rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz
Okładka książki Rozruszaj swój mózg Anders Hansen, Carl Johan Sundberg
Ocena 7,8
Rozruszaj swój... Anders Hansen, Carl...

Na półkach:

Nie ma chyba osoby, która nie zna hasła "ruch to zdrowie". Wszyscy znają, wszyscy zapewne się z nim zgadzają, natomiast z realizacją, czyli ruszaniem się dla zdrowia, bywa różnie. Wiem, też tak mam.
Ile razy mówiliśmy sobie - zacznę od 1 stycznia, zacznę od następnego miesiąca, zacznę od następnego tygodnia? Wiele razy. Słaba wola, słomiany zapał, lenistwo. Przyczyn jest sporo. Sporo jest też różnych poradników, które mogą pomóc zagubionemu we mgle, ale chcącemu zmiany.
Jednym z nich jest pozycja "Rozruszaj swój mózg" Andersa Hansena i Carla Johana Sundberga. Już tytuł jest zachęcający, łączy bowiem fizyczność z umysłem, podkreśla, że ruszenie tyłka z kanapy dobrze zrobi i tyłkowi, i mózgowi. Gdy w dodatku na początku dowiadujemy się o regule "złote pół godziny", sprawa wydaje się jeszcze atrakcyjniejsza. Pół godziny? Tyle to dam radę :). Żeby nie było - pół godziny dziennie cudów nie zdziała, ale może być początkiem zmiany na lepsze.
Ruch przyspiesza krążenie i w nogach, i w głowie. To może zapobiec demencji, wzmóc koncentrację i sprawić, że mózg będzie pracował efektywniej. Autorzy uważają, że ruch jest też zbawienny w leczeniu ataków paniki i fobii, a nawet depresji (ale tu byłabym ostrożna, bo zbyt to bliskie obśmianemu wszędzie "masz depresję - pobiegaj"). Uspokajam - autorzy nie proponują ruchu zamiast leków.
Twórcy poradnika dowodzą, że nigdy nie jest za późno na podjęcie działań w celu poprawy zdrowia kompleksowo - ciała i umysłu. Robią to w sposób przejrzysty i nienachalny, powołując się na badania i statystyki, proponują konkretne działania i sprawdzone pomysły.
Od czytelnika zależy, co zrobi z tymi radami. Ja w każdym razie idę na spacer z psem. Co najmniej półgodzinny.

Nie ma chyba osoby, która nie zna hasła "ruch to zdrowie". Wszyscy znają, wszyscy zapewne się z nim zgadzają, natomiast z realizacją, czyli ruszaniem się dla zdrowia, bywa różnie. Wiem, też tak mam.
Ile razy mówiliśmy sobie - zacznę od 1 stycznia, zacznę od następnego miesiąca, zacznę od następnego tygodnia? Wiele razy. Słaba wola, słomiany zapał, lenistwo. Przyczyn jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Te wakacje to dobry czas na spróbowanie bycia kimś innym niż do tej pory. Może nawet bycia kimś innym niż naprawdę".

Maks jest pisarzem, który - jak się okazuje - sławę zbudował na kłamstwie. Ida jest tłumaczką świeżo po nieromantycznych zaręczynach, z całą masą problemów emocjonalnych, które sprawiają, że traci grunt pod nogami. Pola takich problemów nie ma, a ma za to bogatego ojca i willę w Toskanii, w której nasi bohaterowie mają szansę na wyjście z życiowego chaosu.
Lato, słońce, beztroska. Do tego Julian z kartami tarota, które trochę jak te wiedźmy u Szekspira - coś szepną, a człowiek wyciąga nie zawsze dobre wnioski...
Sporo tu rozważań o przyjaźni, o związkach, wreszcie o branży wydawniczej, która rządzi się specyficznymi prawami. Bywa zabawnie, bywa refleksyjnie, bywa smutno. Proporcje wyważone idealnie.
"Taśmy rodzinne", debiut Macieja Marcisza, pokochałam, "Książkę o przyjaźni" polubiłam, ta plasuje się pomiędzy. Bohaterowie, młodsi ode mnie naście lat, mierzą się z trochę innymi problemami, ale doskonale ich rozumiem. Snują rozważania o tym, jak różnie wyposaża nas życie, jak często stoimy na rozdrożu, jak budujemy swoją tożsamość czerpiąc garściami z cudzych doświadczeń...
Czy my decydujemy o swoim życiu? Gwiazdy? Data urodzenia? Przypadek? Czy karty tarota mówią prawdę? Bohaterowie szukają odpowiedzi na te i inne pytania pod słonecznym niebem Toskanii. Czy je odnajdą? Sprawdźcie, przeczytajcie, naprawdę warto!

"Te wakacje to dobry czas na spróbowanie bycia kimś innym niż do tej pory. Może nawet bycia kimś innym niż naprawdę".

Maks jest pisarzem, który - jak się okazuje - sławę zbudował na kłamstwie. Ida jest tłumaczką świeżo po nieromantycznych zaręczynach, z całą masą problemów emocjonalnych, które sprawiają, że traci grunt pod nogami. Pola takich problemów nie ma, a ma za to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ziemia w Teheranie drży. Sypią się budynki, sypią się relacje międzyludzkie, sypią się ulotne nitki życia. Ziemia usuwa się spod nóg, a dla Szadi, która jest na głodzie, trzęsienie wydaje się najmniejszym problemem. Zostawia zdenerwowaną matkę, braci (Babaka - dziecko miłości, Arasza - brzydki przypadek, dobrze, że nie było kolejnego, bo urodziłby się pewnie szympans) i rusza w wędrówkę zniszczonymi ulicami miasta. Szuka szalonej babci, próbuje dotrzeć do kumpla, który po raz kolejny chce się zabić, a przede wszystkim szuka dragów, bo głód narkotykowy niczym małe zwierzątko przemieszcza się po jej wnętrznościach.
Mija ruiny, mija ludzi, którzy próbują uciec, mija służby porządkowe, które ów porządek chcą przywrócić pałowaniem niepokornych. Patrzymy na Teheran oczami Szadi, rzeczywistość filtrowana jest przez jej emocje i jej wrażliwość. To nie jest bohaterka, którą się polubi, to nie jest świat, który się polubi. To powieść, która sama niesie. Gdybym miała wskazać ulubioną scenę, byłaby to Szadi w środku armagedonu słuchająca piosenki "Christmas Card From A Hooker In Minneapolis" Toma Waitsa.

Ziemia w Teheranie drży. Sypią się budynki, sypią się relacje międzyludzkie, sypią się ulotne nitki życia. Ziemia usuwa się spod nóg, a dla Szadi, która jest na głodzie, trzęsienie wydaje się najmniejszym problemem. Zostawia zdenerwowaną matkę, braci (Babaka - dziecko miłości, Arasza - brzydki przypadek, dobrze, że nie było kolejnego, bo urodziłby się pewnie szympans) i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czym jest nieśmiertelność? Marzeniem wielu, tajemnicą, możliwością uchwycenia czynu, gestu, człowieka - na wieczność.
Delikatny gest dłoni, ni to machnięcie, ni to skinienie, wykonany przez 60-letnią kobietę na basenie, staje się początkiem wielopłaszczyznowej opowieści zamieszkanej przez prawdziwych i fikcyjnych bohaterów.
Agnes ma męża, córkę i siostrę. Niby niczego jej nie brak, ale szuka samotności, ucieczki od życia, w którym obsesja uwieczniania i zapamiętywania. Siostra - uwikłana w relację z młodszym kochankiem, później wybiera równie niestandardowo. Mąż - cóż, trochę zagadka, trochę dupek. W ich życie wplecione są opowieści o wielkich tego świata, szczególnie o Goethem i Bettinie, która poprzez związek ze starym poetą chciała osiągnąć nieśmiertelność. Sporo tu refleksji o naturze miłości i o cierpieniu, fundamencie jestestwa.
Najważniejsza jednak jest tytułowa nieśmiertelność, którą Kundera dzieli na tę osiąganą dzięki pamięci ludzi nas znających i na tę dzięki pamięci tych, którzy nas nie znali. Drugi przypadek dotyczy artystów, tych często śmiesznych nieśmiertelnych, którym "wypomina" się grzechy życia, zapominając, że to dzieła powinny przemawiać, a nie życiorysy. Artysta marzy o nieśmiertelności, a ona jest "wiecznym procesem sądowym", odgrzebywaniem prywatnych listów, wstydliwych tajemnic, wystawianiem na widok publiczny każdej słabości...
Uważaj, o czym marzysz, bo może się spełnić.

Czym jest nieśmiertelność? Marzeniem wielu, tajemnicą, możliwością uchwycenia czynu, gestu, człowieka - na wieczność.
Delikatny gest dłoni, ni to machnięcie, ni to skinienie, wykonany przez 60-letnią kobietę na basenie, staje się początkiem wielopłaszczyznowej opowieści zamieszkanej przez prawdziwych i fikcyjnych bohaterów.
Agnes ma męża, córkę i siostrę. Niby niczego jej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W "Spotkaniu" Kundera prezentuje wielkich świata kultury i ich dzieła - zachwyca się, dyskutuje, czasem się z nimi kłóci. Nie znałam Kundery - eseisty, ale cieszę się, że go poznałam.
Fizyczność i bebechowatość malarstwa Bacona dialoguje tu z rozstrojem jelitowym przesłuchiwanej dziewczyny. Dostojewski odsłania świat śmiechu bez humoru. Wzniosłe piękno śmierci psa u Céline'a obok farmerów z islandzkiej powieści, którzy obserwują się przez lornetki, by nie czuć samotności. "Tworki" Bieńczyka, który jest tłumaczem tej (i nie tylko) książki Kundery. Muzyka Janáčka wpisana w geny estetyczne autora...
Szczególnie cenne wydają mi się refleksje o literaturze jako takiej, o tym, że historia literatury jest "patchworkiem skrojonym z urywkowych obrazów, które czystym przypadkiem każdy z tysięcy czytelników dla siebie wytwarza". Bo przecież ilu czytelników, tyle opinii, dla jednych mistrzostwo, dla innych ledwie przeciętność, a co ciekawe, oceny mogą zmieniać się jak w kalejdoskopie. O tym jest najlepsza część, "Czarna lista...", w której wychodząc od manifestu Apollinaire'a, w którym artysta rozdawał innym twórcom "g*wna" i "róże", Kundera rozważa, jak płynna może być granica między tymi trofeami...
Tom kończy świetna analiza dwóch utworów Malapartego, która przekonała mnie, by "Skórę" znacznie przesunąć w kolejce stosu "do przeczytania ".
"Spotkanie" było kolejnym świetnym spotkaniem z Kunderą.

W "Spotkaniu" Kundera prezentuje wielkich świata kultury i ich dzieła - zachwyca się, dyskutuje, czasem się z nimi kłóci. Nie znałam Kundery - eseisty, ale cieszę się, że go poznałam.
Fizyczność i bebechowatość malarstwa Bacona dialoguje tu z rozstrojem jelitowym przesłuchiwanej dziewczyny. Dostojewski odsłania świat śmiechu bez humoru. Wzniosłe piękno śmierci psa u...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

31 lipca Toni postanawia, że dokładnie za rok zakończy swoje życie.
Bo co jest nie tak z życiem Toniego?
Jest nauczycielem, który pracuje, żeby dostawać pensję, nie czerpie przyjemności z tego zajęcia i - broń Boże - nie czuje misji. Ma matkę w domu opieki, byłą żonę, syna, który jak nikt potrafi wyprowadzić go z równowagi, brata, którego nienawidzi i jednego kumpla. Prowadzi dziennik człowieka, który żegna się z życiem, więc opowiada o nim bez sentymentów i kłamstw. Teraźniejszość przeplata się z przeszłością, dostajemy więc refleksje na temat dorastania w nieszczęśliwej rodzinie: niekochający się rodzice, rozdający ciosy werbalne i fizyczne na prawo i lewo, brat, który pojawił się na świecie i to było jego największą przewiną. Później nie jest lepiej, bo żona miała być spełnieniem marzeń, a - cóż - nie była. Toni robi nieustający rachunek sumienia, punktuje błędy innych, punktuje i swoje.
Jak spędzić ostatni rok życia? Na rozmyślaniach i zamykaniu ważnych spraw. Ale co, jeśli to życie rozpycha się poza wyznaczone linie? Problemy kumpla, dawna dziewczyna, tajemnicze anonimy. Przede wszystkim są jednak rozważania o samobójstwie. Trudno jest, czytając o człowieku, który chce się zabić, nie myśleć o własnych poglądach...
Nie polubiłam Toniego, ale przecież wcale nie musiałam tego robić. Rozumiem jego emocje, w wielu się odnajduję, rozumiem też jego decyzje, chociaż nie z wszystkimi się zgadzam.
Dziennik podzielony na miesiące zbliża nas do finalnej daty. Wynoszenie z domu ukochanych książek i zostawianie ich w przypadkowych miejscach to powolne żegnanie się z życiem. Paradoksalnie, nie ma tu pokładów smutku, bo Toni jest w stanie dostrzegać piękno świata, zaklęte chociażby w małych ptaszkach - jerzykach, które powracają na hiszpańskie niebo.
Piękna powieść.

31 lipca Toni postanawia, że dokładnie za rok zakończy swoje życie.
Bo co jest nie tak z życiem Toniego?
Jest nauczycielem, który pracuje, żeby dostawać pensję, nie czerpie przyjemności z tego zajęcia i - broń Boże - nie czuje misji. Ma matkę w domu opieki, byłą żonę, syna, który jak nikt potrafi wyprowadzić go z równowagi, brata, którego nienawidzi i jednego kumpla....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

O czym jest ta powieść? O Elisabeth i Jacku, którzy byli bratnimi duszami, zakochali się od pierwszego wejrzenia, a później coś nie wyszło. Albo o tym, że można mieć obsesję na punkcie braku, pustki, nicości i szukać sobie placebo. Albo o tym, że rozniecanie płomieni to zawsze ryzyko. Albo o tym, że życie jest zdrowo porąbane...
Jak to możliwe, że w powieści, która ma 765 stron, nie ma ani jednej zbędnej? Ani jednego niepotrzebnego bohatera, wydarzenia, ba, chyba i zdania? Przez tę historię się płynie, chociaż dawno nie czytałam nic, co aż tak by mnie przygnębiło. Jack, niepoprawny romantyk, który tak bardzo chce być kochany, że zapomina o własnych potrzebach. Artysta, którego dzieła skrywają tajemnicę łamiącą serce. Elisabeth, cierpiętnica ukrywająca to pod maską perfekcjonistki, grająca na uczuciach męża i własnych. Och, jak pokochałam jego i jak znielubiłam ją, z każdą kolejną kartką rozumiejąc więcej i więcej.
Tyle tu rozważań na temat psychologii, na temat placebo, które jest odpowiedzią na nasze lęki i marzenia, na temat tego, czy miłość faktycznie istnieje, bo to może kolejna maska, którą zakładamy ze strachu przed samotnością...
Tu też bardzo mocno zarysowane są wpływy rodziny na to, jacy jesteśmy. Jack i Elisabeth wychowywali się w kompletnie różnych rodzinach, okropnych w zupełnie inny sposób, a to, jak Nathan Hill odsłania karty przeszłości - dzieci i rodziców - och, wspaniałe to. Im szybciej człowiek uświadomi sobie, że w dużej mierze jest utkany z oczekiwań, rozczarowań i lęków rodziców, tym łatwiej będzie mógł choć spróbować odciąć się od tego balastu. A wtedy tylko krok do uwierzenia, że pełnia miłości może wyrazić się w - niepełnym - zdaniu "chodź ze".
Prawda to czy placebo?
Wspaniała powieść.

O czym jest ta powieść? O Elisabeth i Jacku, którzy byli bratnimi duszami, zakochali się od pierwszego wejrzenia, a później coś nie wyszło. Albo o tym, że można mieć obsesję na punkcie braku, pustki, nicości i szukać sobie placebo. Albo o tym, że rozniecanie płomieni to zawsze ryzyko. Albo o tym, że życie jest zdrowo porąbane...
Jak to możliwe, że w powieści, która ma 765...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Masz problem? Wysłucham cię". Tak brzmi ogłoszenie, które tajemniczy narrator tej dziwnej powieści umieszcza w prasie i cierpliwie czeka na klientów. Później równie cierpliwie słucha zaskakujących wyznań, które zwykle trudno przechodzą przez usta. Czasem jednak trzeba się wygadać, a najlepiej do tego nadaje się ktoś anonimowy. Ale co dzieje się, gdy spowiadamy się diabłu? Teoretycznie - nic dobrego, ale jeśli życie boli, to zmierzanie ku śmierci, diabelskie popchnięcie w jej kierunku - może jest wybawieniem?
Śmierć jest tu główną bohaterką. Śmierć Marata z obrazu Davida, śmierć Holofernesa, którego ściętą głowę uwiecznił Klimt, a zabójczynię, Judytę, postać z obrazu trzymającą ową głowę, pisarz uczynił echem podobieństwa w bohaterkach historii. To tylko wierzchołek tematu, śmierć jest tu wszędzie.
Śmierć i sztuka - przewijające się przez karty powieści, na każdym kroku udowadniające swoje związki. Diabeł czyha na ludzkie słabości, uwodzi opowieściami o życiu i sztuce, a ludzie delikatne sugestie odejścia z tego świata traktują jak własne decyzje.
To dziwna powieść. Mroczna, sensualna, zapraszająca do różnych interpretacji. Za serce chwyciły mnie fragmenty dotyczące dzieł sztuki, szeroko pojętej kultury, a dodatkowo - wspomnienie Cheta Bakera, którego utwór "My Funny Valentine" słucham teraz w zapętleniu.

"Masz problem? Wysłucham cię". Tak brzmi ogłoszenie, które tajemniczy narrator tej dziwnej powieści umieszcza w prasie i cierpliwie czeka na klientów. Później równie cierpliwie słucha zaskakujących wyznań, które zwykle trudno przechodzą przez usta. Czasem jednak trzeba się wygadać, a najlepiej do tego nadaje się ktoś anonimowy. Ale co dzieje się, gdy spowiadamy się diabłu?...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Wszyscy emigranci śnili te same sny", tęsknota za krajem mieszała się ze wspomnieniami grozy, od której uciekli. Gdy 20 lat mieszka się poza krajem, to czy nadal można go nazwać SWOIM?
Patronem "Niewiedzy" Kundera uczynił Ulissesa, który przez 20 lat marzył o powrocie do Itaki, a gdy marzenie się ziściło, zrozumiał, że prawdziwe życie to była podróż, a nie osiągnięty cel...
Emigranci odczuwają nostalgię, czyli cierpienie wywołane przez niespełnione pragnienie powrotu. Znamy ten temat z twórczości romantyków przede wszystkim, tu jednak potraktowany został przewrotnie.
Emigranci tęskniący mogą też być emigrantami, którzy dom odnaleźli gdzie indziej. Irena wraca do Pragi, ale nie potrafi odnaleźć się w świecie utkanym ze wspomnień. Josef czuje, że powinien chociaż odwiedzić rodzinę, która miała nieprzyjemności z powodu jego wyjazdu - ucieczki. Oboje mierzą się z czymś dziwacznym - z jednej strony zazdroszczono im tego, że mogli żyć pełnią życia na wymarzonym Zachodzie, a z drugiej traktowano ich trochę jak zdrajców...
Kundera skupia się na dwojgu dawnych znajomych, Irenie i Josefie, ale prezentuje nam gromadę innych bohaterów, których losy łączą się czasem w bardzo zaskakujący sposób.

Zachwyciła mnie ta niespieszna proza, ta ciekawa odsłona refleksji na temat emigrantów - ich miejsca w ojczyźnie i świecie.
Polecam bardzo!

"Wszyscy emigranci śnili te same sny", tęsknota za krajem mieszała się ze wspomnieniami grozy, od której uciekli. Gdy 20 lat mieszka się poza krajem, to czy nadal można go nazwać SWOIM?
Patronem "Niewiedzy" Kundera uczynił Ulissesa, który przez 20 lat marzył o powrocie do Itaki, a gdy marzenie się ziściło, zrozumiał, że prawdziwe życie to była podróż, a nie osiągnięty...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Niedaleko pada jabłko od jabłoni", "krew nie kłamie" - ile razy słyszeliśmy albo mówiliśmy te słowa? Bazują one na przekonaniu, że to, jacy jesteśmy, przejmujemy w genach, mogąc za swój charakter dziękować rodzicom lub mieć do nich pretensje.
Na takiej glebie wyrosła eugenika. Według niej alkoholizm, obłęd, rozwiązłość (lista długa), biorą się z niskiej inteligencji rodziców, matek przede wszystkim. Stąd krótka droga do przymusowej sterylizacji, bo na przykład "trzy pokolenia imbecyli wystarczą" (to cytat!). Dzieci takich matek odbierano i umieszczano w przytułkach, w których tak naprawdę z góry skazane były albo na straszny los, albo na szybką śmierć.
Tak płynęły lata, aż wreszcie znalazła się grupa psychologów, która postanowiła bliżej przyjrzeć się tym dzieciom i po serii eksperymentów odkryła, że jeśli takie dzieci otoczy się troską, ich IQ może wzrosnąć, a czynnik środowiskowy "naprawia" wiele kwestii.
Reportaż Marilyn Brookwood prezentuje żmudną pracę psychologów, to błądzenie czasem po omacku, niechęć świata, który lubi szufladkować. Trudno czyta się historie dzieci spisanych na straty, leżących samotnie w łóżeczkach, wokół których tacy sami nieszczęśnicy, a jeszcze dalej dorośli, dla których takie dzieci były tylko kłopotem. Dlatego szacunek należy się tym, którzy szukali odpowiedzi na pytania przemijające wcześniej bez echa.
Drobiazgowość faktograficzna i dbałość o szczegóły nie czynią z "Sierot z Davenport" łatwej lektury, ale warto się z nią zmierzyć.

"Niedaleko pada jabłko od jabłoni", "krew nie kłamie" - ile razy słyszeliśmy albo mówiliśmy te słowa? Bazują one na przekonaniu, że to, jacy jesteśmy, przejmujemy w genach, mogąc za swój charakter dziękować rodzicom lub mieć do nich pretensje.
Na takiej glebie wyrosła eugenika. Według niej alkoholizm, obłęd, rozwiązłość (lista długa), biorą się z niskiej inteligencji...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W 2001 roku Danis Tanović nakręcił film "Ziemia niczyja". W skrócie: podczas wojny w Jugosławii bośniacki oddział gubi się we mgle i trafia na tytułową ziemię niczyją tuż obok wojsk serbskich. Po walce zostaje dwóch - Bośniak i Serb, w towarzystwie leżącego na minie wyskakującej rannego żołnierza. Gdy ten się ruszy, wszystko wybuchnie. Rozmowa tych, którzy nie tak dawno mogli być sąsiadami, przyjaciółmi, niemal braćmi, a w wyniku głupiej wojny stali się wrogami, to jeden z bardziej przejmujących antywojennych manifestów.
Myślałam o tym filmie podczas lektury porażającej "Windy Schindlera".
Czerwony Wieżowiec, który tak naprawdę jest dwoma 13-piętrowymi stykającymi się budynkami, z 4 windami "znanej światowej marki", od 1975 roku zamieszkiwany stopniowo przez rodziny serbskie, boszniackie, jugosłowiańskie i chorwackie. Osiem mieszkań na każdym piętrze. Znajomości, przyjaźnie, miłości. Wspólne słuchanie płyty "Morrison Hotel" The Doors, bałwan z fallusem, Tito z kartonu, plotki i zwyczajność. Wojna zmieniła wszystko.
Strzały w tył głowy, aresztowania, egzekucje bez sądu, ukrywanie się w mieszkaniu przez 3 lata i 7 miesięcy, matki czekające na synów, którzy nie wrócą, synowie, którzy na polu bitwy osuwają się w szaleństwo, zaginieni odnajdowani w masowych grobach...
Darko Cvijetić na niespełna 80 stronach opisał całe okrucieństwo i cały absurd wojny. Poetyckie obrazy łączą się z reporterską niemal, chłodną relacją, co daje mieszankę uderzającą w emocje z siłą tajfunu.
Ta doskonała książka zostanie ze mną na długo. Stojanka Kobas, dziewczynka z windy czy chłopak, który po wojnie z nikim i nigdzie nie zamienia się na miejsca - szczególnie.

W 2001 roku Danis Tanović nakręcił film "Ziemia niczyja". W skrócie: podczas wojny w Jugosławii bośniacki oddział gubi się we mgle i trafia na tytułową ziemię niczyją tuż obok wojsk serbskich. Po walce zostaje dwóch - Bośniak i Serb, w towarzystwie leżącego na minie wyskakującej rannego żołnierza. Gdy ten się ruszy, wszystko wybuchnie. Rozmowa tych, którzy nie tak dawno...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dwóch braci. Amir i drugi, bezimienny. Uciekają z kraju, w którym wojna, głód i warunki, w których lepiej nie przebywać. Jadą do lepszego świata, do Europy. Nie wiemy, do którego kraju konkretnie trafiają, zresztą nazwa nie jest potrzebna. Tu wszędzie obco, niegościnnie i wcale nie tak bezpiecznie. Druty, zasieki graniczne, przerzucanie przez tę granicę, bariera graniczna i bariera językowa. Jeden z braci jedzie w skrytce stworzonej za silnikiem samochodu, drugi się gubi.
Strony, na których autor opisuje, co czuje człowiek, który jedzie upchnięty w samochodzie w pozycji nawet nie embrionalnej, bo ta by była wygodna - mrożą krew w żyłach. Wędrówka w śniegu, gdy but się rozpada. Głód, który doskwiera. Napotkani ludzie najczęściej są obojętni albo pomagają w sposób doraźny. Zdarza się wrogość i przemoc.
Uchodźcy mają niewiele bagażu materialnego, ale ten emocjonalny o ciężarze nie do wyobrażenia. Autor nie szczędzi czytelnikowi mocnych opisów, nie bawi się w niuanse. A skąd taki tytuł? Wyjaśnienie łamie serce.

Mam wrażenie, że to powinna być lektura obowiązkowa dla każdego. Otwiera oczy na palące kwestie społeczne, uczy empatii, budzi płomyczek buntu wobec rzeczywistości, która nie tak powinna wyglądać. Po lekturze zostają straszne obrazy pod powiekami, ale czasem taki wstrząs jest początkiem zmiany na lepsze.

Dwóch braci. Amir i drugi, bezimienny. Uciekają z kraju, w którym wojna, głód i warunki, w których lepiej nie przebywać. Jadą do lepszego świata, do Europy. Nie wiemy, do którego kraju konkretnie trafiają, zresztą nazwa nie jest potrzebna. Tu wszędzie obco, niegościnnie i wcale nie tak bezpiecznie. Druty, zasieki graniczne, przerzucanie przez tę granicę, bariera graniczna i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Są pewne schematy czy zabiegi literackie, które czytelnicy znają, a i tak czerpią przyjemność z lektury. Bo nie zawsze musi chodzić o zaskoczenie i gejzery emocji, czasem potrzebne jest zanurzenie się w opowieści, która otuli, pocieszy i wyśle sygnał: rozumiem cię.
W tym japońskim bestsellerze centralnym punktem jest biblioteka. Tam bibliotekarka z szóstym zmysłem, słabością do ciastek i wyrobów z filcu zawsze wie, czego potrzebuje czytelnik. Nieśmiała Tomoka, dla której praca w dziale odzieżowym nie jest sensem życia, księgowy Ryō, który chce zrealizować marzenie z dzieciństwa, ale boi się porażki, Natsumi, która urodziła dziecko i przestała liczyć się w pracy, Hiroya, który świetnie rysuje, ale szuka inspiracji, wreszcie Masao, dla którego emerytura wydaje się końcem życia.
Oni wszyscy albo stoją na rozdrożu, albo doszli do ściany. Przypadkowa książka pokazuje im szanse, które mogą wykorzystać. Najbardziej wzruszyły mnie dwie opowieści. Ta o matce, dla której ukochane dziecko staje się balastem w pracy i ta o emerycie, który kiedyś, jako oddany pracownik, nie miał czasu dla własnej córki, a teraz uświadamia sobie, co stracił...
Autorka w subtelny sposób przypomina nam, że porażka może zamienić się w sukces, że jedne zatrzaśnięte drzwi mogą uchylić inne, że nie ma czegoś takiego jak "resztka życia", bo każdy jego fragment jest ważny. Ktoś powie, że to proste, zbyt proste. Może. Ile jednak razy szukamy rozwiązań na końcu świata, a mamy je na wyciągnięcie ręki?
Michiko Aoyama dała mi porcję wzruszeń, których potrzebowałam i przypomniała mi, że przecież "każdy ma swoją historię".

Są pewne schematy czy zabiegi literackie, które czytelnicy znają, a i tak czerpią przyjemność z lektury. Bo nie zawsze musi chodzić o zaskoczenie i gejzery emocji, czasem potrzebne jest zanurzenie się w opowieści, która otuli, pocieszy i wyśle sygnał: rozumiem cię.
W tym japońskim bestsellerze centralnym punktem jest biblioteka. Tam bibliotekarka z szóstym zmysłem,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Według opowieści otwierającej tę książkę, to muzyka sprawiła, że wolne i nieokiełznane dusze oblekły się w ciała. Tylko w ten sposób mogły w pełni obcować z pięknem dźwięków. Od tej pory uwięzione są w kształtach, które żyją, mają marzenia, nadzieje i sporo rozczarowań...
"Wiem, kim jestem. Nikim ważnym w tej historii" - to mówi tytułowy stroiciel fortepianów, narrator, który jest tu przecież najważniejszy. Wirtuoz niewiele zdziała bez dobrze nastrojonego instrumentu, opowieść nie porwie, gdy narrator nieumiejętnie ją przedstawi.
Stroiciel, dojrzały mężczyzna, samotny jak czarny klawisz wśród przytulonych do siebie białych, snuje opowieść o sobie - cudownym dziecku, które urodziło się w nieodpowiedniej rodzinie, młodzieńcu zafascynowanym pewnym pianistą i rozczarowaniu zostawiającym rysę na duszy i na pięknym fortepianie. Rozmowy z wdowcem, którego żona miała talent i tajemnice, podróż do Nowego Jorku, wreszcie, czy przede wszystkim muzyka, która tu płynie z każdego niemal zdania - ach, piękna to lektura!
Historia stroiciela, "nikogo ważnego", to historia, w której możemy się przejrzeć jak w lustrze. Stracone szanse, ludzie, którzy zaskakują, gorzki smak porażki i przełamujący to smak pogodzenia się ze światem i z sobą. Nie jestem melomanką, ale muzyka jest dla mnie ważna. Bardzo więc przemówiły do mnie emocje człowieka, dla którego muzyka to życie. Podczas lektury słuchałam wspomnianych w niej kompozycji Rachmaninowa (z naciskiem na "Vocalise") czy wykonań Glenna Goulda i było to piękne dopełnienie.
Wydaje mi się, że w tej nostalgicznej opowieści nie ma jednego zbędnego zdania, a te, które zapełniają strony zapraszają do przemyśleń, otulają melancholią i smakują jak płatki śniegu roztapiające się na języku.

Według opowieści otwierającej tę książkę, to muzyka sprawiła, że wolne i nieokiełznane dusze oblekły się w ciała. Tylko w ten sposób mogły w pełni obcować z pięknem dźwięków. Od tej pory uwięzione są w kształtach, które żyją, mają marzenia, nadzieje i sporo rozczarowań...
"Wiem, kim jestem. Nikim ważnym w tej historii" - to mówi tytułowy stroiciel fortepianów, narrator,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Zapałałem wtedy chęcią, by użyć Hiroszimy i tych na wskroś hiroszimskich osób jako pilnika i sprawdzić nim twardość swojego wnętrza".
Ta myśl sprowokowała Kenzaburō Ōe do kilku powrotów do Hiroszimy, miasta tak bardzo doświadczonego przez zło, i do napisania zbioru reportaży na temat tego miejsca i ludzi. "Zapiski z Hiroszimy" i dla czytelnika są takim pilnikiem, który łatwo przenika przez warstwy emocji.
20 lat po zrzuceniu bomby, w Hiroszimie z tego powodu nadal umierają ludzie. Lot bomby trwa krótko, konsekwencje ciągną się latami. Hibakusha, czyli ludzie, którzy ucierpieli podczas eksplozji. Oszpeceni, osamotnieni, cierpiący potworny ból, chorujący na białaczkę. Ludzie, którzy czekają na śmierć albo - w imię godności - sami ją sobie zadają. Ciężarne rodzące zdeformowane dzieci albo umierające ze strachu, że tak się stanie. Lekarze, którzy są bezradni, świat, który jest obojętny.
Co jest ważniejsze? Postęp technologiczny, który w moment załatwi to, co żołnierzom jednak o wiele dłużej, czy potworne konsekwencje, które przecież musiały być chociaż szacowane? Ōe zadaje wiele niewygodnych pytań. Wiele retorycznych pytań...
Każdy z rozdziałów otwiera rysunek Iriego Marukiego i Toshiko Akamatsu wraz z cytatem, który grozą wypala się pod powiekami czytelnika.
Wstrząsająca lektura.

"Zapałałem wtedy chęcią, by użyć Hiroszimy i tych na wskroś hiroszimskich osób jako pilnika i sprawdzić nim twardość swojego wnętrza".
Ta myśl sprowokowała Kenzaburō Ōe do kilku powrotów do Hiroszimy, miasta tak bardzo doświadczonego przez zło, i do napisania zbioru reportaży na temat tego miejsca i ludzi. "Zapiski z Hiroszimy" i dla czytelnika są takim pilnikiem, który...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pięćdziesięcioletni nauczyciel rysunku i dwunastolatka, która jest jego uczennicą. Wchodzą w relację niedopuszczalną i potworną. Okładka nie kłamie - książkę czyta się szybko, ale mam wrażenie, że z pamięci nie da się jej już usunąć. Urwane myśli, puste kartki, skakanie po tematach i wydarzeniach - to wszystko sprawia, że mamy poczucie obcowania z sekretnym dziennikiem, opowieścią o tym, co wydarzyło się naprawdę, co nie jest fikcją literacką. Opisy przemocy sek*ualnej są tu dosadne, walą w czytelnika jak młotem między oczy, nawet jeśli zawierają się w jednym zdaniu.
W "Lolicie" mieliśmy do czynienia z piękną literaturą i czymś na kształt chorej miłości (nie usprawiedliwiam Humberta!). Tu mamy literackie mięso i syf relacji, w której oprawca uzależnia od siebie ofiarę.
Tego nie da się czytać. Od tego nie można się oderwać.

Pięćdziesięcioletni nauczyciel rysunku i dwunastolatka, która jest jego uczennicą. Wchodzą w relację niedopuszczalną i potworną. Okładka nie kłamie - książkę czyta się szybko, ale mam wrażenie, że z pamięci nie da się jej już usunąć. Urwane myśli, puste kartki, skakanie po tematach i wydarzeniach - to wszystko sprawia, że mamy poczucie obcowania z sekretnym dziennikiem,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Są takie powieści psychologiczne, które już na samym początku zdradzają finał losów głównego bohatera. Czytelnik wtedy skupia się na tym, CO sprawiło, że delikwent znalazł się w takim, a nie innym miejscu.
I tu jest podobnie. Śledzimy losy Juliena Libérata znając ich finał. A te losy są smętne. Nauczyciel gry na fortepianie, który nie dość, że nie lubi swojej pracy, to jeszcze artystą jest przeciętnym. Po kilku latach rozstał się z dziewczyną i jeszcze tego nie przepracował. Ma 28 lat i czuje się nieudacznikiem.
Nadzieją dla takich jak on staje się metawersum Antyświat. Tam słabeusz może być herosem, nieśmiały podrywaczem, biedak bogaczem, NIKT - KIMŚ. Szymborska napisała kiedyś wiersz, w którym rzeczywisty świat ma "wydanie drugie, poprawione", by zniwelować istniejące błędy czy braki. Antyświat też jest wydaniem drugim, ale poprawionym w sposób bardzo mylący. Twórca, Adrien Sterner, odwrócił pojęcia dobra i zła, bo przecież ten świat jest "anty". Szaraczek Julien zostaje Vangelem, zaprzeczeniem siebie pod każdym względem. Wokół ludzie - gracze, twórca - Stwórca. Tu pstryknięcie tworzy idola, tu pstryknięcie może go zniszczyć. Bardzo podobał mi się wątek non player characters, w Antyświecie wskrzeszone gwiazdy, wśród których prym wiedzie Serge Gainsbourg.
"Antyświat" to wciągająca powieść, którą dobrze się czyta, ale która nie prowokuje odkrywczych wniosków. Są tu piękne językowo fragmenty, jest podkreślona ludzka bezkarność w sieci i ludzkie uzależnienie od niej. A przede wszystkim "Antyświat" to dowód na to, że ludzkość nie jest w stanie stworzyć lepszego świata albo - że każdy potrafi zepsuć.

Są takie powieści psychologiczne, które już na samym początku zdradzają finał losów głównego bohatera. Czytelnik wtedy skupia się na tym, CO sprawiło, że delikwent znalazł się w takim, a nie innym miejscu.
I tu jest podobnie. Śledzimy losy Juliena Libérata znając ich finał. A te losy są smętne. Nauczyciel gry na fortepianie, który nie dość, że nie lubi swojej pracy, to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Lubicie być zaskakiwani przez książki? Ja lubię. Do powieści Benjamina Stevensona przyciągnął mnie tytuł, bo - nie da się ukryć - jest bardzo chwytliwy. Zniechęciła lekko notka o autorze, bo przestraszyłam się, że stand-uper będzie serwował żarty w nadmiarze. A tu? Intryga, która mnie wciągnęła, bohaterowie, którzy przykuli uwagę, zaskoczeń i żartów tyle, ile powinno być (tak, zdarzało mi się parsknąć śmiechem podczas lektury).
Rodzina Cunninghamów nie jest zwykłą rodziną. Tam na dźwięk nazwiska powinno się krzyknąć od razu "winny!". Tytuł książki nie jest więc naciągany, chociaż - uwierzcie - i tak zaskakujący. Cała ta niesforna ekipa spotyka się na zjeździe rodzinnym, zamieszkuje "dwugwiazdkowy pensjonat udający czterogwiazdkowy hotel" w miejscu, które za chwilę zostanie zasypane śniegiem. Będzie gołąb z okładki, ciężarówka z niestandardowym ładunkiem, brak zasięgu, nieudolny policjant i torba forsy. Wrócą wspomnienia, zagadki z przeszłości, tajemnice, które skrywa każdy w tym gronie. Znacie? Ja też, ale co z tego?
Narrator prowadzi zgrabną grę z czytelnikiem. Podaje żelazne przykazania pisania powieści detektywistycznej i powoli je odhacza. Zwraca się do nas bezpośrednio, za coś przeprasza, na coś zwraca uwagę, wskazuje strony, na których było lub będzie coś istotnego. I to się sprawdza, ja to kupuję. Wciągnął mnie ów Stevenson w opowieść, mylił tropy, czegoś się domyślałam, a później okazało się, że to guzik prawda.
Spędziłam z tą książką dobry czas, pozwoliła mi oderwać się od myśli o pracy i obowiązkach. Jeśli potrzebujecie tego samego - polecam z czystym sumieniem.

Lubicie być zaskakiwani przez książki? Ja lubię. Do powieści Benjamina Stevensona przyciągnął mnie tytuł, bo - nie da się ukryć - jest bardzo chwytliwy. Zniechęciła lekko notka o autorze, bo przestraszyłam się, że stand-uper będzie serwował żarty w nadmiarze. A tu? Intryga, która mnie wciągnęła, bohaterowie, którzy przykuli uwagę, zaskoczeń i żartów tyle, ile powinno być...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przeczytana przez przypadek, zostanie ze mną na długo. Opowieści o Zagładzie ujęte w sposób subtelny, niemal poetycki, a przecież uderzający w emocje z siłą huraganu.
"Nikomu z nas nie żałowano atramentu wtedy, gdy opatrywano nas numerami", mówi narrator pierwszej historii. Temat numerów wraca wielokrotnie. Numerów ukrywanych, eksponowanych, numerów, które chce się usunąć, ale zbyt kojarzy się to ze zdradą tych, którzy zginęli. Numer obozowy może stać się pretekstem do opowieści o straszniej przeszłości, opowieści, która dociera do człowieka niemającego pojęcia o tym, co Niemcy zgotowali niewinnym. Opis reakcji słuchającego - bezgłośny szloch, palce zaciskające się na kierownicy - subtelności, które chwytają za gardło.
Czas zaciera wszystko, czy raczej niektórzy woleliby, żeby zacierał. Niekiedy człowiek potrafi opowiadać o przeszłości, a czasem jest w stanie zdobyć się tylko na: "były tam tory kolejowe, były piece, było bardzo gorąco i bardzo niebezpiecznie".
Człowiek jadący bydlęcym wagonem, który przywołuje moment, gdy drzwi były jeszcze zamknięte, więc stłoczeni nieszczęśnicy mieli resztkę nadziei, że nie będzie tak źle. Recytowanie własnych adresów, by współwięźniowie nauczyli się ich na pamięć i ci, którzy przeżyją, pojechali do rodzin tych, którym się nie uda i dali świadectwo prawdzie. Poezja, która potrafi ocalić człowieczeństwo w realiach, którym daleko od ludzkich...
Wydaje mi się, że cokolwiek dobrego napiszę o tej książce, to i tak będzie za mało. Ona nie krzyczy faktami, ona szepcze przez ściśnięte gardło o ludziach, których spotkał potworny los. Jedni zginęli, inni robili wszystko, by ich istnienie nie rozpłynęło się w niebycie.
Pamiętamy.

Przeczytana przez przypadek, zostanie ze mną na długo. Opowieści o Zagładzie ujęte w sposób subtelny, niemal poetycki, a przecież uderzający w emocje z siłą huraganu.
"Nikomu z nas nie żałowano atramentu wtedy, gdy opatrywano nas numerami", mówi narrator pierwszej historii. Temat numerów wraca wielokrotnie. Numerów ukrywanych, eksponowanych, numerów, które chce się usunąć,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Świat, jaki znałam, skończył się i razem z nim zniknęło wszystko, co kochałam i czego nienawidziłam" - to pomyślała Barbara po tym, gdy pewnej nocy zatrzęsła się ziemia. Gruzy pochłonęły jej dotychczasowe życie - marzenia, ale i przyszłość, na którą nie chciała się zgodzić. W podobnej sytuacji znalazł się 11-letni Nicola, syn perfumiarza, który zbił majątek dzięki zapachowi bergamotki. Bogactwo, rodzice postrzegani jako dobrzy i kochający, a rzeczywistość... Cóż, inna. I wtedy zatrzęsła się ziemia.
Gruzy dawnego świata. Trupy. Marna nadzieja, że uda się znaleźć kogoś żywego. Wędrówka przez zgliszcza, która przypomina wędrówkę po piekle pełnym dusz potępionych, dusz sparaliżowanych przerażeniem, dusz, w których tylko obojętność. Tragedia jednych łamie, innym włącza tryb pomocy, jeszcze inni żerują na cierpieniu bliźnich. Barbara i Nicola spotykają ludzi z każdej kategorii, oni sami też się zmieniają. Ich drogi skrzyżują się w dramatyczny sposób i po tym wydarzeniu nigdy nie będą tacy jak wcześniej.
O czym jest ta powieść? O tragedii, z której można się dźwignąć. O potworności, z którą da się żyć, chociaż trudno w to uwierzyć. O pokładach uczuć, z których nie zdajemy sobie sprawy. O sile człowieka.
Każdy rozdział rozpoczyna nawiązanie do kart tarota. Tarot ma to do siebie, że wizerunki na kartach, często przerażające (Wisielec, Diabeł czy Śmierć), wcale nie muszą zapowiadać czegoś złego. Potrzebna jest umiejętna interpretacja. No właśnie. Potrzeba czasu, by coś, co jawi się jak koniec świata, okazało się jego początkiem.

"Świat, jaki znałam, skończył się i razem z nim zniknęło wszystko, co kochałam i czego nienawidziłam" - to pomyślała Barbara po tym, gdy pewnej nocy zatrzęsła się ziemia. Gruzy pochłonęły jej dotychczasowe życie - marzenia, ale i przyszłość, na którą nie chciała się zgodzić. W podobnej sytuacji znalazł się 11-letni Nicola, syn perfumiarza, który zbił majątek dzięki...

więcej Pokaż mimo to