-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński1
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel1
-
ArtykułyMagdalena Hajduk-Dębowska nową prezeską Polskiej Izby KsiążkiAnna Sierant2
Biblioteczka
Jak to mówią Niemcy - "naja"...
Sprawy ani najciekawsze, ani najgłośniejsze, opisane sztampowo - jeśli ktoś się interesuje dwudziestoleciem i ówczesną kryminalistyką, nie dowie się niczego nowego. To samo znajdziemy w innych książkach o tamtych czasach.
Natomiast może się spodobać osobom nieobeznanym z tematyką - tym mogę ją polecić, bo jest przystępnie napisana i dobrze się ja czyta. Przy okazji można poznać mechanizmy działania prasy brukowej jeszcze nie skrępowanej poprawnością polityczną.
Jak to mówią Niemcy - "naja"...
Sprawy ani najciekawsze, ani najgłośniejsze, opisane sztampowo - jeśli ktoś się interesuje dwudziestoleciem i ówczesną kryminalistyką, nie dowie się niczego nowego. To samo znajdziemy w innych książkach o tamtych czasach.
Natomiast może się spodobać osobom nieobeznanym z tematyką - tym mogę ją polecić, bo jest przystępnie napisana i dobrze...
2024-02-11
Rowling dobrze pisze, a ja wolę tę serię od Harry'ego. Mam też dużo sympatii do autorki i kibicowałam jej podczas kretyńskiej nagonki. Ale na litość boską, ile można czytać o podchodach Robin i Strike'a?? To było fajne przez 2-3 tomy, teraz stało się po prostu męczące. Czy autorka obawia się, że cykl "siądzie", kiedy oni wreszcie zostaną parą? Nie sądzę, by tak się stało, vide Tommy i Tuppence. Albo niech pokochają kogoś innego i pozostana zaprzyjaźnionymi wspólnikami. Tak czy siak te zabawy w kotka i myszkę są już nudne.
Druga sprawa to - analogicznie do Pottera - każdy tom jest dużo grubszy od poprzedniego. Dziesiątego juz pewnie nie udźwignę! Przydałby się redaktor z ostrymi nożyczkami - wywalić 1/4 i byłoby dużo lepiej.
Nie bardzo podobała mi się postać Cormorana w tej części, śledztwo ciągnęła Robin, on wciąż niedomagał, co było dość nieapetycznie opisane.
Z zalet - wciąga i pożarłam bodajże w 3 dni. Zupełnie mi nie przeszkadzały krytykowane zapisy czatów, szybko się przyzwyczaiłam. Być moze dlatego, że te 20-25 lat temu fora i czaty były moją codziennością. Dla kogoś niezorientowanego, jak to działa i jak się zachowują ludzie łudzący się, że są tam anonimowi, faktycznie może to być cięzkie w lekturze.
Ogólnie "Serce jak smoła" sprawiło mi przyjemność, stąd nieco zawyżona ocena. Tym niemniej wyczuwam kryzys i znudzenie autorki; zastanawiam się, czy jest sens ciągnąć ten cykl do obiecanych 10 części.
No niestety, tym razem tylko 6/10
Rowling dobrze pisze, a ja wolę tę serię od Harry'ego. Mam też dużo sympatii do autorki i kibicowałam jej podczas kretyńskiej nagonki. Ale na litość boską, ile można czytać o podchodach Robin i Strike'a?? To było fajne przez 2-3 tomy, teraz stało się po prostu męczące. Czy autorka obawia się, że cykl "siądzie", kiedy oni wreszcie zostaną parą? Nie sądzę, by tak się stało,...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-06
Oj, dawno już nie przeczytałam żadnego kryminału. Chyba za dużo ich już zaliczyłam, bo zwykle od razu wiem, kto zabił. Tutaj, owszem, zapaliła mi się w pewnym momencie czerwona lampka, ale autorka jednak za mało podsunęła tropów i wyciągnęła mordercę trochę z kapelusza. Za to odejmuję gwiazdki, bo to jednak nie fair.
Poza tym - czyta się bardzo przyjemnie, Vera jest strasznym babonem, ale mam ochotę poznać ją bliżej. Podobały mi się pogłębione portrety kilku kobiecych bohaterek. Choć fanką Anglii nie jestem, to u Ann Cleeve jest to bardzo klimatyczna prowincjonalna Anglia. Bagienko, w którym wszyscy się znają i każdy ma jakieś brudne tajemnice.
Oj, dawno już nie przeczytałam żadnego kryminału. Chyba za dużo ich już zaliczyłam, bo zwykle od razu wiem, kto zabił. Tutaj, owszem, zapaliła mi się w pewnym momencie czerwona lampka, ale autorka jednak za mało podsunęła tropów i wyciągnęła mordercę trochę z kapelusza. Za to odejmuję gwiazdki, bo to jednak nie fair.
Poza tym - czyta się bardzo przyjemnie, Vera jest...
"Ziarno prawdy" to bardzo zła, pretensjonalna książka. Fatalnie, wręcz grafomańsko napisana, a jako kryminał kompletne nieporozumienie. Treści jest tu co najwyżej na dłuższe opowiadanie, reszta to lanie wody. Na przykład zupełnie niepowiązane z wątkiem pokraczne streszczenie słynnej zbrodni połanieckiej.
Szczerze mówiąc w ogóle by mi nie przyszło do głowy po toto sięgnąć, ale z podrażnionym okiem szukałam na szybko audiobooka i przeoczyłam nazwisko autora. Kiedy w pierwszych minutach usłyszałam "Sandomierz" i "genealog" - ucieszyłam się, bo i to, i to tygryski bardzo lubią. Wkrótce czar prysł. Najbardziej mi dojadły kiczowate przenośnie i wielopiętrowe parabole, aż uszy bolały!
Krytykowane przez wielu czytelników antypolskie stereotypy to akurat jak dla mnie najmniejszy problem, pisarze mogą mieć swoje poglądy, nawet drażniące czytelnika. Gorzej, że to jest po prostu żenująco słaba literatura.
A fabuła? Otóż prokurator Szacki z dość mętnych powodów przenosi sie dobrowolnie z Warszawy do Sando i strasznie cierpi z tego powodu, zamiast po prostu wyjechać. Jest zbyt zimno lub za ciepło, kobiety go niemal gwałcą, ale czuje się samotny, szefowa zbyt miła, siedemdziesięcioletni (???) policjant za chudy, Polska i Polacy okropni, miasto Sandomierz ładne, ale poza Starówką straszą budynki wybudowane przez "czerwonych" itd. itp., a czytelnik/słuchacz audiobooka ziewa. Prokurator nie wykonuje swoich obowiązków zawodowych, tylko zamiast policji prowadzi śledztwo, bo tak wbrew logice postanowił autor. Szacki nie jest zbyt lotny (za to upiornie lewacki w najgorszym wydaniu, jego monologi wewnętrzne to przekomiczne tyrady), więc miota się, co jest żmudne i nudne tudzież rozwlekle opisywane. Oczywiście w głowie wciąż "szaleją mu myśli jak stado przedszkolaków na placu zabaw" i ciągle coś mu nie pasuje, ale nie wie co, ewentualnie ma dziwne przeczucia lub "spada mu na oczy czerwona zasłona" wściekłości albo "neurony" (?) mu przeskakują.
Chociaż to Sandomierz mnie przytrzymał przy tym gniocie, niewiele tu z niego, ot kilka nazw z Google Maps i jakieś mętne wspomnienia autora z nieudanych wczasów rodzinnych tudzież zbędne a rozwlekle szczegółowe opisy np. Katedry, zapewne zaczerpnięte z przewodnika po mieście czy ze stron internetowych.
Nie będę się pastwiła nad błędami logicznymi książki, dłuugo by wyliczać. Nadmienię tylko, że o znaku rodła uczono bodajże w V. klasie podstawówki, trudno mi sobie wyobrazić, że ktoś dorosły z IQ większym od rozmiaru buta nie zna tego symbolu. "Tajemnicze" liczby też są umiarkowanie tajemnicze - mnie osobiście Stary Testament przyszedł do głowy jako oczywisty przy zbrodniach w stylu mordów rytualnych, no ale bystrzak Szacki łamał sobie głowę przez pół książki.
Skoro o morderstwach mowa, to są one oczywiście - jako że to polski kryminał - absurdalnie wydumane i w założeniu wstrząsające; ich groteskowe okrucieństwo ma zapewne przykryć słaby warsztat pisarski Miłoszewskiego. Ostatnia godzina (z hakiem) audiobooka to łopatologiczne tłumaczenie oczywistych oczywistości. Muszę tu zresztą zasmucić pana autora - już od wątku dwóch obiadów na wynos "zaskakujące" rozwiązanie było jak na dłoni. A nawet jeśli ktoś tego nie wyłapał, to po kiego grzyba streszczać mu jeszcze raz całą książkę?
Jedyny plus - jako audiobook dobrze czytane. Wyraźnie, miłym głosem, z odpowiednią intonacją i bez aktorskiej emfazy. Za lektora dodałabym gwiazdkę, ale muszę i tak ją odebrać za groteskowo-wulgarne sceny erotyczne (i marzenia Szackiego o "ujeżdżaniu" wszystkiego, co się rusza) oraz quasi-nadprzyrodzone wtręty.
Mimo wszystko dosłuchałam do końca, brawo ja, więc nie jedna gwiazdka, lecz zawyżone aż dwie.
"Ziarno prawdy" to bardzo zła, pretensjonalna książka. Fatalnie, wręcz grafomańsko napisana, a jako kryminał kompletne nieporozumienie. Treści jest tu co najwyżej na dłuższe opowiadanie, reszta to lanie wody. Na przykład zupełnie niepowiązane z wątkiem pokraczne streszczenie słynnej zbrodni połanieckiej.
Szczerze mówiąc w ogóle by mi nie przyszło do głowy po toto sięgnąć,...
Najsłabsza jak do tej pory część przygód Cormorana Strike'a, i chyba ostatnia, na którą sie skusiłam. Rowling poszła tą samą drogą, co w Potterze - każdy kolejny tom jest o połowę grubszy od poprzedniego. "Wartka śmierć" to ceglisko liczące niemal tysiąc (sic!) stron. Zresztą już w "Sercu jak smoła" redaktor powinien był wziąć symboliczne nożyczki i wyciąć połowę zbędnych słów. Przypuszczam, że Rowling ma taką pozycję na rynku wydawniczym, że nie ma osoby, która by się odważyła powiedzieć jej w oczy: "kobiecino, po co tak rozdmuchujesz te historie, wykreśl 2/3, a będzie super". Jako że zdecydowanie wolę minimalistyczne podejście do słów, umęczyła mnie psychicznie rozwlekłość tego tomu.
Oczywiście, Rowling pisze zgrabnie, więc lektura jest przyjemna. Kiedy już przysiadałam, to czytałam pol godziny czy godzinę. A potem zapomniałam o książce na dzień czy dwa. Temat sekt (sam w sobie interesujący) przez to rozwleczenie i wracanie po kilka razy do jednego wątku był nużący. Zaś Cormoran i Robin - no cóż, ewidentnie autorka boi się ich sparować, bo spadłoby napięcie, ale z drugiej strony te podchody przez 7 tomów są idiotyczne. W zasadzie to już mi wszystko jedno, czy będą razem. Zresztą i tak nie wyobrażam sobie ich jako pary, to raczej nie może się udać.
Zieew i 4/10 (sporo stron przekartkowałam)
Najsłabsza jak do tej pory część przygód Cormorana Strike'a, i chyba ostatnia, na którą sie skusiłam. Rowling poszła tą samą drogą, co w Potterze - każdy kolejny tom jest o połowę grubszy od poprzedniego. "Wartka śmierć" to ceglisko liczące niemal tysiąc (sic!) stron. Zresztą już w "Sercu jak smoła" redaktor powinien był wziąć symboliczne nożyczki i wyciąć połowę zbędnych...
więcej Pokaż mimo to