rozwiń zwiń
Z_biblioteki_Molinki

Profil użytkownika: Z_biblioteki_Molinki

Nie podano miasta Kobieta
Status Czytelniczka
Aktywność 1 rok temu
98
Przeczytanych
książek
98
Książek
w biblioteczce
95
Opinii
444
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Kobieta
Dodane| Nie dodano
Ta użytkowniczka nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach:

Kawę pije się u nas dwa razy dziennie. Po śniadaniu i po obiedzie.

Konkretniej: pije ją moja mama. Zawsze z tego samego, beżowego kubka „z falbanką”, na tej samej kanapie w salonie.

Na pół godziny, czasem na dłużej, wszystko w domu ulega zawieszeniu. Kiedy skończy, zgodnie z niepisaną umową, czekać będą na nas chwasty do wyrwania, lekcje do odrobienia, podłogi do odkurzenia. Ale póki rytuał trwa, czas staje w miejscu. Fotele zapraszająco rozchylają oparcia, nieprzeczytane książki wychylają się z półek.

A ja uruchamiam komputer i otwieram plik z następną recenzją.



Kawiarnia znajduje się w jednej z bocznych uliczek Tokio. Nijaki szyld prowadzi przybyszów pod powierzchnię ulicy, do malutkiego pomieszczenia w odcieniu sepiowej fotografii. Kilka niedziałających zegarów, jeden gatunek ziaren kawy, jedna kobieta w białej sukience, od niepamiętnych czasów siedząca przy stoliku.

Miejsce to zasłynęło tylko na chwilę.


Kiedy po mieście rozeszła się fama, że można tutaj przenieść się w czasie.

Jest tylko jeden haczyk: musisz wrócić zanim wystygnie kawa.



W amerykańskich filmach wszystko jest prostsze i trudniejsze zarazem. Jeśli cofasz się w czasie, robisz to po to, aby coś zmienić. Czasem zmiana jest niewielka i ostatecznie doprowadza Cię z powrotem do punktu wyjścia. Czasem udaje się aż za bardzo i przypadkiem wymazujesz fragment swojej teraźniejszości. A czasem naprawdę wszystko naprawiasz.

Toshikazu Kawaguchi nie daje bohaterom takiej szansy.

Nie można zmienić teraźniejszości. To jedna z głównych zasad obowiązujących w kawiarni.

Wszystkie sformułowane są z podobną, iście japońską skłonnością do porządku i oszczędzania słów. Choć nie mają one żadnego racjonalnego uzasadnienia, obsługa uważa przestrzeganie ich za rzecz najzupełniej naturalną. I nikt z pracowników nie ma zamiaru wnikać w to, skąd się wzięły, ani dlaczego brzmią tak, a nie inaczej. To właśnie rygoryzm panujących reguł sprawia, że książka ma zupełnie inny klimat niż inne opowieści o podróżach w czasie. Mówiąc bohaterom, że nie mogą nic zmienić, i uwiązując ich na jednym, konkretnym krześle na ograniczoną ilość czasu, autor ogranicza ich pole manewrów do rozmowy.

Krystyna Siesicka napisała kiedyś, że człowiek jest nieprzekładalny na słowa. Chyba wszystkie japońskie książki, jakie dotąd czytałam, w jakiś sposób dotykają tego problemu. Nie inaczej ma się sprawa z powieścią Kawaguchi. To właśnie słowa są tu najważniejsze. Nieco niezręczne, sztywne, wymieniane nad filiżanką kawy. Niekiedy...

Ciąg dalszy: https://lekturymolinki.blogspot.com/2023/03/zanim-wystygnie-kawa-toshikazu-kawaguchi.html

Kawę pije się u nas dwa razy dziennie. Po śniadaniu i po obiedzie.

Konkretniej: pije ją moja mama. Zawsze z tego samego, beżowego kubka „z falbanką”, na tej samej kanapie w salonie.

Na pół godziny, czasem na dłużej, wszystko w domu ulega zawieszeniu. Kiedy skończy, zgodnie z niepisaną umową, czekać będą na nas chwasty do wyrwania, lekcje do odrobienia, podłogi do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie wierzę wydawcom, którzy porównują książki do innych tekstów czy filmów.

W znacznej większości przypadków jest to po prostu tani chwyt marketingowy. Nie masz pomysłu na zareklamowanie powieści? Ogłoś, że przypomina losowo wybrany wybitny tekst z tego samego gatunku. Każdy kryminał mogłaby spokojnie napisać Agata Christie. Seria dla dzieci o magicznych zwierzętach to… następca „Władcy Pierścieni”.

Dlatego kiedy na jakiejś ulotce natrafiłam na powieść porównywaną do mojej ukochanej „Incepcji”, nie rzuciłam się na nią od razu. Założyłam, że to tylko puste słowa.

Jak się okazało, myliłam się tylko częściowo.

Była to „Incepcja” podniesiona do kwadratu i zmieszana z „Déjà vu”.




Budzi się w środku lasów otaczających posiadłość Blackheath, zziębnięty i przerażony. Nie wie kim jest, ani jak się tam znalazł. A jedyną rzeczą, jaką sobie przypomina, jest imię nieznajomej kobiety – Anny. Wkrótce jednak utrata pamięci okazuje się jego najmniejszym problemem.

Jeszcze tego samego wieczoru w Blackheath zginie córka właścicieli, Evelyn Hardcastle. To właśnie główny punkt mrocznej gry, w którą wplątany został Aiden. Od tej pory będzie przeżywać ten sam dzień raz za razem, co rano budząc się w ciele innego mieszkańca rezydencji. Może się uwolnić tylko jeśli odkryje, kto dokona zabójstwa. Jeśli nie uda mu się w ciągu ośmiu dni – wszystko zacznie się od początku. Musi jednak się spieszyć. Nad tą samą zagadką pracują bowiem również jego rywale. A z Blackheath może wydostać się tylko jedna osoba…



Złudna okazała się prostota notki wydawniczej na okładce. Rzeczywiście, bohater „każdego ranka przez osiem dni budzi się w ciele innego gościa”…

Inna sprawa, że kolejność zdarzeń, potrafi być rzeczą względną.


Choć z perspektywy Aidena naprawdę mija pełne osiem dni, w rzeczywistości… wszystko dzieje się w tym samym czasie. Oprócz bohatera po domu równocześnie kręci się siedem innych jego wcieleń, przeżywających różne momenty cyklu w ciałach różnych gości. I tak Aiden z drugiego dnia może otworzyć drzwi Aidenowi wczorajszemu, a nawet przyjąć ostrzeżenie od Aidena z czwartego czy ósmego dnia. Nic dziwnego, że czasem bohater łapie się na tym, że ściga własny ogon, a zagadkowe wydarzenia z teraźniejszości są rezultatem poczynań jego przyszłych wersji.

Jakby tego było mało, kolejne dni wbrew nazwie nie następują po sobie po kolei. Aiden zmienia bowiem postać za każdym razem, kiedy jego obecne wcielenie zasypia bądź traci przytomność – i przy następnej okazji powraca do porzuconego ciała. Wystarczy kilka utarczek z rywalami i przypadkowa drzemka, aby linearność czasu została zupełnie zachwiana. Tak, że fragment drugiego dnia może, dajmy na to, wypaść w samym środku dnia czwartego.

Tym większe gratulacje należą się autorowi, który cały ten bigos przekazuje w taki sposób, aby można było się w nim bez trudu połapać.

Jednak choć zabawa czasem w powieści jest absolutnie genialna, „Siedem śmierci Evelyn Hardcastle” nie jest tylko kolejnym lekkim, ekscytującym czytadłem. Fantastyczne wydarzenia stanowią tylko bodziec, który zmusza bohaterów do...

Ciąg dalszy: https://lekturymolinki.blogspot.com/2023/02/siedem-smierci-evelyn-hardcastle-stuart.html

Nie wierzę wydawcom, którzy porównują książki do innych tekstów czy filmów.

W znacznej większości przypadków jest to po prostu tani chwyt marketingowy. Nie masz pomysłu na zareklamowanie powieści? Ogłoś, że przypomina losowo wybrany wybitny tekst z tego samego gatunku. Każdy kryminał mogłaby spokojnie napisać Agata Christie. Seria dla dzieci o magicznych zwierzętach to…...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Grisham po prostu doskonale się bawił. Takie wrażenie odniosłam, odkładając powieść. Jakby na chwilę zapomniał o rzeszach fanów czekających na kolejne, ekscytujące prawnicze historie… I dla odmiany napisał o tym, co naprawdę kocha. To nie jest książka dla miłośników kryminałów. To książka dla miłośników literatury. A zatem: pisarze, wydawcy, księgarze i oczywiście Wy, czytelnicy – szykujcie się na prawdziwą ucztę!

Pięć bezcennych manuskryptów znika z biblioteki w Princetown. Policja szybko wpada na trop sprawców. Część z nich udaje się ująć, kolejny wkrótce ginie… Jednak pochopnie sprzedane rękopisy na dobre wsiąkają w dyskretny, elegancki światek handlarzy literaturą.

Marcer Mann zaczęła jako młoda, obiecująca pisarka. Jednak po pierwszej, nieudanej trasie promocyjnej musi w końcu przyznać, że jej życie zdecydowanie „nie układa się tak, jak to sobie zaplanowała”. W wieku trzydziestu lat ma przed sobą tylko obumierający początek nowej książki, niespłacony dług studencki i perspektywę rychłej utraty pracy. Tymczasem na jej drodze pojawia się tajemnicza Elaine. Pracowniczka firmy ubezpieczeniowej, która wie o Marcer niebezpiecznie dużo… i proponuje jej zawrotną sumę w zamian za zbliżenie się do Bruce’a Cable’a. Charyzmatycznego właściciela księgarni na wyspie Camino, który, jak wiadomo, ma szczególną słabość do cennych pierwodruków… oraz pięknych, młodych pisarek. Jak daleko posunie się Marcer? Czy niewprawionej w szpiegostwie dziewczynie uda się zmylić czujnego Bruce’a? I co stanie się, kiedy desperację i poczucie obowiązku osłabią osobiste uczucia?

To nie jest kryminał. Taka jest prawda, mimo że fakty zdają się wskazywać na coś innego. Jest kradzież? Jest. Są złoczyńcy? Są. Jest finalny zwrot akcji? Pewnie. A jednak wielbiciele gatunku będą pewnie nieco rozczarowani. Bo to nie intryga odgrywa w tej książce najważniejszą rolę.

Przede wszystkim – co pewnie nie zdziwi fanów Grishama – od samego początku doskonale wiadomo, kto stoi za całą sprawą. Kradzież manuskryptów jest opisana niemal co do sekundy, z uwzględnieniem każdego nazwiska, każdego szczegółu misternego planu. Co prawda nie ma pewności, czy ostatecznie rękopisy rzeczywiście trafiły w ręce Cable’a, ale wszystkie fakty zdają się na to wskazywać. Jedyne pytanie brzmi: jakim cudem książki zdeponowane w schowku z winem Oakmont miałyby się odnaleźć w prywatnym sejfie pod księgarnią na Camino? Jednak choć autor mógłby z łatwością dodatkowo udramatyzować fabułę – bądź co bądź rękopisy chce odzyskać zarówno FBI, jak i gotowi na wszystko przestępcy – nie robi tego.

Zamiast tego pozwala akcji zwolnić, a czytelnikowi – rozkoszować się atmosferą literackiego raju, jakim jest Camino. Gustowna, dobrze zorganizowana księgarnia, gdzie można wypić filiżankę kawy i wpaść na spotkanie autorskie. Prześliczny dom Bruce’a i Noelle, który zawsze stoi otworem dla miłośników książek. A przede wszystkim barwna społeczność pisarzy, którzy spotykają się przy lampce wina aby trochę sobie podogryzać i wymienić doświadczeniami. To właśnie te rozmowy nadają książce tak niezwykły klimat. Grisham nareszcie otwiera przed czytelnikiem drzwi do autorskiego światka, z pasją opowiadając o tym, czym zajmuje się na co dzień. Z doskonałym wyczuciem smaku temperuje swój entuzjazm szczyptą gorzkawej ironii. I puszcza nam oko, podśmiewując się lekko zarówno z...

Ciąg dalszy recenzji:
https://lekturymolinki.blogspot.com/2023/02/wyspa-camino-john-grisham.html

Grisham po prostu doskonale się bawił. Takie wrażenie odniosłam, odkładając powieść. Jakby na chwilę zapomniał o rzeszach fanów czekających na kolejne, ekscytujące prawnicze historie… I dla odmiany napisał o tym, co naprawdę kocha. To nie jest książka dla miłośników kryminałów. To książka dla miłośników literatury. A zatem: pisarze, wydawcy, księgarze i oczywiście Wy,...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Z_biblioteki_Molinki

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


statystyki

W sumie
przeczytano
98
książek
Średnio w roku
przeczytane
20
książek
Opinie były
pomocne
444
razy
W sumie
wystawione
97
ocen ze średnią 8,3

Spędzone
na czytaniu
495
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
21
minut
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]