oceny „a każdy, kto chciałby sobie te historie dodatkowo przeczytać (lub poznać je – nie każdy bowiem widział serial) ma na to szansę dzięki przepięknemu wydaniu muminkowych historii od Znak Emotikon. (…) nieco inne od tego, co dotąd znaliśmy. Twórcy serialu (oraz książki) starali się zachować ducha serii i bardzo dobrze im się to udało” jak poprzednio „jednak widać, że jest to wersja współczesna. Mimo wszystko różniąca się od oryginału. Może to i dobrze?”
Należałoby zacząć od przeczytania tego, co napisała Tove Jansson, a później, jeśli to kogo ciekawi, to coś, dla porównania. Si parva licet componere magnis …

Gdy dotarła do mnie wieść o kręceniu nowego serialu, pierwszą moją myślą było: czemu robić kolejne, jakby dotychczasowych było mało.
Kukiełkowe polsko – austriackie „Opowiadania Muminków” na ogół wiernie przekazują treść, lecz mogą sprawiać trudność w oglądaniu, nie wszystko są w stanie pokazać a kukiełki niejednako udane. Muminka, Ryjka i Pannę Migotkę od razu można poznać, przy Włóczykiju i Małej Mi bardziej trzeba domyślać, kto zacz. Rysunkowe japońskie bardzo strannanie zrobione, treściowo miejscami odległe od pierwowzoru. Przy tym narysowane zostały w zwykły sposób, najnowsza trójwymiarowa „Dolina Muminków” sprawia większe wrażenie, jednak tylko zewnętrznie, a szkoda. Treść nie tyle mnie zawiodła (jak Mirmił, nie oczekuję wiele i słusznie) co zdziwiła, jak można zmarnować takie możliwości.

Na jednej ze stron można przeczytać „czerpie mocną inspirację z oryginalnych powieści, jednak nie jest ich wiernym odzwierciedleniem. Serial stawia bardziej na dynamikę i ewolucję postaci w miarę upływu czasu, bardzo ważne znaczenie mają również relacje między postaciami.” Pierwsze zdanie odpowiada prawdzie, w drugim mnóstwo słów, mało treści.
Gdzie indziej na pytanie czy warto obejrzeć „2019 Moominvalley worth it?” prócz paru pochwał jedna z odpwowiedzi brzmiała: „prawdopodobnie zależy to od upodobań i wieku. Obejrzyj kilka odcinków, a jeśli ci się spodoba, obejrzyj resztę. A jeśli Ci się to nie podoba, to zostaw. Mnie osobiście się to nie podobało. Obejrzałem cały pierwszy sezon i kilka z sezonu 2, zanim go porzuciłem (...) Uważam, że wszyscy bohaterowie byli okropni (obnoxious), a humor w ogóle nie działał.” (tłum. Piratka, opuszczam dalsze zarzuty raczej błahe)
Może przesadą, że wszyscy okropni, lecz przedstawienie postaci, może poza Włóczykijem i Mamą, dość odbiega od pierwowzoru i na ogół na gorsze.
Z mojej ulubionej trójki tylko Włóczykij jako tako podobny do siebie, Panna Migotka ma podejście do Muminka raczej wyniosłe, nie pasujące do niej, oczywiście jak zawsze do niego przywiązana, lecz różnice od razu widać, słychać i czuć. Mała Mi bardziej nieznośna, przy tym w dziwny sposób.
Muminek „doroślejszy”, przynajmniej próbuje, mało przekonująco, poza tym zmiana niepotrzebna, Mama na ogół taka jak zwykle, Tatuś znacznie bardziej zdziwaczały, Ryjek bardziej chciwy i bardziej ofermowaty. Piżmowiec spokojniejszy, za to bardziej gadatliwy. Do tego przygody bądź po większej części wymyślone od nowa, jak „Lato Muminków”, bądź jeśli powielające pierwowzór, to „uzupełnione” dziwactwami, jak „Smok”. Druga część zawiera tych dowolności jeszcze więcej. Przy tym japońskie Muminki mogą uchodzić za wzór ścisłości.

Odcinek 10 „Pokojówka” początek mniej więcej ścisły, dalszy ciąg poprzekręcany. Wpierw gotowość do usług zgłasza Ryjek w zamian za podwójną płacę albo i potrójną, wymyslone, lecz do Ryjka pasuje. Następnie Pizmowiec, też wymyślone, a przy tym nie pasuje, do roboty był ostatni. W komiksie „Zabawa w udawanie” (strona 6 pasek 12 rysunek 4 i ostatni w pasku) rozzłoszczona Mama wrzuca śmiecie przez okno do domu Filifionki (pomysł do Mamy raczej niepodobny) tu mało, że powtórzone (choć bez znaczenia dla dalszego ciągu, można było pominąć, tak jak w odcinku 14 „Nowi sąsiedzi” japońskiego) to jeszcze zaostrzone: wrzuca je jej na głowę. Dalej dziwactwa w rodzaju wniesienia przez Pokojowkę petard do domu Filifionki. Zniknięcie i powrót Filifionki przeniesione do odcinka 18. Zakończenia z pocieszeniem Pokojówki w ogóle brak.

Od tego odcinka zaczęłam i tu pomyślałam „barachło”.

Odcinek 11 „Duch” Muminek słuchając o Duchu z „Pamiętników” Tatusia krzyczy ze strachu, choć zaraz po tym zaprzecza jakoby coś co przerażało.
Przestało mnie już dziwić, że tu jak w radiu Erywań.
Zatem warto wiedzieć jak to wyglądało.
Na początku 6 rozdziału „Pamiętników” Tatuś przerwał czytanie.
– Ryjku – powiedział – Podkręć lampę. Wystawcie sobie, że mam całkiem mokre łapki, kiedy czytam o tej nocy z Duchem!
– Czy ktoś coś mówił? – mruknął Ryjek budząc się. Tatuś spojrzał na niego z wyrzutem i rzekł:
– Przecież to ja czytam moje Pamiętniki.
– Z tym Duchem to dobre – odezwał się Muminek, który leżał w łóżku pod kołdrą podciągniętą aż po uszy – Może zostać. Ale uważam, że te wszystkie twoje żałosne uczucia są trochę niepotrzebne. To się robi takie d ł u g i e.
Tatuś próbuje usprawiedliwień, że w pamiętnikach muszą być opisy przemyśleń, lecz po chwili zaczyna w to wątpić, rozważając: „Może powinienem skrócić ten rozdział o uczuciach. Może to się wydaje głupie i wcale nie przejmujące? Może cała książka jest głupia?”

Dalszy ciąg odcinka jakby oparty na komiksie „Muminki i morze”, oczywiście jak za władzy radzieckiej: na odwrót i wyższym stopniu.
W komiksie Muminek bał się Ducha, którego Panna Migotka obrugała by nie straszył, lecz by przełamać strach Muminka udała, że tonie w morzu w środku nocy. Przybył zatem ją ratować, lecz by powrócić trzeba było pomocy Ducha...
Tu Muminek poznaje Ducha, uznawszy, że jest za mało straszny, nakłania go do straszenia Panny Migotki, by mógł odgrywać bohatera, kłamstwo ma jednak krótkie nogi. Panna Migitko wykrywa podstęp, Muminek musi ratować Ducha, który następnie zawiadamia ją by ratowała Muminka.
Zakończenie, w którym Panna Migotka (wreszcie) nazywa Muminka dzielnym, a Duch nie będzie straszyć gdyż został wyzwolony (?) może należy docenić, lecz jak dla mnie bardziej naiwne od pierwowzoru.

Odcinek 12 „Niewidzialne dziecko”
Opisywałam szczegółowo lecz powtórzę, treść niby ta sama a poplątana do niemożliwości.
W książce Too-tiki w czasie deszczu przyprowadza Nini i jak oświadcza robi to prośbę ciotki, która wpierw ciągłymi szyderstwami doprowadziła dziecko do stanu niewidocznosci, później odmawia opieki.
Tu zamiast deszczu mgła, Too-tiki pod wpływem listu od Nini (nie iwadomo jaką droga wysłanego) potajemnie zabiera ją od ciotki (nie wiadomo po co, skoro jak wynika z dalszego ciągu ciotka jej nie chce), zakłada jej kokardę, która trzyma jak smycz (w książce miała dzwoneczek, tu też ale później) a i tak ją gubi. Przypadkiem na zgubioną trafia Muminek i odprowadza do domu nie wiedząc kto zacz. Później nadchodzi Too-tiki zdziwiona, że zguba dotarła do celu. A to dopiero początek.

Widocznie czemu prosto skoro można zawile (jak Ludwik Zajdlerw napisał w „Dziejach zegara” o dawnych japońskich czasomierzach).

W książce Nini tłucze słoik z powidłami przypadkiem, tu na skutek przestraszenia przez Tatusia, króry zrobił niby „dla jej dobra”. Ryjek zrzuca ją z krzesła mylnie wziąwszy za sukienkę bez ciała, wymyślone bez potrzeby.

Odcinek, podobnie jak następny, po polsku dodatkowo udziwniony, Too-tiki mówi męskim głosem używając męskiego zaimka, po angielsku głos żeński zgodnie z książką. Too-tiki jest chłopczycą, wygląd może mylić, lecz zawsze gdy o niej mowa określana jest „hon”, po szwedzku „ona”.

Odcinek 13 „Zimowy Przodek” mocno skrócona „Zima Muminków”. Brak Mi, bądź co bądź, jednej z trzech kluczowych postaci „Zimy”, obok Too-tiki i oczywiście Muminka. Podstawowymi wątkami są Lodowa Pani w rozdziale 3, Ognisko oraz Przodek w rozdziale 4 i goście, w tym Paszczak, piesek Ynk i Drobinka Salome (jedyna z tego towarzystwa, którą lubię) w rozdziale 5. Tu wątki te zostały przemieszane do niemożliwości. Paszczak Narciarz mignął, nim przysypała go lawina, zapożyczona chyba z następnego odcinka. Przodek, śmieszny stworek, dużo mniejszy od Muminka, nie mówiący zrozumiale, włochaty jak małpka, czarny (gdy Muminki są białe) o pokrewieństwie świadczy puszysta kitka i hipopotamowy pyszczek. Tu wygląda tak samo, robi znacznie więcej, zmiana bez uzasadnienia.

W książce Too-tiki ostrzega Wiewiórkę o Puszystym Ogonie przed nadejściem mrozu, lecz Wiewiórka jest roztargniona i zostaje zamrożona przez Lodową Panią. Następnie Wiewiórkę unosi Śnieżny Koń. Autorka w przypisie zaznacza „Jeżeli Czytelnik zacznie płakać, niech szybko zajrzy na str. 165. Uwaga Autorki” (Om läsaren börjar gråta, se hastigt s. 142. Förf. Anm.) gdzie Muminek z nadejściem wiosny widzi Wiewiórkę, zapytana o Lodowią Panią ani potwierdza ani zaprzecza, roztargnienie potwierdza tożsamość.

Strona oczywiście zależy od wydania.

Autorka nie przywiązuje wagi (o ile tak można nazwać) do Konia.
W 5 odcinku „Isfrun kommer” (Nadchodzi Lodowa Pani) do którego pisała scenariusz, Koń pominięty (może za trudno byłoby nim poruszać) Too-tiki umieszcza Wiewiórkę w łódeczce płynącej po morzu, do którego schodzi przez przerębel. Powrót Wiewiórki nie pokazany, co nie znaczy, że nie nastąpił.

W 22 odcinku japońskiego „Zima w Dolinie Muminków” Mi ostrzega Wiewiórkę, co prawda sama zajmuje jej miejsce i wymaga rozmrażania, jak Han Solo. Lodowa Pani ma wygląd karykaturalny, do tego śpiewa.

Tu Lodowa Pani jest chmurą z ludzkim obliczem, też śpiewa, chyba pod wpływem japońskiego, ofiarą zaś Muminek, okryty przez nią śnieżną kołderką. Przodek, na którego zimno widocznie nie działa, ratuje go i rozpala ognisko.

Co dziwniejsze śpiew podkreślony, jakby był najważniejszy.

Odcinek 14 „Zimowe szaleństwa” przeróbka komiksu „Niebezpieczna Zima” odpowiednio poplątana.
Co u Autorki jest zielone, tu musi być co najmniej nadfiołkowe. Biały kolor Muminków nie powinien mylić.

W komiksie i tak dość zawiłym będącym wczesnym zamysłem „Zimy Mumików” bardzo od niej różnym, cała rodzina Muminków nie śpi, jeszcze bez Too-tiki, Buki i Lodowej Pani, kilka postaci w tym Bobek i Mors bez odpowiednika, zamiast Mi jest jej siostra, zamiast Paszczaka jakiś obdarzony mało rozgarniętym uśmiechem „Pan Brisk” (jakby Bystry czy Żwawy, przetłumaczony jako Wicherek) bardziej od niego namolny. Mimbla i Panna Migotka uznają go nie wiedzieć czemu za „prawdziwego mężczyznę”, Mimbla pokonuje go w zawodach narciarskich, przez co on z rozpaczy chce skoczyć w przepaść. Muminek sam już chciał go zrzucić, lecz usłyszawszy jego biadolenia dał spokój. Na końcu gdy gość odjeżdza, Mimbla tęskni, zaś Panna Migotka ku uciesze Muminka oświadcza „był głupi”.
Japoński chyba słusznie to opuszcza, jedynie Paszczak Narciarz nazwany został Briskiem, w tłumaczenium Panem Wesołkiem.
W kukiełkowym odcinek 64 „Sen o zimie” we śnie Muminka zamiast Mimbli Mała Mi, oczywiście nie zauroczona, zamiast Morsa Edward Olbrzym, co prawda pomniejszony, bez Panny Migotki i dobrze, całość skrócona, myśl przewodnia ta sama.
Tu pominięty Bobek, może i dobrze, Mors staczający z Briskiem ustawiony pojedynek na śnieżki a przede wszystkim Mimbla. Panna Migotka jest amalgamatem siebie i Mimbli, stąd to ona pokonuje Briska, co prawda dlatego, że Ryjek (w komiksie nie występujący) spuścił na niego lawinę. Tam lawinę powodował sam Brisk, próbując skończyć ze sobą. Tu w zakończeniu Panna Migotka nadal jest tym kimś zachwycona, co stawia myśl przewodnią na głowie.

Odcinek 15 „Duch ognia” połączenie trzech przygód. Rozbudowana opowieść Włóczykija z „Komety”, gdy ratował Duszka Ognika, wypadłego z wulkanu (tam wspomnienie, tu w czasie rzeczywistym) połączona z początkiem „Lata” (Dolinę zasypują popioły wulkaniczne) i z komiksem „Muminek i koniec świata” przedstawiającym wydarzenia „Komety” w inny sposób (schronieniem zamiast jaskinii jest łodź na morzu). Wdzięczny Duszek powoduje wybuch w innym miejscu, co ocala Dolinę, raczej naiwne.

Odcinek 16 „Ojciec i syn” nieoparty na czymkolwiek, krawat Tatusia taki jak w komiksie „Związkowcy”. Muminek zakłada jednoosobową straż pożarną do gaszenia pożarów spowowanych przez wulkan, Mi podstępnie nakłania go do polewania Filifionki, która narzeka bardziej niż dotąd, Tatuś po bezowocnych próbach znalezienia sobie zajęcia wyrusza do jaskinii, gdzie ma coś pisać, zresztą raczej śpi, jakby odlegle „Muminki i morze”. Gdy płonie (nie wiadomo czemu) płot Filifionki, sprzęt gaśniczy jest w jaskinii, w końcu deszcz gasi ogień, wiele hałasu o nic.

Odcinek 17 „Mała Mi się wyprowadza” pozornie oczywiście. Muminek odczytuje Pannie Migotce swe miłosne wiersze, raczej słabe (wydumane na potrzeby odcinka, w „Zimie” ułożył i odśpiewał piosenkę o tęsknocie za latem, na początku „Riwiery” coś pisał, przynajmniej tak mówił i to wszystko) Mi wyśmiewa go z ukrycia jakoby dla jego dobra. Jest jeszcze bardziej męcząca niż zwykle, polując na muchy wali Muminka packą po pyszczku. To już nawet nie jest głupie.

Odcinek 18 „Dziwna sprawa Filifionki” dokończenie „Zabawy w udawanie” uzupełnione dziwactwami, by nie rzec głupotami. W komiksie Filifionka zagadkowo znika i niespodziewanie wraca, Detektyw wykrywa plamę na podłodze i odchodzi zawiedziony, skoro była tylko z powideł, Pokojówka bez potrzeby obwinia siebie o zabójstwo. Tu Pokojówki brak, chyba dobrze, zważywszy na poplątanie jej wątku w odcinku 10, na podstawie plamy Mama trafia za kraty, Tatuś robi śledztwo, bardziej przejęty brakiem kawy przy śniadaniu, niż Mamą w opałach. Wiadomości, jak prowadzić śledztwo czerpie z kryminałów, w komiksach rzeczywiście je czyta. Na pytanie, kto nie cierpiał Filifionki, odpowiedź prosta: wszyscy. Po sprawdzeniu alibi kolejnych podejrzanych Tatuś dochodzi do zaskakującego wniosku: winnym musi być … on sam. W końcu Muminek rozwiązuje zagadkę, prostszą niż można było przypuszczać.

Gdybym musiała poznać Pannę Migotkę czy Małą Mi za pośrednictwem tego, rychło miałabym ich potąd. Większości pozostałych też.

Ocena i tak wygórowana.

Iska „Te nowowydane, bogato ilustrowane są o tyle dobre, że nie nużą tak bardzo małych dzieci. Dzięki temu i one mają szansę poznać tych kultowych bohaterów” Czemu z tego zamiast z książek Tove Jansson?
aannaa_czyta „Gwarantuję, że czytając tę historię wrócicie pamięcią do lat dzieciństwa…” Co innego o Muminkach z dzieciństwa pamiętam.
Nortman „Telewizja fińska i brytyjska...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

yusstyna „Beznadziejne. Do opowieści Tove Jansson ma się jak kapeć do kozaka. Ilustracje w środku – żenada. Jedna rzecz jest ładna, owszem. Okładka.” Właśnie.
Zrobmy Cisze „Ta książka trochę mnie rozczarowała. Owszem okładka i ilustracje przyciągają wzrok dziecka, są ładne... jednak tekst napisany jest ... hmmm... średnio :( Trudno tu o klimat z oryginalnych książek o Muminkach. Według mnie jest to książka napisana bardziej na bazie serialu (który nie jest jeszcze w Polsce popularny) niż na podstawie samych książek. Za dużo uproszczeń, nie buduje klimatu prawdziwych Muminków, skupia się jedynie na jak najprostszym przedstawieniu danej historii.” Oględnie mówiąc.

„Opowieści o Muminkach zostały przetłumaczone na ponad 30 języków i doczekały się niemal 20 ekranizacji. Ten zbiór, zainspirowany opowiadaniami Tove Jansson” na jakiej zasadzie i czyjego upoważnienia ? „został uzupełniony o wyjątkowe ilustracje z najnowszego serialu "Dolina Muminków"; w brytyjskiej wersji pani Filifionce głosu udzieliła Kate Winslet!” Po co wykrzyknik i jakie to ma znaczenie?

Jedyne Muminki to te które opisała i narysowała Tove Jansson (choć część komiksów zrobił jej brat Lars) a nie Amanda jakaś tam.

Po wpisaniu do wyszukiwarki widać coś takiego „Amanda Li pracuje także jako ghost writer” i „Opowieści o Muminkach wyszły spod pióra Tove Jansson i zostały przetłumaczone na ponad 30 języków. Teraz Amanda Li dopisała kontynuację ich przygód.” Tymczasem to nie kontynuacja, jaką są na przykład „Muminki w cyrku”, ani przeróbka w rodzaju „Muminek i pierwszy śnieg” lecz „nowa wersja” (rozmyślnie w cudzysłowiu) znacznie odbiegająca od pierwowzoru. Zwykle na gorsze.

Serial miał „zachowywać ducha Muminków”, prościej gdyby zachowywał treść, ale i to widać zbyt wielkie wymaganie.

Książki nie znam, nad czym nie ubolewam, zmęczyłam kilka odcinków i to wystarczy. Pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz, a przy oglądaniu „Pokojówki Mamy Muminka” pomyślałam coś, co wyrażone słowami brzmiałoby:
– To jakieś barachło, a nie Muminki, które odkąd sięgam pamięcią znam i kocham !

CzytamBoLubie „Dopiero niedawno, po upływie kilkunastu lat, przy okazji wizyty w bibliotece z córką, wpadła mi w ręce ta książka.” Tylko czemu ta, zamiast prawdziwych Muminków ? „Szukając jakichś informacji o bohaterach wpadło mi w oczy jedno zdanie, że Muminki tak naprawdę nie są dla dzieci.” Zależy co, z rażeniem prądem w „Lecie”, zamrażaniem w „Zimie” czy mrówkami w „Morzu” Autorka trochę przesoliła, kilka postaci mogła też przedstawić przyjaźniej.

Jak wynika z czołówki kolejnych odcinków serialu jest „based”
(oparty) na dziełach Autorki i Larsa (wpadający w ucho podkład dźwiękowy może wprowadzić w błąd, iż to coś miłego) a bratanica Autorki, a córka Larsa, Zofia Jansson była „creative consultant” (doradzała przy scenariuszu). Aż przykro pomyśleć, że miała coś wspólnego z czymś takim. Zwłaszcza, że kilka lat wcześniej była producentem filmu „Muminki na Riwierze”. Z „Riwierą” tego nawet nie można porównywać. Musiałam obejrzeć „Riwerę” znowu, żeby usunąć niesmak po tym czymś, co nie bardzo pomogło, niesmak przeszedł w obrzydzenie.

Odcinek 1 „Mała Mi się wprowadza” przeróbka komiksu „Nowy dom Muminka”, ze zmianami dość poważnymi. Mi wzywa tu straż pożarną, tam ją gryzła. Tu też gryzie, lecz kogo innego. Na końcu dom z gośćmi tu odpływa, tam zostawał. Ktoś chyba odpłynął ze scenariuszem. Co prawda poznawanie przemilych stworków od strony komiksów może o nich wyrobić mylne zdanie, zatem wybranie tego na początek wątpliwe by było dobrym pomysłem.
Zbędnym byłoby dodawać, iż odcinek 45 kreskówki „Muminek buduje dom” przedstawia to bez porównania lepiej.

Jednak początki bywają trudne. Zatem może na pierwszy odcinek przymknąć oko.

Odcinek 2 „Wiosenna piosenka” na podstawie pierwszego z „Opowiadań z Doliny Muminków”. Muminek (w opowiadaniu jedynie była o nim mowa) tęskni za Włóczykijem, Panna Migotka jest zła z tego powodu i mówi to wprost.

Prawdziwa Panna Migotka nie zrobiła by czegoś takiego. Nawet by tego nie pomyślała. W „Lecie”, gdy tęsknił, mówiła:
– Pobawmy się, że jestem wyjątkowo piękna i że mnie porywasz!
Na co on:
– W to, że jesteś wyjątkowo piękna, nie potrzebujemy się bawić, bo jesteś piękna.
Tak wyglądają ich rozmowy.
Jeśli Muminek sprawia jej przykrość, mimowolnie, ale jednak, ona tego nie powie wprost, zbyt go kocha.
Gdy w drugim rozdziale „Czarodziejskiego Kapelusza” (w polskim przekładzie „W Dolinie Muminków”) dla żartu nazwał siebie w obraźliwy sposób doprowadził ją tym do płaczu.
Całe tomy nie powiedziały by więcej.
W komiksach czasem się kłócą, lecz w inny sposób niż tu i z innych powodów. I zawsze się godzą.

Następnie Ryjek próbuje sprzedawać śnieżne kule, towar topnieje zanim utargował cokolwiek, Mała Mi wymyśliła zabawę polegającą na zawijaniu Piżmowaca w hamak. Pierwsze za głupie nawet jak na Ryjka, drugie trudno nazwać.

Zabawy Mi są na ogół inne, polegają na przykład na przewiercaniu chleba świdrem Tatusia czy cięciu motka na kawałki w „Lecie”, za wyjątek można uznać rażenie prądem tamże, choć właściwie było to pomysłem Włóczykija, za który zyskał jej uznanie, o co nie łatwo. Jej złośliwości są głównie słowne, jak w „Pamiętnikach” gdy o rodzicach Ryjka jej mama mówi:
– Złóżcie im życzenia, dzieci, oni się pobrali!
Mi dodaje:
– A teraz się poczubią.
W „Lecie” na pytanie:
– Gdzie twoja mama?
Odpowiada:
– Zjedzona.
Zaś zamiast „dzień dobry” mówi „jesteście głupi” (tamże).
Po za tym nie sypie złośliwościami przez 24 godziny na dobę.
W „Lecie” śpiewa piosenkę Włóczykija „Wszystkie małe zwierzątka wiążą kokardki na ogonkach” co jest piosenką o niej samej:
„Homek tańcuje o wschodzie Księżyca
śpiew Małej Mi każdego zachwyca”
Podobnie w „Niewidzialnym dziecku” przy zbieraniu jabłek (co prawda siedzi na drzewie i chyba nie zbiera) śpiewa Wielką Pieśń Jabłkową (Stora Äppelsången). Autorka nie zaznacza, by było to coś złośliwego.

Miewa też pomysły bardziej dziwaczne niż złośliwe, na początku „Niewidzialnego dziecka” Tatuś z żalem zauważa, że na grzybobraniu zbierała purchawki, choć widać postęp, skoro w poprzednim roku były to muchomory, na co Mama wyraża nadzieję, iż w przyszłym roku będą kurki albo co
najmniej maślaki. Wówczas Mi chichocze:
– Dobrze jest mieć nadzieję.

W „Zimie” Mi próbowała pozszywać kapturek na imbryk do herbaty i wypolerować piaskiem srebrną tacę. Ani kapturkowi, ani tacy nie wyszło to na dobre, ale być może zamiary ważniejsze są od wyników (ostatni rozdział, kapturka używała jako zimowego ubranka a na tacy jeździła).
W „Maciupku” zamiast rozrabiać pomaga szyć, choć uśmiech ma jak zwykle szelmowski. A ma go, gdy nie jest naburmuszona jak w „Niewidzialnym dziecku” (tam też nie cały czas) czy wściekła jak na przedstawieniu „Narzeczonych Lwa”.

Czasem gdy przekroczy jakieś niepisane granice jej siostra w „Smoku” czy Mama Muminka w „Niewidzialnym dziecku” musi jej zwrócić uwagę, co i tak nie pomaga.
Dopiero w „Tatusiu i morzu” Autorka trochę przesoliła z tymi złośliwościami, nie wiem czemu, zwłaszcza, że nie miało to większego znaczenia dla treści.

Już po tym widać wartość nowego serialu, lecz i to biorę w nawias, właściwą treścią jest spotkanie Włóczykija ze zwierzaczkiem, tu bardziej natrętnym niż w książce. Do tej chwili mogłoby być, lecz następnie Włoczykij ma sen tyleż przykry (do Doliny przybywa za późno, Muminek o nim zapomniał, znalazł sobie nowego druha w osobie tego zwierzaczka) co bezpodstawny, skoro Muminek myśli tylko o nim. W książce miał wyrzuty, poczuł się chory i to wszystko, taki sen to przegięcie.

Ten odcinek wypadł jeszcze znośnie na tle następnych.

A Włóczykij sprawia znośne wrażenie, przynajmniej na tle pozostałych postaci.

Odcinek 3 „Smok” treść niby ta sama co w książce, z dodatkiem udziwnień, jak gdy Muminek biegnąc ze schwytanym smokiem wpada na Tatusia, który rąbiąc drzewo przecina swój cylinder i musi go sklejać miodem.

Przede wszystkim Mi, tu i następnych odcinkach powinna być wesoła lub zła, tymczasem jest nadęta i nudnawa, napuszonym głosem wygłasza „mądrości” do niej nie pasujące.

Mumniek na początku odcinka omyłkowo bierze ją za Włóczykija, o którym oczywiście ciągle myśli, na co ona:
– Ostatnio jeszcze byłam Małą Mi. Tak, to nadal ja.
– Ech, mówiłem, że chcę pobyć dzis sam, nie pamiętasz ?
– Jesteś sam, tak jak ja. Oboje jesteśmy sami, tylko w tym samym miejscu. Co tam robisz ?
– Próbuję złapać jednego z tych gumiastych robali (wobblybug).
– Hm, nie brzmi jak wykwintny obiad.
– Nie zamierzam go jeść.
– A, rozumiem, chcesz mieć maskotkę, chcesz go trzymać w słoiku i mu rozkazywać. Bardzo szlachetnie i po przyjacielsku.
– Możesz dzis wkurzać kogoś innego ?
– Mam ważniejsze sprawy na głowie niż uganianie się za twoimi robalami, jedyne co złapiesz, jak będziesz cały dzień tu siedział, to przeziębienie.
– Pani wszystkowiedząca (thinks she knows it all) !
Wymiana zdań wymyślona na użytek odcinka, podobnych jest więcej. Moja ulubiona złośnica tak nie mówi.
Do tego tu bardziej wszędobylska niż trzeba, przez cały odcinek podgląda Muminka bądź przynajmniej próbuje, potajemnie wchodzi do jego pokoju i tak dalej. W opowiadaniu ograniczyła się do paru uwag (nie ma powodu by to zmieniać) i raz sklęła smoka, co opuszczone, może i dobrze.

Lecz to jeszcze nic.

Odcinek 4 „Szalone Lato Muminków” przeróbka „Lata Muminków” w takim skrócie, że trudno poznać.

Dla porównania:
Słuchowisko „Lato Muminków” (1978) pomimo opuszczenia rozdziału 2 i paru skrótów oddaje treść w ciągu 80 minut. Do tego udane piosenki, prócz mym zdaniem jednej, co widać po nazwie „Głupole”.
Kukiełkowe „Opowiadania Muminków” (1977–1982) zawierają dość wiernie treść tej książki w odcinkach 37 „Noc grozy”, 38 „Dzień dobry,” 39 „Dom, w którym straszy”, 40 „Marzenia Bufki”, 41 „Nocleg na drzewie”, 42 „Zemsta Włóczykija”, 43 „Noc Świętojańska”, 44 „Włóczykij i leśne dzieci”, 45 „Więzienne kraty”, 46 „Premiera” i 47 „Stary adres”. Najważniejsza zmiana: Paszczak Gliniarz został utożsamiony z Dozorcą Parku, a robiąca kapcie Kuzynka Gliniarza z żoną tegoż Dozorcy.
Z wymieninych 11 odcinków (są trzykrotnie krótsze od tych z serialu japońskiego) w 2008 powstał film półtoragodzinny.
W japońskim rysunkowym (1990–92) odcinki 28 „Pływający teatr”, 29 „Zaginione dzieci” i 30 „Przedstawienie” mają po jednej trzeciej godziny, co daje około godziny. Co prawda bez Bufki i Homka, za to z Ryjkiem, co nie wpływa zasadniczo na treść, wątek Hatifnatów zmieniony o tyle, że nie pokazane rażenie prądem.
Tu odcinki tej długości co w japońskim, z czego o „Lecie” jeden, jakby z dalszym ciągiem, chociaż nie za bardzo. Bez Bufki, Homka, Mimbli, Filififionki, Paszczakówny, bez „Narzeczonych Lwa”, za to z dodatkiem jakichś dziwactw. Ryjek płynie na Piżmowcu (?!) wyciąga szpunt (?) powodując wir, w który wpada teatr, ocalony w ostatniej chwili przez Emmę, trzeba ją namawiać, by przejęła dowództwo ...
Najbardziej zgdone z książką jest zakończenie, gdy Muminek odnajduje łódkę z kory zrobioną przez Mamę. Zachować szczegół trzeciorzędnego znaczenia, choć dla Muminka ważny, a pominąć lekko licząc 9/10 treści, to wyższa szkoła jazdy.
Początek, w którym Muminek wróży patrząc w wodę i dostaje łódkę też poprzekręcany, wróżba wygląda inaczej i dotyczy czego innego, choć też niepomyślna, a dodatek by Mi wypuszczała na niego jakąś ważkę niedorzeczny i zbędny.

Odcinek 5 „Złoty ogon” jakby dalszy ciąg, po opadnięciu wód Tatuś Muminka wystawia sztukę w teatrze, nie są to „Narzeczone Lwa” lecz jego Pamiętniki, połączone niespójnie z komiksem „Złoty ogon Muminka”.

Odcinek 6 „Tajemnica Hatifnatów” Podobnie jak wyżej niespójne połączenie opowiadania o tej nazwie z trzecim i czwartym rozdziałem „Czarodziejskiego Kapelusza”. Tatuś odczytuje z Pamiętników przygodę z Hatifnatami, co przerywa wejście Mamy z ciasteczkami, które zaczyna zjadać Ryjek. Tatuś zaczyna czytać Pamiętniki od początku…
Jakiś czas później Muminek i Panna Migotka podczas zabawy w piratów wyruszają na Wyspę Hatifnatów, nawet nie wiedząc jak, gdyż Mi potajemnie odwiązuje cumę. Po przybyciu odkrywają ją w koszu, gdzie było jedzenie, które zdążyła zjeść. Mi wyrusza na zwiedzanie wyspy, świeci ręczną latarką, a gdy bateria słabnie, zamyka w środku Hatifnata, robiącego odtąd za zasilanie. Przyciąga to innych Hatifnatów, którzy zabierają latarkę wraz z Mi.

Latarki ręczne istotnie są używane w muminkowym świecie, w „Komecie” Tatuś oświetla nią Piżmowca, w „Lecie” Panna Migotka z jej pomocą znajduje garderobę w teatrze.

Tu Panna Migotka znajduje barometr, który bierze za lustro, zabiera go do jaskinii, mającej służyć za kryjówkę przed burzą. Mi wkrótce wraca. Hatifnatowie przychodzą po barometr, od zetknięcia z nimi Panna Migotka ma spaloną grzywkę. Wygląda, że Hatifnatowie ściągają burzę, gdy są w dużej ilości. Podczas powrotu Muminek pociesza swą ukochaną, a Mi sięgając do kosza wyciąga Hatifnata i wrzuca go do morza, mając włosy zjeżone od prądu.

Tylko barometr i grzywka pasują do książki, wszystko inne poprzekręcane i tak spłycone, że aż żal oglądać i zapewne czytać.

Primo: na wyspę wyruszają wszyscy prócz Piżmowca, Tatuś, Mama, Muminek, Migotka, jej brat, Ryjek, Włóczykij i Paszczak. To z jego winy zostają porażeni prądem, gdy zabrał barometr. Czego skutki były dalekosiężne, gdyż Panna Migotka z obawy, że ze spaloną grzywką będzie wyglądać mniej pociągająco podarowała Muminkowi Drewnianą Królową wyrzuconą przez morze (chociaż w innych okolicznościach pewno też by tak uczyniła). Czego wkrótce pożałowała, bowiem obdarowany tak był zachwycony, iż zaczęła podejrzewać, ze woli rzeźbę od niej. W końcu rzuciła:
- Królowa wygląda wprost głupio!
Muminek ku jej radości przytwierdził, jednak chyba myślał co innego, skoro później przy polowaniu, gdy już włosy odrosły, przyrównując ją do Diany, niezręcznie powiedział „tak piękna jak Drewniana Królowa i tak mądra jak ty”. Zatem zażyczyła od Czarodzieja, którego to zdziwiło, by mieć takie oczy jak Królowa, znacznie za duże.
I jak Osa po Drugiej Stronie Lustra
But when I followed their advice,
And they had noticed the effect,
They said I did not look so nice
As they had ventured to expect.
co znaczy
Lecz kiedy posłuchałam rady
I widok przed oczyma mieli
Rzekli iż więcej tu szkarady
Niż widzieć radząc mi pragnęli
(tłum. Maciej Słomczyński)

Muminek też nie był zadowolony, ona uprosiła swego brata by odwołać tę zmianę. Czarodziej dopiero później, po sklonowaniu Rubinu, był na tyle w dobrym nastroju, iż pozwalał wycofać życzenie, gdy było za głupie.

Skoro jest zdolna do takich poświęceń, choćby nieprzemyślanych, to też wielce wymowne.

Secundo: Mi tam nie było, po raz pierwszy Autorka wprowadziła ją w napisanych 2 lata później „Pamiętnikach”. W 4 i 5 odcinku japońskiego serialu widać na wyspie i ją, lecz tak samo występuje w większości odcinków, a kolejność przygód nie zawsze odpowiada książkowej. Co prawda jej udział w wyprawie można uznać za kanoniczny, gdyż tak jest w szwedzkim serialu „Mumindalen” (1973) w odcinkach od 17 do 20, scenariusz pisała Autorka wraz z bratem. Zamiast Hatifnatów (może za trudno było ich pokazać) jedynie burza, lecz Panna Migotka i tak traci włosy, Królowa zaś jest mniejsza niż w książce, wygląd ma rzeczywiście taki sobie.
Brak tam też polowania, Czarodzieja i jego Kapelusza, zatem Królowa pozostaje ciekawostką.

Mi tylko umownie jest tam mała, bowiem ma ten wzrost co pozostałe osoby, w pierwszej chwili można by ją pomylić z jej siostrą, która tam nie występuje. Zwierzątka i Leśne Drobinki są mapetopodobnymi lalkami, zatem Mi bardziej przekonująco byłaby grana przez kukiełkę, lecz może jest zbyt ważną postacią. Panna Migotka ma głos o miłym brzmieniu, lecz wygląd niezbyt udany.

Tertio: Mi była za sprytna i nie dała by siebie uprowadzić.



CDN

Ocena zapewne zawyżona, lecz z sentymentu do przemiłych stworków.

Skutkiem ubocznym obejrzenia nowego serialu zaczynam doceniać japoński, w którym dotąd dostrzegałam głównie nadmiar dowolności. Jednak jego odcinki nawet te w całości wymyślone na ogół utrzymane są w muminkowym duchu w przeciwieństwie do nowego. Panna Migotka jest tam taka jak powinna, urocza, czuła, wrażliwa i w ogóle, równocześnie zaradna, kochająca piękno, a nade wszystko Muminka (choć czasem może sprawiać wrażenie dziecinne). Mi też taka jaką znam, żwawa, wesoła, z pewnością nie nudna, choć czasem zbyt grzeczna. Muminek wypadł trochę słabiej, ma oczy jakby wytrzeszczone ze zdumienia, w ksiąkach też miał, lecz nie ciągle.

W starszej japońskiej kreskówce (1969) mało znanej, mocno porąbanej, Muminek bardziej przypomina hipcia niż kiedykolwiek, Panna Migotka ma durnowaty wygląd (zielona z różową grzywką, co prawda w książkach zmieniała odcień w zależności od nastroju, lecz taka grzywka jej nie pasuje), Mimbla jeszcze lepiej, jak żywa reklama denaturatu, Buka została obdarzona zielonym jęzorem (ktoś chyba po paru głębszych to bazgrał). Jedynie Włóczykij i Mi wyglądają znośnie, chciaż nie wiem co tam robią z tymi pukawkami.
Autorka obejrzawszy jeden odcinek uznała za badziewie i zabroniła rozpowszechniania za granicą. Z trudem dozwoliła na nakręcenie w 1972 dalszego ciągu pod tym samym warunkiem. Tu Muminek miał prawidłowy odcień, choć wygląd jakby niedorozwinięty, Migorka nadal durnowato, Włóczykij jak poprzednio, Mi też, choć dostała gorsze uczesanie niż w pierwszym.
Oczywiście nie wiem, co Autorka powiedziałaby o najnowszym, jednak wątpię, by coś miłego.

yusstyna „Beznadziejne. Do opowieści Tove Jansson ma się jak kapeć do kozaka. Ilustracje w środku – żenada. Jedna rzecz jest ładna, owszem. Okładka.” Właśnie.
Zrobmy Cisze „Ta książka trochę mnie rozczarowała. Owszem okładka i ilustracje przyciągają wzrok dziecka, są ładne... jednak tekst napisany jest ... hmmm... średnio :( Trudno tu o klimat z oryginalnych książek o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pierwszy komiks o Muminkach, który trochę mnie rozbawił, chociaż żarty raczej slapstickowe, jak gdy Mama Muminka chce usiąść na leżaku, który się składa przy dotknięciu. Zdziwiło mnie, że walutą są tu szwedzkie korony i öre, Autorka oczywiście pisała to po szwedzku, lecz we wcześniejszej „Komecie” cennik w sklepiku jest w fińskich markach i penach.
Panna Migotka przeczytawszy w gazecie o gwiazdach filmowych zapragnęła ujrzeć je z bliska, Tatuś poparł ten pomysł chcąc poznać VIPów, Muminek uznał to za głupotę, Mama wyjaśniła mu, iż można spróbować, bo i tak zatęsknią za domem. Zatem wypływają żaglówką, zapewne tą co zwykle, o nazwie „Przygoda”.
W hotelu Tatuś przedstawia rodzinę jako „von Muminków” co przypomina mi wiersz Jana Kochanowskiego, dotyczący co prawda wykładowców na uczelni:
Darmo mieć złoto w herbie, darmo i w tytule,
Kiedy za ciężkie prace wiatr tylko w szkatule.
Wszystkie przemiłe stworki pozostają sobą, lecz ich sposób bycia wyglada na przejaskrawiony. Tatuś (co zawarł w „Pamiętnikach”) uważa siebie za kogoś w rodzaju króla, Mama zawsze musi coś robić, w tym wypadku robótki ręczne, Muminek bardziej niż zwykle w gorącej wodzie kąpany, umiłowanie piękna u Panny Migotki przybiera tu osobliwą postać.
Tatuś poznaje Markiza Jakiegoś Tam, który poufnie zdradza, że jest rzeźbiarzem (chyba nawiązanie do taty Autorki) tworząc posągi umownie przypominające słonie. Po iluś głębszych ustawiają takiego słonia na miejscu pomnika tamtejszego paszczakopodobnego Gubernatora, wyrzuciwszy go do rzeki. Tatuś, który w książkach wychylał kieliszek z Piżmowcem, tu zostaje nałogowcem.
Panna Migotka ujrzawszy za przeproszeniem gwiazdę zwaną bezpretensjonalnie Audrey Glamour (imię zdrobnieniem od starogermańskiego Adeldreda co znaczy Szlachetna Siła, nazwisko po angielsku Czarowna) oświadcza, że jest jej wielbicielką. Obdarzona karykaturalnym wyglądem „gwiazda” bierze ją za obsługę i wręcza 50 öre napiwku. Jakiś fircyk imieniem Clark wyglądający podobnie do owej „gwiazdy”, tylko gorzej (pasowałby do rysunków Papcia Chmiela, których nie cenię niżej, lecz to inną bajką jest) podrywa Migotkę, zapraszając do wspólnej kąpieli, co uświadamia jej brak odpowiedniego stroju. Usłyszawszy cenę w sklepie pojmuje, iż napiwek to za mało. Za radą sprzedawczyni idzie do kasyna, gdzie rozbija bank. Teraz zrobiwszy zakupy może przyjąć zaproszenie Clarka na narty wodne.
Co zrobiłby Ryjek wobec takiego zalewu dobrobytu ? Zapewne coś durniejszego niż zwykle.
Zazdrosny Muminek wyzywa Clarka na pojedynek. Tamten drwiąc od razu rzuca go na ziemię, wówczas rozsierdzony Muminek chwyta szpadę za ostrze i okłada przeciwnika rękojeścią. Jego ukochana ma żal, że rozbił mu głowę, nie rozumiem, co w nim widziała. Chyba że będąc wcieloną dobrocią wyrażała współczucie.
Po tym zajściu (były też inne skargi) rodzina zostaje wyproszona z hotelu i musi zapłacić astronomiczną cenę (do tej pory sądziła, że pobyt jest za darmo !) Panna Migotka poświęca pozostałość wygranej, choć trochę trwa, nim ją odnajdzie.
Teraz muszą mieszkać w swej łodzi odwróconej do góry dnem. Markiz uznaje to za zajmujące i nawet próbuje wprowadzić się do nich, choć w końcu rozumie, iż to dla niego zbyt ciężkim wyrzeczeniem. Na pożegnanie darowuje swe rzeźby. Gdy Tatuś chciał je spieniężyć, wyszedł na jaw jego udział w zamianie pomnika. Dlatego rodzina musi czym prędzej odpłynąć do domu, Tatuś tęsknie wspomina to, co był wychylił, Panna Migotka zaś kąpielisko w zielonym odcieniu …

Film z 2014 zasadniczo powiela treść komiksu, chociaż wplątuje wątki z innych przygód: Ynka z „Zabawy w udawanie”, nasion z „Dżungli”, mało rozgarniętych Piratów o których niżej, motorówki z „Muminków i morza”, brzydkich słów z „Życia rodzinnego” i temuż podobnież. Do hotelu przybywają w towarzystwie Małej Mi (zatem jest weselej) i ryjkopodobnego zwierzaczka Sofusa, występującego w tle w innych komiksach. Po za tym więź miedzy Muminkiem i jego ukochaną wygląda silniej (po zwycięstwie nad Clarkiem wpadła w zachwyt zamiast żałować) a po powrocie wita go Włóczykij (chociaż mógłby mieć więcej włosów) co uważam za zmiany na lepsze.
Komiks z takim zakończeniem zyskałby mą wyższą ocenę, zwłaszcza że współgrałby z innymi. W „Niebezpiecznej zimie” Pannie Migotce wpada w oko jakiś durnowaty Pan Brisk, co wzbudza zazdrość Muminka, w końcu sama przyznaje, że durnowaty. „Zakochany Muminek” zaś ratuje z powodzi paszczakopodobną Primadonnę i jej konia (w odwrotnej kolejności, koń ma więcej wdzięku od niej). Początkowo jest oczarowany Primadonną (koń zna ją za dobrze ...) później musi przepraszać Migotkę (oczywiście tylko udawała obrażoną).

„Muminki marynarzami” podobnie jak w „Muminkach i morzu” widać powtórzenie wątków z „Pamiętników”, co mimo udziału Panny Migotki wypada marnie. Będąca „złotą rączką” Too-tiki niczym Fredrikson buduje łódź, którą nieporadnie maluje Muminek niczym Wiercipiętek, linia zanurzenia ma kształt sinusoidy, do zwodowania potrzebny Edward Olbrzym mało podobny do książkowego, zamiast Ciotki Paszczaka jakiś wierszokleta, który wsiadł na gapę i szarogęsi się gorzej niż Piżmowiec, uważając że tfurcy wszystko wolno, w porę porywają go Gryzilepki, ten z nich, co został, sprawia większe kłopoty niż w książce. Dalszy ciąg z jakimiś mało rozgarniętymi Piratami, tyleż zawiły, co mało przekonujący, zatem z ulgą dobrnęłam do końca.
Too-tiki sprawia korzystniejsze wrażenie niż w „Zimie”, lecz treść na tyle różna, iż nie bardzo można porównywać

Pierwszy komiks o Muminkach, który trochę mnie rozbawił, chociaż żarty raczej slapstickowe, jak gdy Mama Muminka chce usiąść na leżaku, który się składa przy dotknięciu. Zdziwiło mnie, że walutą są tu szwedzkie korony i öre, Autorka oczywiście pisała to po szwedzku, lecz we wcześniejszej „Komecie” cennik w sklepiku jest w fińskich markach i penach.
Panna Migotka...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Znając „Tatusia Muminka i morze” przeczytałam wcześniejszy komiks o zbliżonej treści, by poznać pierwotny zamysł, co pozwoliłoby pojąć myśl przyświecającą Autorce.
Lecz raczej zaciemnił niźli wyjaśnił.
Pomimo obecności mej ulubionej Panny Migotki trochę rozczarował mnie.
Część obrazków staranna (wykorzystana później w książce) część taka sobie.
Zachowania nie zawsze muminkowe, co widać już przy „Zabawie w udawanie”.
Muminek pozwala sobie na prostackie odezwanie przy Pannie Migotce, co mym zdaniem ani śmieszne ani mądre. W książkach był czasem niezręczny, lecz nigdy prostacki. Na szczęście ona jest za dobra, by przywiązać do tego wagę.
Inaczej niż w książce od początku wiadomo, że poprzedni Latarnik przeszedł w stan spoczynku, Tatuś zaś chce objąć to stanowisko, by … pisać powieść, oczywiście bezskutecznie. Co dziwniejsze wie jak obsługiwać sprzęt, lecz nie zapala latarni z powodów, które chyba przyświecały Latarnikowi w książce.
Tu Latarnik i Rybak są odrębnymi postaciami.

Rybak rozmowniejszy niż w książce, bez względu na porę dnia zapytywany o połów powtarza w kółko: ładny widok. Co w końcu trochę nudne.

Bez Koników Morskich i Buki, chyba dobrze.
Konik jako przedmiot nieodwzajemnionych zachwytów Muminka był raczej zbędny, wątek Buki nie został jednoznacznie rozwiązany.
Również brak Mi, też dobrze, zważywszy co wyczynia w książce, gdzie Autorka trochę przesoliła.

Zdziwiło mnie powielenie wątków z „Czarodziejskiego Kapelusza” (polowanie na wielką rybę, wypadło oczywiście słabiej) i „Pamiętników” (też znacznie słabiej, Duch, tym razem wyglądający jak Hatifnat, tylko na czarno, wystraszony Muminek zamiast Wiercipiętka, odważna Panna Migotka zamiast Mimbli i pomysłowa Too-tiki zamiast Fredriksona) jakby Autorka nie potrafiła wymyślić czegoś nowego (to samo w „Muminki zostają marynarzami”). Muminek pokonuje strach dzięki podstępowi Panny Migotki, co w skrócie przedstawia też książeczka „Muminek i mały duch”.

Wybuch dryfującej miny mym zdaniem zbędny.

Too-tiki jest złotą rączką, wypada lepiej niż w książkach.

Mama Muminka tęskni za domem, co pokazane w sposób oszczędniejszy niż w książce. W końcu Tatuś też zaczyna tęsknic, uznając, że może pisać powieść gdzie indziej i o czym innym.

Zakończenie następuje ex machina, gość z nadzoru (wyglądający tak sobie, lepsza byłaby jakaś Ochotnicza Paszczakowska Straż Wybrzeża) stwierdza usterki w działaniu latarni i wyrzuca ich stamtąd. Żegna ich Rybak, mówiąc że ryby wreszcie brały. Odpływają na tratwie zrobionej przez Too-tiki, gdyż jedna łódź wpadła na skały, a druga przyczepiona do pierwszej została pozbawiona napędu.

Przemek
„wersja animowana jest pewną kompilacją obydwu tych źródeł”
Tak, chociaż nie do końca. W odcinku 25 „Wyprawa do latarni morskiej” i 26 „Latarnik” wyruszają pod wpływem snu Tatusia, w drodze na wyspę mijają statek - widmo, dodany bez potrzeby, oprócz Panny Migotki jest Mi (trochę grzeczniejsza niż w książce) a Włóczykij zamiast Too-tiki (mym zdaniem mogła zostać). Rybak znów tożsamy z Latarnikiem dostaje towarzystwo w osobie Tofta z „Listopada”. Ogólnie miło, lecz i tak dostatecznie poplątane.

„Dżungla w domu Muminków”
Początek obiecujący, skoro były już kometa, powódź i mroźna zima, powinna być i susza. Upał latem tak wielki, że wysechł strumyk. Podczas kąpieli w morzu Muminka i Panny Mogotki (tu wyjaśnienie do czego służy kabina kąpielowa, otóż Muminek chodzący zwykle bez ubrania do kąpieli zakłada majteczki, co prawda w „Komecie” nurkował bez nich) Mi trafia na pływającą skrzynię z nasionami tropiklanymi. Zasiane wyrastają w ciągu jednej nocy, również te wrzucone przez Mamę do kosza, co wygląda na powtórzenie Czarodziejskiego Kapelusza, tylko tam było uzasadnione czarami, a tu nijak.
Wśród roślin są też mięsożerne z oczami, jakby powielenie Angostury z „Komety” lecz oczywiście marniejsze.
Dalszy ciąg ze zwierzętami ściągniętymi z Zoo mym zdaniem zbyt odjechany.
Wąż w piecu powtórzony w późniejszym „Paszczaku, który kochał ciszę”.
Z nadejsciem jesieni dżungla więdnie i można z niej zrobić opał, zwierzęta wracają do Zoo, Muminki skutkiem podobieństwa do hipopotamów chwilowo trafiają za kraty, uratowane częściowo dzięki Mi, przyjaźniejszej dla otoczenia niż w książkach.
Treść dość ściśle oddają odcinki 18 „Tajemnicza skrzynia”, 19 „Dżungla” i 20 „Zoo”.

Znając „Tatusia Muminka i morze” przeczytałam wcześniejszy komiks o zbliżonej treści, by poznać pierwotny zamysł, co pozwoliłoby pojąć myśl przyświecającą Autorce.
Lecz raczej zaciemnił niźli wyjaśnił.
Pomimo obecności mej ulubionej Panny Migotki trochę rozczarował mnie.
Część obrazków staranna (wykorzystana później w książce) część taka sobie.
Zachowania nie zawsze...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Komiks wpierw przeczytany po angielsku („Moominmamma’s Maid”). następnie po polsku (znaleziony przypadkiem podczas szukania „Muminków i morza”, należałoby wiedzieć, że ma nazwę „Zabawa w udawanie” co jest tłumaczeniem szwedzkiego „Låtsaslek”).
W kreskówce odcinek 14 „Nowi sąsiedzi” powiela tylko początek, dalszy ciąg o czym innym (pomija pokojówkę, natomiast doczepiony Bobek, którego w tym komiksie na szczęście nie było).
W odcinku 10 najnowszego serialu „Pokojówka Mamy Muminka” myśl ogólnie zachowana, lecz zmiany zbyt daleko idące, co dotyczy też pozostałych odcinków.
Co prawda komiks trudny do streszczenia, zawikłany i jakby za mało Muminkowy, żarty raczej dziwaczne, może to tylko moje wrażenie.
Agnieszek „czegoś brak. Na pewno nie koloru, bo i w muminkowym cyklu ilustracje są czarno-białe. Lecz czegoś mi brakuje.” Właśnie.
Poświęcam uwagę, gdyż ma związek z „Niebezpieczną podróżą” i „Łobuzem”. W obu bowiem występuje pokojówka, o której nie ma wzmianki w książkach, zatem należało sprawdzić jak i kiedy przybyła.

Obok domu Muminków zamieszkała Filifionka z trojgiem dzieci, mniej przyjazna od tej z „Lata”, różna też od oczekującej katastrofy, mieszkającej samotnie, a którą podziwiam.
Ta Filifionka lubi pouczać innych, na szczęście nie występuje w książkach (chociaż jest znaną „dzięki” kreskówce).
W książkach stworki czy zwierzaczki są na ogół domownikami Muminków, nawet gdy czasem mieszkają poza domem (jak Piżmowiec). Pierwsza wyraźna wzmianka o sąsiadach, dokładnie o Gapsie, w „Choince”, ostatnim z „Opowiadań” (1962, o 6 lat późniejszym od tego komiksu).
Raczej niezrozumiały początek, gdy Tatuś skrada się przez podwórze Filifionki, na co ona patrzy myśląc „ostrzegano mnie, że są dziwni” (podobnie powie później Ciotka Paszczaka w „Choince”). Tatuś wyjaśnia, że to zabawa, na co ona:
– W pana wieku ?
Jeszcze bardziej zdumiewa ją dom Muminków, a zwłaszcza ogród. Można by powiedzieć ogród angielski, w stanie dzikim, czy wedle mego niecodziennego skojarzenia z wierszami Wacława Potockiego „nieplewiony”.
Filifionka przerażona widokiem domu, a ogrodu jeszcze bardziej (jak łatwo zgadnąć jej własny ogród jest francuski, bardzo uporządkowany) doradza zatrudnić pomoc domową.
O ile można to nazwać doradzaniem, używa słowa „obowiązek”.
Zastanowiło mnie czy w domu tym kiedykolwiek był bałagan, oczywiście poza takimi okolicznościami, jak kometa, skutki działań Czarodziejskiego Kapelusza, powódź w „Lecie”, czy najście „gości” w „Zimie”.
Mama Muminka bez przekonania daje ogłoszenie i dostaje mnóstwo odpowiedzi. Panna Migotka wyciąga na chybił trafił jedną z nich, podpisaną przez Bufkę (po szwedzku Misan, po angielsku Misabel, imię urobione od misär „nieszczęście, bieda” z łac. miser „ubogi, nieszczęsny”, por. mizerny po polsku, Irena Szuch - Wyszomirska przetłumaczyła jako Bufka w „Lecie”, Teresa Chłapowska powtórzyła to miano i słusznie, gdyż mym zdaniem brzmi znacznie ładniej).
Postanawiąją ją zatrudnić.
Zapewne Bufka (podobnie jak Homek, Paszczak, Mimbla, Filifionka czy Muminek) jest nazwą gatunkową a nie imieniem, stąd utożsamianie jej z Bufką z „Lata” chyba nie znajduje uzasadnienia. Co prawda wygląda bardzo podobnie, jak półtora nieszczęścia, tak samo też dołuje siebie i innych. Przeprasza, że żyje. Na jej przywitanie Tatuś Muminka odpalił sztuczne ognie, czym ją wystraszył, a i bez tego była dostatecznie zestresowaną. Będąca dobrą duszą Panna Migotka chce ją pocieszać, na co słyszy:
– Prześladują mnie.
– Kto ?
– Wszyscy.
Mama Muminka częstuje swoją pomoc kawą (jakżeby inaczej) lecz tamta odpowiada :
– Może być zatruta.
To samo mówi zapytana, czy zażyje proszki na ból głowy.
Tapetę w kropki w swoim pokoju uznaje za przytyk do swych piegów.
Ze wszystkim innym podobnie. Przy tym nie potrafi pojąć, czemu jej pracodawcy ze wszystkiego robią zabawę.
Co prawda nie ma dużo do robienia (można by to nazwać synekurą) gdyż Mama na ogół ją wyręcza, czemu i trudno dziwić, gdyż pokojówce wszystko leci z rąk.
Oczywiście Mama, jak wcześniej w „Komecie” i później w „Niewidzialnym Dziecku”, próbuje rozbicie naczynia obracać w żart, jednak daremnie.
Bufka przyprowadza równie nieszczęśliwego psa imieniem Ynk, wyglądającego inaczej od tamtego z „Zimy” (co prawda komiks wcześniejszy o rok). Ma on też inne upodobania, tękni do kotów, zamiast do wilków.
Starsza siostra Bufki (chyba przyszywana, gdyż przypomina raczej Paszczaka czy Muminka z mimblowatą fryzurą) jest służącą Filifionki, co ukrywa w listach przedstawiając siebie jako gwiazdę filmową, a co w końcu wychodzi na jaw.
Wokół domu Muminków krąży detektyw, udzielając wymijających odpowiedzi szuka śladów porwania, bowiem Filifionka zniknęła.
Oczywiście Bufka uważa, że to ją śledzą.
W przypływie odwagi przyznaje, że … zabiła Filifionkę. Przy tym niepotrzebnie, gdyż Filifionka niespodziewanie wróciła. Widząc rozradowaną (nareszcie) Bufkę (której Panna Migotka poprawiła uczesanie na spotkanie z siostrą) zrzędzi :
– Całkiem żeście rozpuścili służbę.

Drugi komiks „Zaloty Nieboraka” wywołał moje jeszcze bardziej mieszane uczucia, mimo obecności Panny Migotki, wyglądającej uroczo jak zwykle.
Ów Nieborak (po szwedzku Klatt-djuret) jest synem przyjaciela Tatusia Muminka z „Pamiętników” Wiercipiętka (Rådd-djuret) do którego bardzo jest podobny, podobnie jak on mieszka w puszce po kawie i zbiera guziki, równocześnie bratem Ryjka, do którego w ogóle nie jest podobny. Widocznie Nieborak odziedziczył urodę po tacie, zaś Ryjek po mamie Groce (Sås-djuret).
Tu Wiercipiętek z Groką
https://assets.moomin.com/uploads/2015/08/Hosuli_Sosuli-copy.jpg

Brat Ryjka, tu co prawda pominiętego, stracił głowę dla Mimbli, zakochanej z kolei w jakimś osiłku o imieniu Sebastian (po grecku Czcigodny).
– Rozmawiałeś z nią o tym ? – zapytała Panna Migotka.
– Nigdy nie śmiałbym rozmawiać z dziewczyną – zapewnił.
– Właśnie to robisz – zauważyła trochę nadąsana.
– Ale jesteś dziewczyną Muminka, to co innego.
Muminek zachęca go, by zwrócił na siebie uwagę swej ukochanej, co oczywiście wychodzi na opak.
Doradza mu odwiedzenie psychiatry, co także nie pomogło. Psychiatra również jest filobutonistą, przy tym wcieleniem zasady „czyż pan doktor zawsze mu być normalny ?” jak w wierszu Waligórskiego „z tych testów wynikało mglisto, iż … psychopatą jest i fetyszystą oraz filatelistą”. Zrozumiawszy swój błąd Muminek wpierw chce Doktora przepędzić nastraszywszy Duchem (chyba tym z „Pamiętników”) później, uproszony przez Nieboraka, zatrzymać kierując na badanie nowe przypadki. U Filifionki (tej co w pierwszym komiksie) Doktor wykrywa przymus sprzątania (mówiąc uczenie „osobowość anankastyczna” co zapewne odpowiada prawdzie) u Paszczaka Gliniarza urojenia prześladowcze (co wykrył by u Bufki, gdyby tu była ?) u Muminków „silną niezależność” zamykając rodzinę w klatce, którą Nieborak wysadza w powietrze z pomocą „danimytu” (tak to nazywa).
Rozczarowany zrywa z Mimblą (chyba nawet nie wiedziała, że o nią zabiegał) jego wybranką została Drobinka (wyglądająca jak od Maciupka, tylko znacznie większa).
Doktor odzyskawszy przytomność po wybuchu rychło w czas uznał uprzednie swe diagnozy za błędne. Zakończenia, w którym Muminek po zażyciu jego leków zaczyna maleć, a Panna Migotka stosuje kolejne leki, by to odwrócić (z nieznanym skutkiem) chyba nie rozumiem …

Komiks wpierw przeczytany po angielsku („Moominmamma’s Maid”). następnie po polsku (znaleziony przypadkiem podczas szukania „Muminków i morza”, należałoby wiedzieć, że ma nazwę „Zabawa w udawanie” co jest tłumaczeniem szwedzkiego „Låtsaslek”).
W kreskówce odcinek 14 „Nowi sąsiedzi” powiela tylko początek, dalszy ciąg o czym innym (pomija pokojówkę, natomiast doczepiony...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Czwarta po „Co było potem”, „Kto pocieszy Maciupka” i „Niebezpiecznej podróży” muminkowa opowieść obrazkowa, co prawda zamiast obrazków zdjęcia makiety Domu Muminków. Przy tym nieostatnia, bowiem po niej wyszedł jeszcze „Muminkowy śpiewnik” (Visor från Mumindalen 1993),
nie przetłumaczony na polski.

Po polsku „Łobuz” nie został wydany w postaci książki.
Opowiadanie krótkie i mym zdaniem mogło by być znacznie lepsze, pomimo obecności mej ulubionej trójki Włóczykija, Panny Migotki i Małej Mi.
Zagęszczenie postaci z wcześniejszych przygód, jak Maciupek z Drobinką, Astronom z „Komety”, Wuj Truj i Toft z „Listopada”, powraca Too-tiki bez wyjaśnienia, gdzie była, tak samo Ryjek czy Panna Migotka. Tatuś ma na szczycie domu pomniejszoną latarnię morską, widocznie na pamiątkę „Morza”.

Tłumaczka popełniła błąd, raczej bez znaczenia „Włóczykij opowiadał wieczorne historie Too-tiki i reszcie towarzystwa, a kilkoro maleństw zasypiało.” Tymczasem brzmi to „Snusmumriken berättade kvällshistorier för Ti-ti-oo och de andra - och ett par av de minsta höll på att somna” zamiast Too-tiki jest Ti-ti-uu, imię, jakie Włóczykij nadał leśnemu zwierzątku na jego prośbę w „Wiosennej Piosence”.

Nagle w ciszy nocnej słychać było dziwny, nieprzyjemny odgłos (underligt gnagande ljud, dosłownie gryzący). Mi powiedziała:
– Szczury. To szczury w składziku na sieci, tak przypuszczałam. Zjedzą nasze sieci i wszystko zafajdają (skitar ner överallt); tak to jest, kiedy Mama Muminka uprze się, żeby im wystawić mleko.
Weszła do składzika na sieci, ale nie było w nim śladu najmniejszej nawet myszy. Następnie do piwnicy, gdzie została zjedzona połowa najlepszej konfitury, do tego śmierdziało siarką i zgniłymi jajkami.
Stamtąd weszła po schodach do kuchni, gdzie spotkała Muminka.
– Hej – szepnął – jak dobrze, że przyszłaś. Słyszałem okropne odgłosy! Zobacz – ktoś pogryzł krzesło Tatusia, a on je akurat wczoraj wykończył! Musimy obudzić rodzinę.
– Sami rozwiążemy tę zagadkę. Nie boisz się chyba?
– Ja ? Skądże! – odparł Muminek, podwijając ogon, żeby Mi nie zobaczyła, jak się trzęsie.
W salonie Wuj Truj rozmawiał ze swym przyjacielem Astronomem. Obaj byli mocno głusi i nie słyszeli niczego, co różniłoby się od zwykłych hałasów w domu Muminków, ich węch z biegiem lat też bardzo osłabł.
– Mówię przecież, że niczego nie widzieliśmy. Może tylko coś czarnego wpełzło przed chwilą pod kanapę; zapewne któryś z waszych dziwnych znajomych.
Oczywiście był to Przodek.
– Pójdę na górę – powiedziała Mi – pilnuj schodów. Żeby nikt nie wchodził i nie schodził.
– A jak będą chcieli wyjść na siusiu? (Men om de ska ut och kissa? Wątek z „Czarodziejskiego Kapelusza”)
– Wtedy tak. Byle szybko.

W latarni morskiej ukryła się Bufka (Misan) pomoc domowa Mamy Muminka (czy tożsama z Bufką z „Lata” nie ustalone, chyba wątpliwe). Skarżyła na brzydki zapach, a dopiero co skończyła sprzątanie.
– Wyłaź – rozkazała Mi – Dobrze wiesz, że tylko Tatusiowi Muminka wolno tu wchodzić.

Słychać było huk, Mama Muminka kazała Homkowi uderzyć w dzwon okrętowy na alarm.

– Muminku – szepnęła Panna Migotka – nie zapomnisz mnie chronić?
– Nie zapomnę – odparł uprzejmie Muminek – póki będziesz mi przypominać.

Mable w salonie zostały pogryzione.

– Droga Bufko – powiedziała Mama Muminka – Bufka nie zapomniała, mam nadzieję, wypróżnić kubła na śmieci?
Bufka zaczęła płakać.
– Proszę pani! Zawsze wypróżniam kubeł na śmieci i pani powinna o tym wiedzieć!
Otworzyła drzwiczki pod zlewem i rzeczywiście kubeł na śmieci okazał się pusty. Ale za nim siedział czarny, włochaty i arogancki jak zawsze mały pirat Bobek (lika svart och luden och uppnosig som alltid, satt den lilla piraten Stinky).

Tatuś wyjaśnił, że to jego stary (nie)dobry znajomy, z którym znajomość wolał ukrywać.

Bobek zamieszkał w małym schowku pod werandą, do którego wstawiono wywietrznik dla dodatkowej wymiany powietrza. Żeby nie rozrabiał i siedział cicho, dali mu to i owo do gryzienia, wszystkie te rzeczy, które można było trzymać na strychu, ale które nie nadawały się w żadnym razie na podarki.

Stinky (dosłownie Śmierdziel) występował wcześniej w muminkowych komiksach, nie zawsze zgodnych z książkami. Znałam go z japońskiej kreskówki, a ilekroć widziałam, zadawałam pytanie: co to u Diabła Morskiego ? Niby ma być zabawny, jednak mnie nie bawi, tak dalece nie muminkowo wygląda, iż można było mieć nadzieję, że został wymyślony na potrzeby serialu, jak miła i ładna zresztą Alicja i jej mniej miła i mniej powabna babcia Czarownica. Jednak przeglądając komiksy miałam nieprzyjemność ujrzeć to coś znowu. Autorka musiała mieć chyba zły dzień, kiedy taką za przeproszeniem postać wprowadziła.

Ostatnia przygoda Muminków mogłaby wyglądać inaczej.
Swego czasu próbowałam wymyślić wstępny zarys „Wyprawy Muminka i Włóczykija”, Muminek zamiast zapaść w sen zimowy towarzyszy swemu najlepszemu przyjacielowi w wyprawie, tropią przy tym mamuta albo jakieś bajkowe zwierzę, odkrywają zatajone Wrota prowadzące do Zwierciadła Rzeczywistości, cokolwiek stało naprzeciw Zwierciadła, odbijało się w nim, ale nie obrazem, lecz rzeczywistością (pomysł zapożyczony z Cyberiady) albo/oraz źródło jakiegoś eliksiru czy Jabłka Hesperyd (jakże by inaczej u Piratki tak miłującej Grecję). A może coś dotąd nie wymyślonego. Gdyby Autorka zechciała napisać coś takiego, zrobiła by to oczywiście lepiej ode mnie.

Czwarta po „Co było potem”, „Kto pocieszy Maciupka” i „Niebezpiecznej podróży” muminkowa opowieść obrazkowa, co prawda zamiast obrazków zdjęcia makiety Domu Muminków. Przy tym nieostatnia, bowiem po niej wyszedł jeszcze „Muminkowy śpiewnik” (Visor från Mumindalen 1993),
nie przetłumaczony na polski.

Po polsku „Łobuz” nie został wydany w postaci książki.
Opowiadanie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Trzecia po „Co było potem” i „Kto pocieszy Maciupka” muminkowa opowieść obrazkowa, następną będzie „Łobuz w domu Muminków”. Z braku dostępu do przekładu (mimo iż pierwsze wydanie z 1986) szukałam po szwedzku, lecz znaleziony zaledwie początek to trochę za mało:
I morse var Susanna på fasansfullt humör.
Hon grälade på katten det är ju så man gör.
För den var rysligt gammal, dessutom var den lat,
den tillhörde de katter som bara älskar mat
(Dziś rano Zuzanna była w strasznym nastroju, spierała się z kotem, tak to się robi. Bo strasznie był stary, w dodatku leniwy, należał do kotów, co kochają tylko jeść)
Jednak czyż mogło to odstraszyć Piratkę taką jak ja, od poznania jeszcze jednej przygody przemiłych stworków?

Zatem następnie po angielsku (strona archive, wymagana darmowa rejstracja),
później po rosyjsku, co załączam, przynajmniej do obejrzenia obrazków
https://moi-stroki.livejournal.com/197155.html

„Podróż” do „Alicji w Krainie Czarów” mało podobna, gdyż zbyt katastroficzna, jak zresztą na muminkowe opowieści przystało.

Anka „Zdecydowanie moje dzieci wolą klasyczne Muminki, te pierwsze napisane przez autorkę z biało czarnymi rycinami i z bogatą treścią. Podczas czytania zapytały nawet kilka razy ,czy aby na pewno książka jest tej samej autorki. Konwencja książki odbiega daleko od pierwowzoru.” Też tak uważam. A że i mojej ulubionej trójki Włóczykija, Panny Migotki i Małej Mi trochę za mało, stąd ocena nienajwyższa.

Główna boterka nosi imię Zuzanna (co po hebrajsku znaczy Lilia) obdarzona dziwnym wyglądem, z długimi włosami o białym odcieniu (platynowy blond ?) Przy tym nie wiadomo czy jest istotą ludzką czy człekokształtnym stworkiem, jednym z tych, jakie Autorka nazywa trollami (lecz o ile wiem trolle wredne, stąd wolę pisać : stworki).

Zuzanna ma kota (gra słów). Zła na niego, że tylko by jadł i spał, z nudów życzy sobie jakiegoś nieszczęścia, co zostaje spełnione.
Kot rośnie, wygląda przerażająco, gdzieś ucieka. Zuzanna chce cofnąć życzenie, lecz daremnie. Trafia do lasu, gdzie nie poznaje swego odbicia w wodzie, chociaż to bagno i trudno mówić o odbiciu, następnie widzi dno wyschłego morza (powtórzenie wątku z „Komety”), wreszcie spotyka witającego ją po imieniu Paszczaka z psem oraz Topika i Topcię. Ponieważ pies ma imię Ynk, zapewne Paszczakiem jest Narciarz z „Zimy”, jednak gdzie Salome i trąba ? A może to jakiś inny ? Z pyszczka podobny też do Wierszoklety z „Doliny w listopadzie”. Trzyma balon, jakby teleportowało go z zabawy, takiej jak w „Maciupku”. Topik i Topcia gadają po swojemu dodając „sla” na końcu słowa, w przekładzie „f” na początku. Gdzie podziały „fuferek” z Rubinem ?
Gdzieś obok wybucha wulkan otaczany przez Hatifnatów (nie za wiele tego ?), przed którymi ucieka Ryjek, trzeba ugasić jego ogon. Później spada śnieg, wieje wicher, nadciąga Buka. Czy odczynianie uroku w „Tatusiu i morzu” jej nie pomogło ? Znajdują schronienie w jaskinii, gdzie czeka na nich ciepła zupa, a Włóczykij gra w karty z Wimsym (trochę czasu zajęło sprawdzenie, kto zacz, Wimsy, po fińsku Tomppa, postać z wcześniejszych komiksów, nie znanych mi). Podróżnicy zapadają w sen. Rano Ryjek marudzi, jak to on. Włóczykij pokazuje dalszą drogę. Ścigani przez jakiegoś potwora, wskakują do balonu (takiego z gondolą) którym w porę nadlatuje Too-tiki. Lecą nad morzem, balon opada, Ryjek z żalem musi wyrzucić swoje skarby, docierają do Doliny Muminków. Zuzanna widzi swego kotka, śpiącego na schodach. Mała Mi wita ją po swojemu, obrzucając złośliwościami. Zza pleców Mamy Muminka wygląda głowa Panny Migotki, można ją poznać po grzywce, w tle biegnie Bufka, będąca pomocą domową wedle komiksu „Pokojówka Mamy Muminka” (film o tej nazwie jest bardzo swobodną przeróbką). Czy można ją utożsamić z Bufką z „Lata Muminków” ? Wygląd ma podobnie smutny, usposobienie również, lecz to już inna opowieść.
Po uczcie (przysmak Muminków: naleśniki) leśną drogą Zuzanna wróciła z kotkiem do siebie, czy wszystko to było naprawdę ?

Trzecia po „Co było potem” i „Kto pocieszy Maciupka” muminkowa opowieść obrazkowa, następną będzie „Łobuz w domu Muminków”. Z braku dostępu do przekładu (mimo iż pierwsze wydanie z 1986) szukałam po szwedzku, lecz znaleziony zaledwie początek to trochę za mało:
I morse var Susanna på fasansfullt humör.
Hon grälade på katten det är ju så man gör.
För den var rysligt gammal,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Był sobie raz troll Maciupek nieśmiały, płochliwy malec.
Żył w swoim domu, niestety sam najzupełniej, jak palec.
Ogromnie bał się ciemności, starannie zamykał więc drzwi,
Zapalał wszyściutkie lampy i w łóżku skulony wciąż tkwił.
Słyszał sapanie Paszczaków, dudnienie ich ciężkich kroków
i wycie okropnej Buki, która błąkała się w mroku

Druga po „Co było potem” (1952) muminkowa opowieść obrazkowa (1960) nie będąca komiksem, następne to „Niebezpieczna podróż” (1977) i „Łobuz w domu Muminków” (1980). Mam też wcześniejszy przekład Teresy Chłapowskiej, białym wierszem jakby powiedziała Emma w „Lecie Muminków”.

Warto obejrzeć obrazki
http://garazilustracji.blogspot.com/2011/09/kto-pocieszy-maciupka-tove-jansson.html

Tu po szwedzku http://privat.bahnhof.se/wb153918/joakim/knyttet/

Maciupek (Knyttet) ucieka z domu, zostawiając otwarte drzwi, jakby na zewnątrz było bezpieczniej (podobnie postępuje Filifionka oczekująca katastrofy w napisanych 2 lata później „Opowiadaniach z Doliny Muminków”), widząc kolejne postacie ze strachu nie próbuje nawiązać z nimi rozmowy, jakby to ująć nie zawiera znajomości z nieznajomymi.

Z mojej ulubionej trójki jest Włóczykij (gra na fujarce, choć powinien na organkach, nie opowiada swoich mądrtości, a szkoda) i Mała Mi (pomaga Mimblii w pleceniu wieńca, dość nieoczekiwanie, jak na taką złośnicę). Brakuje Panny Migotki.

Minęły go cztery Filifionki powożąc niebieskim koniem
A ośmiu wesołych Homków jechało w bryczce zielonej

Filifionki na ogół uchodzą za sztywne, zasadnicze i obowiązkowe, zaś te są uśmiechnięte (i dobrze).

Wtem obok ujrzał Paszczaka na trawie pod lampionami
Który częstował przyjaciół malinowymi plackami
Widział zza drzew fajerwerki, tłum Homków na karuzeli
Każdy miał w ręku balonik i każdy z nich się weselił

Czy ów Paszczak to Narciarz z „Zimy Muminków” ? Tak zakładam, bowiem patrzy na niego Salome trzymając trąbę (wygląda tak samo jak w „Zimie”). Obok stoją Mimbla i Too-tiki, a za plecami Salome tłum Hatifnatów (pasujących jak pięść do nosa, może miało to być śmieszne), w tle szereg tańczących postaci, w tym kilka muminkokształtnych. Panna Migotka powinna tu być, kochała taniec, jak wynika z „Komety”. Może nie pasowałaby zabawa z jej udziałem, gdy obok cierpi Maciupek, a ona jest chodzącą dobrocią (tak to sobie wyjaśniam, lecz mogłaby być w zakończeniu).

Maciupek dotarł na brzeg morza, gdzie ujrzał wielką muszlę, lecz radości z odkrycia nie miał z kim dzielić.

Wtem znalazł wyrzucony przez morze w butelce list od Drobinki (Skruttet):
Jestem Drobinką płochliwą najbardziej ze wszystkich stworzeń
i nie mam żadnych przyjaciół. Czy jest ktoś, kto mi pomoże?
Okropnie boję się Buki, a zaraz zrobi się ciemno...

Maciupek schował starannie swój pierwszy list do kieszeni
Co wiecej list od dziewczyny! Ten fakt mu nastrój odmienił

Wyrzuciwszy zawartość torby, którą dotąd dzwigał, wsiadł do niej i popłynął. Nazajutrz mijając Paszczaka, kąpiącego w morzu (to też pasuje do Narciarza), powitał go jak starego znajomego. Zamachała do Maciupka Filifionka, pozdrowił jeden z Homków, co tam przepływali. Był wreszcie dostrzegalny, lecz nie miał na to czasu.

Dotarł do wyspy, podobnej do tej z „Tajemnicy Hatifnatów”.

Nagle przed małym Maciupkiem wyrosły ogromne skały
Trzy góry ponure w których strachy i Buki mieszkały
Tuż obok Olbrzym z Homkami spokojnie zarzucał sieci
Maciupek spytał: – Wybaczcie, czy może cokolwiek wiecie
O małej biednej Drobince ? Czy gdzieś ją tutaj widziano ?
– Ja ją widziałem – rzekł Olbrzym – spłoszoną i zapłakaną
Biegła tu z włosem rozwianym, jakby goniła ją Buka
Więc pewnie wie tylko ona, gdzie teraz Drobinki szukać
A kto ją miałby pocieszyć ? Naprawdę nie mam pojęcia
Nie ja na pewno, bo muszę wrócić do swego zajęcia.

Wzruszyło mnie, iż Olbrzym (Edward ?) zwracał uwagę na Drobinkę. Po zejściu na ląd trafił Maciupek do lasu, nieprzyjaznego jak w „Komecie”, słyszał głosy nakazujące mu zawrócić, lecz szedł nieustraszenie.

Wtem wokół wszystko zadrżało, zamilkło wszelkie stworzenie
To Buka wielka jak góra przybyła siać spustoszenie
I wszystkie światła przygasły, zbladł nawet Księżyc na niebie.
– Proste to raczej nie będzie – jęknął Maciupek do siebie.
Zatańczył wojenny taniec i nagle, tuż od sam koniec,
skoczył i żeby zatopił mocno w jej zimnym ogonie.
Buka się wściekła okropnie, uciekła do lasu w szale.
I wtedy Maciupek ujrzał Drobinkę drżącą na skale.
Łatwo jest spłoszyć Drobinkę, sprawić, że drży i się boi,
Lecz można ją równie łatwo pocieszyć i uspokoić.

Gryzienie Buki to coś nowego, pewno zyskałby uznanie Małęj Mi.

Co ponownie skłania mnie do rozważenia kim jest Buka.
Przy pierwszym pojawieniu w „Kapeluszu” wygląda na samo zło, lecz od razu wiadomo, że jest poszkodowaną.
W „Zimie” wygląda na większą choć cierpiała z powodu zimna, szukając ciepła, co ją ogrzeje, była ofiarą, tylko czego ?
W „Morzu” Muminek obłaskawia ją, czy została wybawioną od cierpień?
Tu wypadła mniej przyjaźnie niż kiedykolwiek.

Wzruszenie odebrało dzielnemu Maciupkowi mowę, próbował to opisać, lecz nie zdołał. Następuje prośba do czytających o napisanie listu (znaczka nie potrzeba, bo list kładzie się na przykład w krzaku różanym, tam Drobinka na pewno go znajdzie).

Drobinka list przeczytała wydając ciche westchnienie
Bo miała spore trudności zwłaszcza z Maciupka imieniem
Wtem róż wiązanka w jej rękach stała się z białej czerwona
Drobinka w wdziękiem wskoczyła w ciepłe Maciupka ramiona
– Zapomnij teraz – szepnęła – o strachu i samotności
Chcę z tobą zbierać muszelki i dzielić wszelkie radości!
Tej samej nocy się odbył wspaniały festyn na wodzie
A wiozła ich Filifionka w czerwonej przecudnej łodzi
I łatwo zgadnąć dlaczego było im odtąd weselej
Wzajemnie się pocieszali jak dobrzy dwaj przyjaciele

Widać znów Salome, tym razem z harmonią, a w tle Olbrzyma z rybami, zapewne sporymi.

Szczęśliwa maleńka para zamieszkała w tej muszli.

Był sobie raz troll Maciupek nieśmiały, płochliwy malec.
Żył w swoim domu, niestety sam najzupełniej, jak palec.
Ogromnie bał się ciemności, starannie zamykał więc drzwi,
Zapalał wszyściutkie lampy i w łóżku skulony wciąż tkwił.
Słyszał sapanie Paszczaków, dudnienie ich ciężkich kroków
i wycie okropnej Buki, która błąkała się w mroku

Druga po „Co było potem” (1952)...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Oto Muminek, wszyscy go znamy, spieszy do domu z mlekiem dla Mamy. Szybko, bo zaraz zapadnie zmrok! Zza drzew coś śledzi Muminka krok. Pyszczek mu blednie, ciemnieje las, wracać do domu najwyższy czas. Tak bardzo chciałby już być z powrotem... Przyspieszył kroku. Co było potem ?
Pierwsze zdanie po szwedzku brzmi:
Från mjölkbutiken klockan fem ett litet mumintroll gick hem (Z mleczarni o piątej mały Muminek poszedł do domu) En kanna full med mjölk han bar och vägen lång och kuslig var (Miał przy sobie dzbanek pełen mleka a droga była długa i straszna). Zatem dopiero ranek, może lepiej byłoby:
Rankiem Muminek przynosi mleko
choć w lesie ciemno, a dom daleko.

Co prawda dalej
det var ej långt från skymningen.
Vad tror du att det hände sen?
(daleko nie było do zmierzchu
jak myślisz, co wydarzyło się później?) Jednak dalszy ciąg mówi o blasku słonecznym.

Tuż za drzewami w Słońcu skąpana
była prześliczna leśna polana
Słońce świeciło na polne kwiatki
Muminek wracał do swojej chatki
Nagle za górką dostrzegł zdumiony
Coś na kształt dachu a na nim komin
Czyżby to domek już jego własny
Świat w jednej chwili stał się tak jasny
Skoczył Muminek pędzi z furkotem
No i jak myślisz co było potem ?

Zamiast domu, zamiast Mamy
Tylko Mimblę oglądamy
Na blaszanej puszcze siedzi
W sukni w paski od łez mokrej
Mimbla płacze i jest wściekła:
– Moja siostra Mi uciekła!

(czy było to zamierzoną grą słów ?)

Więc Muminek rzekł: – Kochanie
Nie płacz, pewnie z jakimś draniem
W puszcze teraz jest schowana
Wejdźmy tam bo moim zdaniem
Trzeba skończyć z tym kłopotem
Jak myślisz co było potem?

Drania widać w tle, z workiem na plecach. Puszka budzi skojarzenia z tą w której mieszkał Wiercipiętek, na niebie balon powielony z „Pamiętników Tatusia”. Za plecami Muminka zaś podobizna Mi na ogłoszeniu, ona sama wygląda zza puszki.

Tyle dostępne w sieci po polsku.
http://moomi-troll.ru/wp-content/gallery/chto-bylo-potom/12.jpg

Pierwsza muminkowa opowieść obrazkowa nie będąca komiksem, kolejne to „Kto pocieszy Maciupka”, „Niebezpieczna podróż” i „Łobuz w domu Muminków”.
Przeczytana tyleż z powodu mej ulubionej złośnicy Małej Mi, co z pierwszego pojawienia Filifionki oraz Gapsy (w kolejności alfabetycznej). Dalszy ciąg tłumaczyłam sobie z rosyjskiego.
Przejście przez puszkę jakby do innego wymiaru czy równoległego świata, jak „Alicja” czy „Profesorek Nerwosolek”.
Widzą Gapsę łowiącą ryby, większą niż w „Opowiadaniach”, do tego wyglądającą koszmarnie, po prostu gorzej niż źle.
Zostają pomniejszeni ? Mi skrada się za nimi.
http://moomi-troll.ru/wp-content/gallery/chto-bylo-potom/15.jpg
Przechodzą przez jakieś skały
http://moomi-troll.ru/wp-content/gallery/chto-bylo-potom/18.jpg
Ogromny Paszczak wsysa ich do odkurzacza (!) skad wychodzą przez dziurę, zrobioną przez Mi
http://moomi-troll.ru/wp-content/gallery/chto-bylo-potom/21.jpg
Wydostawszy stamtąd spadają na śpiącą Filifionkę, która ucieka robiąc dziurę w stronie i porzucając ubranie (!)
http://moomi-troll.ru/wp-content/gallery/chto-bylo-potom/24.jpg
Widać tu miejsce na
En bild av Filifjonkan när hon lugnat sig. Den får du rita själv. Tove.
(Zdjęcie Filifionki, gdy się uspokoiła. Możesz to narysować sam. Tove)
Dochodzą do drzewa w środku którego
http://moomi-troll.ru/wp-content/gallery/chto-bylo-potom/27.jpg
Dom Hatifnatów z lampą naftową. Chyba że to oświetlenie na prąd upodobnione zewnętrznie (mam taki żyrandol w domu). Trzech siedzi na krzesłach trzymając filiżanki na spodeczkach. Co piją ? Elektrolit ? Przecież nie mają ust.
http://moomi-troll.ru/wp-content/gallery/chto-bylo-potom/30.jpg
Ulewa, Mi rozpina parasol
http://moomi-troll.ru/wp-content/gallery/chto-bylo-potom/33.jpg
Docierają do Doliny, Mama Muminka zbiera porzeczki
http://moomi-troll.ru/wp-content/gallery/chto-bylo-potom/36.jpg
Mama chce nalać mleko, lecz się zsiadło.
Muminek siedzi bezradny.
Mama postanawia, by pić soczek, zapewne porzeczkowy
http://moomi-troll.ru/wp-content/gallery/chto-bylo-potom/37.jpg
http://moomi-troll.ru/wp-content/gallery/chto-bylo-potom/38.jpg
http://moomi-troll.ru/wp-content/gallery/chto-bylo-potom/39.jpg

Dość zawiłe, a kawałek o Filifionce zbyt dziwaczny. Ocena „dobra” za zakończenie.
Z moich ulubionych tylko Mi, a i jej trochę jej za mało. Mógłby po drodze nadejść Włóćzykij i wesprzeć ich. Panna Migotka zaś mogłaby pomagać Mamie Muminika przy porzeczkach, na pewno stęskniona za Muminkiem.
– Ach, jaki jesteś odważny! – szepnęłaby znowu, jak gdy pierwszy raz go ujrzała w „Komecie”.

Oto Muminek, wszyscy go znamy, spieszy do domu z mlekiem dla Mamy. Szybko, bo zaraz zapadnie zmrok! Zza drzew coś śledzi Muminka krok. Pyszczek mu blednie, ciemnieje las, wracać do domu najwyższy czas. Tak bardzo chciałby już być z powrotem... Przyspieszył kroku. Co było potem ?
Pierwsze zdanie po szwedzku brzmi:
Från mjölkbutiken klockan fem ett litet mumintroll gick hem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

W domu Muminków podczas ich pobytu na wyspie z latarnią morską, opisanym w książce „Tatuś Muminka i Morze”, mieszka sześcioro osób (siedmioro, licząc z Przodkiem, stale tam zamieszkałym, wprowadzonym mym skromnym zdaniem niepotrzebnie w „Zimie”). Przybywają bez wcześniejszego uzgodnienia między sobą, zupełnie przypadkiem, zaskakuje ich brak gospodarzy. Są to:

Włóczykij, który zawrócił ze swej zwykłej wędrówki. Zawsze był i jest moim ulubionym bohaterem, tu wypadł raczej nijako, chociaż i tak na ogół pozostaje mądrzejszym od tamtych.

Paszczak, młodszy od Botanika, który mieszkał w Dolinie w „Czarodziejskim Kapeluszu”, pisze wiersze (marne). Ma dziwaczne pomyły, jak dom bez dachu, by nocami patrzeć na gwiazdy.

Homek imieniem Toft (Homki, podobnie jak Mimble i inne stworki na ogół nie mają imion) podobny do tego z „Opowiadań” obdarzony bujną wyobraźnią, czyta książkę o kopalnych żyjątkach, z której rozumie nic. Homek z „Lata” był bardziej dorzeczny.

Wuj Truj (Onkelskruttet) staruszek, który zapomniał kim jest i wymyślił sobie to imię, na ogół miły, choć czasem opryskliwy.

Mimbla, chyba ta która mieszkała w Dolinie w „Lecie”, „Zimie” i „Opowiadaniach”.

Filifionka, zakładam, że ta z „Opowiadań”, która wierzyła w katastrofy i którą lubię, cenię i podziwiam. Także mieszka na odludziu, może w innym domu, skoro tamten uległ zniszczeniu, także ma lęki, chociaż inne, stopniowo je opanowuje.

Brakowało jeszcze Bufki (zamierzała zostać gwiazdą, strach pomyśleć co i jak gra),
na jej tle Filifionka byłaby łatwiejszą do wytrzymania, chociaż z drugiej strony konieczność znoszenia bufkowych żalów mogłaby pogorszyć wszystko.

Podczas przyjęcia Paszczak wygłasza napisany w męce tfurczej wiersz, tak marny, że aż słów szkoda. Przynajmniej w moim skrajnie dowolnym odczuciu. Homek odczytuje kolejny niezrozumiały kawałek książki, Wuj Truj zrzędzi i pije do zwierciadła w szafie, uznawszy swe odbicie za Przodka, Mimbla tańczy do muzyki wygrywanej na organkach przez Włóczykija, Filifionka robi pokaz cieni wyświetlając na zawieszonym prześcieradle wycięty kształt łodzi z rodziną Muminków. Jak widać tylko ostania trójka jest w stanie uczynić coś zajmującego.

Tak wygląda to w wielkim skrócie, lecz gdy w „Morzu” treść, poza początkiem i zakończeniem, jakby trwa w miejscu, tu trudno mówić o treści. Szereg jak zwykle trafnych bądź zabawnych zdań (w ciągu jednej, długiej jak wieczność sekundy Filifionka przeleciała przez całe swoje filifionkowe życie) lecz rozproszonych w czymś, co trudno nazwać. Rysunki dość staranne, za to fabuła i narracja w ogóle się nie kleją. Brak głównych bohaterów (poza Włóczykijem i chyba Mimblą) nie bardzo to usprawiedliwia, skoro „Opowiadania” tylko częściowo były o Muminkach, a przecież wypadły na ogół bardzo dobrze, przynajmniej w mojej, zupełnie dowolnej ocenie.

Na ostatnich stronach wreszcie następuje powrót Muminków.

„Tego samego wieczoru w środku szklanej kuli zaświeciło się bardzo małe, równe światełko. To rodzina umieściła sztormówkę na szczycie masztu i wracała do domu, żeby zapaść w sen zimowy. (..) Rodzina płynęła z wiatrem, prosto do brzegu. Przybywali z jakiejś wyspy, na której Toft nigdy nie był i której nie mógł zobaczyć (…) Tuż przed zachodem Słońce rzuciło przez szczelinę w chmurach chłodny, zimowożółty promień światła, od którego cały świat sposępniał. I wtedy Toft dostrzegł sztormówkę, którą Tatuś Muminka zawiesił na czubku masztu. Paliła się równo, rozsiewając łagodny, ciepły blask. Łódź była bardzo daleko. Toft nie musiał się spieszyć; zszedł lasem, a potem plażą do pomostu i w sam raz zdążył złapać cumę i przywiązać łódź.”

Ocena raczej zawyżona z sentymentu do poprzednich części. Tym co tej części dotąd nie znają odradzam, może wpędzić w melancholię, choć oczywiście tylko moim zdaniem. Jest ostatnią z muminkowej sagi, lecz Autorka nadal tworzyła opowieści obrazkowe o swych przemiłych stworkach.

Zatem zapadną jak co roku w sen zimowy i tu pasowało by jak w zakończeniu „Lata” jakby nic się nie zdarzyło i jakby żadne niebezpieczeństwo nigdy już nie mogło im zagrozić.

W domu Muminków podczas ich pobytu na wyspie z latarnią morską, opisanym w książce „Tatuś Muminka i Morze”, mieszka sześcioro osób (siedmioro, licząc z Przodkiem, stale tam zamieszkałym, wprowadzonym mym skromnym zdaniem niepotrzebnie w „Zimie”). Przybywają bez wcześniejszego uzgodnienia między sobą, zupełnie przypadkiem, zaskakuje ich brak gospodarzy. Są to:

Włóczykij,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Czy „Morze” należało inaczej napisać czy też było mym błędem jego poznanie ? Za pierwszym razem czytała mi to Mama, a odkąd posiadłam sztukę czytania wracałam wielokroć, zawsze mając wrażenie, iż czegoś brakuje.
ilo99 „Przygody Muminków w tym tomie są co najmniej dziwaczne” Co najmniej.
patka „Książka ma bardzo melancholijny, wręcz smutny wydźwięk” Także, lecz to nie wyczerpuje opisu.
palalela „Rozumiem to, co za pomocą treści chciała przekazać autorka, jednak nie uważam, żeby tak poważne przesłania powinny być umieszczane w książkach dla dzieci”
Podziwiam, gdyż nie potrafię tego zrozumieć, mimo wielokrotnych prób.
Agata „wyjątkowo ponura, momentami przygnębiająca. Ma trochę inny klimat niż pozostałe z serii” może „ponura” to za mocno powiedziane, „inny klimat” z kolei za słabo. Jednak po kolei.

Na początku Tatuś bardzo przejęty jest pożarem, do jakiego wprawdzie nie doszło, ale mogło. Poucza wszystkich o zachowaniu ostrożności i temuż podobnież.
– Gniewa się nie tak, jak trzeba. Zamiast wydmuchiwać z siebie, wciąga do środka – zauważyła Mała Mi.
Celna uwaga.

Tatusia podobnie jak w „Tajemnicy Hatifnatów” ciągnie w nieznane, tam jednak wyruszył bez rodziny. Wcześniej w „Czarodziejskim Kapeluszu” wypłynęli na życzenie Mamy i wkrótce wrócili.

Tym razem celem jest wyspa z latarnią morską, chociaż powód podróży pozostaje niezrozumiały. Trudno za wyjaśnienie uznać słowa Mamy:
– Tu zamieszkamy i będziemy pędzić bardzo przyjemne życie, pełne kłopotów...

Latarnia nie świeci, stąd z trudem znajdują wyspę w nocy.
Po drodze mijają Rybaka, który na pytanie o latarnię odpowiada wymijająco:
– Nie wiem dokładnie... Wracajcie do domu... Wypłynęliście za daleko...
– On był trochę dziwny, prawda? – rzekł Tatuś niepewnie.
– Był nawet bardzo dziwny – stwierdziła Mała Mi – Całkiem zwariowany.
– Taka jest większość ludzi, których znamy – powiedziała Mama.

Tatuś nolens volens postanawia przejąć obowiązki Latarnika (na pomysł ten wpada już p o dotarciu na wyspę, co potwierdza, iż wypłynęli nie wiedząc czemu), chociaż przerasta go to zadanie, nie ma bowiem pojęcia jak uruchomić stosowne urządzenia.

Po wejściu do latarni (znalezienie klucza zajęło trochę czasu) Tatuś stanął na palenisku i zaglądał w komin.
– Tu jest gniazdo! – zawołał – Dlatego nie chce się palić.
– Mieszka tam ktoś? – zapytała Mama.
Tatuś był całkiem czarny, gdy wyszedł z komina.
– Chyba jakaś nieszczęsna łyska – odparł – Nie ma jej w domu. Pewnie odleciała na południe.
– Ale wróci na wiosnę! – zawołał Muminek – I musi odnaleźć swoje gniazdo tam, gdzie było. Możemy przecież gotować na dworze!
– Przez resztę naszego życia? – spytała Mała Mi.
– A gdybyśmy tak przenieśli je za chwilę? – mruknął Muminek.
– Ha! Typowe! – powiedziała Mała Mi – Sądzisz, że łyska będzie wiedziała, czy jej gniazdo zostało przeniesione od razu, czy dopiero po chwili? Wymyśliłeś to, żeby móc ją wyrzucić z czystym sumieniem.
– Czy naprawdę będziemy jeść na dworze do końca naszego życia? – spytał zaniepokojony Tatuś.
Wszyscy spojrzeli na Mamę Muminka.
– Zdejmij to gniazdo, kochanie – powiedziała Mama – Wywiesimy je za oknem. Czasem Muminki są ważniejsze od łysek.

Kiedy mam coś rozstrzygać, przypominam sobie zdanie o łyskach i Muminkach.

Mała Mi jak zwykle po swojemu:
– Po prostu poczułeś się głupim idiotą.
Tatuś odpowiada pięknym za nadobne:

Rybak wypytywany o Latarnika utrzymuje, że zapomniał, co z nim, przy tym nie jest zbyt rozmownym.

–Jeżeli dwóch wariatów mieszka na tej samej wyspie, to albo wszystko o sobie wiedzą, albo nie chcą o sobie nic wiedzieć. Prawdopodobnie i jedno, i drugie – mówi Mi.

Zaś przy poszukiwania klucza:
– Ten Rybak wrzucił do morza i Latarnika, i klucz, wierzcie mi. Tu działy się okropne rzeczy i będą się działy jeszcze gorsze!

I jeszcze szereg jej podobnych powiedzonek:
– Rybak wygląda jakby jadł wodorosty lub cedził plankton przez przednie zęby.
Oraz:
– Będziecie teraz mieli zabawę. Trzy, cztery dni wyskubywania. Te żółte wodorosty siedzą jak kleszcze, zwłaszcza jeżeli sieć leżała w wodzie cały dzień.
– Naprawdę? – rzekł Tatuś.
– Mamy przecież czas – prędko wtrąciła Mama Muminka – Może być nawet całkiem przyjemnie wyskubywać wodorosty przy ładnej pogodzie...
– Rybak mógłby je wyjeść do czysta – zaproponowała Mi.

Zabawne są też rozważania Tatusia o morzu.

Zapełnił nimi zeszyt, twierdząc między innymi, że jeziorko na wyspie jest połączone z morzem nieprawdopodobnie głębokim tunelem (tu zabawny rysunek) i że przez ten właśnie tunel, niestety, wypłynął do morza skarb w postaci skrzynki whisky i szkieletów. Zardzewiały kanister jakimś cudem zatrzymał się na brzegu, w miejscu oznaczonym literą A. Więc gdyby to coś lub ten ktoś, nazwany literą X, znajdował się w punkcie B, niedaleko dna, i gdyby wdmuchiwał wodę do tunelu, a potem wsysał ją z powrotem, woda musiałaby wznosić się i opadać wywołując wrażenie, że morze oddycha. Lecz czym albo kim był X? Potworem Morskim (havsodjur) ? Tego nie można było udowodnić.

Jednak całość trudna do ogarnięcia.

Treść sprawia wrażenie jakby stała w miejscu. poza początkiem i końcem.
Co widać choćby po spisie treści:
Rozdział I Rodzina w szklanej kuli
Rozdział II Latarnia morska
Rozdział III Wiatr z zachodu
Rozdział IV Wiatr z północnego wschodu
Rozdział V Mgła
Rozdział VI Po pełni Księżyca
Rozdział VII Wiatr z południowego zachodu
Rozdział VIII Latarnik

Z trojga moich ulubionych jest tylko Mi, złośliwsza niż dotąd i niż to potrzebne, tak że zastanawiam (parafrazując Paszczaka Entomologa z „Komety”) czy mam dalej ją lubić. O Włóczykiju krótka wzmianka, jak wynika z „Listopada” oczekuje w Dolinie na ich powrót. Jednak bez odrobiny uzasadnienia zniknęła Panna Migotka, poświęcono jej i to pośrednio jedno zdanie „Mam przyjaciółkę, która też nosi grzywkę i może tu kiedyś przyjdzie w odwiedziny...” Zatem jest ona gdzieś (ale gdzie i dlaczego ?) zdrowa i cała, jednak zważywszy jak Muminek świata poza nią nie widział, jak uratowawszy ją odkrył cel życia swego, zasługiwałaby na więcej niż tak zagadkowe połączenie wyrazów.

Co gorsza na wyspę przybyła za nimi Buka i to lecąc (!). O tej jej zdolności mowa po raz pierwszy.

Muminek potajemnie wychodzi nocami na zewnątrz latarni, nie wiadomo po co, dlaczego i z powodu jakiego. Jeżeli powodem ma być Konik Morski a następnie Buka, to i tak wtórnie. W „Zimie” był bardziej naiwny niż potrzeba, co jednak można zrozumieć, tu zaś postępuje w ogóle niezrozumiale, jakby przechodził jakiś rozwój wsteczny (a miał być bardziej dojrzały). Być może opacznie to widzę, jednak wolę go we wcześniejszych częściach, do „Lata” włącznie, był tam i dzielny i chyba mądrzejszy (nie zawsze, ale jednak). Lubię go nadal, jednak tej części nie pojmuję.

Przywyka do Buki, była właściwie bardziej uciążliwa niż niebezpieczna. Przestała zamrażać przy zetknięciu, chociaż kto ją tam wie. Kim czy też czym jest Buka pozostaje nierozwiązane.

Co prawda za pierwszym razem bardziej zwracałam uwagę na inne sprawy.

Na przykład gdy Tatuś próbuje bezskutecznie włączyć latarnię, Mama ostrzega:
– Lepiej byś to wszystko zostawił w spokoju, bo jeszcze wylecimy w powietrze.
– Nie rozumiesz, że jestem teraz Latarnikiem? – zawołał Tatuś – Uważasz, że można mieszkać w latarni morskiej, która nie świeci? A co by się stało ze statkami płynącymi w ciemności? Mogłyby wpaść w każdej chwili na mieliznę i zatonąć na naszych oczach...
– Ma słuszność – odezwała się Mała Mi – Rano byłoby na brzegu pełno utopionych Filifionek, Mimbli i Homków, bladych i zielonych jak trawa morska...
– Nie mów głupstw – skarciła ją Mama.

Pomyślałam wtedy na głos:
– Było fajnie, gdyby spróbował wysadzić latarnię w powietrze.
Na co moja Mama powiedziała :
– No wiesz, nie udawaj Małej Mi.

Dalej zaś:
– Ach, jacy jesteście nudni – powiedziała Mała Mi żałośnie. Wyglądała przez okno z miną rozczarowaną – Wszystko będzie znów takie samo, jak zawsze. A byłam pewna, że wyspa albo się zapadnie, albo odpłynie, albo wyleci w powietrze! Nic się tu nigdy nie dzieje tak naprawdę...

Też oczekiwałam jakiejś katastrofy, skoro w innych częściach były.

Do tego wątki niezrozumiałe bądź zbędne, albo jedne i drugie w większym chyba zagęszczeniu niż w „Zimie”. Na przykład drzewa, które same przesadzają siebie (!?), wędrując w stronę latarni. Wyjaśnienie, wynalezione przez Tatusia, że robią to ze strachu przed morzem, było równie przekonujące, co wymyślone w pierwszym podejściu przeze mnie, że uciekają przed Buką. Co prawda Buka nie taka straszna, jak ją malują, chyba.

Jeszcze bardziej zdumiewające, gdy Mama Muminka (zwykle przecież cierpliwa, wyrozumiała i w ogóle) mając serdecznie dosyć wyspy teleportuje siebie (jak Piotruś do domku lalek w „Lesie nie ma rozbójników” lecz bardziej odlotowo) do ogrodu malowanego na ścianie (gdzie znajduje schronienie jak w Tajemniczym Ogrodzie):

„Nagle jakiś cień przemknął błyskawicznie po ścianie, coś czarnego przeleciało za oknem. Jakiś ogromny czarny ptak krążył dokoła ich latarni, ukazując się w coraz to innym oknie: na zachodzie, na południu, na wschodzie, na północy... Krążył jak opętany bijąc ponuro skrzydłami. "Jesteśmy osaczeni – pomyślała Mama Muminka z niepokojem – To jakieś zaczarowane koło. Boję się! Chcę wrócić do domu... Dość już mam tej strasznej bezludnej wyspy i okrutnego morza..." Zarzuciła ręce na jabłonkę i zamknęła oczy. Czuła ciepłą, szorstką korę, morze przestało szumieć! Mama znalazła się w samym sercu swego ogrodu. W pokoju nie było nikogo. Farby stały nadal na stole, a za oknem czarny ptak kontynuował swój samotny taniec dokoła latarni. Gdy Słońce zgasło, pofrunął prosto w stronę morza.
Nadeszła pora herbaty i cała rodzina zjawiła się w wieży.
– Gdzie jest Mama? – spytał Muminek.
– Może poszła po wodę – odrzekł Tatuś – Zobacz, namalowała nowe drzewo przez ten czas, kiedy nas nie było.
Mama stała za jabłonią i patrzyła, jak przygotowują herbatę. Widziała ich nieco mgliście, tak jakby poruszali się pod powierzchnią wody. Mama wcale nie była zdziwiona tym, co się stało. Oto znajduje się nareszcie w swoim własnym ogrodzie, gdzie wszystko jest na swoim miejscu i rośnie tak, jak powinno. Siedziała w wysokiej trawie, przysłuchując się kukułce kukającej gdzieś po drugiej stronie rzeki. A gdy woda w czajniku zaczęła się gotować, Mama spała już głębokim snem, z głową opartą o jabłoń.”

Później wraca nie wiadomo jak.

Ilekroć to czytam, przechodzi mnie dreszcz, widzę tego ptaka oczyma wyobraźni, przypomnia mi zakończenie pierwszego rozdziału „Niezwyciężonego”, też tajemnicze i złowrogie:
„Kłęby kurzawy otoczyły rufę, zapełgał w nich zielony brzask, mieszając się z czerwonym światłem słońca, i w galopadzie nie milknących gromów, które wstrząsały pustynią i wielokrotnym echem wracały od skalnych ścian, statek powoli uniósł się w powietrze, aby, pozostawiając za sobą wypalony krąg skały, zeszklone wydmy i strzępy kondensacji, zniknąć z rosnącą szybkością w fioletowym niebie. Długo potem, kiedy ostatni ślad jego drogi, wyznaczonej białawą linią pary, rozpłynął się w atmosferze, ruchome piaski pokrywać jęły nagą skałę i wypełniać opustoszałe wykopaliska, od zachodu pojawiła się ciemna chmura. Sunąc nisko, rozwinęła się, wysuniętym, kłębiącym ramieniem otoczyła miejsce lądowania i zawisła nieruchomo. Trwała tak jakiś czas. Kiedy słońce na dobre przechyliło się ku zachodowi, na pustynię zaczął z niej padać czarny deszcz.”

– Całkiem odlatujesz, Piratko, znajdź sobie jakąś inną stronę do swoich skojarzeń.

Mimo wszystko po wahaniach oceniam na „dobrą” z uwagi na zakończenie, które wszakże nie usprawiedliwia wcześniejszych udziwnień. Odnajdują Latarnika (zdradzam, że był nim Rybak, co od początku można było podejrzewać).
Podczas jego przyjęcia urodzinowego
– Spróbuj trochę wodorostów – powiedziała Mała Mi, podając mu jeden z podarunków, zapakowany w czerwone liście.
– Możesz je sama zjeść – odparł powodując ogólną wesołość.
Latarnia znów działa, tym samym zadanie zostało wykonane, przemiłe stworki mogą wreszcie wracać do domu, Tatuś nie zamierzał chyba zapaść w sen zimowy na tej wyspie.
Powrót pozostaje co prawda w domyśle, opisany został później w ostatnich zdaniach „Doliny w Listopadzie”, wynika jednak jednoznacznie z ostatniego zdania „Dużej Powodzi” :
I mieszkali potem w tej Dolinie przez całe życie, nie licząc kilku wyjazdów potrzebnych im dla odmiany.

Czy „Morze” należało inaczej napisać czy też było mym błędem jego poznanie ? Za pierwszym razem czytała mi to Mama, a odkąd posiadłam sztukę czytania wracałam wielokroć, zawsze mając wrażenie, iż czegoś brakuje.
ilo99 „Przygody Muminków w tym tomie są co najmniej dziwaczne” Co najmniej.
patka „Książka ma bardzo melancholijny, wręcz smutny wydźwięk” Także, lecz to nie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po szwedzku książka ma nazwę „Det osynliga barnet och andra berättelser” (Niewidzialne dziecko i inne opowiadania)
Jedyna część złożona z pojedynczych opowiadań. Jest ich 9 i wielka szkoda, że tylko tyle.
„Wiosenna piosenka” (Vårvisan)
„Straszna historia” (En hemsk historia)
„O Filifionce, która wierzyła w katastrofy” (Filifjonkan som trodde på katastrofer)
„Historia o ostatnim smoku na świecie” (Historien om den sista draken i världen)
„O Paszczaku, który kochał ciszę” (Hemulen som älskade tystnad)
„Opowiadanie o niewidzialnym dziecku” (Berättelsen om det osynliga barnet)
„Tajemnica Hatifnatów” (Hatifnattarnas hemlighet)
„Cedryk” (Cedric)
„Choinka” (Granen)

Oceniam wyżej od „Zimy” pomimo, iż obrazki sprawiają wrażenie robionych na kolanie. Nadal mają w sobie coś, lecz w pozostałych częściach wyglądają znacznie lepiej.

Przedstawiam w zmienionej kolejności.

Tytułowym opowiadaniem jest „Niewidzialne Dziecko”. Jesienną porą, po grzybobraniu, w czasie deszczu Too-tiki przyprowadza do domu Muminków dziewczynkę imieniem Ninni (zdrobnienie od Anna), która ze strachu przed swoją szyderczą ciotką straciła widoczność (pomysł wykorzystany wcześniej w „Zimie”, tam niewidzialne były myszy). Przedstawia ich znacząco :
– Trochę zwariowani, ale mili (De är lite fåniga ibland men rätt så hyggliga på det stora hela).
Mała Mi wita dziewczynkę po swojemu:
– Pewnie wyglądasz jak kupka nieszczęścia, skoro zrobiłaś się niewidzialna.
Muminek ruszył konceptem zręcznie jak słoń w składzie porcelany (a może hipopotam):
– Nie zwracaj uwagi na Mi, ona jest nieczuła. Możesz się czuć zupełnie pewna tu u nas. Nawet nie myśl o tej okropnej ciotce. Ona tu nie może przyjść, żeby cię zabrać...
– Kochanie, jesteś osioł – powiedziała Mama, zwykle wyrozumiała, zatem przekroczył dopuszczalne granice niezręczności.

Część miłych na ogół stworków jest zwierzokształtna (Muminki i Migotki przypominają hipopotamy, Paszczaki też, choć wyższe i z węższym pyszczkiem, Ryjek kangura bądź jamraja, Filifionki jak borsuki czy łasice) lub jest zwierzątkami (Emma, Piżmowiec), część człekokształtna (Homki, Mimble, Włóczykij, będący pół – Mimblem, także Bufka, Gapsa czy Too-tiki). Ninni nazwana jest dziewczynką (flicka) bez bliższych określeń, widocznie należy do drugiej grupy. Najbardziej podobna jest do Mimbli.

Co prawda brak wyraźnych zasad, Mimble w „Pamiętnikach” czy Homek w „Lecie” mają ogonki, co wygląda śmiesznie, w późniejszych książkach, jak ta, są bardziej podobne do ludzi.

Mama stosuje rodzinny przepis przeciwko znikaniu (właściwie „zamgleniu”, bliżej nieokreślony) z połowicznym skutkiem. Ninni widać tylko częściowo, bez głowy. Usposobienie ma wciąż nieśmiałe, odpowiada w sposób przesadnie ugrzeczniony, nie śmieje się.
– Ona nie potrafi się bawić – wymamrotał Muminek.
– Ona nie potrafi się nawet rozzłościć – powiedziała Mi – W tym tkwi całe nieszczęście. Nigdy nie będziesz miała własnej twarzy, dopóki nie nauczysz się bić. Możesz mi wierzyć.
– Tak, oczywiście – zgodziła się Nini, cofając się ostrożnie.

Rysunki wprowadzają zamęt, bowiem gdy Nini wchodzi po schodach czy leży w łóżku, jest zbliżonego wzrostu do Muminków, gdy Mi ją ruga, wyglada jakby obie były równie małe.

Gdy któregoś dnia odwiedzają Too-tiki mieszkającą w kabinie kąpielowej, Nini zamilkła z wrażenia przed ogromem morza.
– Ze wszystkich idiotycznych dzieci (Av alla idiotiska ungar) – zaczęła Mi.
– Sama jesteś idiotyczna (Idiotisk kan du vara själv) – ucięła Mama.

W końcu dziewczynka zdołała wpaść w gniew, gryząc w ogon Tatusia (sam był sobie winien, udając, że chce wrzucić Mamę do morza), zyskując uznanie Małej Mi, odzyskała przy tym wygląd.
– Widać ją! Widać! – wołał Muminek – Ona jest śliczna.
– Istne cudo – powiedział Tatuś, oglądając swój pogryziony ogon – To jest najgłupsze, najbardziej zwariowane, najgorzej wychowane dziecko, jakie kiedykolwiek widziałem, z głową czy bez!
Chcąc wyłowić z wody kapelusz, który tam zleciał, sam wpadł, czym przyprawił Nini o napad śmiechu.
– Ona podobno dawniej nigdy się nie śmiała. Uważam, żeście tak zmienili dzieciaka, że jest gorsza niż mała Mi – Too-tiki wypowiedziała dwuznaczną pochwałę – No, ale najważniejsze, że ją widać.

Mama Muminka odpowiada, że wszystko zasługą rodzinnego przepisu, jednak gdyby tak było, powinno wystarczyć bez względu na to czy dziecko wpadło w szał. W każdym razie zakończenie przewrotne, można oczekiwać, że nie ciotka ją, a ona ciotkę będzie gnębić.
Za pierwszym razem, gdy przeczytała mi to moja Mama, zakończenie wzbudziło moją myśl, ktorą wyrazić można słowami „czy musiała gryźć, skoro tylko udawał”, później za którymś razem przy samodzielnym czytaniu przyszła inna „ale skąd miała wiedzieć, że udawał”.

W szwedzkim serialu kostiumowym „Jul i Mumindalen” (Gwiazdka w Dolinie Muminków) z 1973 w odcinkach 21 „Det osynliga barnet” (Niewidzialne dziecko) i 22 „Att våga bli arg” (Odważyć się złościć) treść przekazana ściśle, Mi jest tego wzrostu, co pozostałe postacie, warto przynajmniej spojrzeć, wygląda bardzo śmiesznie.
W 16 odcinku kukiełkowego (pod mylącą nazwą „Zimowy sen”, o którym mowa w zakończeniu) dziewczynkę sprowadza … Mi, całość znacznie skrócona, Tatuś mimo doznanego bólu przejawia wyrozumiałość.
W japońskim odcinek 9 „Niewidzialne dziecko” i 10 „Koniec kłopotów Nini”, treść zasadniczo ta sama, poza tym, że doczepiony wątek Bobka (chcącego wykorzystać dziewczynkę do niecnych celów) pasujący jak pięść do nosa. Too-tiki przemawia milej niż w książce.
Co prawda niepotrzebnie została ośmieszoną, wracając niesie parasol przed sobą, zamiast nad sobą, szczegół wymyślony na użytek widowni, w książce miała płaszcz przeciwdeszczowy.
Deszcz ma być może znaczenie dla zaznaczenia nieśmiałości Nini, która woli moknąć niż wejść do przytulnego domu, jednak nieśmiałość jej podkreślona zostaje jeszcze wielokrotnie na inne sposoby.
Nini bierze udział w grzybobraniu zbierając więcej i lepiej od innych, w książce jedynie obierała zebrane grzyby i próbowała zrywać jabłka, co nie bardzo jej wyszło.
Następnie zabawa w chowanego, w książce nie zostało to wyraźnie określone, lecz z „Czarodziejskiego Kapelusza” wiadomo, że była ulubioną muminkową zabawą.
Zakończenie zmienione o tyle, że Tatuś chciał wrzucić Mamę do morza, chociaż na jedno wychodzi.
W odcinku 12 najnowszej trójwymiarowej „Doliny Muminków” początek niemożebnie i niepotrzebnie poplątany. Zamiast deszczu mgła, Too-tiki (w polskim przekładzie obdarzona męskim głosem, co można by objaśnić jej wyglądem, lecz w książkach określana jest zaimkiem rodzaju żeńskiego „hon”, co po szwedzku znaczy „ona”, po angielsku w tym odcinku też ma głos kobiecy) potajemnie zabiera Nini od ciotki (wyglądającej jak Ciotka Paszczaka), prowadzi ją (Nini, nie ciotkę) na czymś w rodzaju smyczy (! w książce dziewczynka od początku ma na szyi dzwoneczek, tu zakłada go później), lecz gubi we mgle. Nini przypadkiem spotyka Muminka podczas grzybobrania, który nie wiedząc z kim ma przyjemność, prowadzi ją do domu. Dalszy ciąg też udziwniony, Mała Mi próbuje ją namierzać oświetlając, aby zobaczyć cień itd. Too-tiki nadchodzi i opowiada o wszystkim ze zdziwieniem, że zguba dotarła do celu. Koniec złagodzony, bez gryzienia i wpadania w złość, jedynie wrzucenie do jeziora zamiast morza i wyśmianie Tatusia, niby słusznie, złość piękności szkodzi, lecz wcześniej za bardzo namieszane, jeśli kto nie zna tego skądinąd, może mieć trudność ze zrozumieniem.

„Wiosenna piosenka” wygląda jak początek większej całości, zyskałaby, gdyby nim była. Mój ulubiony bohater Włóczykij rozmyśla właśnie nad ułożeniem nowej piosenki, kiedy zagadnęło go bezimienne zwierzątko, pełne podziwu, że rozmawia z nim.
– Nigdy nie jest się zupełnie wolnym, jeśli się kogoś za bardzo podziwia, to wiem (Man blir aldrig riktigt fri om man beundrar nån för mycket, det vet jag) – odpowiedział sławny gawędziarz. Coś w tym jest. Zapytany, kiedy wróci do Doliny, rzucił :
– Przyjdę, kiedy mi się będzie podobało. Może wcale nie przyjdę. Może pójdę w zupełnie inną stronę.
I pomyślał przy tym „Dlaczego nie pozwolą mi nigdy zachować moich wspomnień o wędrówkach tylko dla siebie? Czy nie mogą zrozumieć, że gadaniem wszystko niszczą? Jeśli im opowiadam, to potem nic nie zostaje. Pamiętam tylko swoje własne opowiadanie, kiedy staram się przypomnieć sobie, jak było.”
Na prośbę zwierzątka wymyśla dla niego imię, trudne do powtórzenia. Nazajutrz zamierza iść jak najdalej, lecz zmienia zdanie i zawraca.
Spotyka znów zwierzaczka, który będąc zadowolony z imienia, żyje teraz pełnią życia.
– W każdym razie pójdę odwiedzić Muminka. Coś mi się zdaje, że trochę tęsknię za nim – powiedział Włóczykij.
– Pozdrów Muminka! Muszę się śpieszyć i żyć, tyle czasu zmarnowałem! – odpowiedział zwierzaczek i znikł.
Włóczykij wyciągnął się na mchu i patrzył w wiosenne niebo, błękitne prosto nad nim i zielone jak morze nad wierzchołkami drzew. Czuł, jak gdzieś pod kapeluszem zaczyna powstawać jego melodia, ta, która w jednej części ma się składać z nadziei, w dwóch z wiosennej tęsknoty, a jej resztę stanowić będzie niewypowiedziany zachwyt nad samotnością.

„Smok” mym zdaniem, może mylnym, więcej zapowiada, jak przynosi. Muminek przypadkiem złowił go w stawie, małego, jak pudełko zapałek, jedzącego muchy. Ukrył go w swym pokoju, do tajemnicy dopuścił początkowo tylko Włóczykija, do którego smok od razu się przywiązał. Wkrótce pogryzł wszystkich z wyjątkiem Włóczykija, a ilekroć się złościł, wypalał w czymś dziurę.
– Ach, jaki on słodki! – zawołała Panna Migotka.
– A kiedy trochę podrośnie, spali cały dom. Zobaczycie! – powiedziała Mi, chwytając ze stołu kawałek placka, smok natychmiast podleciał do niej jak mała złota furia i ugryzł ją w łapkę. Nazwała go odpowiednio, tak jak umiała (zważywszy że potrafi ubliżać dla zabawy, można sobie wyobrazić, co powie, gdy jest zła) aż siostra musiała jej zwrócić uwagę, darmnie, skoro Mi i tak powie czy zrobi co zechce.
Muminek zawiedziony tym, że smok woli Włóczykija od niego, wypuszcza smoka przez okno. Gdy smok zasnął, Włóczykij odstąpił go wraz z kapeluszem (do którego bardzo był przywiązany jak wiadomo z „Komety”) jakiemuś Paszczakowi, dodając kilka złowionych ryb za fatygę.
„Dostanie jeszcze za swoje! – pomyślał Włóczykij – I właściwie dobrze mu tak”. (chyba nie rozumiem, Paszczak jedynie łowił ryby, nie był Dozorcą ani Gliniarzem)
Później Muminkowi, który nie zauważył (a może też udał) braku kapelusza, powiedział:
– Takie małe smoki robią, co im przyjdzie do głowy. Raz tak, raz inaczej, a wystarczy, że taki jeden z drugim zobaczy muchę, zaraz zapomina o wszystkim. Tak to, widzisz, jest ze smokami. Nie warto się nimi przejmować.

W 27 odcinku serialu kukiełkowego powtórzone dokładnie, chociaż smok miał za ciemny odcień, powinien być złoty z zielonymi łapkami.
W 13 odcinku rysunkowego to samo, z drobnymi, raczej zbędnymi zmianami, jak zamiast stawu spora kałuża po ulewnym deszczu, najistotniejsze, że na końcu Włóczykij zachowuje kapelusz i słusznie.
W 3 odcinku trójwymiarowego to samo, lecz upstrzone niedorzecznymi dodatkami. Muminek biegnąc ze zdobyczą
wpada na Tatusia rąbiącego drewno, na skutek tego Tatuś przecina sobie cylinder. Ani mądre, ani śmieszne. Muminek wpada też na Filifionkę z „Zabawy w udawanie” i na Piżmowca, który znosi to ze stoickim spokojem, obojga z nich w tej opowieści nie było, a Piżmowiec z pewnością jąłby swoje, iż odmawia dłużej wytrzymywania, gdy stawiają go w tak poniżającym położeniu. Zaś Mi nadzoruje Muminka już podczas połowu, wygłaszając napuszone zdania, zupełnie do niej nie podobne. Następnie wbrew zakazom wchodzi przez okno do pokoju Muminka, na własną szkodę, gdyz zostaje tam uwięzioną, tymczasem Muminek wyprowadza smoka na smyczy, oczywiście zwierzak silniejszy od niego ciągnie go za sobą. Dalej jak poprzednio, Włóczykij poświęca kapelusz. Godne uwagi zakończenie, gdy Muminek w ostatnim zdaniu zapytuje, gdzie kapelusz.

Może bardziej zajmująco wygląda „Tajemnica Hatifnatów”. Kilkakrotnie mowa w „Pamiętnikach”, a wcześniej w „Powodzi” o tym, jak Tatuś wyruszył z tymi dziwacznymi stworami. Teraz zostaje opisane dokładnie (choć widać rozbieżność z tamtymi częściami). Zatem Tatuś wyruszył na wybrzeże morza chcąc ich poznać.
Pamiętał, jak Mimbli powiedziała kiedyś:
– Żyją niedobrym życiem. To ma jakiś związek z elektrycznością. Poza tym potrafią czytać myśli innych, a to nie jest w porządku.
W „Pamiętnikach” brzmiało to jeszcze lepiej : może depczą czyjeś ogródki warzywne i piją piwo.
Przypłynęło ich trzech. Spojrzeli na Tatusia okrągłymi, bladymi oczyma. Tatuś zdjął kapelusz, a kiedy mówił, machali łapkami do taktu i zaplątał się w długim zdaniu o horyzontach i werandach, o wolności, a także o prawie do niepicia herbaty, kiedy się na to nie ma ochoty (przepiękne zdanie, znam to uczucie, też potrafię zmieścić za dużo w jednej wypowiedzi, tak że za trudno zrozumieć). Wsiadł do ich łodzi, zastawiając, czy tymi łapkami czytają w myślach. Wyruszyli i dopłynęli do niegościnnie wyglądającej wyspy.

Była tam góra stroma i śliska, nieżyczliwa jak cała wyspa, która najzupełniej wyraźnie dawała do zrozumienia, że chce, aby ją zostawiono w spokoju. Nie było na niej kwiatów ani mchu, nie było w ogóle nic – po prostu wyłaniała się z morza i wyglądała na złą. (W dwóch zdaniach zawarte więcej niż mogły by pomiescić całe tomy)

– Czy tu wylądujemy? – spytał Tatuś, a że milczeli, dodał - Jeżeli pytam, czy będziemy lądować, chociaż widzę, że będziemy, to chyba możecie w każdym razie odpowiedzieć. Cokolwiek, tyle, żebym wiedział, że mam towarzystwo.
Hatifnatowie zabrali stamtąd naładowany zwitek kory. Być może był to ich znak rozpoznawczy.
Tatuś spróbował wysiąść, czego od razu pożałował, wyspa była zamieszkaną przez chmary czerwonych pajączków (do czego mogly być aluzją?) uciekających przed Hatifnatami.
Później odwiedzają kolejne takie wysepki, aż w końcu na jednej zgromadzona ich większa ilość wspólnymi siłami ściąga burzę. Tatuś rozumie wreszcie (dziwne, że dopiero teraz), iż nie jest to dla niego i samotnie wraca w jednej z łódek.

Tęsknił za swoją rodziną i za swoją werandą. Wydało mu się nagle, że dopiero tam będzie miał tyle przygód i będzie tak wolny, jak tylko powinien być prawdziwy tatuś.

Ostatnie dwa zdania przypominają mi zakończenie „Niezwyciężonego”:

„Rohan, któremu rakietnica wypadła z ręki, ani wiedział, kiedy zesunął się po boku maszyny i chwiejnym, przesadnie dużym krokiem, nienaturalnie wyprostowany, zaciskając pięści, by zdusić nieznośne drżenie palców, szedł prosto na dwudziestopiętrowy statek, który stał w powodzi świateł, na tle blednącego nieba, tak majestatyczny w swym nieruchomym ogromie, jakby naprawdę był niezwyciężony.”

„Cedryk” Był zabawką w kształcie psa, którą Ryjek (tu z niejasnych powodów występuje pod swym właściwym imieniem Sniff) podarował córce Gapsy i rozpaczał z tego powodu. Cedryk miał oczy z topazów a na obroży selenit. Poza tym wyraz twarzy nie do naśladowania, taki, jakiego nie miał nigdy żaden inny pies.
– Jeżeli tak bardzo kochałeś Cedryka, to mogłeś przynajmniej dać go komuś, kogo lubisz, a nie córce Gapsy – powiedziała Mama Muminka.
– To wszystko przez Muminka. Powiedział, że jeżeli się oddaje coś, co się lubi, to zwraca się to dziesięciokrotnie i ma się potem bardzo miłe uczucie. Oszukał mnie.
Aby go pocieszyć Włóczykij opowiada o cioci swej mamy (zatem jakiejś Mimbli), która nie miała przyjaciół, ale kochała swoje piękne rzeczy, które zbierała przez całe życie (co pasowałoby raczej do Filifionki). Raz połknąwszy jakąś kość, miała od tego umrzeć i rozdała swoje skarby, lecz w końcu ze śmiechu wypluła tę kość i wyzdrowiała.
– Naprawdę? Biedna ciotka!
– Co chcesz powiedzieć przez to: biedna ciotka?
– No, przecież oddała wszystko! Całkiem bez potrzeby! Przecież wcale nie umarła! Czy poszła potem i odebrała te rzeczy?
– Oczywiście, że nie. Zostało jej łoże, bardzo cenne. Ostatnio wyruszyła nad Amazonkę, jak zawsze chciała.
Ryjek nie załapał pointy, lecz odnalazł Cedryka, co prawda już bez szlachetnych kamieni, ale kochał nadal go tak samo, mimo że robił to tylko z miłości. A to na pewno przynosi mu zaszczyt. (Uwaga Autorki)

„Choinka” Opowieść Wigilijna Muminków, dość zabawna.

– Mamusiu! Zbudź się! – zawołał Muminek przerażony – Stało się coś strasznego! To się nazywa Wigilia!
– Co chcesz przez to powiedzieć? – spytała Mama, wysuwając pyszczek spod kołdry.
– Nie wiem dokładnie – odpowiedział Muminek – Ale nic nie jest przygotowane i coś przepadło i wszyscy biegają jak zwariowani.

Tatuś, usłyszawszy że do Wigilii potrzebna jest choinka, a o własne drzewa bardzo dbał, ściął świerk należący mieszkającej w pobliżu Gapsy, która na szczęście tego nie załapała. Wygląda, że Gapsa (o której dalej) jest ich sąsiadką, o czym mowa po raz pierwszy.

Z pewnością nie zaszkodziłaby jeszcze jedna przygoda Włóczykija, albo i dwie chociaż. Również za mało o mojej ulubionej Pannie Migotce, co obniża średnią ocenę.

Osobno omawiam najbardziej mym zdaniem udane: Filifionkę, Homka i Paszczaka.

Filifionka wierząca w katastrofy. Zakładam, że to ona występuje w „Listopadzie”. Wyraźnie inna od tej z „Lata” (tamta jest wesoła, co prawda dzięki Pannie Migotce). Mieszka samotnie na niegościnnym wybrzeżu w ponurym domu, pomalowanym w celu pozbycia starych farb na ciemnoszaro z zewnątrz i na brązowo wewnątrz (tak samo oszczędzał na malowaniu Wiercipiętek w „Pamiętnikach”). Wynajęła go bardziej z poczucia obowiązku, niż z potrzeby (działanie wyraźnie filifionkowe),
bowiem dała sobie wmówić, jakoby jej babcia też tam kiedyś mieszkała.

Pokoje były tak wysokie, że sufit pozostawał zawsze w cieniu, a okna duże i poważne do tego stopnia, iż żadne koronkowe firanki na świecie nie mogłyby ich ozdobić i uczynić miłymi. Nie były to okna do wyglądania, za to każdy mógł łatwo zajrzeć do środka, a tego Filifionka nie lubiła.

A kto lubi, swoją drogą.

Przewiduje nadciągający kataklizm, jak Piżmowiec na początku „Komety”, ma Przeczucia, niczym Jok w „Pamiętnikach”. W pogodny dzień powtarza sobie:
– To tylko cisza przed burzą.
Wyobraża sobie katastrofę, właściwie ciągle w myślach ją przeżywa i jest z tego dumną. Równocześnie potrzebuje zrozumienia, lecz jedyna przyjaciółka (o ile można ją tak nazwać) Gapsa (Gafsan, co znaczy „Gaduła” czy „Plotkara”) nie chce czy nie potrafi. Gapsa uchodzi za damę, lecz wygląd ma czupiradła, a usposobienie do tego odpowiednie. Filifionka zaś z trudnością wyraża, co czuje. Znam to uczucie, bywa, iż chcąc przekazać to, co mnie dręczy, mówię o czymś zupełnie innym. Przez to Filifionka ta zawsze wydaje mi się bliską (chociaż ktoś może powiedzieć: osobliwy powód). Również zatopione lądy i tym podobne zwykle mnie ciekawią, czytając o nich od razu tę Filifionkę mam na myśli.

– Niech mi pani wierzy, kochana, jesteśmy bardzo małe i nic nie znaczymy razem z naszymi ciasteczkami do herbaty i naszymi chodnikami, i wszystkim tym, co jest ważne, pani wie, okropnie ważne, lecz zawsze zagrożone przez to nieubłagane – mówiła Filifionka – To, czego nie można uprosić, z czym nie można dyskutować, czego nie można zrozumieć i o czym się nie wie. To, co się czai w ciemnym pokoju i przychodzi skądś z dala i czego nigdy nie widać, aż już jest za późno. Czy pani to kiedyś czuła?

Gapsa oczywiście odpowiada coś bez związku i nie na temat, po czym wraca do siebie.

Pozostawiona sama ze swymi mrocznymi przeczuciami Filifionka szuka schronienia w spiżarni, gdzie przecież nie jest bezpieczniej niż gdziekolwiek. Nadciąga sztorm. Chciała zadzwonić do Gapsy mówiąc:
– A nie mówiłam ?
Ale przewód był zerwany.

Zakończenie trudne do przewidzenia. Apokaliptyczna przepowiednia staje się rzeczywistością, a Filifionka zachowuje spokój, w końcu nawet ogarnia ją radość.

Lubię ją i cenię, a nawet podziwiam.

Być może moje rozumienie tej opowieści wypada zbyt jednostronnie.

Być może można dostrzec jeszcze jakieś inne przesłania, cokolwiek miałoby to znaczyć, zatem zachęcam do przeczytania.

Przy tym zwracam uwagę, iż Filifionki mają bardzo zabawne pyszczki.
https://moomin.fandom.com/wiki/Mrs_Fillyjonk
Jamniczkę mojej cioci nazywam Filifionką, gdyż ma bardzo filifionkowy wygląd (jamniczka, nie ciocia).

„Straszna historia” trochę podobna, lecz rozwiązana inaczej. Jeden z Homków (młodszy i mniej rozważny od tego z „Lata”) obdarzony wybujałą wyobraźnią, wymyśla przerażające opowieści. Można by to uznać za chorobliwą skłonność do zmyśleń, lecz moim zdaniem wygląda raczej na przykład konfabulacji, bowiem sam w to wierzy (co także jest zaburzeniem umysłowym). W „Pamiętnikach” Mimbla opowiadała o czymś zbliżonym:
– Bardzo lubię historie o duchach! Mama zawsze starała się straszyć nas wieczorem okropny mi historiami. Opowiadała i opowiadała, aż w końcu tak się sama zaczynała bać, że nie spaliśmy pół nocy, bo trzeba było ją uspokajać.
Co prawda Mimbla znana była z kłamstw, lecz Tatuś trochę dalej opisuje, jak jej mama przed snem czyta dzieciom kryminał: inspektor policji Twiggs wyciągnął trzycalowy gwóźdź z ucha zamordowanego …
Wracając do Homka, granica miedzy rzeczywistością a wyobrażeniem ulega zatarciu:
„Chwilami leżał nieruchomo i czujnie wypatrywał wroga przez sztachety, po czym znów czołgał się naprzód. Jego młodszy braciszek posuwał się tuż za nim. Kiedy Homek dotarł do warzywnika, rozciągnął się płasko na brzuchu i wpełzł między główki sałaty. Była to jedyna możliwość. Wróg wszędzie rozesłał swych zwiadowców, a część z nich fruwała w powietrzu.
– Cały jestem czarny – poskarżył się braciszek.
– Cicho – szepnął Homek – jeśli chcesz żyć. A czego się spodziewałeś? Że w tropikalnych błotach zrobisz się niebieski?
– To przecież sałata – powiedział braciszek.
– Zobaczysz: prędko staniesz się dorosły, jeżeli będziesz taki – rzekł Homek – Będziesz jak tatuś i mamusia, i dobrze ci tak. Będziesz widział i słyszał w zwykły sposób, a to znaczy, że nic nie będziesz widział ani słyszał, tak to się skończy.
– Mhm – mruknął braciszek pojednawczo i zaczął jeść ziemię.
– Ziemia jest zatruta – ostrzegł go Homek krótko – Wszystkie owoce, które rosną w tym kraju, są zatrute. No tak, spostrzegli nas, i to przez ciebie.
Dwaj zwiadowcy śmignęli ponad grządkami groszku, ale Homek szybko ich zestrzelił. Dysząc z napięcia i wysiłku, zsunął się do rowu i siedział cicho jak żaba. Nasłuchiwał tak pilnie, aż drżały mu uszy i głowa go rozbolała. Pozostali zwiadowcy zachowywali się cicho, lecz zbliżali się z wolna, pełznąc w trawie. W trawie prerii. A było ich niezliczone mnóstwo. (…) W rowie było mokro, więc Homek wstał i zaczął brodzić. Był to szeroki, długi rów i Homek postanowił odkryć biegun południowy; szedł coraz dalej i dalej, coraz bardziej zmęczony, zapasy wody i żywności były na ukończeniu, a do tego wszystkiego został jeszcze pogryziony przez białego niedźwiedzia polarnego. (…) Wyszedł na bagnisko. Było szare i ciemnozielone, a tu i ówdzie błyskała czarna woda. Dookoła niczym śnieg bieliła się wełnianka i unosił się zapach pleśni.
Nie wolno wchodzić na bagno – pomyślał Homek – Małym Homkom nie wolno, a duże tu nigdy nie przychodzą. Ale nikt poza mną nie wie, dlaczego tu jest niebezpiecznie... Bo późną nocą przejeżdża tędy Wielki Wóz-Widmo na ciężkich kołach. Z daleka słychać, jak turkocze, ale nie wiadomo, kto nim powozi... (…)
Nagle ogarnął go lęk, szedł od żołądka w górę. Dopiero co nie było żadnego Wozu, nikt nigdy o nim nie słyszał. Ale gdy wymyślił go sobie, natychmiast stał się rzeczywistością. Był wprawdzie gdzieś daleko, lecz tylko czekał w mroku, żeby się wytoczyć. (…)
– Chciałbym ich zobaczyć oko w oko z Hotomombą – mruczał Homek – Ale by się zdziwili! (…) Wszystko jest naprawdę. Wróg i Hotomomba, i węże bagienne, i Wóz-Widmo. Są tak samo naprawdę, jak na przykład nasi sąsiedzi, ogrodnik, kury i hulajnoga.
Powiedziawszy to, stanął bez ruchu wśród ostrych bagiennych traw i zaczął nasłuchiwać. Gdzieś w oddali jechał Wóz-Widmo, rzucał czerwone światło na wrzosy, skrzypiał, trzeszczał i toczył się coraz prędzej.
– Nie trzeba było udawać, że jest. Teraz jest naprawdę – szepnął Homek do siebie – W nogi!
Kępy trawy kołysały się i gięły pod jego łapkami, czarne doły z wodą lśniły jak oczy, a błoto wciskało mu się między palce nóg.
– Nie wolno mi ani trochę myśleć o wężach – stwierdził Homek i w tej samej chwili pomyślał o nich tak gwałtownie i żywo, że wszystkie powyłaziły ze swych dziur i oblizywały sobie wąsy.”
Nawet gdy zabrania sobie myśleć o czymś, jest to silniejsze od niego, też tak miewam.
Zakończenie przewrotne, spotkał bowiem Małą Mi i próbował nastraszyć, ona oczywiście w lot chwyciła i jęła opowiadać głupoty w tym samym duchu utrzymane, tylko jeszcze większe, co w końcu uświadomiło mu, by dać sobie spokój z wymyślonymi zagrożeniami. Czy na długo ?

Hotomomba wygląda na bardzo udaną nazwę, jak bomba i hekatomba.

Paszczak, który kochał ciszę i spokój, w pełni go rozumiem.
Był bileterem w wesołym miasteczku, prowadzonym przez jego krewnych, co pojmował na swój sposób, gdyż czasem wpuszczał bez biletu. Kiedy wielka ulewa zmyła jego miejsce pracy, poprosił o przejście w stan spoczynku, gdyż hałas mu obrzydł. Jako odprawę dostał od rodziny zapuszczony park, coś w rodzaju Tajemniczego Ogrodu (bowiem angielski ogród jest w stanie dzikim). Dzieci przywykłe do wesołego miasteczka naznosiły to, co z niego ocalało do tego parku. Paszczak po wahaniach pozwolił im na zabawy, pod warunkiem, że będą cicho. Choć trudno uwierzyć, dotrzymały słowa.

Po szwedzku książka ma nazwę „Det osynliga barnet och andra berättelser” (Niewidzialne dziecko i inne opowiadania)
Jedyna część złożona z pojedynczych opowiadań. Jest ich 9 i wielka szkoda, że tylko tyle.
„Wiosenna piosenka” (Vårvisan)
„Straszna historia” (En hemsk historia)
„O Filifionce, która wierzyła w katastrofy” (Filifjonkan som trodde på katastrofer)
„Historia o...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Zima” wyraźnie inna od wcześniejszych przygód uchodzi za dojrzalszą, cokolwiek to znaczy, jednak raczej nastąpiło obniżenie poziomu (oczywiście to tylko moje wrażenie, być może mylne). Oceniam wysoko, lecz niżej od tamtych. Zima jest moją ulubioną porą roku, na odwrót niż Muminka, dla którego stanowi obcy świat.
– Ten świat należy do kogoś innego, kogo nie znam. Może do Buki. I nie został zrobiony po to, aby żyły w nim Muminki – mówi do siebie.

Z dawnych znajomych liczyć może tylko na towarzystwo Mi (trudno nazwać ją przyjaciółką, lubię ją, jednak Włóczykija i Pannę Migotkę bardziej).

Zimę można by też uznać za kolejną z klęsk żywiołowych po komecie czy powodzi. Z głodu jakiś zrozpaczony Paszczak zjadł podobno własny zbiór chrząszczy, ale musiała to być plotka, zjadł bowiem raczej zbiór swojego kolegi (czyżby chodziło o Entomologa z „Komety” ?)

Powieść zapewne zyskałaby na pominięciu trzeciego rozdziału, a przynajmniej sporej jego części. Od strony morza wieczorową porą nadciąga Lodowa Pani (Isfrun) bardzo piękna (książka nie zawiera jej podobizny) rzucająca wokół zamrażające spojrzenie (przypis upewnia, że zamrożenie zachodzi odwracalnie). Kim bądź czym jest, uosobieniem zimy, nowym a potężniejszym wcieleniem Królowej Śniegu, a może czymś w rodzaju Meduzy ?
Zamrażanie wzrokiem wygląda bardziej na skutek uboczny niż umyślność.

Wróbel_w_czapce „według mnie jak już komuś w trakcie książki robimy scenę pogrzebu, to go nie zmartwychwstawajmy na koniec” Jednak do pogrzebu nie doszło, skoro uniósł ją Śnieżny Rumak i pojechał gdzieś w siną dal.

W japońskiej kreskówce Pani wygląd ma dziwaczny, a nawet głupawy, jest też wyraźnie wredna. Zaczepiona przez Mi dla zgrywy (w książce Mi jedynie zapowiada, że może kiedyś ugryzie ją w nogę, znając Mi, byłaby to w stanie zrobić) ściga ją i dogania, by zamrozić, jakby za karę. Chociaż takie dookreślenie było zbędne, zmusiło mnie do zastanowienia, czy Muminki mają jakiegoś wroga.
Czarodziej budzi obawy, lecz przy bliskim poznaniu zyskuje, Duch bardziej zabawny niż straszny, Pies Morski szybko ginie, Hatifnatowie rażą prądem lecz wystarczy ich wymijać. Czyżby Buka ? Na szczęście zamraża tylko dotykiem, co nie jest jej celem. Szuka ciepła, które miałoby ją ogrzać. Jest bardziej nieszczęśliwa niż zła, daremnie oczekująca zmiłowania. W „Zimie” widać ją większą niż w „Kapeluszu” (W jej okrągłych, małych oczach odbijał się blask ognia, ale poza tym wyglądała jak wielka, bezkształtna, szara masa. Była o wiele większa niż w sierpniu.) Czyżby urosła ? „Morze” pokazuje Bukę jakby z lepszej strony, o ile ją ma.

Jeśli wziąć w nawias rozdział trzeci, do pozostałych brak jednego zasadniczego zarzutu, za to sporo drobnych. Zbyt wiele dostrzegam wątków niezrozumiałych i niewyjaśnionych, były i we wcześniejszych, lecz tu w większym zagęszczeniu.
Muminek dotąd może nie zawsze najmądrzejszy lecz przynajmniej dzielnie znoszący przeciwności, zwłaszcza w „Komecie” czy „Nocy Świętojańskiej”, tu wypada słabiej i naiwniej, co może zrozumiałe, lecz do pewnych granic.

Początkowo stawia opór zimie śpiewając:
Słuchajcie, dzieci zimy, które boicie się Słońca,
to wy pokryłyście mrokiem dolinę dawniej kwitnącą.
Wiatr niesie śnieg i wyje, i pędzi w szalonym biegu,
A ja samotny, w rozpaczy, uciekam, uciekam od śniegu.
I chciałbym upaść i płakać, znużony wichrem i mrozem
I widzę moją werandę niebieską, widzę błyszczące morze.
Do światła, ciepła, do Słońca tęsknię i sił już nie mam.
Ach, wiedzcie, nie dla mnie jest wasza okrutna zima!

Z czasem przywyka, lecz przywykanie trwa długo.

– Wszystko trzeba odkryć samemu. I również przejść przez to samemu – mówi Too-tiki (kim jest ani skąd tam się wzięła, nie wiadomo).
Niby słusznie, jednak raczej mu to utrudnia. Na pytania odpowiada na ogół wykrętnie bądź obraca w żart.
Gdy Muminek zauważa:
– Ktoś wynosi rzeczy z domu Tatusia.
– To chyba tylko dobrze – rzekła Too-tiki wesoło – Masz o wiele za dużo rzeczy wokół siebie. Takich, które wspominasz, i takich, o których marzysz.
Przez grzeczność pominę, z czym to wzbudziło moje skojarzenie, Piratką jestem wyłącznie informacyjną (zgodnie z art. 23 Prawa Autorskiego).

Jakoby miała być zeńskim odpowiednikiem Włóczykija, jeśli tak, to nie dostrzegam podobieństwa (i nie chodzi o płeć), Muminek też raczej go nie widział. Włóczykij, odkąd sięgam pamięcią, zawsze budził zaufanie i w ogóle (nawet jak czasem miał dziwne pomysły).

- Teraz kabina kąpielowa znowu będzie kabiną kąpielową - powiedziała, gdy było cieplej - A potem, kiedy wszędzie zrobi się zielono i miło, będziesz mógł leżeć na brzuszku na ciepłych deskach pomostu i słuchać, jak woda pluszcze o brzeg...
- Czemu nie mówiłaś mi tego w zimie? - przerwał Muminek - To by mnie pocieszyło. Kiedyś powiedziałem: "Tu rosły jabłka". A ty na to:. "Ale teraz rośnie śnieg". Czy nie rozumiałaś, że ogarniała mnie melancholia?
Stać ją tylko na wzruszeniea ramionami:
- Wszystko trzeba odkryć samemu.

Można podać inne przykłady, lecz wystarczy. W każdym razie Too-tiki jest, przynajmniej dla mnie, postacią dostatecznie odstręczającą. Może trochę lepiej wypadła w „Opowiadaniach”, lecz też nie bardzo.

Swoją drogą doświadczona tłumaczka jak Irena Szuch-Wyszomirska, która tak wspaniale przełożyła Sniffa na Ryjka, Snorka na Migotka, Snusmumrikena na Włóczykija, Hemulena na Paszczaka czy Misabel na Bufkę, mogłaby wymyślić dla Too-tiki jakieś ładniejsze imię, a przynajmniej takie, które można odmieniać przez przypadki.

Na domiar utrapień przyjeżdża Paszczak Narciarz grający na trąbie. Paszczaki często uszczęśliwiają innych na siłę (wyraźnym wyjątkiem był Paszczak kochający ciszę z „Opowiadań”). Ten również, narzuca swe rubaszne towarzystwo, zmusza Muminka do zjeżdżania na nartach. Goście, których Muminek nolens volens wpuszcza do domu, też mają Narciarza serdecznie dosyć. Too-tiki aby go unikać całymi dniami łowi ryby siedząc pod lodem, to chyba głównie potrafi, jedynie Mała Mi, którą podnieca jazda na nartach, nawiązuje z nim coś w rodzaju porozumienia. Muminek w końcu przywyka i do niego.

Leśna Drobinka Salome uwielbia jego trąbę, Paszczak z kolei kocha psy, jedyny pies Ynk tęskni do wilków, z opóźnieniem odkrywając, że to towarzystwo nie dla niego. W końcu cała trójka zadowolona odjeżdża, Drobinka siedząc w plecaku Paszczaka.

Salome (jej imie znaczy po hebrajsku Pokój, tak jak Irena po grecku) jest tak malutka, że mieszkała była w tramwaju z morskiej pianki, wygranym ongi przez Tatusia na Wyspie Autokraty. Powróci w „Kto pocieszy Maciupka” razem z trąbą, zatem zapewne i z Narciarzem, Ynk zaś z jakimś Paszczakiem (lecz czy tym samym, gdyż bez trąby) w „Niebezpiecznej podróży”. Poświęcam Drobince trochę miejsca, gdyż z nowopoznanych jest jedyną postacią, jaką polubiłam.

Żarty w tej części jakby mnie śmieszą, lecz co kto lubi. Na przykład gdy Muminek zapytuje jakiegoś zwierzaczka, czy smakował mu chlebek zwany knäckebröd, tamten odpowiada coś w swojej mowie, jeszcze mniej zrozumiałej niż u Topika i Topci. Muminek prosi o wyjaśnienie, na co słyszy wypowiedziane ze złością:
– Radamsa !
Łatwo było domyśleć, iż musi to być jakimś przekleństwem, lecz Muminek z podziwu godną bezmyślnością jął powtarzać to słowo, wówczas zwierzaczek obrażony poszedł sobie.

Trochę weselsze podejście do zimy widać w napisanym 5 lat później ostatnim z „Opowiadań z Doliny Muminków” o choince.

Wreszcie śniegi topnieją, rodzina wstaje ze snu, Muminek serdecznie wita swą ukochaną Pannę Migotkę, zastanawiając czy kiedykolwiek będzie mógł jej opowiedzieć o swojej zimie tak, żeby to zrozumiała. Wcześniej. gdy spała, mało odkrywczo zauważył, że była bardzo miła.

W zakończeniu zabrakło Włóczykija, widać go co prawda na obrazku, zapewne zatem wkrótce przybył, jak to zapowiedział był w pożegnalnym liście, lecz było by znacznie milej, gdyby przynajmniej w ostatnim zdaniu książki powiedział to swoje :
– Hej !

„Zima” wyraźnie inna od wcześniejszych przygód uchodzi za dojrzalszą, cokolwiek to znaczy, jednak raczej nastąpiło obniżenie poziomu (oczywiście to tylko moje wrażenie, być może mylne). Oceniam wysoko, lecz niżej od tamtych. Zima jest moją ulubioną porą roku, na odwrót niż Muminka, dla którego stanowi obcy świat.
– Ten świat należy do kogoś innego, kogo nie znam. Może do...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Lato” było moją pierwszą muminkową przygodą. W zasadzie, gdyż zapamiętałam jedno zdanie :
– Ogromnie mi przykro, że znów muszę was wsadzić do więzienia – powiedziała Paszczakówna.
Zapomniałam zapewne, czyje to były słowa, lecz widocznie zdanie utkwiło w pamięci, gdyż zamykanie za kratami mnie zaniepokoiło. Czytała to na głos moja Mama (pożyczone od kogoś) gdy miałam ze 2 lata, może 3. Pierwszą przyswojoną świadomie w całości kilka lat później „Kometa”, dalej kolejne, w innej kolejności niż wychodziły, na końcu ponownie „Lato”.

Treść bardziej zawikłana niż poprzednich, miejscami mogla by być lepszą.

Tytuł w tłumaczeniu mniej więcej udany, bowiem również „Kometa” i „Kapelusz” są w lecie, łagodna okładka nie zapowiada dość dramatycznej treści.

Właściwa nazwa to „Niebezpieczna Noc Świętojańska” (Farlig Midsommar),
bardziej pasowała by „Powódź”, lecz została wykorzystana w pierwszej części.

W „Lecie” oprócz Muminka z rodzicami i Panny Migotki w Dolinie mieszkają Mimbla i Mała Mi, przybyły w końcu „Pamiętników” z Fredriksonem.

Szkoda, że nie wiadomo co z Fredriksonem.

Gdzieś zniknęli bez śladu:
Topik i Topcia, widocznie śmieszne istotki ruszyły dalej.
Paszczak Botanik i Piżmowiec, może i dobrze, bo tylko kłopoty sprawiali.
Ryjek zapewne został z Wiercipiętkiem i Groką, zawsze mnie wkurzał, chociaż w ostateczności mógł być, w późniejszych „Opowiadaniach” wypadł trochę lepiej. Tu jego złośliwości z naddatkiem wypełnia Mi.
Migotek, podobny do Smerfa Ważniaka, ale też mógł być, nawet pasowałby w teatrze jako „pan kierownik”, jednak wypadałoby dodać z pół zdania gdzie jest.

Początek przypomina „Kometę”, tylko wiecej na raz, wpierw opady sadzy z wulkanu, później trzęsienie ziemi, w końcu powódź. Rodzina szuka schronienia na piętrze, a gdy woda jeszcze przybrała, zmuszona, wraz z nowopoznanymi Homkiem i Bufką, przejść do przepływającego obok teatru (początkowo branego za niezwykły dom).
Homek próbuje naukowo wyjaśnić powódź, Bufka (Misabel) wygląda na podręcznikowy przykład urojeń ksobnych:
– Przedwczoraj ktoś mi włożył szyszkę do buta, żeby podkreślić, jakie mam duże stopy, wczoraj jakiś Paszczak przechodząc koło mego okna zaśmiał się dwuznacznie, a dziś znowu to!

Mała Mi wita ich po swojemu:
– Jesteście głupi !

Widok Księżyca doprowadza Bufkę do płaczu:
– Jest taki jak ja, samotny i okrągły.
Cóż, sama wygląd ma średnio pociągający, co nie polepsza jej samopoczucia. Wylewa żale na Pannę Migotkę :
– Nawet nie masz sukienki! Wolałabym raczej umrzeć niż tak chodzić!
Później, usłyszawszy, że w garderobie jest za duży wybór sukien, jakby spogląda na Migotkę przychylniej. Towarzystwo takiej histeryczki jak Bufka może doprowadzić do rozpaczy, w zasadzie ją rozumiem, też potrafię płakać bez dorzecznego powodu, lecz są granice wytrzymałości.

Oglądają teatr z bliska nie rozumiejąc czemu to wszystko służy (napis na drzwiach „Rekwizytornia” biorą za nazwisko...). Szczurzyca Emma, bardziej nieprzyjemna od Ciotki Paszczaka, wpierw próbuje ich wystraszyć, później wyjaśnia, czym jest teatr, tyleż z wyższością, co zawile.
Trudno co prawda uwierzyć, by o tym dotąd nie wiedzieli, skoro w „Czarodziejskim Kapeluszu” Panna Migotka mówiła o zdjęciach gwiazd filmowych.

– Czy ona się gniewa na mnie? – szepnęła Bufka na widok zrzędzącej Emmy.
– A coś ty jej zrobiła? – zapytała Mimbla.
– Nic. Po prostu czuję to. Wciąż czuję, że się ktoś na mnie gniewa.

Tatuś Muminka przycumował teatr do drzewa, wbijając laskę w budkę suflera. Muminek z panną Migotką postanawiają spędzić noc na drzewie. Gdy zasypiają Emma wyrywa laskę, przez co teatr odpływa. Osiada później na mieliźnie. Przy tym Mi wypadła do wody i dotarła do obozowiska Włóczykija.

Tatuś za radą Mamy piszę sztukę „Narzeczone Lwa” o niezrozumiałej treści, przypominającej chyba igrzyska w starożytnym Rzymie. Bufka postawia zostać gwiazdą:
– Zamawiam sobie, żebym mogła umrzeć na końcu!
Poczucie niższości próbuje wyrównywać z naddatkiem przez grę w sztuce.
– A czy ja mogę być tą, która zabije Bufkę? – spytała Mimbla.

I jak tu je pogodzić ?

Emma daje porady:
– Jestem pewna, że będzie to coś zupełnie okropnego. Ale jeżeli koniecznie chcecie, żeby była klapa, to mogę wam udzielić kilku rad.

Tatuś z trudem zrymował wszystko, lecz Emma przynudza, by było bez rymu (tylko czemu ?).
– Powiedziałyśmy przecież, że obie chcemy umrzeć na końcu! Dlaczego tylko Bufka ma być zjedzoną przez Lwa, skoro sztuka ma nazwę „Narzeczone Lwa”? – pytała Mimbla.
– Dobrze, Lew zje najpierw ciebie, a potem Bufkę – odrzekł Tatuś.
– Czy Bufka ma grać żonę Muminka [!] i czy wobec tego Mimbla jest niezamężną ?
– Nie chcę być niezamężną !
– To niech będą siostrami ! – odpowiedział Tatuś na inne pytanie, niż było zadane.

Przy próbie wpierw występuje Mimbla mówiąc :

Gdy umrę tej nocy
choć niewinność ma
ku niebu głośno krzyczy,
morze przemieni się w krew
a w popiół wiosenna ziemia.

Czy było to z Apokalipsy czy z Eddy ?

Chór w osobie Emmy woła w kółko:
– Prorocza to noc !

Następnie Tatuś wygraża:

O zadrżyj, niewierna Mimblo i słuchaj, jak głodny Lew
z wściekłością potrząsa swą klatką i wyje do Księżyca!

Na scenę wchodzi Bufka mając wyrazić radość, choć z głosu trudno to poznać :

Ach, co za radość jest widzieć,
jak głowa twa trzaska w kawałki...

Czy chodziło o głowę Tatusia ?

Potykając o swą długą suknię wypadła do łódki, oklaskiwana przez widownię. Wreszcie była szczęśliwą …

Emma uprzedza: widownia i tak nic nie zrozumie.

W parku pilnowanym przez Dozorcę Włóczykij zasiał nasiona Hatifnatów (o tym że wyrastają z nasion mowa po raz pierwszy, nie wyjaśnione skąd je wziął). Ku uciesze Mi (początkowo także mojej, teraz zastanawiam, czy warto było) poraził prądem Dozorcę, następnie powyrywał napisy zakazujące skakania, gwizdania, śmiania czy siadania na trawie. Czym sprawił sobie kłopot (pośrednio i innym, o czym dalej) bowiem przychodzące do parku dzieci uznały go za swego opiekuna. W końcu zabrał je na przedstawienie. Zdziwiony, co też rodzina Muminków wyczynia na scenie, usłyszał głos Mi:
– Dlaczego Tatuś Muminka gniewa się na moją siostrę? N i e w o l n o mu krzyczeć na moją siostrę!
Właśnie.
– Jesteś krewną Mimbli? – spytał.
– Przecież opowiadałam ci przez cały czas o mojej siostrze, nie słuchałeś, co mówiłam?
Dziwne, gdyż Włóczykij wiedział z „Pamiętników Tatusia” że Mi jest jego krewną po matce.
Gdy Lew zaczął ścigać Mimblę, Mi skoczyła na scenę i ugryzła go w nogę. I tak trzymać.

W japońskiej kreskówce wygladało to zabawnie.

Niechaj czas wam szybko mija
W towarzystwie Włóczykija
(to mój wkład wierszowany)

Tymczasem Muminek ze swą ukochaną przechodzą po gałęziach na suchy ląd i docierają do domu Filifionki, siostrzenicy męża Emmy (zginął był od przygniecenia żelazną kurtyną). Wysyła co roku świąteczne zaproszenie, lecz Emma nie raczy odpowiadać. Panna Migotka pociesza ją, przyjmowanie gości powinno być przyjemnością, a nie obowiązkiem:
– Przecież możesz zaprosić nas.
Po udanym przyjęciu wychodzą na dwór, gdzie znajdują tablice porozrzucane przez Włóczykija. W dobrej wierze robią z nich ognisko. Panna Migotka poucza rozradowaną Filifionkę o wróżbach świętojańskich. Nagle nadchodzi Paszczak Gliniarz i zgarnia całą trójkę za chuligaństwo.
W słuchowisku z 1978 śpiewa przy tym:

Ej, wisusy i chłopaki, Paszczak wsadzi was do paki.
Obrzydliwi podpalacze, wprost nie można na was patrzeć.
Ja wyaresztuję wszystkich, którym zbrodni cień się przyśni.
A to niebywała heca, proszę tylko nie zaprzeczać.
Są od tego policjanci, żeby takich w pudle niańczyć.
Zabraniamy gwizdać, śmiać się, a nakazujemy bać się.

Przy którymś kolejnym czytaniu zastanowiło mnie jak wygląda tam wymiar sprawiedliwości, bowiem Paszczak był chyba jednocześnie sędzią i strażnikiem więziennym. Karę obmyśla dość dotkliwą, chociaż może zbyt łagodną, jak na zarzut porażenia prądem. Na szczęście robi sobie wolne, aby obejrzeć przedstawienie, zostawiając więźniów pod opieką kuzynki. Ma przy tym wątpliwości:
– Jest za dobra, mogłaby was wypuścić.
Co wkrótce nastąpiło.

Ostatni rozdział trochę naciągany, trudno uwierzyć, by po tym wszystkim Paszczak był tak wyrozumiały.

Zatrzymali się z długim westchnieniem ulgi i każdy z nich czuł to, co się czuje, gdy wreszcie jest się już w domu. Wszystko wyglądało jak dawniej. Piękna poręcz werandy rzeźbiona w liście nie była połamana. Po dawnemu rósł słonecznik i stała beczka na wodę, a hamak wymókł w czasie powodzi i nareszcie miał przyjemny kolor.

Było tak, jakby nic się nie zdarzyło i jakby żadne niebezpieczeństwo nigdy już nie mogło im zagrozić.

„Lato” było moją pierwszą muminkową przygodą. W zasadzie, gdyż zapamiętałam jedno zdanie :
– Ogromnie mi przykro, że znów muszę was wsadzić do więzienia – powiedziała Paszczakówna.
Zapomniałam zapewne, czyje to były słowa, lecz widocznie zdanie utkwiło w pamięci, gdyż zamykanie za kratami mnie zaniepokoiło. Czytała to na głos moja Mama (pożyczone od kogoś) gdy miałam ze 2...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

O „Pamiętnikach” pierwsza krótka wzmianka pada na początku „Komety”, w zakończeniu „Kapelusza” Tatuś je odczytuje. W późniejszych wydaniach dodana przedmowa, wyjaśniająca jak doszło do ich spisania. Tatuś zachorował i (co do niego niepodobne) zaczął zrzędzić, gdyby zszedł, nie poznaliby jego dokonań. Mama doradziła spisać „wypomnienia” (memaorer).
Oceniam trochę niżej od obu poprzednich, widać dłużyzny, gdy rozpamiętuje swoje przemyślenia (na co zwracają mu uwagę słuchacze), a także drobne, ale jednak, rozbieżności względem innych części.
Ryjek utrzymuje:
– Część tego po prostu wymyśliłeś.
Tatuś oczywiście zaprzecza, lecz mało przekonująco.

Po przebrnięciu przez dość samochwalczy wstęp, z pierwszego rozdziału można wyczytać, iż Tatuś nie poznał swych rodziców (co przypomniało mi żarcik „Andersen nie miał rodziców, urodził się u obcych ludzi”). Został porzucony (jak Edyp czy Atalanta, to moje skojarzenie, uzasadnione, skoro pamiętnikarz przypisuje sobie „królewski” wygląd). Jego wychowaniem zajęta była Ciotka Paszczaka prowadząca dom dziecka, gdzie obowiązywały porządki jak w więzieniu. Z układu gwiazd wywróżyła, że będzie sprawiał kłopoty (jak przypuszczam był Wodnikiem a ona Koziorożcem).
Przyszły Tatuś niczym Staś Pytalski zasypuje ją pytaniami :
– A dlaczego pani jest Paszczakiem, a nie Muminkiem ?
– Bo moi rodzice byli Paszczakami, dzięki Bogu.
Oczywiście uciekł stamtąd. Spotkał Fredriksona (szalonego wynalazcę przypominającego mi połączenie Mac Gyvera, Doktora Browna z „Powrotu do przyszłości” i Wuja Gromiłły z „Wyspy Złoczyńców”) a także Wiercipiętka (Rådd-djuret) i Joka (Joxter), odpowiednio ojców Ryjka i Włóczykija. Wiercipiętek to poczciwy i roztargniony filobutonista, z wyglądu do Ryjka niepodobny (Ryjek widocznie odziedziczył urodę po mamie). Zaś Jok, niczym Harris z „3 panów w łódce” wątpliwe by poza tym że spał i jadł jeszcze coś robił, pod względem usposobienia zupełne przeciwieństwo ciągle wędrującego Włóczykija, łączył ich jedynie podobny strój i nienawiść do zakazów oraz dozorców czy gliniarzy.
Wspólnymi silami zrobili byli łódź o nazwie „Symfonia Mórz” (Havsorkestern pisaną z błędami Haffsårkestern), Fredrikson ją zamierzył i wykonał, Wiercipiętek pomalował (malując przy tym także pobliskie krzaki i siebie) a Jok czekał aż skończą.
Jej wodowanie wymagało uzyskanej podstępnie pomocy Edwarda Olbrzyma, jak wynika z obrazków wielkiego jaszczura. Wynalazca nakłonił go do kąpieli w rzece, od czego woda wystąpiła z brzegów i uniosła „Symfonię”. Edward był wściekły, lecz odpłynęli poza jego zasięg.

Któregoś wieczoru wpłynęli do głębokiej, samotnej zatoki.
– Nie podoba mi się jej wygląd – powiedział Jok – Wywołuje Przeczucia (dålighetsliv).
– Zarzuć kotwicę ! – zarządził Fredrikson. Wiercipiętek wyrzucił za burtę duży garnek.
– Czy to był nasz obiad ?
– Wybacz ! Pomyliem w pośpiechu, zamiast tego dostaniecie galaretkę, jeżeli tylko ją znajdę...
Znalazł, lecz upuścił słysząc wycie Buki.

Tatuś z pomocą tego garnka uratował przed Buką (jednak w „Czarodziejskim Kapeluszu” słyszał o niej po raz pierwszy) Ciotkę Paszczaka. Czy była to ta sama Ciotka. A jeśli tak, co tam robiła ? Zaprzeczła, jakoby znała swego wybawcę. W każdym razie zaczęła rządzić dokładnie jak tamta :
– A któż to porozrzucał galaretkę po całej podłodze? Daj mi ścierkę, ty z uszami.
Fredrikson (bo jego miała na myśli) podskoczył z piżamą Joka i Ciotka zaczęła wycierać nią pokład.
– A nie mówiłem, że mam Przeczucia – mruknął w końcu Jok. Swoją drogą miał piżamę ?
– W czyjej później spał ? – zapytał Włóczykij.
– W mojej – odparł Tatuś Muminka.

– Co by powiedzieli wasi rodzice, gdyby was zobaczyli pijących kawę ? Płakaliby – zrzędziła Ciotka – Jak to właściwie jest z tym waszym wychowaniem? Czy jesteście w ogóle wychowani? A może urodziliście się już niemożliwi? Odtąd będę się wami zajmowała.
– Ciocia wcale nie musi !
– To jest mój paszczakowy Obowiązek !

Na szczęście Ciotka zostaje porwana przez Gryzilepki (Klippdassar, zabawnie wyglądające zwieraczki zwane „góralkami”). Spokój nie trwał długo.

Widząc przepływającyh Hatifnatów Tatuś szepnął:
– Hatifnatowie tylko gonią i gonią, i nigdy nie docierają do celu...
– Naładowują się podczas burzy – powiedział Fredrikson – Parzą jak pokrzywy.
– Prowadzą łajdackie życie – dodał Jok.
– Łajdackie życie? W jakiś sposób?
– Nie wiem dokładnie – odparł Jok – Może depczą czyjeś ogródki warzywne i piją piwo.

- Uciekłeś potem z Hatifnatami ? – zapytał Muminek.
- No, tak jakby - zmieszał się Tatuś. - Ale to było znacznie, znacznie później. Chyba wcale o tym nie będę pisał.
- Uważam, że koniecznie powinieneś! - wykrzyknął Ryjek - Czy prowadziłeś wtedy łajdackie życie?
- Cicho bądź - skarcił go Muminek.
- Różnie bywało... - powiedział Tatuś.

Jeden ze zwierzaczków, który został na pokładzie, przegryzł cumę i wypłynęli w nieznane. Niesieni przez chmurę (czyżby Tatuś opisywał to pod wpływem obłoczków z Kapelusza ?) docierają do jakiejś wyspy, gdzie znów widzą Edwarda, wściekłego, gdyż dno tamtej rzeki było kamieniste. Nakłonili go by usiadł na chmurze, a gdy rozważał czy ich zgnieść, zdążyli uciec.

W towarzystwie napotkanej Mimbli (strasznej kłamczuchy, zresztą przyszłej mamy Włóczykija) wyruszyli w głąb wyspy. Panujący tam wesoły a dobrotliwy Autokrata (Sjalvharskaren) zajęty był wymyślaniem gier i zabaw (czasem dość prostackich) dla swych poddanych, przemowy zaczynał od:
– Słuchajcie, starzy, głupi poddani !
W loterii Tatuś wygrał przedmioty przydatne dla takiego marzyciela jak on: trzepaczka do szampana (champagnevis, jak wynika z przypisu szwedzki odpowiednik drzwi do lasu), ząb rekina, korbka od pozytywki, kółko dymu (zapewne zamknięte w torusie, jak sobie wyobrażam) i tramwaj z morskiej pianki.
Fredrikson został nadwornym wynalazcą, co Tatuś uznał za zlekcewazenie druhów. Za radą Fredriksona mieli założyć kolonię. Na pytanie czym to ma być Mimbla odpowiedziała:
– Pytałam mamę, co to jest kolonia, otóż jej zdaniem, to tacy, co mieszkają jak najbliżej jedni drugich, dlatego że okropnie nie lubią być sami. A potem zaczynają się wszyscy strasznie kłócić, bo to jest mimo wszystko zabawniejsze, niż nie mieć w ogóle okazji do kłótni.
– Czy wobec tego musimy już zacząć kłótnie? – spytał Wiercipiętek – Bardzo tego nie lubię! Przepraszam, ale kłótnie są takie smutne!
Jok objaśnia na odwrót, w kolonii każdy robi co chce, a kłopoty same siebie rozwiązują…
Wymyslili nazwę Królewska Samowolna Kolonia (Kungliga Laglösa Kolonin).
Tatuś odczuwał samotność, gdy którejś nocy ujrzał Ducha.
Duch (Spöket) zwany Najstraszniejszym (Hemskaste) bardziej śmieszny niż straszny wygłasza w kółko zdania w rodzaju:
– W taką noc przeznaczenia jak ta zapomniane kości grzechoczą nad brzegiem morza! Bladożółty strach szczerzy zęby nad tą potępioną wyspą! Wasze przeznaczenie jest wypisane krwią na ścianach mogiły!
Powtarzałam to wielokrotnie, podobnie jak powiedzonka Kapitana z „Wesołego Diabła”, a wszyscy w koło patrzyli, jakby chcieli zapytać, co mi jest.

W końcu Fredrikson ukończył przerabianie łodzi, o czym Tatusia powiadomił pierwszego, a ten wybaczył tamto zlekceważenie.
Amfibia zdolna do latania, pływania bądź jeżdżenia (ma gąsienice). Nazwa taka, jak dotąd, z błędami.
Przy próbnym rozruchu z rury wydechowej wyleciało mnóstwo owsianki, trafiając Fredriksona w oczy.
Wiercipiętek zaprzeczył, jakoby miał z tym coś wspólnego.
– To na pewno Mała Mi – wyjaśniła zadowoloina mama Mimbli.
– Nie ma się pani czego tak cieszyć – rzekł Fredrikson dość oschle. Przed odlotem Wiercipiętek uciekł z pokładu, jakoby z lęku wysokości, lecz zapewne śpieszył do narzeczonej, imieniem Groka (Sås-djuret).
„Symfonia” wpierw pofrunęła, później zanurkowała w morzu. Tam zewsząd dochodził szept „Pies Morski (Havshunden) zgaś światła, zostaniesz zjedzony, ile masz watów nieszczęsny wielorybie (släck ljuset du blir uppäten, Hur många watt har du, stackars valfisk)”
Fredrikson zgasił światła, lecz zdążyli jeszcze ujrzeć zarys Psa Morskiego. Pojazd opadł na dno i jął jechać na gąsienicach. Trawy morskie widziane prze bulaje sunęły jak dłonie, które szukają czegoś po omacku. Pies wychynął z ciemności świecąc oczami, wywracając ich do góry nogami. Z głębin morskich dochodziło takie wycie, że puszek jeżył się na każdym ogonku.
A potem zapadła cisza.
Ocalił ich mimowolnie rozdeptawszy Psa Edward, zły że pozwalają jakimś psom pałętać mu pod nogami. (W japońskim serialu Pies został pominięty, może i dobrze, lecz pojawienie Edwarda pozostaje tym samym niejasne.)
Ryby włączyły lampy, jakie miały, dno morskie rozbłysnęło światłem.
– A teraz spalimy się – powiedziała Mała Mi.

Wiercipiętek nie był w stanie wymyślić nic durniejszego niż zaprosić na wesele Ciotkę Paszczaka. Na szczęście odpisała, że jest zbyt zajętą wychowywaniem Gryzilepków, dołączyła swoją ozdobną podobiznę jako podarek ślubny.

Tatuś opowiedział wreszcie jak wyratował przyszłą Mamę Muminka z morza (jak tam trafiła ?).

Fredrikson występuje tylko w tej części, a szkoda, jest bardziej zajmujący od większości Homków i Paszczaków.

Zakończenie zapowiada dalszy ciąg, który trzeba sobie dopowiedzieć.

Gdy Tatuś skończył, była już noc, wszyscy go chwalą, tylko Ryjek po swojemu przynudza:
- Posiałeś gdzieś jedynego tatusia, jakiego kiedykolwiek miałem! Nie mówiąc już o jego zbiorze guzików i o Groce!
- Nie napisałeś nic o twoim łajdackim życiu wśród Hatifnatów ? - zapytał Włóczykij. (Będzie o tym w „Opowiadaniach”, chociaż chyba widać sprzeczność.)
- Nieee - odparł Tatuś - To ma być p o u c z a j ą c a książka.
- Właśnie dlatego! - wykrzyknął Ryjek.

Ktoś zapukał do drzwi.
- Kto tam?! - zapytał Tatuś.
- Otwórz! Noc jest mokra i zimna.
Tatuś pchnął drzwi na oścież.
- F r e d r i k s o n! - krzyknął. Na werandę wszedł Fredrikson, strząsnął z siebie krople deszczu i powiedział:
- Trochę trwało, zanim cię znalazłem. Przywiozłem Wiercipiętka i Joka z rodzinami. Pofruniemy w świat na „Symfonii Mórz”! Wszyscy razem.

Świt rozpraszał już nocne mgły, gdy całe towarzystwo wysypało się do ogrodu. Na wschodzie niebo jaśniało w oczekiwaniu na Słońce, gotowe lada chwila wyjrzeć na świat, za kilka minut noc miała ustąpić i wszystko mogło się znów zacząć od początku. Otwierały się nowe Niewiarygodne Możliwości, nastawał nowy dzień, w którym wszystko może się zdarzyć, jeżeli tylko ktoś nie ma nic przeciwko temu.

O „Pamiętnikach” pierwsza krótka wzmianka pada na początku „Komety”, w zakończeniu „Kapelusza” Tatuś je odczytuje. W późniejszych wydaniach dodana przedmowa, wyjaśniająca jak doszło do ich spisania. Tatuś zachorował i (co do niego niepodobne) zaczął zrzędzić, gdyby zszedł, nie poznaliby jego dokonań. Mama doradziła spisać „wypomnienia” (memaorer).
Oceniam trochę niżej od...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Od „Komety” minął rok, właściwie kilka miesięcy, gdyż wiosną roku następnego Muminek, Ryjek i Włóczykij (przespał z nimi zimę) znaleźli Czarodziejski Kapelusz. Oczywiście dopiero odkryją jego właściwości. Tatuś przymierza go, lecz na szczęście jest na niego za duży (Kapelusz, nie Tatuś). Postanawiają używać go jako kosz na śmieci i wrzucają do środka skorupki jajek ze śniadania, które przekształcone w obłoczki wyfrunęły do ogrodu. Widocznie na zasadzie przeciwieństw zamieniał ciężkie w lekkie, twarde w miękkie, duże w małe, czy można było przemianami sterować, nie zostało wyjaśnione. Czar po jakimś czasie ustępował samoczynnie, na razie Muminek i jego przyjaciele mają na czym latać, nie rozumiejąc skąd te obłoczki.
Tymczasem Paszczak Filatelista biada, że zebrawszy wszystkie znaczki pozostał bez zajęcia.
– Kochany Paszczaku – doradziła Panna Migotka – może byś zaczął zbierać coś innego?
– To rzeczywiście dobry pomysł – przytaknął Paszczak, chociaż wciąż był smutny uznając, że nie wypada robić rozradowanej miny tak zaraz po tak wielkim smutku.
– Może motyle ? – zaproponował Muminek.
– Zbiera je mój kuzyn ze strony ojca, a ja go nie znoszę.
Poznali go już w „Komecie”.
– A może zdjęcia gwiazd filmowych? – podsunęła Panna Migotka.
Stanęło na zbieraniu roślin.

palalela „Tylko Małej Mi nie było – z kreskówki kojarzę, że śmigała na obłoczkach.”
Mi nie mogło tu być, pojawi się dopiero w następnej księdze.

Innym razem Muminek przy zabawie w chowanego ukrył się w Kapeluszu, zmieniając wygląd, czego nie zauważył. Wyszedłszy zawołał:
– A kuku! Spójrzcie na mnie!
– Spójrz lepiej sam na siebie! – odburknął Ryjek.
– Ale się zdziwiliście, co? Nie macie pojęcia, gdzie byłem!
– To nas wcale nie obchodzi. Ale jesteś rzeczywiście tak brzydki, że każdego może to zdziwić – dodał Ryjek.
– Kto to ? – zapytała zdziwiona Panna Migotka.
– Jestem Królem Kalifornijskim (Kungen av Kalifornien) – zażartował Muminek.
– Czy on tu będzie mieszkał? – zapytał Paszczak.
– O tym niech postanowi Muminek – odparł Ryjek – Tylko gdzie się podział ?
– Muminek ? Znam go dobrze, kawał łobuza z niego – Muminek ciągnął żart w oczekiwaniu, że zaprzeczą, lecz przesolił.
– Jak śmiałeś to powiedzieć o Muminku ? – zawołała oburzona Panna Migotka.
– Dalej, nie puścimy tego płazem ! – krzyknął Ryjek (dotąd nikt by nie podejrzewał o takie podejście do Muminka).
– Co wyprawiacie, dzieciaki? – zapytała Mama Muminka, hałas był widocznie niewąski.
– Tłuką Króla Kalifornijskiego – szlochała Panna Migotka – Dobrze mu tak!
– Mamusiu! – zawołał Muminek – Trzech na jednego! To niesprawiedliwe!
– Też tak uważam – odpowiedziała Mama – tylko kim właściwie jesteś, zwierzaczku?
Skoro trzech to Ryjek, Włóczykij i zastanawia mnie zawsze, kim ten trzeci. Paszczak był na to za stary, Migotek za poważny, jego zaś urocza siostrzyczka bądź co bądź za grzeczną na bijatyki. Chyba jednak Migotek.
Czar w porę prysł, poza tym Mama i tak zawsze rozpozna Muminka.

Zapytany jak do tego doszło, Muminek podejrzewa, że to sprawą Kapelusza.
– Może wrzucić tam jakiegoś wrogą.
– Czy masz kogoś takiego?
– Na przykład świnkę morską – powiedział Migotek.
– Jest za duża.

Było to żartem tłumaczki (poczciwe zwierzątko, jak świnka morska, miałoby być czyimś wrogiem ?) mowa tam o „wielkim szczurze” (stora råttan).

W końcu wrzucili do środka Mrówkolwa (z zemsty za to, że w „Powodzi” wciągnął Mamę do swego dołu i nasypał jej piasku do oczu) zmieniając go w małego jeża. Ryjek z przejęcia ugryzł Paszczaka w palec. Cały on. Mama kazała wyrzucić Kapelusz do rzeki, co było początkiem kolejnych kłopotów, bowiem zmieniał rybki w ptaszki a wodę w sok malinowy, Muminek z Włóczykijem ukryli go w jaskinii.

Tam też nie był bezpieczny.

Nazajutrz, gdy Piżmowiec jak zwykle wyszedł z książką i położył się w hamaku, sznur pękł, a on znalazł się na ziemi.
Zaczął zrzędzić bardziej niż dotąd.
– Mam nadzieję, że nic się panu nie stało? – zapytał Tatuś.
– Powinien pan pamiętać o wszystkim, na co bywam narażony w jego domu. Tak na przykład w zeszłym roku spadła na nas kometa. Nie miało to dla mnie żadnego znaczenia. Ale jak pan sobie zapewne przypomina, również w zeszłym roku usiadłem na torcie czekoladowym jego małżonki. Było to najwyższym uchybieniem mojej godności. A czasem wasi goście wkładają mi szczotki do łóżka, co jest szczególnie głupim żartem. Nie mówiąc już o pańskim synu, Mumin...
– Wiem, wiem - przerwał zgnębiony Tatuś Muminka - nie ma spokoju w tym domu...
– Gdybym się zabił, nie miałoby to oczywiście większego znaczenia. Ale niech pan pomyśli, gdyby tak pańskie MŁODE OSOBY mnie zobaczyły! Teraz w każdym razie mam zamiar odejść do pustelni, żyć w ciszy i spokoju i wyrzec się świata.
Możecie mi przynosić jedzenie dwa razy dziennie, ale nie przed dziesiątą.

I obrażony ruszył do jaskinii. I dobrze, zawsze uważam, iż za bardzo się szarogęsił w ich domu. To, że Tatuś przyjął go pod dach chyba nie upoważniało do ciągłego wylegiwania w hamaku. Niby to czyta dzieło „O niepotrzebności wszystkiego”, lecz jak tylko wyczuje jakieś smakołyki, od razu łapki do nich wyciąga. Ryjek jest zachłanny jak mało kto, lecz przynajmniej nie udaje, że nie jest.

Ponieważ w rzeczywistym świecie Piżmowiec ma około stopy długości, nie licząc ogonka, zatem Muminki powinny być zbliżonego wzrostu.

Wkrótce, gdy wszyscy na życzenie Mamy wyruszyli nad morze, usłyszeli straszliwy wrzask. Na drodze ukazał się Piżmowiec. Biegł z wytrzeszczonymi oczami i zjeżonym włosem. Wymachiwał łapkami i plótł coś bez związku, czego nikt nie mógł dobrze zrozumieć, a z czego wynikało, że jest bardzo zły czy wystraszony lub też, że jest zły, ponieważ się przestraszył. Najzabawniejsze miejsce w tej książce mym zdaniem, choć dla Piżmowca dość srogie.
- Co się stało Piżmowcowi? - spytała Mama Muminka - Zawsze jest przecież taki spokojny i pełen godności.
- Żeby się aż tak przejąć tym, że sznur od hamaka się urwał! - powiedział Tatuś potrząsając głową ze zdziwieniem.
- Może był zły dlatego, że zapomnieliśmy mu zanieść coś do jedzenia - rzucił Ryjek - Teraz możemy sami wszystko zjeść.

Piżmowiec schował sztuczne zęby do Kapelusza. Co z nich powstało, nie chciał powiedzieć.

Na brzegu znajdują łódź, która jakby na nich czekała.
– Musimy ją jakoś nazwać! – zawołała Panna Migotka – Czy „Czajka” (Tippa) nie brzmiałoby miło?
– Czajką to sobie sama możesz być – odpowiedział jej brat z pogardą – Proponuję, żeby ją nazwać „Orzeł Morski” (Havs örnen)!
– Nazwa musi być łacińska! – krzyczał Paszczak – „Muminates Maritima”!
– Ja zobaczyłem ją pierwszy – wołał Ryjek – Czy nie byłoby zabawne, gdyby się po prostu nazywała „Ryjek” (Sniff)? Krótko i dobrze.
– „Skradający się Wilk” (Smygande Vargen) brzmiałoby bardzo pięknie – odparł Włóczykij, poproszony o radę przez Mamę.
Ostatecznie Mama wybrała „Przygodę” (Äventyret).

Dopłynęli do wyspy, gdzie Paszczak poszukując kwiatów zabrał barometr Hatifnatów (chyba zepsuty, skoro wskazywał ciśnienie jak w próżni) naraził na kolejne kłopoty siebie i innych, Hatifnatowie bowiem rażą prądem.

Po powrocie do Doliny wkrótce wypływają znowu, tym razem łowić wielką rybę. Migotek oczywiście ogłosił siebie kierownikiem wyprawy. Ryjek, mogący robić za połączenie Smerfów Ciamajdy, Marudy i Zgrywusa wypełnia polecenia tak ze wszystko plącze czym doprowadza go do rozpaczy. Panna Migotka wykazała się zdolnościami łowieckimi, doradzając użyć naleśników jako przynęty Muminek z zachwytu przyrównał ją do Artemidy (właściwie Diany, lecz Piratki takie jak ja wolą greckie imiona) co powiedział ze zręcznością hipcia w składzie porcelany, nazywając ją mądrą, zapomniawszy nazwać piękną, czym wyrządził jej przykrość. Oczywiście nie powiedziała tego na głos, lecz miało to daleko idące skutki.

Wracając ze zdobyczą mają trudność ze znalezieniem domu, znów za sprawą Kapelusza.

Następnie do Doliny przybywają małe istotki Topik i Topcia, co zwiastuje nowe kłopoty. Mówią w śmieszny sposób dodając „sla” na końcu każdego słowa, co tłumaczka zastąpiła przez „f” na początku. Ostrzegają, że wkrótce przybędzie Buka (po czym widać, iż zmieniają koniec słowa, gdyż brzmiało by to „Fuka”, zaś siebie nazwałyby „Fopik i Fopcia”).

Zabarykadowali drzwi, Tatuś przyniósł strzelbę z szopy (pierwsza wzmianka o broni palnej, druga będzie w „Choince”).
W nocy usłyszeli hałas.
Wszyscy zbiegli do salonu uzbrojeni w siekiery, nożyce, kamienie, łopaty, noże i grabie i stanęli w zdumieniu patrząc na Piżmowca.
- Gdzie jest Buka? - krzyknął Muminek.
- Ech, to tylko ja - powiedział Piżmowiec z zakłopotaną miną. - Chciałem wyjść do ogrodu zrobić siusiu. Zupełnie zapomniałem o tej waszej głupiej Buce.
Swoją drogą jak to robili i gdzie Muminek wychodził w „Zimie” ?
Wtedy zobaczyli Bukę. Siedziała nieruchoma przed schodami na piaszczystej ścieżce i patrzyła na nich okrągłymi oczami bez wyrazu. Nie była szczególnie duża i nie wyglądała groźnie. Czuło się jednak, że jest ogromnie złośliwa i że potrafi tak siedzieć i czekać w nieskończoność. I to było straszne. Siedziała przez chwilę, po czym znikła w ciemnościach. Ale w miejscu, w którym siedziała, ziemia okryła się szronem.
- Buka chce im odebrać kuferek - powiedział Paszczak.
- Co za potwór! - oburzyła się Mama Muminka. - Odebrać im jedyną rzecz, jaką posiadają!
- Tak, to prawda - przyznał Paszczak. - Ale wygląda na to, że jest to kuferek Buki.
Nazajutrz Migotek, robiący zwykle za pana kierownika, mianował siebie sędzią, Piżmowiec miał oskarżać Bukę, lecz przespał rozprawę, Paszczak robił za tłumacza i obrońcę pozwanych, Ryjek zaś był ich oskarżycielem, gdyż nazwały go „fyszą”, zresztą sam zaczął. Włóczykij protokołował przebieg (umiał pisać, jak wynika z „Zimy”), choć nie miał wiele do roboty (co przypomniało mi wiersz Brzechwy „ślepy mówił o kolorach, lecz przeoczył coś nieborak, zaś niemowa opowiedział, o tym, czego sam nie wiedział, potem głuchy streścił szeptem, wszystko to, co słyszał przedtem”). Na pytanie :
– Czy Buka ma obrońcę ?
– To niepotrzebne, gdyż słuszność jest po jej stronie – wstępnie orzekł Migotek. Po cóż zatem rozprawa?
Pozwani na pytanie, do kogo należy sporny przedmiot, udzielają rozbieżnych odpowiedzi, o ile można coś zrozumieć, Buka zgłasza roszczenia do zawartości, która pozostaje tajemnicą. Sędzia przesłuchał świadka w osobie swej uroczej siostrzyczki, zeznającej, iż Buka budzi jej niechęć. Migotek musiał ją pouczyć, iż wypowiedź była stronniczą, bowiem pytanie nie dotyczyło podejścia do stron, tylko czy Buka ma słuszność (o czym już był orzekł …). Rozprawa przebiega in absentia powódki, jednak Buka w końcu nadciąga, Migotek próbuje ją nakłonić do przyjęcia odszkodowania i ofiarowuje złoto z wyspy Hatifnatów, lecz daremnie. Co ciekawsze Buka umie mówić. Mama Muminka przynosi Kapelusz i pokazuje jego działanie wrzucając kilka wiśni.
– Żeby tylko nie zrobiło się z nich coś obrzydliwego! – szepnął Włóczykij.
Na szczęście powstała garść czerwonych rubinów. Buka po namyśle zabrała Kapelusz odchodząc bez pożegnania. Tak upiekli dwie pieczenie przy jednym ogniu.

Najwyraźniej Autorka uznała, iż Tatusiowi w takim kapeluszu do twarzy (raczej do pyszczka, skoro mowa o stworkach przypominających hipopotamy) skoro w „Lecie”, „Opowiadaniach” i „Morzu” nosi (w „Zimie” na zdjęciu, w „Listopadzie” w pokazie cieni) podobny, choć już nie czarodziejski, a także laseczkę (ma ją już w „Komecie”), po których od razu można go rozpoznać, tak jak Mamę po fartuszku i torebce.

W kukiełkowym odcinku 7 „Wiśnie w Kapeluszu” sędzią jest … Ryjek, gdyż Migotek tam nie występuje, może za trudno byłoby odróżnić od Muminka (w kreskówce ma grzywkę i okulary dla rozróżnienia).

Nadciąga jesień, Włóczykij wyrusza na południe, chociaż przez poprzednią zimę był w Dolinie. Topik i Topcia pocieszają strapionego Muminka pokazując mu wielki Rubin ukryty w kuferku (zatem kuferek też musiał być spory). Zastawia mnie zawsze, czemu Buka potrzebowała Rubinu. Jak wynika z „Zimy” szukała ciepła, które by ją ogrzało, a do tego byłby zbędny. Za którymś razem przyszło mi do głowy, że chodzi laser rubinowy (wynaleziony co prawda 12 lat po napisaniu książki), jednak i on musiałby mieć źródło zasilania.

Z powodu odnalezienia torebki Mamy Muminka odbywa się huczne przyjęcie. Bohaterami są Topik i Topcia (znalazły, a raczej zwróciły torebkę, gdyż mają zwyczaj przywłaszczać co popadnie) ujawniają swój skarb. Z Ksżiężyca ujrzał go Czarodziej i z prędkością nadświetlną przybył na latającej Panterze.

W zamian za Rubin ofiarowuje inne klejnoty, lecz daremnie. Miał już skądś nowy Kapelusz. Wątpliwe by był mu potrzebny do czarowania, skoro potrafił o wiele więcej swym płaszczem, chyba że znał jakiś inny sposób korzystania z tego nakrycia głowy.

W japońskiej kreskówce zmieniona kolejność, co wprowadza niewąski zamęt. Czarodziej przybywa już w drugim odcinku odzyskując Kapelusz, przez co Bukę trzeba było przekupywać muszlą, na której wątpliwe by Buce zależało.

Czarodziej poczęstowany muminkowym przysmakiem czyli naleśnikiem zaczyna spełniać życzenia. Czasem błahe, czasem poważne.

Panna Migotka zechciała powiększyć sobie oczy, pośrednio z winy Muminka, gdyż przez jego brak zręczności uznała, iż nie wygląda dla niego zbyt ładnie. Oczywiście nowe oczy zupełnie jej nie pasują. Migotek nolens volens prosi o cofnięcie czaru, w kreskówce robi to Muminek, w kukiełkowym Paszczak.

W książce Muminek na pewno by to zrobił, lecz spożytkował by już swe życzenie teleportując stół z przysmakami do Włóczykija. Zastanawia mnie, na ile Włóczykij z tego skorzystał, bowiem dóbr takich raczej nie pożądał. I czego zażyczyłby Włóczykij, gdyby był z nimi, nowych starych spodni, by miały jego kształt, jak w „Komecie” ? A może coś do grania ?

W starszej japońskiej kreskówce (1969) mało znanej, mocno porąbanej, Muminek bardziej przypomina hipcia niż kiedykolwiek, Panna Migotka ma durny wygląd (zielona z różową grzywką, co prawda w książkach zmieniała odcień w zależności od nastroju, lecz taka grzywka zupełnie do niej nie pasuje) Mimbla jeszcze lepiej, jak żywa reklama denaturatu, Buka została obdarzona zielonym jęzorem (ktoś chyba na prochach to bazgrał) znośnie wypadł Włóczykij, ma strzelbę i gra na gitarze. Mógłby stanowić jednoosobowy zespół Włóczykij band w skrócie Vagaband.

Wracając do Czarodzieja, chociaż to dziwne, może spełniać tylko cudze życzenia. Topik i Topcia życzą zatem, by sam sobie powielił ten Rubin. W dalszych częściach brak o nich wzmianki, widocznie wyruszają dalej, wracają dopiero w „Niebezpiecznej Podróży”. Nadciąga zima i rodzina znów zapada w sen...

Od „Komety” minął rok, właściwie kilka miesięcy, gdyż wiosną roku następnego Muminek, Ryjek i Włóczykij (przespał z nimi zimę) znaleźli Czarodziejski Kapelusz. Oczywiście dopiero odkryją jego właściwości. Tatuś przymierza go, lecz na szczęście jest na niego za duży (Kapelusz, nie Tatuś). Postanawiają używać go jako kosz na śmieci i wrzucają do środka skorupki jajek ze...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Druga po „Lecie” czyli „Nocy Świętojańskiej” (z której w pierwszym podejściu zapamiętałam jedno zdanie oraz mgliste wyobrażenie przemiłych stworków) pierwsza muminkowa przygoda poznana w całości. Dostałam ją pod choinkę mając ze 6 lat, zatem podobnie jak „Dorota u Króla Gnomów” zawsze przypomina mi zimę, śnieg, choinki i kolędy (chociaż treść o czym innym niż Wigilia).
Ucieszyło mnie, że znów o tych stworkach, a przy tym, że jest ich przygód więcej. Oczywiście od razu zażyczyłam poznać pozostałe, co zajęło trochę czasu.
Pierwsze wydanie z 1945 (kometa wybrażeniem Czerwonej Armii, jak gdzieś później przeczytałam) przerabiane w 1954 i 1968, przekład z postaci ostatecznej. Początkowo czytała to na głos Mama, lecz wielokrotnie do tego wracałam na własną rękę, tak że książka nosi ślady zaczytania.

Na początku sierpnia przez beztroski dzień Muminek wyławiał z morza kamienie nazywając je „perłami”, zaś Ryjek (Sniff, co znaczy Niuchacz) odkrył jaskinię a także spotkał kotka, który chadzał własnymi drogami, jak mają zwyczaj kotki.
Wieczorem spadł deszcz. Tatuś przygarnął pod dach Piżmowca (właściwie piżmoszczura Bisamrattan) uważającego siebie za myśliciela, któremu niby wszystko obojętne, jednak na pytanie czy wychyli kieliszek wina, odpowiada:
– To wprawdzie zbyteczne, ale może jednak.
Deszcz padał całą noc, a Piżmowiec jął przynudzać o złych przeczuciach.
Nazajutrz wszystko pokryte było szarym pyłem, przyniesionym przez deszcz (wątek dziwny i niewyjaśniony, nie mający związku z dalszym ciągiem, może Autorka miała pomysł, którego nie potrafiła spożytkować, podobny z opadającą sadzą widać później w „Lecie”, tam jednak był bardziej zrozumiały, w pierwszym wydaniu „Komety”, jakie znam za pośrednictwem rosyjskiego przekładu, zamiat pyłu były kamienie i inne przedmioty tworzące kształt komety, co jeszcze bardziej dziwaczne, dobrze, że zmienione).
Piżmowiec zapytany, co to znaczy, odpowiedział w skrócie:
– Nadciąga koniec świata. Ziemia jest ledwo pyłkiem we Wszechświecie, zatem to bez znaczenia.
Rodzice wysyłają Muminka i Ryjka do położonego w górach Obserwatorium. Po drodze spotykają Włóczykija, wielkiego gawędziarza znacznie bardziej doświadczonego od nich i zabierają ze sobą. Od niego pierwszy raz słyszą słowo „kometa” (w pierwszym wydaniu znali je byli wcześniej od Piżmowca).
Włóczykij pokazuje szczelinę wśród skał pełną grantaów, zachłanny Ryjek zaczyna je zbierać, przy tym ledwo uchodzi z życiem, bowiem z ciemności wychynął wielki jaszczur. Ryjek biada nad utratą skarbu.

Płynąc tratwą wpadają w tunel. Wyratowani przez Paszczaka Entomologa, przypadkiem, bowiem wziął ich za owady…
– Gdzie jest nasze Obserwatorium? – zapytał Ryjek.
– Tego nie wiem - odparł Paszczak – Ale chciałbym wiedzieć, co wiecie o motylach?
– Szukamy tylko komet – zauważył Ryjek.
– Czy są rzadkie? – spytał Paszczak z zainteresowaniem.
– Można powiedzieć – odparł Włóczykij – Jedna na sto lat mniej więcej.
– Niesłychane – zdziwił się Paszczak – Taką by złapać! Jak one wyglądają?
– Są czerwone i z długim ogonem.
– To musi być gatunek Filinarcus snufsigalonica – mruknął Paszczak – Jeszcze jedno pytanie, moi uczeni przyjaciele, czym żywi się ten osobliwy owad?
– Paszczakami – zachichotał Ryjek.

Muminek, usłyszawszy od Włóczykija o Migotku (Snork) i jego siostrze Pannie Migotce (Snorkfröken), iż wyglądają jak Muminki, tylko zmieniają odcień w zależności od nastroju, zaczyna od „dziewczyny są głupie” (całkiem jak Mikołajek, gdy miał ugościć Ludeczkę, jak mu dokopała na przywitanie, a później zbiła szybę, za co poniósł karę, był nią zachwycony, oczywiście Migotka taka nie jest), lecz od razu został zauroczony, widzi ją w snach.

W Obserwatorium Muminek wypytywał o nią a Ryjek o kometę. Upadek komety ma nastąpić za cztery dni o 8.42 wieczorem. Muminek przynagla do pośpiechu:
– Muszę jak najprędzej odnaleźć tę małą ...
– Wiem, wiem – przerwał Ryjek – Tę twoją głupią Pannę Migotkę.
W powrotnej drodze Włóczykij (też ma czasem dziwaczne pomysły) wymyśla zabawę w zrzucanie kamieni. Muminek z zapału o mało nie zleciał, lecz byli przywiązani.
– No to już jest całkiem rozgnieciona – powiedział Ryjek.

Przy strumieniu spotkali znów Paszczaka, dumającego nad zaszeregowaniem komety:
– Dziwne. Ani jednej z czerwonym ogonem. W takim razie byłaby to Dideroformia fanatopogetes, ale ona jest bardzo pospolita i w ogóle nie ma ogona.
– Hej ! – powiedział Muminek.
– Znowu wy! Już myślałem, że to lawina. Wczoraj to było coś okropnego. Kamienie wielkości domów spadały z wszystkich stron i zbiły mój najlepszy słoik. Widzicie guz na mojej głowie? Tylko popatrzcie!
– Obawiam, że mogliśmy zrzucić kilka kamieni po drodze – wymijająco przyznał Włóczykij.
– Chcesz powiedzieć, że to wy spowodowaliście tę lawinę? – wycedził Paszczak – Powinienem był się domyślić. Nigdy nie miałem o was dobrego mniemania, ale po tym, co zaszło, nie jestem pewien, czy chcę dalej utrzymywać z wami znajomość.
Co powiedziawszy, odwrócił się, a po chwili zapytał:
– Nie poszliście jeszcze?
– Czy zauważyłeś, że niebo ma dziwny kolor?
– Dziwny ?
– Tak, czerwony.
– Dla mnie niebo może być nawet w kratkę. Martwi mnie, że mój strumyk wysycha.

Gdy wyjaśnili, że to z powodu komety, odszedł obrażony.

Usłyszeli wołanie o pomoc.

Trujący krzak z niebezpiecznego gatunku zwanego Angostura złapał Pannę Migotkę za ogon i wolno ciągnął ją ku sobie, omotując gałęziami podobnymi do macek.

Uzbrojony w scyzoryk Włoczykija Muminek skoczył i jął ucinać gałęzie, co przypominało walkę z Hydrą, na szczęście nie odrastały.

– Ach, jaki jesteś odważny! – szepnęła Panna Migotka.
– E tam, takie rzeczy robię prawie co dzień – odparł Muminek niby od niechcenia.
– To dziwne – zauważył Ryjek – Jakoś nigdy nie widziałem... – Przerwał nagle z sykiem, bo Włóczykij kopnął go w kostkę.

Migotek, będący przykładem „pana kierownika”, zwołał zebranie i na przewodniczącego wyznaczył siebie.

Muminek opowiada damie swego serca o Dolinie:
– Właśnie zanim wyruszyliśmy w podróż, zawiesiłem w ogrodzie huśtawkę dla ciebie ...
– E tam, przecież wtedy wcale jej nie znałeś ! – zawołał Ryjek.

Zachodzą do sklepu, gdzie Włóczykij przymierzył spodnie, lecz uznał, że nie mają jego kształtu, Muminek nabył lusterko dla swej wybranki, ona gwiazdę choinkową jako odznaczenie dla niego, jej brat zeszyt do spisywania swych złotych myśli, Ryjek lemoniadę, którą wypił jednym tchem i od razu zwrócił (mało śmieszne …). Zabawnie wyglądało płacenie, sprzedawczyni chyba miała za dużo towarów, bądź po prostu dobre serce, gdyż dała je za darmo i jeszcze dopłaciła dodając lizaki, po które żarłoczny Ryjek nie omieszkał łapek wyciągnąć.

Wbrew zdaniu Migotka znajdują czas na tańce, jego siostra uznała, że trzeba tańczyć póki można.

Kolejne zbiorniki wody, jakie mijają, wysłchły, nawet morze gdzieś zniknęło.

Spotykają Paszczaka Filatelistę. Na pytanie czy zna Entomologa, odparł opryskliwie:
– To mój kuzyn ze strony ojca. Straszny osioł. Zerwałem z nim znajomość. Nic, tylko owady, owady i owady. Ziemia mogłaby się zapaść, a on by tego nawet nie zauważył.
– Wkrótce to nastąpi.
– ?
– Chodzi o kometę, która jutro uderzy w Ziemię. A wtedy z twoich znaczków niewiele zostanie.
– I co mam robić?
– Masz pójść z nami - rozkazała Panna Migotka – Będziesz mógł schować i siebie, i swoje znaczki w naszej pięknej grocie.
– W m o j e j pięknej grocie – podkreślił Ryjek.
Paszczak przyłączył się do nich i ruszyli razem ku Dolinie Muminków. Okazał się bardzo uciążliwym towarzyszem wędrówki, ale nic na to nie można było poradzić. Raz musieli wracać parę kilometrów, żeby znaleźć jakiś rzadki znaczek, który wyleciał po drodze, a potem Paszczak pokłócił się z Migotkiem na temat czegoś, na czym żaden z nich dokładnie się nie znał (twierdzili, że dyskutują, ale wyglądało to raczej na kłótnię).

Brakowało jeszcze szarańczy, lecz ją zaliczają.

Związek z kometą nadal niejasny.

Wreszcie nadciąga tornado.

Ostatni odcinek drogi przebywają powietrzem, zrobiwszy balon z sukni, zdartej na siłę z Paszczaka, którą odziedziczył po ciotce (poproszony o tę przysługę powiedział coś bardzo brzydkiego, czego na szczęście nie dosłyszeli).

Schron na jaki przerabiają jaskinię zabezpiecza raczej umownie, bowiem (jak przeczytałam kilka lat po poznaniu tej książki w „Atlantydzie” Zajdlera) uderzenie komety powoduje skutki jak przy wybuchu jądrowym, oczywiście bez skażenia promieniotwórczego. Pola siłowego nie mają, a za pancerz ogniotrwały musi wystarczyć koc wysmarowany olejkiem, jaki Włóczykij dostał był ongi od duszka – ognika.

Nawet w takim położeniu zajęci są swymi sprawami.
– Ryjku, gdzie postawiłeś tort ?
– Gdzieś tam – Ryjek wskazał kącik, w którym siedział Piżmowiec.
– Chyba nie zjadłeś całego tortu po drodze ?
– Za duży był.
– Więc jednak zjadłeś kawałek !
– Tylko gwiazdę z czubka, i w dodatku była piekielnie twarda !
– Ryjka rozezliło, bowiem tort nosił napis „Dla mojego najdroższego Muminka”, choć wczesniej lekceważąco oświadczał, jakoby tort był bez znaczenia dla kogoś kto jak on patrzył przez teleskop.

Migotka wpadła na to, gdzie jest tort. Była bardzo bystrą, chociaż od początku można było domyślić.

Wygląda, jakby nic nie mogło powstrzymać nadciągającego kresu. Słuchali, jak gwałtowny deszcz meteorytów bije nieustannie o wannę na szczycie skały. (Czyżby „Nadciąga Noc Komety Ognistych meteorów deszcz” było na tym wzorowane ?) Cała skała trzęsła się i drżała, a kometa wyła, jakby ją samą ogarnęła panika. A może to był krzyk Ziemi? Długo siedzieli bez ruchu, obejmując się wzajemnie. Na dworze rozlegało się echo miażdżonych skał i pękającej ziemi. Czas dłużył się nieopisanie i wszystkich ogarnęło uczucie osamotnienia. Wreszcie nastała cisza. Mama zaśpiewała kołysankę:
Śpijcie, me dzieci,
bo ciemno na niebie.
Kometa wciąż leci
jak błędna przed siebie.
Śpijcie, me dziatki,
cichym słodkim snem,
w objęciach matki
schowane przed złem.

Druga po „Lecie” czyli „Nocy Świętojańskiej” (z której w pierwszym podejściu zapamiętałam jedno zdanie oraz mgliste wyobrażenie przemiłych stworków) pierwsza muminkowa przygoda poznana w całości. Dostałam ją pod choinkę mając ze 6 lat, zatem podobnie jak „Dorota u Króla Gnomów” zawsze przypomina mi zimę, śnieg, choinki i kolędy (chociaż treść o czym innym niż...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Czyż trzeba przedstawiać przemiłe stworki przypominające hipopotamy chodzące na dwóch łapkach ?
Smieszny
„Jest coś hipnotyczno-wciągającego w przygodach tych puszystych stworzeń.”
Jako że wiele osób zna je bardziej z japońskiego serialu, ładnie rysowanego, lecz zbyt swobodnie przedstawiającego (przeróbek było oczywiście znacznie więcej, lecz japońska z 1990 najbardziej znaną jest), zacząć trzeba od początku (choć lubię zaczynać od środka bądź od końca) i poświęcić im słów parę, znając mnie będzie tych słów sporo.

Z wcześniejszych przeróbek najbardziej na uwagę zasługują polsko – austriackie „Opowiadania Muminków”, na ogół wiernie oddające treść, co prawda z kukiełkami dwuwymiarowymi nie wszystko można pokazać i nie wszystkie kukiełki jednako udane, poza Muminkami od razu można poznać Pannę Migotkę, Paszczaka czy Ryjka (przypominającego gryzonia) natomiast przy postaciach Włóczykija, Mi, Filifionki, Too-tiki, bardziej domyślać że to one.

Z późniejszych dobre mym zdaniem „Muminki na Riwierze”, natomiast najnowsza „Dolina Muminków” wygląda raczej na nieporozumienie.

„Była zima 1939 roku, czas wojny. Praca stała w miejscu; miało się uczucie, że każda próba stworzenia obrazu rzeczywistości jest całkowicie niepotrzebna. Może więc nic dziwnego, że nagle ogarnęła mnie chęć napisania czegoś, co zaczynałoby się od "Był sobie kiedyś". Dalszy ciąg musiał oczywiście być bajką, tego nie dało się uniknąć, ale zrezygnowałam z książąt, księżniczek i małych dzieci, wybierając na ich miejsce gniewną figurkę, którą sygnowałam rysunki satyryczne i którą nazwałam Muminkiem... To opowiadanie, w połowie gotowe, poszło w zapomnienie. Jednak w roku 1945 mój przyjaciel powiedział mi, że mogłaby z niego powstać książka dla dzieci, żebym je dokończyła, zrobiła ilustracje i może to wezmą. Chciałam, żeby tytuł miał coś wspólnego z Muminkiem i szukaniem jego Tatusia (na wzór poszukiwań Kapitana Granta) — ale wydawnictwo życzyło sobie "Małe trolle", bo czytelnicy będą lepiej rozumieli. Opowiadanie jest dość mocno zainspirowane książkami, które czytałam w dzieciństwie i które kochałam: trochę Juliuszem Verne’em, trochę Collodim (Dziewczynka o błękitnych włosach) i tak dalej. A czemuż by nie? Tak czy inaczej stało się ono moim pierwszym happy endem!” (tak brzmi Wstęp)

Odkryłam „Powódź” kiedyś przypadkiem w osiedlowym sklepie samoobsługowym w dziale z książkami (pozostałe znam od czasu przedpodstawówkowego),
przeczytałam za jednym zamachem i odłożyłam z uczuciem rozczarowania, że też Ciocia Jansson (jak ją nazywam, choć może lepiej pisać: Autorka) mogła popełnić coś takiego. Rysunki dość dziwne (ciężko domyślić, iż postać wyglądająca jak Paszczak to Mama Muminka) a treść mogła by być lepszą. Gdyby taki był początek mej znajomości z Muminkami, skutecznie chyba odstraszyłby od poznawania dalszych części. Jak widzę, yano20 też jest tego zdania
„gdybym nie znał ogólnie serii, niewykluczone że na niej zakończylibyśmy czytanie”
pani_papierek „Świat Muminków zostaje w tej powieści dopiero zarysowany i brak jakieś wyraźnej myśli przewodniej raczej nie zachęciłby do dalszej lektury kogoś, kto nie zna Muminków. Jednak trudno sobie taką osobę wyobrazić!”
Właśnie.
Lecz. gdyby tak to ująć, wyjmujecie mi z ust
ani_anka „To jeszcze nie są TE Muminki”
JaBa PasjOla „Muminki choć jeszcze mało muminkowe.”
Justine P „Wstęp do historii o Muminkach nie powalił mnie na kolana”

Autorka raczej nie przywiązywała większej wagi do tej książki, skoro nie uzupeniła jej później ani nie zmieniła rysunków (w przeciwieństwie do „Pamiętników” czy „Komety”).

Treść w skrócie:
Muminek z Mamą szukają Tatusia, który „odszedł z Hatifnatami”, a oni „przeważnie są niewidoczni” (o czym brak wzmianek gdzie indziej). Chyba wtedy jeszcze nie wymyśliła, czym Hatifnatowie dokładnie są.
O „odejściu Tatusia z Hatifnatami” mowa jeszcze dwukrotnie, w „Pamiętnikach” (że zaszło kiedyś wcześniej) i w „Opowiadaniach” (gdzie opisane szczegółowo, jednak zaszło później, jakby widać tu sprzeczność, lecz mniejsza o to).
Zanim odnajdą Tatusia, Mama z Muminkiem spotykają szereg innych stworków, w tym Ryjka, tu jeszcze bezimiennego. Ratuje ich Wróżka zapożyczona z Pinokia.
Pomysł powodzi wykorzystany należycie dopiero w „Lecie”.
Najważniejsze zapewne ostatnie zdanie „Mieszkali potem w tej Dolinie przez całe życie, nie licząc kilku wyjazdów potrzebnych im dla odmiany.”

Dalsze części bardziej znane, lecz cóż szkodzi przypomnieć
(w nawiasach dokładniejsze nazwy):
„Kometa” (1945 przerabiana w kolejnych wydaniach, ostateczną postać zyskała w 1968)
„W Dolinie Muminków” („Czarodziejski Kapelusz” 1948)
„Pamiętniki Tatusia Muminka” (1950, póżniej uzupełnione)
„Lato Muminków” („Niebezpieczna Noc Świętojańska” 1954)
„Zima Muminków” (1957)
„Opowiadania z Doliny Muminków” („Niewidzialne Dziecko” 1962)
„Tatuś Muminka i morze” (1965)
„Dolina Muminków w listopadzie” (1970)

Prócz tego szereg komiksów.

Głównym bohaterem jest Muminek, syn Mamy i Tatusia, w „Komecie” bohaterski i w ogóle, w następnych wypada słabiej, chwilami jakby bardziej naiwny niż potrzeba. Przynajmniej tak to widzę, lecz proszę się tym nie sugerować.

Dzięki tym książkom znam takie słowa, jak: weranda, bulaj, cuma, naktuz, barometr, sztag, galeon, sterówka, kilwater, granat (kamień), rubin, topaz, selenit, kapturek na imbryk (mam taki, czasem przymierzam przed lustrem, wyglądam zabawnie), inspicjent, rekwizytornia, rampa, knäckebröd, autokratyczny i szereg innych, a zwłaszcza obserwatorium i kometa. Wszystkie zawsze kojarzę z Muminkami. Choć kilka, jak Angostura, Mrówkolew czy Pies Morski ma trochę inne znaczenie w rzeczywistym świecie.
A ilekroć słyszę „symfonia” dopowiadam „mórz” bądź „Fredriksona”.
Zaś gdy widzę zachód Słońca mówię do mojej Mamy: zobacz jaki muminkowy widok.
Uwielbiam robić, a jeszcze bardziej zjadać muminkowy przysmak, naleśniki, zjadam je w toku robienia, zwykle bez nadzienia. Oczywiście różnie bywa, kawę kiedyś spróbowałam, co każe mi raczej oddać słuszność Morsztynowi „szkaradny napój”, zaś zapach tytoniu odstręcza mnie.

Ulubioną mą postacią Włóczykij, czemu nie potrafię powiedzieć, upodobania ma raczej inne od moich, może z powodu umiłowania swobody, co w jego wykonaniu wygląda czasem dziwnie.
Z żeńskich zaś (poza Mamą Muminka) przede wszystkim Panna Mogotka, miłująca piękno, jak ja, przy tym zaskakująca (w „Komecie” jest damą w opałach, w „Kapeluszu” łowczynią, o co ją trudno było podejrzewać, w „Nocy” mimowolnie, ale jednak, trafia do więzienia za chuligaństwo).
Po za tym Mała Mi, zadziorna jak ja, raczej bardziej zadziorna, lecz na drugim miejscu wśród ulubionych.
Wreszcie Filifionka z „Opowiadań”, szkoda, że występuje tylko tam.

Czyż trzeba przedstawiać przemiłe stworki przypominające hipopotamy chodzące na dwóch łapkach ?
Smieszny
„Jest coś hipnotyczno-wciągającego w przygodach tych puszystych stworzeń.”
Jako że wiele osób zna je bardziej z japońskiego serialu, ładnie rysowanego, lecz zbyt swobodnie przedstawiającego (przeróbek było oczywiście znacznie więcej, lecz japońska z 1990 najbardziej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Garść cytatów, nie wyrwanych z kontekstu, gdyż go nie widać.
„– Powiedziała ciocia, żebyśmy nigdy nie zadawali na głos pytań, jak ciarki po nas chodzą – podsunęła Sasanka, a Pan MikroK uniósłszy głowę spostrzegł, że w jej przejrzyście zielonych oczach przesunęła się lekka mgła, jakby niesiona podmuchem szybkiego wiatru.
– Aha. Nie wolno tego robić, moje dzieci, bo można otrzymać Odpowiedź Mylącą – dokończyła Ciocia Weronika patrząc z triumfem na Pana MikroK.”
„Kiedy Mapciuszek i Króliczek, być może idąc po coś, a może przypadkiem, zawędrowali na wydmy rozciągające się u podnóża Wzgórka, Owczarza tam już nie było. Ale pod krzakiem żarnowca, teraz jakby zmatowiałym, ciągle ktoś leżał.
– Oj, popatrz! – powiedział Mapciuszek. – Znowu ktoś obcy! – Ty go widzisz, Króliczku?
– Widzę – odpowiedział Króliczek podniecony. – Jest bardzo duży. Wiesz, Mapciuszku, co mi przypomina jego kapelusz?
– Białą Górę zza Rzeki – odparł bez namysłu Mapciuszek – i uśmiechnęli się do siebie. (…)
– Te zatracone bliźniaki czytają w swoich myślach – pomstowała czasem Ciocia Weronika. A od czasu, kiedy Pan MikroK przybił do brzegów Niby-Wyspy na swoim upiornym, obrosłym wodorostami i pąklami stateczku dodawała, oczywiście pod jego adresem: – i nie potrzebują do tego żadnej mądrzejszej od człowieka skrzynki. Od niektórego człowieka – wzmacniała godnie. Mówiąc nawiasem nieszczęsny Pan MikroK mógłby się odciąć choćby wypomnieniem Cioci Weronice faktu, że Króliczek i Mapciuszek bliźniakami nie byli. Ale Pan MikroK ciągle jeszcze tego nie wiedział. Ogromnie wielu rzeczy Pan MikroK jeszcze nie wiedział. Przebywał na Niby-Wyspie niedawno, a przecież oni sami tutaj poruszali się nieustannie jakby pośród tysiąca tajemnic.”
„A wtedy Owczarz wstał, przerzucił przez ramię torbę, po czym zamknął swój ogromny parasol takim ruchem, jakby spuszczał między sobą a Panem MikroK zasłonę, i odszedł bez słowa, nieśpiesznym, kołyszącym krokiem. Pan MikroK patrzył za nim, jak odchodził. Nie, oczywiście nie szedł lekkim nawykłym do gór krokiem górala! Szedł szeroko stawiając nogi, ciężko a zarazem ostrożnie, jak człowiek nienawykły do chodzenia po ziemi.”
„Wreszcie pewny, że ci dwaj są daleko i w ogóle zupełnie gdzie indziej, opuścił swoją kryjówkę. Długo patrzył na uśpioną Sasankę. Czy zdoła kiedykolwiek zapomnieć tamten moment? Po dniach i nocach wyczerpującej żeglugi – wystarczyłoby samej tej żeglugi, a przecież miał za sobą koszmarne przeżycia na Morzu Strachu – zobaczył wreszcie ląd: baśniowo piękne, idylliczne wybrzeże. Jakiś podwodny prąd, bo nie było fali, miękko osadził jego dziwaczny stateczek na piasku plaży, a z wydm zbiegła wysoka, szczupła, z warkoczami i o dużych zielonych oczach dziewczyna, która również wydała mu się istotą z bajki.
– Nazywam się Sasanka – powiedziała bez zdziwienia i bez lęku. "Gdyby nie ona, chyba bym tu już zwariował" – pomyślał Pan MikroK.”
„pamięć od razu podsunęła twarz Cioci Weroniki, która osłupiałym z zaskoczenia wzrokiem wpatrywała się w miejsce, gdzie powinien znajdować się Króliczek. Ci dwaj! Z pewnością byliby do tego zdolni. Gdyby tylko zabrali dla kawału! Te diabliki jednak będą próbowały go uruchomić, przeprowadzać doświadczenia. Popsują i zniszczą szyfr. Gdzie ich zresztą szukać? Czasem nie pokazywali się w kuchni przez kilka dni nie wzbudzając tym niczyjego niepokoju. A Pałac to przecież istny labirynt. Pałac. Ech, ten Pałac...
– Mieszkam w Pałacu – powiedziała Sasanka owego dnia, gdy podwodny prąd przesunął jego stateczek po nieruchomej fali i osadził na plaży nieznanego lądu.”

I tak przez 200 stron.

Końcowe zdania :
„Franek opadł z powrotem na poduszki. Ogarnął go wielki, wyzwalający spokój. Przymknął oczy i zobaczył Małe Morze po zachodzie słońca. W niewiarygodnej ciszy wygładzonych, przybrzeżnych wód, ku którym szarzejące niebo osuwa się miękko, głosy i kształty toczą ze sobą dialogi wyrazisty, pełen harmonii. Rybackie łodzie rzucone tu i tam w pobliżu proporczyków znaczących linię zastawionych sieci leżą, niemal nie zanurzone, jakby na wielkiej, wyciągniętej ku strądowi dłoni. Od brzegu cicho odbija czółno; sunie lekko, prawie bezszelestnie, stojący w nim wysoki rybak w granatowym swetrze, w długich gumowych butach wprawia je w ruch jakby od niechcenia nieczęstymi pchnięciami tyczki, na dziobie czujnie wpatrzony w mrok siedzi pies. Zapach wędzonych w pobliskich chatach ryb miesza się z zapachem tej przedwieczornej ciszy.
POJADĘ. ALE WRÓCĘ. WRÓCĘ I ZNAJDĘ CIĘ, SASANKO. TAJEMNICA CZWARTEJ ŚCIANY! NIE CHCĘ OCALEĆ SAM.”

Co to wszystko znaczy ? Kto, co, gdzie, jak i dlaczego ? (jakby zapytał Barańczak „Książki najgorsze” s. 42 wydania 1990)

Przeczytałam kiedyś niepotrzebnie, kiedy mój ukochany Wujek pokazał to coś (chyba gdzieś znalazł) zapytując, czy jestem w stanie pojąć, gdyż zrozumiał z tego nic. Co powinno być dla mnie ostrzeżeniem. Okładka Rychlickiego (co z początku wzbudziło przychylne skojarzenia z Krainą Oz) potwierdziła, jak w wypadku Patalonków, iż nie należy oceniać po okładce. Najpóźniej po przebrnięciu przez pierwszych kilka stron należało dać sobie spokój, lecz (co świadczy jak dalece musiałam się wtedy nudzić, by znaleźć czas na te beblaniny) zmęczyłam w całości, z każdą kolejną stroną zapominając, co było na poprzedniej, chyba jedyne co zapamiętałam, to powtórzone kilkakrotnie „Kurp, który nie tabaczny, nic nie znaczy” oraz „czwartą ścianę” na okładce dzięki (?) czemu znalazłam PDF, by przytoczyć więcej niż o „tabaczeniu”.
Skończywszy miałam wrażenie, które można ująć słowami jakimi jeden domowników określił „Władcę Much”, którego czytał jakiś czas wcześniej i próbując streścić zauważył:
– Poplątane, jakby ktoś tworzył w pijanym widzie, chyba że to tłumacz był pijany.

Co trochę krzywdzi Goldinga, do Tomaszewskiej pasuje jak ulał.

Garść cytatów, nie wyrwanych z kontekstu, gdyż go nie widać.
„– Powiedziała ciocia, żebyśmy nigdy nie zadawali na głos pytań, jak ciarki po nas chodzą – podsunęła Sasanka, a Pan MikroK uniósłszy głowę spostrzegł, że w jej przejrzyście zielonych oczach przesunęła się lekka mgła, jakby niesiona podmuchem szybkiego wiatru.
– Aha. Nie wolno tego robić, moje dzieci, bo można...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Przepiękna ... baśń” czy aby o tej samej książce mowa ? Poznane jeszcze przed podstawówką, czytane na głos przez moją Mamę, chyba dostała od kogoś, gdyby wiedziała zawczasu, co to takiego, zapewne by tego nawet nie dotknęła. Początek zapamiętałam tyleż dziwaczny, co przykry. Maleńkie ludki przybywają nad jakąś Wielką Wodę, lekceważąc ostrzeżenia hałasują i zostają zaklęte w coś tam. Tylko dwoje z nich ocalało, gdyż zachowało milczenie. Zły urok dziełem Czarodzieja, z którym zażarte boje stacza Lew (skrajnie beznadziejna parodia Narnii, poznanej znacznie później, której nie cenię wysoko), w przerwach objaśnia, iż Czarodziej zmienia siebie w dąb, a gdy by go ściąć i spalić, przeszedł by w inny i tak bez końca. Pokonanie Czarodzieja jest niewykonalne, gdyż Lew już dawno by to zrobił, jednak w którymś tam starciu następuje przełom, przy tym zachodzi to jeszcze bardziej mętnie i zawile.

Dalszy ciąg bądź puściłam mimo uszu, tak dalece mnie to nie ciekawiło, bądź Mama wreszcie uznała, że to nie do czytania, bądź jedno i drugie.

Na tym należałoby skończyć, gdyż poświęcam temu czemuś więcej uwagi niż zasłużyło, lecz widząc tyle przychylnych ocen, coś dodaję. Zerknąwszy do PDF widzę, iż znacznie bardziej beznadziejne, niż można sądzić.

Pod względem doboru słownictwa, składni, stosowania czasu teraźniejszego, tam gdzie bardziej pasuje przeszły,
nawet nie grafomaństwo a badziewie do entej potęgi.

Treść zaś niemożebnie naiwna, pożal się „walka Dobra ze Złem” dla ubogich (rozmyślnie w cudzysłowie, Kraina Oz to to nie jest), do tego opowiadana w nudny sposób.

Drobny kawałek: „W pysku [Lew] trzyma nogę Czarodzieja. Czarodziej rozcapierza się, zakrywa całe niebo, pluje jadem. Patalonki zasłaniają sobie oczy, są całe zatrute. (…) Niesie [!] wielki głaz i ciska nim w Czarodzieja. Ten dostaje w nogę i rycząc ucieka na dąb. Lew za nim. Wpadają obaj w błoto i słychać stękanie. Wreszcie Lew łapie Czarodzieja zębami za ramię, a tamten trzyma jego ogon w zębach. Gryzą się tak, że spomiędzy zębów idą skry. Padają obaj. Pod Czarodziejem trzasnęło kilka drzew, a tam, gdzie upadł Lew, powstało jezioro.”
I tak przez ileś stron.
Dalej jeszcze gorzej, jacyś Piekielnicy, odrażający z wyglądu, z usposobienia chorzy z nienawiści, znajdujący upodobanie w zadawaniu męczarni, opisywanych ze szczegółami. Zastanawia mnie, nie za bardzo, ale jednak, czy bardziej szurnięty był gość, który to nasmarał, czy Bereza, co wpadał w zachwyt nad jego pisaninami.

„Przepiękna ... baśń” czy aby o tej samej książce mowa ? Poznane jeszcze przed podstawówką, czytane na głos przez moją Mamę, chyba dostała od kogoś, gdyby wiedziała zawczasu, co to takiego, zapewne by tego nawet nie dotknęła. Początek zapamiętałam tyleż dziwaczny, co przykry. Maleńkie ludki przybywają nad jakąś Wielką Wodę, lekceważąc ostrzeżenia hałasują i zostają zaklęte...

więcej Pokaż mimo to