-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński2
-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Times New Romans“ Julii Biel!LubimyCzytać7
-
ArtykułyWygraj egzemplarz „Róż i fiołków” Gry Kappel Jensen. Akcja recenzenckaLubimyCzytać1
Biblioteczka
2024-04-06
2018-07-19
Fajnie mi się czyta książki Remigiusza Mroza. Jest to oczywiście literatura instant z wieloma problemami, które się z tym wiążą ("a co mi tam, wstawię ten wątek, dodam nową postać, może mi się potem do czegoś przydadzą"). Są książki, do których pisania autorzy przygotowują się latami . Jak sam autor przyznaje w posłowiu, pomysł na "Behawiorystę" powstał podczas studiów prawniczych, na dwugodzinnych zajęciach z filozofii poświęconych tzw. dylematowi wagonika.
Jest to eksperyment myślowy sprowadzający się zwykle do problemu decyzyjnego, jaka jest różnica między zabiciem kogoś a pozwoleniem, by ktoś umarł? Ale nie tylko. Wyobraź sobie, że jesteś operatorem zwrotnicy, na torach stoi twoje dziecko, a z oddali zbliża się pociąg pełen pasażerów. Masz do wyboru: albo przestawisz zwrotnicę i pociąg z setką pasażerów spadnie w przepaść, albo puścisz pociąg na tor, gdzie stoi twoje dziecko.
W "Behawioryście" Remigiusz Mróz zaaranżował dylemat wagonika do warunków kryminału i do okoliczności świata internetu i telewizji. Dlaczego by nie postawić prawdziwych ludzi przed nie eksperymentalnym, ale realnym wyborem poświęcenia jednego życia, aby uratować życie kogoś innego? Konfiguracji i wariacji na temat tego fascynującego problemu jest tam sporo, a we wszystkim tym poruszają się dwie główne postaci: szalony morderca i tropiący go myśliwy - obaj doskonale zaznajomieni z problemami filozofii, moralności i kinezyki - komunikacji niewerbalnej.
Brzmi to wszystko może trochę za poważnie, bo "Behawiorysta" jest w istocie książką leciutką i przyjemną, choć miejscami zbyt dla dzieci i młodzieży brutalną. Jest też w niej to, co najbardziej u tych wszystkich Mrozów, Miłoszewskich i Chmielarzy lubię najbardziej - przejrzyście, z wyczuciem namalowany obraz codziennej Polski. W tym przypadku Opola i okolic. Chciałbym kiedyś przeczytać taki kryminał o Białymstoku.
Fajnie mi się czyta książki Remigiusza Mroza. Jest to oczywiście literatura instant z wieloma problemami, które się z tym wiążą ("a co mi tam, wstawię ten wątek, dodam nową postać, może mi się potem do czegoś przydadzą"). Są książki, do których pisania autorzy przygotowują się latami . Jak sam autor przyznaje w posłowiu, pomysł na "Behawiorystę" powstał podczas studiów...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-12-12
Od samego początku jego kariery jestem wielbicielem talentu Zygmunta Miłoszewskiego. Teraz nie napisał, jak zawsze, kryminału. "Jak zawsze" to połączenie erotycznego romansu z historical fiction. Jest to książka zachwycająca. Nie tylko ze względu na warsztat pisarski, który sprawia, że czytelnik jest prowadzony leciutko, bez spiny i nadęcia przez trudną do przewidzenia fabułę. Co do tego wiadomo wszystkim, że Miłoszewski to mistrz. Generalnie książka jest o tym, że małżeństwo osiemdziesięciolatków przenosi się w czasie do lat 60. XX wieku, do tej chwili, w której się poznali. Tyle, że Polska i jej stolica wygląda inaczej, niż znamy z książek od historii. Jest quasi-kolonią francuską, z wieloma wadami i podobieństwami do PRL-owskiej rzeczywistości, z Gierkiem i Jaruzelskim. Jednak to, co zachwyca w skonstruowanym jako przekładaniec relacji Grażyny i Ludwika, jest przebijająca przez nieomal każde zdanie dojrzałość, wiedza i mądrość o relacjach międzyludzkich, macierzyństwie i tacierzyństwie, o polityce, o ludzkich wadach i zaletach. Bardzo sobie cenię ludzi, którzy potrafią pisać rzeczy do czytania w pociągu albo do poduszki przed snem, potrafiących jednocześnie powiedzieć coś mądrego o historii, polityce, a przede wszystkim o życiu. "Jak zawsze" to z jednej strony powieść, ale - z drugiej - niezwykle mądry poradnik i podręcznik relacji międzyludzkich i psychologii. Znacznie mądrzejszy od wielu naukowych monografii.
No i jeszcze fragment, który nie znalazł się (sic!) w ostatecznej wersji książki w ramach skracania powieści. Jeśli coś takiego się nie znalazło w książce, to pomyślcie, jakie musi być to, co wydrukowano!
"Ach, sierpień w Warszawie, niechby każdy miesiąc był taki. Ranki wilgotne i zamglone, dni gorące i leniwe, wieczory chłodne i orzeźwiające, noce przejrzyste i rozgwieżdżone. Można się w sierpniu zakochać w Warszawie, w soczystej zieleni, w nagrzanych piaskowcowych fasadach, w opalonych po lecie chłopcach, w dziewczynach w letnich sukienkach ze spłowiałymi od słońca włosami, w zapachu mokrego kurzu po przejeździe polewaczki, w neonach odbijających się w szybach tramwajów, w stukocie obcasów, w nawoływaniu gazeciarzy. W sierpniu, czy ktoś mieszkał tu od pokoleń, czy dopiero po wojnie przyjechał, żeby cegła za cegłą odbudowywać to uparte miasto, czy godzinę wcześniej wysiadł w zakurzonych butach na Dworcu Głównym, każdy rozglądał się i z dumą myślał: moja stolica. Tak, oczywiście, słyszę wasze narzekania, że co to za miasto, bezsensownie rozlazłe, z urbanistyką nudną albo w ogóle bez urbanistyki, poprzecinane autostradami, z architekturą raczej ekonomiczną niż estetyczną, albo w ogóle bez architektury, odwrócone zadkiem do rzeki, nieprzyjazne i niezachęcające, poznaczone bliznami jak stary bokser. A ja odpowiem: to jest miasto kochane. Za co? Za to, że żeby być naprawdę stąd, nie trzeba się tu urodzić, wżeniać, wpraszać, łasić, podlizywać, wkupywać. Trzeba powiedzieć: jestem stąd, bo tak chcę, i nic ci do tego, frajerze."
Od samego początku jego kariery jestem wielbicielem talentu Zygmunta Miłoszewskiego. Teraz nie napisał, jak zawsze, kryminału. "Jak zawsze" to połączenie erotycznego romansu z historical fiction. Jest to książka zachwycająca. Nie tylko ze względu na warsztat pisarski, który sprawia, że czytelnik jest prowadzony leciutko, bez spiny i nadęcia przez trudną do przewidzenia...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-06-30
Rażąca pomyłka strategiczna, nieodpowiedni doradcy-szpiedzy albo po prostu „serce po lewej stronie”. Z któregoś z tych, lub innych powodów Józef Piłsudski nie zdecydował się we wrześniu 1919 roku pomóc białej armii Denikina i w ten sposób przypieczętować upadek bolszewików, ratując w ten sposób Europę i być może świat od zalewu reżymów komunistycznych. Marszałek uznał, że powrót carskiej Rosji jest większym zagrożeniem dla Polski, niż bolszewizm. I to był jego kardynalny błąd.
Lubię Zychowicza za to, że odważnie podważa święte prawdy polskiej historii, zdejmując z cokołów wielu polskich świętych wodzów, polityków i przywódców. Jego książki budzą niechęć zarówno na prawicy, jak i na lewicy, a przede wszystkim w środowiskach akademickich, dla których efektowny styl, lekkie pióro Zychowicza i brak przypisów budzą wyraźną irytację.
Książka o pomyłce Piłsudskiego dostarczy krytykom wielu argumentów. Bo choć teza w niej postawiona jest efektowna i prawdopodobnie słuszna, to czytanie „Paktu Piłsudski – Lenin” zaczyna męczyć niepokojąco szybko.
Zaczyna się od krótkiego political-fiction, czyli „co by było, gdyby” Piłsudski pomógł Denikinowi, rozbił bolszewików, uratował świat przed komunizmem, a nad Moskwą zawisł biało-czerwony sztandar. Uniemożliwiło to szereg, celowych lub nie, decyzji, a przede wszystkim tajny pakt Piłsudskiego z Leninem, który pogrążył siły kontrrewolucyjne i uratował komunistów.
Zychowicz dostarcza nam dziesiątków świadectw – dokumentów, relacji, fragmentów literackich, prasowych – na potwierdzenie tej tezy. Jest ich tak dużo i tak bardzo mierzi ich powtarzalność, że że po kilkudziesięciu stronach lektury jesteśmy już właściwie przekonani do rewelacji Zychowicza, a dalsze kartkowanie opasłego tomu robi się po prostu przerażająco nudne. Brakuje choć cienia polemiki, poddania w wątpliwość tezy autora. Mamy natomiast patchwork uszyty z kolejnych dziesiątek argumentów za tym, że Piłsudski dogadał się z Leninem. Jest za to monotonia, brak jakiegoś narracyjnego klucza, brak w tej książce „opowieści”.
Rażąca pomyłka strategiczna, nieodpowiedni doradcy-szpiedzy albo po prostu „serce po lewej stronie”. Z któregoś z tych, lub innych powodów Józef Piłsudski nie zdecydował się we wrześniu 1919 roku pomóc białej armii Denikina i w ten sposób przypieczętować upadek bolszewików, ratując w ten sposób Europę i być może świat od zalewu reżymów komunistycznych. Marszałek uznał, że...
więcej mniej Pokaż mimo to
Lubię czytać papierowe poradniki. Kolekcjonuję stare książki kucharskie, chociaż nigdy z żadnej nie skorzystam w kuchni. Posiadam je dla samego posiadania, dla tego archaicznego języka, zupełnie niepodobnego do stylu współczesnych poradników z internetu.
Poradnik Prygonia nie jest zbyt stary, ale spełnia te kryteria pracy o charakterze retro. To właściwie nie książka, ale kilkudziesięciostronnicowa broszurka, mająca być w zamierzeniu zbiorem rad dla mówców, spikerów, prezenterów i innych zawodów posługujących się publicznym mówieniem. Przeczytałem ją podczas jednej kąpieli w wannie i wyszedłem z absolutnym przekonaniem, że praca pana Prygonia nie zostanie przeczytana przez żadnego z przedstawicieli wymienionych wyżej zajęć.
Nie umniejsza to jednak wartościowości tej pracy i nie sprawia, że lektura tej książki była niemiła. Wręcz przeciwnie. Jest ona zwięzła, precyzyjna i uporządkowana jak, nie przesadzając, logiczny wywód według reguły „od ogółu do szczegółu”. Tłumaczy, czym jest dobre wystąpienie oratorskie, sama w sobie jest takim dobrym, poprowadzonym w starym stylu, oratorskim wywodem.
Sam mając tendencję do nadużywania słów, wodolejstwa, nieistotnych dygresji i braku precyzji, jestem w stanie docenić samodyscyplinę, która musiała towarzyszyć autorowi, będącemu przecież doświadczonym dziennikarzem radiowym z ogromnymi doświadczeniami.
Język polski jest pięknym językiem dlatego, że z trudem poddaje się matematycznemu strukturyzowaniu i nieubłaganym regułom logiki. Jest w nim mnóstwo niekonsekwencji, wieloznaczności, wyjątków i konstrukcji niezgodnych ze zdrowym rozsądkiem. Tak wiele w języku polskim zależy od akcentów w wyrazach, jak i w całych zdaniach, od rytmu, melodii i tonu wypowiedzi! To świadczy o jego bogactwie i pięknie, a jednocześnie otwiera pole zarówno do nadużyć oraz manipulacji, jak i do używania tego języka jak instrumentu muzycznego. Dobry mówca to kompozytor, interpretator i – w jakimś sensie – artysta.
Prygoń nawołuje: korzystaj z tych wszystkich możliwości, jakie daje posługiwanie się językiem. Zrozum to, co chcesz powiedzieć i spraw, aby inni też to rozumieli. Potrzebne są do tego: rozum, ciało, emocje, wyobraźnia.
Lubię czytać papierowe poradniki. Kolekcjonuję stare książki kucharskie, chociaż nigdy z żadnej nie skorzystam w kuchni. Posiadam je dla samego posiadania, dla tego archaicznego języka, zupełnie niepodobnego do stylu współczesnych poradników z internetu.
więcej Pokaż mimo toPoradnik Prygonia nie jest zbyt stary, ale spełnia te kryteria pracy o charakterze retro. To właściwie nie książka, ale...