rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Bardzo długo nie mogłam się odnaleźć w tej historii. W pierwszej połowie książki Mhairi McFarlane prowadzi fabułę bardzo spokojnie, bez pośpiechu, starannie kreśląc tło dla toczących się wydarzeń. Momentami czułam ogromne znużenie, które jednak powoli zaczęło ustępować, po przebrnięciu przez około 300 stron. Wówczas akcja zaczęła nabierać tempa, zaspokajając nieco mój czytelniczy apetyt. Im bliżej finału, tym więcej zwrotów akcji wywołujących we mnie wiele różnych emocji. Ostatnie kilkanaście rozdziałów czytałam z wypiekami na twarzy, z niecierpliwością czekając na szczęśliwe zakończenie. Oczywiście się nie zawiodłam. Zostałam też jednak miło zaskoczona, bo ten wyczekiwany happy end poprzedzony jest splotem poruszających, okraszonych nutą goryczy zdarzeń.

Atutem tej historii są wyraziści bohaterowie, tak różni od siebie, tak kontrastowi. Najbardziej polubiłam Jamiego, który swoje prawdziwe "ja" skrywa pod maską casanovy. Łatka, którą przypięli mu współpracownicy, nijak się ma do osoby, którą czytelnik coraz lepiej poznaje w trakcie lektury. Z kolei, jeśli chodzi o Laurie, tu miałam mieszane odczucia. Z jednej strony byłam w stanie zrozumieć jej zachowanie, z drugiej zaś wściekałam się, że nie dostrzega tego, co ma tuż przed własnym nosem. Kolejnym plusem jest ciekawy styl autorki, zabarwiony specyficznym poczuciem humoru.

Pisarka porusza w książce tematy, które są znakiem rozpoznawczym otaczającej nas dziś rzeczywistości: rasizm, szowinizm, trudności w miejscu pracy, seks bez zobowiązań, niska samoocena, zmagania z poważną chorobą, problemy rodzinne. Jednak nie zagłębia się w nie zanadto, zachowuje równowagę między warstwą obyczajową a wątkiem romantycznym.

"Miłość na później" to lekka opowieść, z którą można spędzić miłe, leniwe popołudnie albo dwa. Zabawna, poruszająca, wydaje się idealnym wyborem na poprawę humoru, zwłaszcza dla miłośników gatunku.

[Oficjalna recenzja dla portalu Duzeka.pl]

Bardzo długo nie mogłam się odnaleźć w tej historii. W pierwszej połowie książki Mhairi McFarlane prowadzi fabułę bardzo spokojnie, bez pośpiechu, starannie kreśląc tło dla toczących się wydarzeń. Momentami czułam ogromne znużenie, które jednak powoli zaczęło ustępować, po przebrnięciu przez około 300 stron. Wówczas akcja zaczęła nabierać tempa, zaspokajając nieco mój...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Poruszająca powieść obyczajowa z obszernym tłem historycznym. Fabuła prowadzona dwutorowo nadaje tej historii wyjątkowego klimatu. Autorka wiernie oddaje atmosferę powojennych czasów i okresu, gdy w Polsce kształtował się socjalizm, a żeby przetrwać, wielu ludzi musiało dokonywać wyborów niekoniecznie zgodnych z ich sumieniem. Wspaniała kreacja bohaterów o różnorodnych charakterach, odmiennych doświadczeniach, pragnieniach i tęsknotach. Świetnie pokazana złożoność relacji społecznych i rodzinnych - zarówno kiedyś, jak i w obecnych czasach. Miłość, oddanie, nadzieja, pogoń za szczęściem i lepszą przyszłością, trudne wybory - to esencja tej historii. Zdecydowanie polecam!

Poruszająca powieść obyczajowa z obszernym tłem historycznym. Fabuła prowadzona dwutorowo nadaje tej historii wyjątkowego klimatu. Autorka wiernie oddaje atmosferę powojennych czasów i okresu, gdy w Polsce kształtował się socjalizm, a żeby przetrwać, wielu ludzi musiało dokonywać wyborów niekoniecznie zgodnych z ich sumieniem. Wspaniała kreacja bohaterów o różnorodnych...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Basia, Franek i humory Marianna Oklejak, Zofia Stanecka
Ocena 8,0
Basia, Franek ... Marianna Oklejak, Z...

Na półkach:

"Basia, Franek i humory" to książka, która wprowadza maluchy w świat podstawowych uczuć i emocji (smutek, złość, tęsknota, zaciekawienie, radość) i uczy je rozpoznawać. Uzmysławia, że są one nieodłącznym elementem życia i każdy musi się z nimi mierzyć w różnych sytuacjach. Na ostatniej stronie autorka zachęca maluchy do ciekawej aktywności związanej z rozpoznawaniem emocji.

"Basia, Franek i humory" to książka, która wprowadza maluchy w świat podstawowych uczuć i emocji (smutek, złość, tęsknota, zaciekawienie, radość) i uczy je rozpoznawać. Uzmysławia, że są one nieodłącznym elementem życia i każdy musi się z nimi mierzyć w różnych sytuacjach. Na ostatniej stronie autorka zachęca maluchy do ciekawej aktywności związanej z rozpoznawaniem...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Basia, Franek i chorowanie Marianna Oklejak, Zofia Stanecka
Ocena 8,3
Basia, Franek ... Marianna Oklejak, Z...

Na półkach: , ,

"Basia, Franek i chorowanie" to opowieść o tym, jak radzić sobie z chorobą i kiepskim samopoczuciem w domowym zaciszu. Książka pomoże dzieciom oswoić się z chorowaniem, które od czasu do czasu każdemu się zdarza. Na samym końcu autorka proponuje ciekawą zabawę/aktywność związaną z treścią książki. Cudownie zostały przedstawione wzajemne relacje siostry i brata, z poszczególnych stron bije rodzinne ciepło, miłość, przyjaźń.

"Basia, Franek i chorowanie" to opowieść o tym, jak radzić sobie z chorobą i kiepskim samopoczuciem w domowym zaciszu. Książka pomoże dzieciom oswoić się z chorowaniem, które od czasu do czasu każdemu się zdarza. Na samym końcu autorka proponuje ciekawą zabawę/aktywność związaną z treścią książki. Cudownie zostały przedstawione wzajemne relacje siostry i brata, z...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Podręcznik dla superbohaterów. Część 7: Powrót Agnieszka Vahlund, Elias Vahlund
Ocena 8,1
Podręcznik dla... Agnieszka Vahlund, ...

Na półkach: , ,

Wyjątkowa komiksowa seria wydawana pod szyldem Wydawnictwa Debit liczy już siedem tomów! Początkowo autorzy cyklu skupiali się na kwestii przemocy, nękania w szkole. Jednak w pewnym momencie motywem przewodnim stała się umiejętność współpracy z innymi. Na końcu każdej książki zaczęły się pojawiać przemyślenia bohaterów na ten temat. A wszystko dlatego, że i główna postać, Lisa, znacznie się zmieniła. Zdobywanie kolejnych umiejętności i wykorzystywanie supermocy do niesienia pomocy innym sprawiło, że zaczęła wierzyć w siebie. W końcu nabrała dość odwagi, by przeciwstawić się szkolnym łobuzom, którzy dokuczali nie tylko jej, ale również innym dzieciom. Z przyjemnością obserwowałam przemianę, jaka zachodziła w dziewczynce z tomu na tom. I z chęcią dowiem się, jak dalej potoczą się jej losy.

"Podręcznik dla superbohaterów. Część 7: Powrót" – podobnie jak pozostałe tomy – zapewnia rozrywkę, ale też niesie za sobą ważne przesłanie. Uzmysławia, jak ważne jest współdziałanie w grupie, wzajemne zaufanie i wsparcie. Pokazuje, jak istotnym i potrzebnym elementem przyjaźni jest rozmowa, a także umiejętność przyznania się do błędu i przeproszenia drugiej osoby. Bo nawet pomiędzy przyjaciółmi zdarzają się kłótnie, w końcu każdy jest inny, każdy ma prawo do własnego zdania. Prawdziwą sztuką nie jest sporów unikać, lecz potrafić je załagodzić. Komiks ukazuje całą prawdę o tym, jak skomplikowane bywają relacje społeczne, i podpowiada, jak dbać o dobre stosunki z innymi.

Jest to idealna lektura dla dzieci, które z czytaniem są nieco na bakier. Odpowiednio wyważona ilość tekstu, niezwykle wciągająca i dynamiczna akcja oraz świetne ilustracje z pewnością przekonają wielu młodych czytelników.

Wyjątkowa komiksowa seria wydawana pod szyldem Wydawnictwa Debit liczy już siedem tomów! Początkowo autorzy cyklu skupiali się na kwestii przemocy, nękania w szkole. Jednak w pewnym momencie motywem przewodnim stała się umiejętność współpracy z innymi. Na końcu każdej książki zaczęły się pojawiać przemyślenia bohaterów na ten temat. A wszystko dlatego, że i główna postać,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Latem 1983 roku siedmioro nastolatków wyjeżdża na kemping do lasu. Rano okazuje się, że ekipa straciła na liczebności, ponieważ Aurora Jackson zniknęła bez śladu. Prowadzone wówczas śledztwo prowadzi donikąd. Ale tylko do czasu... Trzydzieści lat później ciało zaginionej zostaje odnalezione w miejscu, o którego istnieniu wiedziało tylko sześcioro jej przyjaciół. Sprawą zajmuje się detektyw Sheens, który przed laty brał udział w poszukiwaniach Aurory i miał styczność z ową grupą nastolatków. Tym razem zamierza on doprowadzić sprawę do końca. Co wydarzyło się tamtej lipcowej nocy i jakie sekrety skrywają uczestnicy tamtego wypadu?

Akcja powieści toczy się w dość nierównym tempie, raz jest bardziej dynamiczna, raz mniej. Fabuła skupia się na śledztwie i związanym z nim czynnościach, przesłuchaniach świadków, przeglądaniu akt i porównywaniu zebranych dotąd dowodów. Niektóre fragmenty książki są według mnie przegadane, zawierają zbyt wiele informacji, których znaczenie dla sprawy jest znikome. W związku z tym ciężko o utrzymanie czytelnika w ciągłym napięciu. Odbiorca brnie przez kolejne akapity, nie odczuwając zbytniego niepokoju, towarzyszy mu właściwie tylko zwykła ciekawość. Sposób, w jaki autorka opisuje tę historię, budzi pewien niedosyt.

Jednak nie można tu mówić tylko o minusach. Atutem powieści jest między innymi dwutorowa narracja. Opis przebiegu dochodzenia uzupełniają retrospekcje opowiedziane z perspektywy ofiary, Aurory Jackson. Takie rozwiązanie zwiększa zaangażowanie czytelnika i pozwala na chwilę oderwać się od żmudnych czynności śledczych. Całkiem nieźle wychodzi autorce również mylenie tropów i wpuszczanie odbiorcy w maliny, chociaż przydałoby się nieco więcej adrenaliny.

"Znaleziona" to powieść otwierająca cykl o detektywie Sheens. Mam nadzieję, że w kolejnych tomach autorka nie będzie powielać tych samych błędów. A może nawet wyjdzie poza schematy, którymi się tutaj posłużyła, i zaskoczy swoich czytelników. Na pewno styl, którym Gytha Lodge się posługuje, dobrze wróży na przyszłość. Wystarczy popracować nad warstwą fabularną i dynamiką akcji, a może się okazać, że kolejne części serii będą prawdziwą gratką dla miłośników kryminałów.

[Oficjalna recenzja dla portalu Secretum.pl]

Latem 1983 roku siedmioro nastolatków wyjeżdża na kemping do lasu. Rano okazuje się, że ekipa straciła na liczebności, ponieważ Aurora Jackson zniknęła bez śladu. Prowadzone wówczas śledztwo prowadzi donikąd. Ale tylko do czasu... Trzydzieści lat później ciało zaginionej zostaje odnalezione w miejscu, o którego istnieniu wiedziało tylko sześcioro jej przyjaciół. Sprawą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Znakiem rozpoznawczym dzisiejszych czasów jest pośpiech, nieustanna gonitwa za tym, co istotne, oraz za tym, co mniej ważne. Ludziom brakuje siły i czasu, by cieszyć się chwilą, by celebrować codzienność. Dotyczy to nie tylko osób dorosłych. Coraz częściej tego pędu życia doświadczają również dzieci. A przecież dobrze jest się od czasu do czasu zatrzymać, odetchnąć. Pomocny może się okazać trening uważności, którego celem jest osiągnięcie równowagi emocjonalnej, zmniejszenie napięcia nerwowego, opanowanie sztuki koncentracji i relaksu. Praktyka uważności oznacza skupienie się na tym, co tu i teraz, dostrzeganie własnych myśli, uczuć i doznań bez ich oceniania. W tym właśnie duchu powstała "Wyprawa do lasu". Autorką książki jest Mariona Tolosa Sistere, katalońska artystka, dla której rysunek jest sposobem na opowiedzenie historii, które rodzą się w jej głowie.

Pewnego deszczowego popołudnia mama wraz z trójką swoich pociech sprawdza prognozę pogody na następny dzień. Pada propozycja rodzinnej wycieczki do lasu, na którą dzieci reagują z dużym entuzjazmem. Rozpoczynają się radosne przygotowania: oglądanie mapy, planowanie poszczególnych etapów wyprawy, pakowanie potrzebnych rzeczy. Następnego ranka wszyscy wsiadają na rowery i ruszają w drogę. Na miejscu zostawiają dwuślady w specjalnie wyznaczonej strefie i dziarskim krokiem wkraczają na leśny szlak. Ta wyprawa to prawdziwa uczta dla wszystkich pięciu zmysłów. Zaangażowane są wzrok, słuch, dotyk, smak i węch. Uczestnicy wycieczki mogą cieszyć się bliskością natury, nasłuchiwać, obserwować i eksplorować otoczenie. Oczywiście każdy robi to po swojemu, we własnym rytmie, tak jak potrafi. Wszystko odbywa się w atmosferze życzliwości, rodzinnego ciepła, szacunku do siebie nawzajem, a także odpowiedzialności i troski o cenne dobro, jakim jest przyroda.

"Wyprawa do lasu" to książka zdecydowanie niezwykła! Stanowi nie tylko źródło wiedzy, ale również pewnego rodzaju drogowskaz dla małych i dużych. Podpowiada, jak czerpać przyjemność i siłę z pobytu w lesie, obcowania z naturą. Pomaga stać się bardziej świadomym obserwatorem przyrody. Uświadamia, jak ważne jest bycie tu i teraz, doświadczanie chwili obecnej. A także przypomina, że czas spędzany w gronie najbliższych nie tylko daje radość, ale też sprzyja umacnianiu więzi.

Niesamowite jest to, jak dużo mogą powiedzieć same obrazy. To właśnie one odgrywają w tej publikacji największą rolę. Są bogate w szczegóły i same w sobie stanowią ciekawą opowieść. Idealnie odzwierciedlają nie tylko przebieg wycieczki, ale też atmosferę panującą w lesie oraz niespodzianki, które się tam kryją. Rysunki zachwycają bogatą pastelową kolorystyką. Specyficzna, nieco kanciasta kreska autorki bez wątpienia przyciąga wzrok. Miałam okazję zapoznać się z nią w "Sekretnym życiu strupków" i już wtedy przypadła mi do gustu. Idealnym uzupełnieniem ilustracji jest odpowiednio dobrana ilość tekstu. Razem tworzą naprawdę zgrany duet.

Podsumowując, jest to niezwykle wartościowa, ciekawa pozycja, którą warto mieć w domowej biblioteczce. Żeby ją wspólnie czytać, inspirować się, a przede wszystkim pamiętać, że nadmierny pośpiech nie jest wskazany. Zwłaszcza gdy chcemy w pełni czerpać z dobrodziejstw natury. Książkę polecam dzieciom od 4 roku życia oraz ich rodzicom.

Znakiem rozpoznawczym dzisiejszych czasów jest pośpiech, nieustanna gonitwa za tym, co istotne, oraz za tym, co mniej ważne. Ludziom brakuje siły i czasu, by cieszyć się chwilą, by celebrować codzienność. Dotyczy to nie tylko osób dorosłych. Coraz częściej tego pędu życia doświadczają również dzieci. A przecież dobrze jest się od czasu do czasu zatrzymać, odetchnąć. Pomocny...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książeczka traktująca o poczuciu osamotnienia i odtrącenia. W prosty, zrozumiały dla dziecka sposób ukazuje różnicę między samotnością a byciu samemu. Autorka zwraca uwagę, że równie ważne jak obecność przyjaciół jest zaspokojenie potrzeby autonomii. Czerpać przyjemność można zarówno z obcowania z innymi, jak i ze spędzania czasu samemu. Minimalistyczne ilustracje doskonale współgrają z treścią, ukazując towarzyszące bohaterom emocje. Pozycja zdecydowanie godna uwagi.

Książeczka traktująca o poczuciu osamotnienia i odtrącenia. W prosty, zrozumiały dla dziecka sposób ukazuje różnicę między samotnością a byciu samemu. Autorka zwraca uwagę, że równie ważne jak obecność przyjaciół jest zaspokojenie potrzeby autonomii. Czerpać przyjemność można zarówno z obcowania z innymi, jak i ze spędzania czasu samemu. Minimalistyczne ilustracje doskonale...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książka porusza takie problemy jak zazdrość oraz chęć bycia w centrum uwagi bliskiej osoby. Autorka podejmuje temat bliski kilkulatkom, opowiada o sytuacji, z którymi niejednokrotnie mierzy się dziecko. Wszystko w prosty, zrozumiały sposób, ukazując emocje z tym związane. Nie narzuca gotowych rozwiązań problemu, lecz skłania do rozmowy i rozmyślania na temat zachowania bohaterów. Godna uwagi pozycja dla maluchów.

Książka porusza takie problemy jak zazdrość oraz chęć bycia w centrum uwagi bliskiej osoby. Autorka podejmuje temat bliski kilkulatkom, opowiada o sytuacji, z którymi niejednokrotnie mierzy się dziecko. Wszystko w prosty, zrozumiały sposób, ukazując emocje z tym związane. Nie narzuca gotowych rozwiązań problemu, lecz skłania do rozmowy i rozmyślania na temat zachowania...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Pozytywka. Zagadkowe zniknięcie Benedicte Carboneill, Gijé
Ocena 8,0
Pozytywka. Zag... Benedicte Carboneil...

Na półkach:

To już czwarte spotkanie małych czytelników ze światem Pandorii. Autorka serii „Pozytywka” - Bénédicte Carboneil - zdecydowanie jest w formie. Kolejny tom przygód ośmioletniej Noli wciąga bez reszty, a jego finałowe sceny zapowiadają emocjonujący ciąg dalszy. Jestem bardzo ciekawa, jak potoczą się dalej losy dziewczynki! Zwłaszcza gdy już wiem, do czego służy tajemniczy klucz znaleziony przez Nolę w rzeczach matki. Klucz, z powodu którego bohaterka po raz kolejny przenosi się do Pandorii. A tam czeka na nią nowa niełatwa misja do wykonania. Oczywiście wszystko w towarzystwie Igora oraz Andrei.

Po raz kolejny z nieskrywaną przyjemnością zatopiłam się w tym barwnym, magicznym świecie, tak różnym od naszej rzeczywistości, tak nierealnym, a przez to atrakcyjnym dla odbiorcy. Fabuła jak zwykle jest dobrze przemyślana, uporządkowana i spójna, a akcja dynamiczna i angażująca czytelnika. Nie ma tu scen naznaczonych przemocą, scenarzystka od samego początku ich unika, skupiając uwagę na takich wartościach jak empatia, troska, akceptacja, uczciwość. Tym razem autorka porusza też ważne kwestie związane z dyskryminacją oraz podziałem na rasy. Przekaz, jaki płynie z tej historii, jest dość klarowny: prawdziwa miłość nie zna żadnych podziałów ani granic. Podobnie sprawa ma się z przyjaźnią! Natomiast prawo, które nie jest sprawiedliwe i słuszne, można zmienić - ważne by mieć w zanadrzu odpowiednie argumenty.

Cieszę się, że znowu mogłam nacieszyć oczy wspaniałymi ilustracjami, które oczarowują feerią barw i niesamowitą, pełną ekspresji kreską Gije. Wiele przyjemności przyniosło mi wpatrywanie się w te obrazy i wychwytywanie emocji towarzyszących poszczególnym bohaterom. Odczucia każdej postaci można odczytać, przyglądając się ich mowie ciała: mimice, gestach, postawie ciała. Ilustrator niewątpliwie ma talent, potrafi ukazać nastroje i emocje w sposób atrakcyjny i zrozumiały dla czytelników w różnym wieku.

Kolejna przygoda Noli nie tylko mnie wciągnęła, ale też rozbudziła moją ciekawość. Zakończenie zaś pozostawia odbiorcę w niepewności, z wieloma pytaniami i wątpliwościami. Nie pozostaje zatem nic innego, jak czekać na piąty tom „Pozytywki”... Chyba że ktoś ma ochotę pofantazjować i wymyślić własną kontynuację. A później skonfrontować swoje pomysły z koncepcją scenarzystki.

Zdecydowanie polecam „Zagadkowe zniknięcie”, podobnie jak poprzednie części tej komiksowej serii. To idealny wybór dla czytelników w wieku 5-12 lat, nie tylko zapewniający mnóstwo rozrywki, ale też wprowadzający w świat wartości i emocji.

[Oficjalna recenzja dla portalu Papierowemotyle.pl]

To już czwarte spotkanie małych czytelników ze światem Pandorii. Autorka serii „Pozytywka” - Bénédicte Carboneil - zdecydowanie jest w formie. Kolejny tom przygód ośmioletniej Noli wciąga bez reszty, a jego finałowe sceny zapowiadają emocjonujący ciąg dalszy. Jestem bardzo ciekawa, jak potoczą się dalej losy dziewczynki! Zwłaszcza gdy już wiem, do czego służy tajemniczy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak na razie jest to najsłabsza książka przeczytana przeze mnie w tym roku. Mieszanka obyczaju, romansu i komedii, która mogłaby być całkiem udanym debiutem, gdyby jeszcze nad nią popracowano. Niestety trafiła na księgarniane półki zbyt szybko, a szkoda, bo to naprawdę historia z potencjałem, tyle że nie w pełni wykorzystanym.

Zastrzeżenia mam do kreacji bohaterów, która wypada dość średnio... poza jednym przypadkiem. Tym wyjątkiem od reguły jest postać Borysa, która została sportretowana ciekawie i przekonująco. To mężczyzna zdecydowany, zabawny, inteligentny i szczery. Nie poddaje się i dąży do celu. To największy atut tej książki! Zwykły facet, który urodą nie grzeszy, żaden tam macho z ciałem Adonisa. A jednak bardzo atrakcyjny, bo z charakterem. To on pobudza ciekawość czytelnika i utrzymuje jego uwagę.

Natomiast Konrad, Anna oraz rodzice Zuzanny są nakreśleni według mnie zbyt powierzchownie, by móc cokolwiek o nich powiedzieć. Zaś główna bohaterka została ukazana w sposób wręcz odpychający. Zuzia to osoba niezwykle irytująca, niezdecydowana, a do tego infantylna, zachowująca się bardzo niedojrzale jak na dwudziestodziewięcioletnią kobietę. Nie wie, czego chce, nie uczy się na błędach i zdaje się, że nie potrafi wyciągać wniosków. Taka ciepła klucha, którą ciężko polubić.

Książka jest dość schematyczna. Lekka historia, w której niby coś się dzieje, ale tak naprawdę wiele wątków i scen jest niedopowiedzianych, zwłaszcza jeśli chodzi o zbliżenia intymne bohaterów. Spodobał mi się natomiast fakt, że autorka zwraca uwagę czytelnika na problem nadopiekuńczości rodziców wobec dorosłych dzieci i wiążących się z tym trudności.

"Dobre ciastko" to opowieść o poszukiwaniu siebie, odkrywaniu własnej seksualności i testowaniu granic. A także o budowaniu relacji z partnerem. Niestety jest to historia dość przeciętna i nie każdemu przypadnie do gustu. Jeżeli czytelnik nie ma zbyt dużych oczekiwań, być może będzie usatysfakcjonowany.

Jak na razie jest to najsłabsza książka przeczytana przeze mnie w tym roku. Mieszanka obyczaju, romansu i komedii, która mogłaby być całkiem udanym debiutem, gdyby jeszcze nad nią popracowano. Niestety trafiła na księgarniane półki zbyt szybko, a szkoda, bo to naprawdę historia z potencjałem, tyle że nie w pełni wykorzystanym.

Zastrzeżenia mam do kreacji bohaterów, która...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Andrew Caldecott długo kazał czekać odbiorcom na kontynuację "Miasteczka Rotherweird". Jednak po dwóch latach oczekiwania czytelnik może w końcu powrócić do tajemniczego, odizolowanego od reszty Anglii miejsca oraz jego mieszkańców. Musi być uważny i skoncentrowany - podobnie jak w przypadku pierwszej części - ponieważ autor po raz kolejny serwuje powieść mocno rozbudowaną, wielowątkową, niepozbawioną obszernych opisów i odniesień do przeszłości. A przede wszystkim podczas lektury trzeba się wykazać cierpliwością, zwłaszcza na początku, bo trochę to trwa, zanim odbiorca całkowicie zanurzy się w wykreowanym przez Caldecotta świecie.

Akcja rozgrywa się na dwóch płaszczyznach czasowych. Teraźniejszość i odległa przeszłość przeplatają się ze sobą, długi czas pozostawiając czytelnika w niepewności, bez odpowiedzi na nurtujące go pytania. Tajemnica goni tajemnicę, intryga goni intrygę. Autor bawi się z odbiorcą w kotka i myszkę, podsuwając mu pod nos liczne tropy. Tak liczne, że naprawdę trudno w tym gąszczu wskazówek odnaleźć te najwłaściwsze, najistotniejsze. Należy tu również wspomnieć, że Caldecott stosuje tutaj dwa różne style pisarskie, którymi maluje przeszłe i teraźniejsze wydarzenia.

Tak jak w "Miasteczku Rotherweird", tak i tutaj Andrew Caldecott przywiązuje uwagę do szczegółów, niekiedy wręcz za bardzo. Jednym takie skupienie na detalach będzie się podobać, innym nie. Według mnie takich momentów jest w książce zbyt wiele, przez co ulatnia się z czytelnika towarzyszące mu dotąd napięcie, a gonitwa myśli znacznie zwalnia. Wolałabym nieco mniej opisów na poczet, chociażby dialogów, ale wiadomo - nie można mieć wszystkiego.

Chociaż widać tutaj podobieństwa do pierwszego tomu, są i różnice. "Powrót Wyntera" to przede wszystkim rozbudowana warstwa historyczna sięgająca IX oraz X wieku. Wydarzenia z tych zamierzchłych czasów okazują się istotne dla fabuły i bezpośrednio związane z tym, co w miasteczku Rotherweird dzieje się obecnie. Moim zdaniem druga część jest trochę mniej mroczna, ale za to fabularnie zdecydowanie bardziej spójna. Andrew Caldecott tym razem w większej części wykorzystał potencjał drzemiący w tej historii. Chociaż oczywiście mogło być jeszcze lepiej. Może autor zaskoczy mnie w trzecim tomie?

Muszę powiedzieć, że "Powrót Wyntera" to ciekawa mieszanka fantastyki z elementami powieści historycznej oraz przygodowej. Ciężko byłoby ją przypisać do jednego gatunku i nie ma w tym nic złego. Książka jest ciekawa pod względem fabularnym, ale tak jak już wspomniałam, należy uzbroić się w cierpliwość, ponieważ mnogość wątków i bohaterów może przyprawić o ból głowy. Niemniej czas spędzony na lekturze nie był czasem straconym.

[Oficjalna recenzja dla portalu Duzeka.pl]

Andrew Caldecott długo kazał czekać odbiorcom na kontynuację "Miasteczka Rotherweird". Jednak po dwóch latach oczekiwania czytelnik może w końcu powrócić do tajemniczego, odizolowanego od reszty Anglii miejsca oraz jego mieszkańców. Musi być uważny i skoncentrowany - podobnie jak w przypadku pierwszej części - ponieważ autor po raz kolejny serwuje powieść mocno rozbudowaną,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Początkowo podeszłam do tej historii z pewną dozą sceptycyzmu. Jednak po pewnym czasie dałam się wciągnąć w wir wydarzeń. Uczucie niepokoju towarzyszyło mi do ostatniej strony. A w finale przyszedł czas na niemałe zaskoczenie. Końcowe sceny dosłownie zwalają z nóg!

Z czego wynikał ten sceptycyzm, który pojawił się u mnie na początku lektury? Cóż, kiedy akcja toczy się ślimaczym tempem, a główna bohaterka nie wzbudza sympatii, odbiorca ma prawo mieć wątpliwości. Luiza została wyposażona przez autorkę w bagaż trudnych i bolesnych doświadczeń, o których nie potrafi zapomnieć. Dużo rozmyśla o swojej przeszłości i analizuje to, co przeżyła. Oczywiście nie zdradzając czytelnikowi żadnych szczegółów. Kobietę przepełnia wiele emocji, ale najsilniejsze jest pragnienie zemsty, które teoretycznie ma jej pomóc w odzyskaniu spokoju. Bohaterka pozornie panuje nad sytuacją, ale tak naprawdę jest mocno rozmemłana. Momentami ciężko wytrzymać z nią i z jej przemyśleniami. Właśnie dlatego nie byłam pewna co do tej książki. Nadeszła jednak chwila, gdy akcja zaczęła przyspieszać, wątpliwości minęły, a ciekawość wzięła górę.

Autorce udała się kreacja głównej bohaterki, to trzeba przyznać. Luiza nie wzbudziła co prawda mojej sympatii, ale nie jest to postać płaska i bezbarwna. Rozważania, decyzje i czyny kobiety wywołują najróżniejsze emocje, a przecież o to właśnie chodzi, żeby czytelnik reagował w taki czy inny sposób, żeby coś odczuwał, cokolwiek by to nie było. Luizę przepełnia pragnienie zemsty, które zakrzywia obraz rzeczywistości i zaciera granicę między prawdą a fikcją, wytworem wyobraźni. Bohaterka jest zdezorientowana i gubi się we własnych emocjach i pragnieniach. Widać to coraz wyraźniej, gdy wydarzenia nabierają wreszcie tempa. Wówczas odbiorca już nie jest w stanie oderwać się od lektury, pragnie dotrzeć do finału tej historii i dowiedzieć się, o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi.

A finał naprawdę zaskakuje, wbija w fotel i zapiera dech. Jestem pełna podziwu dla pomysłowości i przebiegłości Klaudii Muniak, a także umiejętności wpuszczania czytelnika w maliny. Autorka dobrze wiedziała, co robi – od początku do końca. Miała plan i sumiennie go realizowała. Spodziewałam się zupełnie innego zakończenia, tymczasem okazało się, że dałam się podpuścić. Podczas lektury wyciągałam wnioski i snułam domysły, idąc dokładnie w tym kierunku, w którym nie powinnam, a w którym pisarka chciała, żebym podążała. No cóż, wystrychnięto mnie na dudka i jestem z tego powodu zadowolona.

"Terapia" to jeden z tych thrillerów, które opatulają czytelnika grubą warstwą tajemniczości i roztaczają nad nim aurę niepokoju. Polecam!

[Oficjalna recenzja dla portalu Duzeka.pl]

Początkowo podeszłam do tej historii z pewną dozą sceptycyzmu. Jednak po pewnym czasie dałam się wciągnąć w wir wydarzeń. Uczucie niepokoju towarzyszyło mi do ostatniej strony. A w finale przyszedł czas na niemałe zaskoczenie. Końcowe sceny dosłownie zwalają z nóg!

Z czego wynikał ten sceptycyzm, który pojawił się u mnie na początku lektury? Cóż, kiedy akcja toczy się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Pierwsza książka Anny Stryjewskiej, jaką miałam okazję czytać. Jednak z pewnością nie ostatnia! To, co autorka zafundowała mi podczas lektury, na długo zapisało się w mojej głowie i w sercu. W powieści poruszyła niełatwy temat, robiąc to nie tylko z ogromnym wyczuciem, ale i szczerością.

Autorka umiejętnie nakreśliła portret Barbary Walczak – kobiety, która z jednej strony odniosła sukces, z drugiej zaś sięgnęła dna. Czytelnik zapoznaje się z tym obrazem, śledząc przedstawioną dwutorowo historię. Odkrywa karty przeszłości i obserwuje teraźniejsze wydarzenia. Pozwala mu to zagłębić się w przeżycia Barbary, poznać motywy decyzji przez nią podejmowanych, a także zrozumieć jej reakcje i czyny. Sytuacja, w jakiej znalazła się bohaterka, jest dowodem na to, że dobra passa rzadko kiedy trwa wiecznie. Los bywa przewrotny i jednego dnia można mieć wszystko, a drugiego – zupełnie nic. Jednak nie to jest najistotniejsze, lecz sposób, w jaki to przyjmiemy. Czy się poddamy, czy postanowimy zawalczyć o swoje życie? Basia wybrała ucieczkę od życia, od ludzi, od sławy, jaką cieszyła się wcześniej. Jednak odrzucając to wszystko, tylko mocniej zanurzała się w rozpaczy. Tę zaś próbowała uciszyć, racząc się wysokoprocentowym alkoholem. Wybrała pozornie łatwiejszą drogę, na której (całe szczęście) pojawiły się osoby gotowe podać kobiecie pomocną dłoń.

Anna Stryjewska poprzez historię Barbary uzmysławia czytelnikowi, że człowiek po stracie ukochanej osoby może również zgubić sens życia. Wówczas ogromną rolę odgrywają otaczający go ludzie: członkowie rodziny, przyjaciele, sąsiedzi, pracodawca, a nawet sprzedawczyni w sklepie za rogiem. Ich obecność, wsparcie, dobre słowo i brak osądzania są w stanie przywrócić wiarę w lepsze jutro. Autorka ukazuje również jeden z poważniejszych problemów naszego społeczeństwa. Jest nim pochopne ocenianie innych i szufladkowanie ich według własnego widzimisię. Zapominamy o tym, że pierwsze wrażenie bywa mylące. Niekiedy czyjś wygląd, zachowanie lub sytuacja, w jakiej dana osoba się znajduje, może być wynikiem ciężkich doświadczeń. Tymczasem pod płaszczykiem pozorów niejednokrotnie kryje się trudna i bolesna historia.

Książka ma wiele atutów – przemyślaną fabułę, ciekawą tematykę, wspaniałą kreację bohaterów. Jednak według mnie jej najsłabszym punktem jest zakończenie. Na tle całości finał wypada mało wiarygodnie i można odnieść wrażenie, że został potraktowany trochę po macoszemu. Nie chcę wchodzić w szczegóły, powiem tylko, że nie do końca przekonał mnie bieg końcowych wydarzeń. Uważam, że wszystko potoczyło się zbyt szybko i zbyt gładko. Chociaż możliwe, że ta odrobina lukru była tutaj potrzebna. Tak czy siak, historia Barbary jako całość wszystko czytelnikowi rekompensuje. A także fakt, że autorka opisuje problem alkoholizmu, przyglądając mu się z różnych perspektyw.

"Skradziona kołysanka" to poruszająca opowieść, która ukazuje życie jako zbiór wzlotów i upadków. To również historia, która udowadnia, że wytrwałość jest miarą sukcesu. Ktoś, kto pomimo porażek dalej dąży do celu, prędzej czy później do niego dociera. Pełna emocji książka, w której przeważają smutek, gorycz i bezsilność, choć nie brakuje też pozytywnych akcentów i chwil wywołujących uśmiech. Gorąco polecam tę powieść osobom, którym niestraszne są łzy towarzyszące lekturze. I wszystkim, którzy szukają książki, która na długo zapada w pamięć.

[oficjalna recenzja dla portalu Duzeka.pl]

Pierwsza książka Anny Stryjewskiej, jaką miałam okazję czytać. Jednak z pewnością nie ostatnia! To, co autorka zafundowała mi podczas lektury, na długo zapisało się w mojej głowie i w sercu. W powieści poruszyła niełatwy temat, robiąc to nie tylko z ogromnym wyczuciem, ale i szczerością.

Autorka umiejętnie nakreśliła portret Barbary Walczak – kobiety, która z jednej strony...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niemal rok temu Susanne Weber oddała w ręce czytelników pierwszy tom opowiadań. Teraz autorka kontynuuje opowieść o pełnym przygód życiu przedszkolaka i jego ojca, rzucając obu w wir podróży. Mały odbiorca poznaje dwadzieścia zabawnych historyjek, które zachęcają do eksplorowania świata wspólnie z tatą. Każda z tych opowiastek niesie za sobą jakieś przesłanie. Wszystkie ukazują istotę relacji między ojcem i synem. Zwyczajność i zarazem wyjątkowość tej więzi. Uzmysławiają, jak ważna w życiu dziecka jest obecność rodzica, jego zainteresowanie oraz troska.

Przeważnie z ojcem dzieci podejmują inne aktywności niż z matką. Wynika to głównie z układu ról w rodzinie, a także fizyczno-psychicznej odmienności rodziców. Mama jest źródłem miłości i ciepła, dba o atmosferę serdeczności i wzajemnego zrozumienia. Daje dziecku poczucie bezpieczeństwa i podnosi jego samoocenę. Z kolei tata uczy pociechę zaradności, przedsiębiorczości, pewności siebie, odpowiedzialności za swoje czyny. Wspiera w rozwoju społecznym i moralnym. W książce postać mamy znajduje się na drugim planie, co jednak absolutnie nie umniejsza jej roli w wychowaniu Tomka. Myślę, że autorka chciała po prostu podkreślić, że dziecko potrzebuje w równym stopniu obojga rodziców. Na początku kluczowa jest bliskości mamy. Im jednak maluch starszy, tym większą wagę w jego rozwoju odgrywa także tata.

Z przyjemnością zatopiłam się w lekturze drugiej części cyklu. Tomek podróżuje z tatą w różne miejsca, ucząc się przy tym wielu nowych rzeczy i zyskując kolejne doświadczenia. Dowiaduje się, czym jest prawdopodobieństwo, gdzie trafiają śmieci ze śmieciarek i jaki samochód nazywano dawniej zieloną kaczką. Udaje się z ojcem do wesołego miasteczka, na plażę, na grilla za miasto, na taras widokowy na lotnisku. Odbywa podróż rowerem, pociągiem, a nawet samolotem! Przekonuje się, że wyjazd do dziadków może być świetną przygodą, nawet jeśli rodziców nie ma tuż obok. Bo kilka dni tęsknoty sprawia, że powroty do domu są naprawdę wyjątkowe. Wspólne podróże są dla chłopca i jego taty nie tylko źródłem dobrej zabawy. To również idealna okazja do rozmów na przeróżne tematy, snucia planów i marzeń i po prostu bycia razem, we dwóch.

Chociaż książka skierowana jest przede wszystkim do dzieci, dorośli też znajdą tu wiele wartościowych treści. A także mnóstwo inspiracji! Opowiadania o wspólnych wyprawach Tomka i jego taty pokazują, w jaki sposób rodzic może budować świadomą, bliską relację ze swoją pociechą. Zwracają uwagę na szereg istotnych kwestii: równowaga między bliskością a autonomią dziecka, uwzględnianie jego potrzeb i możliwości rozwojowych, stwarzanie odpowiednich warunków do rozwoju. Podkreślają, jak ważna jest wzajemna komunikacja i umiejętność osiągania kompromisów. Ojciec powinien być dla syna przyjacielem, wzorem do naśladowania i partnerem do konstruktywnych dyskusji.

hociaż historyjki w dużej mierze opowiadają o sprawach codziennych, zwyczajnych, mają w sobie coś niezwykłego. Są sympatyczne, zabawne, a jednocześnie mądre i wartościowe. Skłaniają do refleksji zarówno małego czytelnika, jak i tego dorosłego. Wprowadzają w atmosferę pełną ciepła i życzliwości każdego, kto zanurza się w lekturze.

Zgrabne wydanie jest dodatkowym atutem. Dobrej jakości papier o dużej gramaturze i twarda oprawa zapewniają trwałość na długi czas. Barwne ilustracje autorstwa Susanne Gohlich ukazują najistotniejsze elementy poszczególnych historyjek. A przy tym pozostawiają dziecięcej wyobraźni spore pole do działania. Gorąco polecam tę książkę czytelnikom od 5. roku życia.

Niemal rok temu Susanne Weber oddała w ręce czytelników pierwszy tom opowiadań. Teraz autorka kontynuuje opowieść o pełnym przygód życiu przedszkolaka i jego ojca, rzucając obu w wir podróży. Mały odbiorca poznaje dwadzieścia zabawnych historyjek, które zachęcają do eksplorowania świata wspólnie z tatą. Każda z tych opowiastek niesie za sobą jakieś przesłanie. Wszystkie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Autorka umiejętnie nakreśliła fabułę, która angażuje i niejednokrotnie zaskakuje czytelnika. Toczące się wydarzenia, choć czasem wprawiają w osłupienie, zostały opisane bardzo wiarygodnie. Pozwala to odbiorcy odnieść się do nich w sposób realny i skłania go do różnych refleksji. Dużym atutem tej powieści jest wartka akcja (choć nie taka, która od początku pędzi na łeb na szyję) oraz gęsty klimat niepokoju roztaczający się nad osobą czytającą.

W rozmowach na temat literatury zawsze podkreślam, że bardzo ważne są emocje. Mowa tu zarówno o emocjach odczuwanych przez bohaterów książki, jak również o tych wzbudzonych u czytelnika. Tutaj niczego mi nie brakowało. Mogłam zagłębić się w życie bohaterek, wniknąć w ich umysły i serca, poznać towarzyszące im odczucia, a przez to spoglądać na toczące się wydarzenia z nieco szerszej perspektywy.

„Dziewczyna w drugim rzędzie” to opowieść przedstawiona z punktu widzenia dwóch kobiet. Sposób narracji wyjątkowo przypadł mi do gustu. Jednak to, co tak naprawdę od początku zyskało w tej historii moją aprobatę, to klimat małej miejscowości. Duszny, ciasny, pełen sekretów i krętych ścieżek, z których tylko nieliczne prowadzą do prawdy.

Nie mogę powiedzieć złego słowa na temat kreacji bohaterów. Aurelia Blancard stworzyła postacie żywe, realistyczne, skrojone na miarę tej historii, a odbiorca ma wrażenie, jakby stał tuż obok i poniekąd uczestniczył w ich życiu.

Ta opowieść to moim zdaniem idealne połączenie thrillera psychologicznego, kryminału i powieści obyczajowej, gdzie zachowany jest balans pomiędzy poszczególnymi elementami. Według mnie to naprawdę udany miks gatunkowy, który zadowoli wielu czytelników. Trzyma odbiorcę w ciągłym napięciu, skłania go do stawiania własnych hipotez i snucia wniosków na temat toczących się wydarzeń. Budzi w nim szereg różnych emocji: niepokój, złość, smutek, zdziwienie, strach. Finał historii jest zaskakujący, pozostawia czytelnika w stanie konsternacji i zmusza go do przemyśleń.

Z przyjemnością stałam się uczestnikiem prowadzonego przez Cathy dziennikarskiego śledztwa. Pełna ciekawości obserwowałam również z pozoru sielskie życie Lidii, zastanawiając się nad niektórymi jej poczynaniami. Spędziłam na lekturze dwa popołudnia i absolutnie tego nie żałuję. Wręcz przeciwnie, chciałabym czuć tyle satysfakcji przy każdej książce, którą przeczytam. „Dziewczyna w drugim rzędzie” to przygoda literacka, o której długo nie zapomnę. To historia o przemocy, której niejednokrotnie doświadczamy, choć absolutnie na to nie zasługujemy. O błędach przeszłości, które prędzej czy później nas doganiają. O kłamstwach i maskach, które zakładamy w różnych sytuacjach. Ta opowieść sprawi, że widok gołębi już zawsze wywoła u was dreszcz niepokoju.

[Oficjalna recenzja dla portalu Sztukater.pl]

Autorka umiejętnie nakreśliła fabułę, która angażuje i niejednokrotnie zaskakuje czytelnika. Toczące się wydarzenia, choć czasem wprawiają w osłupienie, zostały opisane bardzo wiarygodnie. Pozwala to odbiorcy odnieść się do nich w sposób realny i skłania go do różnych refleksji. Dużym atutem tej powieści jest wartka akcja (choć nie taka, która od początku pędzi na łeb na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Tajemnica niebieskich drzwi" to opowieść, która przypomniała mi, jak ciekawą przygodą może być szperanie w babcinych rzeczach. Tola i Janek to dopiero mają frajdę, bo do ich dyspozycji jest calutki strych. I niebieskie drzwi, za którymi kryje się… No właśnie, co?

Nie od razu dzieciom udaje się odkryć tę tajemnicę. Jednak pewnego dnia w trakcie gruntownych porządków w domu babci natrafiają na stary klucz z niebieską główką. Postanawiają sprawdzić, czy pasuje on do tajemniczych drzwi. Kiedy docierają na strych i podejmują próbę, zamek puszcza, a przejście staje przed nimi otworem. Tola i Janek trafiają na skraj magii i rzeczywistości, do świata pełnego gwiazd, które, co ciekawe, potrafią mówić. A także spełniać cudze marzenia i snuć własne. Więcej zdradzić nie mogę, trzeba przekonać się samemu, co dzieje się dalej.

Jest to opowieść w baśniowym klimacie, która uzmysławia czytelnikowi, że każda decyzja pociąga za sobą jakieś konsekwencje. Tak samo każde marzenie ma swoją cenę. Trzeba więc kierować się nie tylko własnymi pragnieniami, ale i zdrowym rozsądkiem. Nie należy działać pochopnie, lecz dobrze przemyśleć każdy krok. Jednak to nie wszystko, na co zwraca uwagę autorka książki. Monika Kamińska poprzez tę historię ukazuje ogromną wartość relacji rodzinnych. Przekonuje, jak ważna jest szczerość wobec bliskich oraz wzajemne wsparcie. I chociaż zakończenie podszyte jest odrobiną smutku, melancholii, to nie da się przejść obok tej opowieści obojętnie. Bez dwóch zdań chce się do niej wracać.

www.halmanowa.pl

"Tajemnica niebieskich drzwi" to opowieść, która przypomniała mi, jak ciekawą przygodą może być szperanie w babcinych rzeczach. Tola i Janek to dopiero mają frajdę, bo do ich dyspozycji jest calutki strych. I niebieskie drzwi, za którymi kryje się… No właśnie, co?

Nie od razu dzieciom udaje się odkryć tę tajemnicę. Jednak pewnego dnia w trakcie gruntownych porządków w domu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po książkę sięgnęłam nieprzypadkowo. Wychwalała ją przyjaciółka, a ja postanowiłam sprawdzić, czy ten zachwyt jest uzasadniony. Jednak gdzieś w środku czułam, że może to być jedna z lepszych przygód czytelniczych tego półrocza. A po zapoznaniu się z opisem na rewersie okładki mój apetyt znacznie wzrósł. Liczyłam więc, że kiedy zanurzę się w historię Elli, przepadnę bez reszty, a moje nadzieje i oczekiwania – niekoniecznie. Czy tak właśnie się stało? Czy warto było poświęcić jedno popołudnie na lekturę powieści Kelsey Hartwell?

Och, co to była za opowieść! Zdecydowanie warta nie tylko jednego popołudnia! Poruszająca, chwytająca za serducho, niebanalna i po prostu sympatyczna! Czytałam tę książkę na jednym wdechu, rozdział za rozdziałem, aż do samego końca. Pełno w niej rozmaitych emocji, które jako odbiorca współodczuwałam wraz z bohaterami. A przede wszystkim z Ellą, która stoi tutaj na pierwszym planie. Wraz z nią podążałam tropem jedenastu papierowych serc, obserwowałam, jak zmaga się z utratą wspomnień i jak uparcie walczy o ich odzyskanie. Podróż śladem tajemniczych liścików stanowiła nie tylko źródło dobrej zabawy, ale też impuls do pewnych przemyśleń. Że nie wszystko zawsze układa się tak, jak byśmy tego chcieli. Że zmiany są elementem naszego życia, ale nie zawsze oznaczają coś złego. I że prawdziwa przyjaźń oraz miłość nie boją się żadnych zmian.

Pomysł autorki na wykorzystanie motywu papierowych serc okazał się strzałem w dziesiątkę. Dzięki temu czytelnik ma okazję zagłębić się w przeżycia Elli, doświadczyć uczuć, jakie targają dziewczyną. Smutku, niepewności, rozgoryczenia, ale też radości i nadziei. Bo to właśnie na tajemniczych liścikach skupiają się działania głównej bohaterki. Ella próbuje dociec ich znaczenia i odnaleźć autora, licząc na to, że utracone wspomnienia powrócą. Przyznam, że również we mnie włączył się instynkt detektywa. Próba rozwikłania zagadki trochę trwała, ale już w drugiej połowie książki udało mi się trafnie wytypować nadawcę serc. I nie mam do autorki absolutnie żadnych pretensji, bo ostatecznie i tak nieźle mnie zaskoczyła w finałowych scenach.

Postacie w przeciwieństwie do tytułowych serc wcale a wcale papierowe nie są. To osoby z krwi i kości, prawdziwe, realistyczne, charakteryzujące się odmiennymi cechami charakteru. Ta różnorodność osobowości jest tutaj bardzo dobrze widoczna, a jednocześnie nakreślona została w sposób nieprzesadzony. Autorka umiejętnie ukazała rozterki, problemy, odczucia bohaterów na tle toczących się wydarzeń. Muszę powiedzieć, że nie tylko Ella zyskała moją sympatię, ale również pewien chłopak, o którym powiem tylko tyle, że okazał się cudowny! Dosłownie skradł moje serce! I gdybym miała na nowo się zakochać, to byłby dla mnie idealny obiekt westchnień. Nic więcej nie zdradzę, żeby nie pozbawiać komukolwiek przyjemności z lektury.

"11 papierowych serc" to opowieść o miłości, przyjaźni, o dorastaniu, o stracie i pustce, którą chciałoby się zapełnić, a wreszcie o nadziei i zaakceptowaniu życia takim, jakie jest. To historia, która uzmysławia, że czasem to nie zmiany, jakie nas dotykają, są złe, lecz strach przed nimi. Lęk przed tym, jak będą nas postrzegać inni i jak sami siebie będziemy postrzegać. Do tej książki z pewnością jeszcze kiedyś wrócę, a póki co polecam ją z całego serca miłośnikom young adult / new adult i nie tylko.

www.halmanowa.pl

Po książkę sięgnęłam nieprzypadkowo. Wychwalała ją przyjaciółka, a ja postanowiłam sprawdzić, czy ten zachwyt jest uzasadniony. Jednak gdzieś w środku czułam, że może to być jedna z lepszych przygód czytelniczych tego półrocza. A po zapoznaniu się z opisem na rewersie okładki mój apetyt znacznie wzrósł. Liczyłam więc, że kiedy zanurzę się w historię Elli, przepadnę bez...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Sarah Hambro, dziennikarka z Oslo, wybrała pszczoły miodne na bohaterów reportażu, w którym opisuje ich niezbyt długie, ale za to niezwykle interesujące życie. "Świat według pszczół" to opowieść wielowarstwowa: czytelnik znajdzie tu odrobinę biologii, kultury, filozofii, a także wiele ciekawych faktów dotyczących przeszłości i teraźniejszości.

To, co mnie osobiście urzekło w tej historii, to fakt, że autorka pisze w bardzo sugestywny, plastyczny sposób. Niejednokrotnie czułam się tak, jakbym była mieszkańcem ula, członkiem pszczelej rodziny, nie zaś tylko biernym obserwatorem. To wrażenie towarzyszyło mi przez znaczną część lektury i zapamiętam je na długo. Ponadto autorka dotyka tak wielu tematów, że nie sposób się oderwać od lektury. Wygląd i budowa ciała pszczół; hierarchia w ulu; codzienne obowiązki i przyjemności; miód, jego właściwości i różnorodne zastosowania; pszczoły w sztuce i literaturze; zagrożenia i sposoby na ochronę tych owadów; tajemnice pszczelarstwa - wszystko to Sarah Hambro zmieściła na niespełna 200 stronach książki. Jest naprawdę ciekawie, choć dosyć zwięźle, co jednak absolutnie mi nie przeszkadzało w czerpaniu przyjemności z lektury.

Jeden z bardziej zaskakujących i poruszających wątków tego reportażu to dla mnie życie trutnia, którego jedynym celem jest zapłodnić królową i... umrzeć. Nie miałam pojęcia, jak dokładnie ma się sprawa samców, do czasu zapoznania się z tą książką. Teraz już wiem, że truteń rodzi się z niezapłodnionego jaja. Każdy z nich prędzej czy później zginie. Jeśli nie uda mu się unasiennić matki w czasie lotu godowego, będzie pomagał przy ocieplaniu gniazda do końca lata, a kiedy zaczną się chłody, zostanie wypędzony na pewną śmierć. To fascynujące, choć jednocześnie smutne.

Takich zdumiewających faktów znaleźć można w książce znacznie więcej. Ile kilometrów jest w stanie pokonać pszczoła w poszukiwaniu kwitnących kwiatów? Ile nektaru potrzeba do wyprodukowania kilograma miodu? Od czego zależy jego kolor? Nie będę tego zdradzać. Sarah Hambro opisała to wszystko w bardzo przystępny i ciekawy sposób, więc najlepiej będzie, jeśli sami się przekonacie.

"Świat według pszczół" to niezwykła podróż czytelnicza, która przybliża odbiorcy życie tych niezwykłych owadów i uzmysławia, jak ważne są one dla każdego z nas. Od pszczół zależy tak naprawdę ludzka egzystencja. Powinniśmy zatem troszczyć się o nie tak, jak one troszczą się o nas. Przepięknie wydana, wciągająca opowieść o małych wielkich pszczołach miodnych. Polecam tę książkę z całego serca!

[oficjalna recenzja dla portalu Dużeka.pl]

Sarah Hambro, dziennikarka z Oslo, wybrała pszczoły miodne na bohaterów reportażu, w którym opisuje ich niezbyt długie, ale za to niezwykle interesujące życie. "Świat według pszczół" to opowieść wielowarstwowa: czytelnik znajdzie tu odrobinę biologii, kultury, filozofii, a także wiele ciekawych faktów dotyczących przeszłości i teraźniejszości.

To, co mnie osobiście urzekło...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Historia wciągnęła mnie od pierwszych stron i wydawało się, że w takim stanie dotrwam do finału. Jednak początkowa fascynacja i ciekawość po jakimś czasie straciły na intensywności, pojawiła się natomiast konsternacja. Z jednej strony powieść czyta się naprawdę lekko, a czytelnika nieustannie otacza aura niepokoju i tajemniczości. Akcja toczy się płynnie, może nie pędzi na łeb, na szyję, ale posuwa się naprzód bez ustanku. Z drugiej strony niektóre sytuacje nie powinny mieć miejsca, bo... według mnie przeczą prawom logiki. A przynajmniej mocno te prawa naginają. Między innymi stąd właśnie moje zmieszanie. Niektóre wydarzenia pozytywnie mnie zaskakiwały i podsycały apetyt, ale były również momenty, które musiałam przetrawić i po prostu zaakceptować ich istnienie.

Jeśli chodzi o kreację bohaterów, uważam, że jest nieźle, ale mogłoby być lepiej. Gdyby autorka poświęciła poszczególnym postaciom więcej czasu, czytelnik miałby do czynienia z całym wachlarzem wyrazistych osobowości. Tymczasem w trakcie lektury zderza się z szeregiem „takich sobie” bohaterów i tylko jedną Oliwią, której charakterystyka wybiega poza ramy szkicu. Co prawda nie mogę powiedzieć, że ta dziewczyna wzbudziła moją sympatię, bo absolutnie tak się nie stało. Niemniej jednak jej zachowania, myśli i odczucia zostały nakreślone dość czytelnie i trudno przejść obok tego obojętnie, bez grama jakichkolwiek, choćby i negatywnych emocji.

W zdumienie wprawił mnie finał tej historii. Nie sądziłam, że tak się to wszystko potoczy. Zakończenie kompletnie nie przypadło mi do gustu, bo po prostu wydało mi się nierealistyczne, naciągane. Niemniej jednak umiejętności zaskakiwania odbiorcy odmówić autorce nie mogę. Jeszcze jakiś czas po zakończeniu lektury zadawałam sobie pytania typu: Jakim cudem?

„Błyski” nie są pozbawione wad, ale mimo wszystko mogą stanowić idealną na leniwe popołudnie lekturę. Jest to książka, która angażuje czytelnika, którą czyta się szybko i z zainteresowaniem. I nawet jeśli pojawiają się zgrzyty, trudno się zatrzymać, chce się iść dalej i dalej, do samego końca.

[Oficjalna recenzja dla portalu Secretum.pl]

Historia wciągnęła mnie od pierwszych stron i wydawało się, że w takim stanie dotrwam do finału. Jednak początkowa fascynacja i ciekawość po jakimś czasie straciły na intensywności, pojawiła się natomiast konsternacja. Z jednej strony powieść czyta się naprawdę lekko, a czytelnika nieustannie otacza aura niepokoju i tajemniczości. Akcja toczy się płynnie, może nie pędzi na...

więcej Pokaż mimo to