rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Książka bardzo mi się spodobała, ale chciałbym swoją krótką recenzję zacząć od wymienienia jej głównej wady. Na okładce, którą trzymam przed sobą, jest napisane "Indianin w podróży przez ziemie amerykańskich plemion".
Jestem trochę rozczarowany faktem, że tych podróży nie było w książce zbyt wiele. Większość książki tak naprawdę skupia się na rezerwacie autora i sąsiednich, znajdujących się w stanie Minnesota. Dopiero pod koniec pojawiają się wzmianki o innych rezerwatach z południa USA, związanych z biznesem hazardowym; dostajemy też krótką wzmiankę o Czirokezach. Mimo wszystko liczyłem na to, że autor rzeczywiście objedzie co ciekawsze rezerwaty, by pokazać życie Irokezów, Czirokezów, Pueblo czy Apaczów. Ten brak to dla mnie spora wada książki.
Generalnie oceniam ją jednak pozytywnie. Jest to mieszanka reportażu i opracowania historycznego. Muszę przyznać, że otworzyła mi oczy na wiele spraw związanych z życiem codziennym Indian - wcześniej jedyne moje skojarzenia po usłyszeniu słowa "rezerwat" to: bieda i alkoholizm wśród Indian.
Autor bardzo szeroko opisuje nam historię, zwyczaje i życie codziennie swojego plemienia - Odźibuejów, jak i sylwetki członków swej rodziny, sąsiadów i znajomych. Dowiadujemy się również, jak powstawały rezerwaty i jak poszczególne plemiona próbowały przystosować się do życie w skolonizowanym przez białych Amerykanów kraju. Choć autor sam jest Indianinem, uważam że przedstawia sprawę dość obiektywnie. Dowiedziałem się, że w zasadzie podstawowym problemem w ocenie stosunków indiańsko-amerykańskich nie jest okres wojen, tylko okres asymilacji. To, jak poszczególne rządy amerykańskie traktowały tę kwestię, woła o pomstę do nieba - w zależności od potrzeb przesiedlanie całych plemion (w czasie podróży często z wycieńczenia czy zimna umierały dziesiątki tysięcy Indian), wymuszane wysyłanie dzieci indiańskich do szkół z internatem, by oderwać je od własnego języka i religii, to tylko niektóre przykłady tych działań. Mam wrażenie, że właśnie za to powinny się dziś wstydzić Stany Zjednoczone, a nie za okres wojen. Poza historią rezerwatów, autor opisuje również takie tematy jak dzieje sporów prawnych Indian z rządem (jakie uprawnienia przysługiwały władzom plemiennym), obecne problemy Indian z tożsamością kulturową (zanik używania języków plemiennych) i geneza wzbogacania się poszczególnych plemion na hazardzie.
Podsumowując, książkę bardzo polecam wszystkim, którzy chcieliby się zapoznać z historią zmagań rezerwatów o przetrwanie w USA od końca XIX wieku, jak i z opisem ich życia codziennego, jednak na przykładzie głównie Odźibuejów w Minnesocie.

Książka bardzo mi się spodobała, ale chciałbym swoją krótką recenzję zacząć od wymienienia jej głównej wady. Na okładce, którą trzymam przed sobą, jest napisane "Indianin w podróży przez ziemie amerykańskich plemion".
Jestem trochę rozczarowany faktem, że tych podróży nie było w książce zbyt wiele. Większość książki tak naprawdę skupia się na rezerwacie autora i...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Święty ład. Stosunki międzynarodowe w Azji od czasów Chyngis-chana Miek Boltjes, Timothy Brook, Michael van Walt van Praag
Ocena 8,2
Święty ład. St... Miek Boltjes, Timot...

Na półkach: ,

Ta książka to prawdziwy "must have" dla każdego, kto interesuje się dziejami Azji. Muszę jednak przyznać, że pozycja ma dość wysoki próg wejścia - jest zdecydowanie za ciężka w odbiorze dla ludzi hobbistycznie zainteresowanych historią. Właściwym odbiorcą są zapewne historycy lub studenci historii.
Książka ma na celu przedstawić porządki prawne panujące w Azji od czasów Czyngis Chana po XXI wiek. Autorzy opisują trzy najważniejsze - mongolski, chiński i tybetańsko-buddyjski. Mamy więc opis krótki opis początków państwa Czyngis-chana i porządku prawnego jego imperium - osobny rozdział poświęcono legitymizacji władzy dynastii Yuan. Kolejne rozdziały dotyczą kolejno: dynastii Ming i problemu "mandatu niebios", skomplikowanych relacji w świecie buddyjskiego Tybetu oraz genezy imperium mandźurskiego i dynastii Qing. Na koniec dowiadujemy się, jak najważniejsze kraje azjatyckie weszły w europejski, współczesny system stosunków międzynarodowych.
Z mojego subiektywnego punktu widzenia polskiego czytelnika książka ma dwie wady, a wszystkie wynikają z tego, że jest za krótka. Po pierwsze, pozycja jest niedostosowana do czytelnika, który chciałby omawiane procesy zrozumieć, ale brakuje mu podstaw wiedzy z historii Azji. W końcu o sprawach azjatyckich w Polsce wiele się nie wydaje. Czyngis-chan i jego podboje są pewnym wyjątkiem potwierdzającym regułę, natomiast jeśli chodzi o zagmatwane kwestie buddyzmu tybetańskiego, historię dynastii Yuan, genezę państwa mandżurskiego i wojny z dynastią Ming zdecydowanie (z mojej perspektywy) ułatwiłoby lekturę dodanie podrozdziałów na te tematy, przedstawiających szersze tło historyczne. Druga wada to brak rozdziału odnoszącego się do statusu Japonii w porządku prawnym azjatyckim (pojawia się ona dopiero jako przykład modernizacji pod koniec XIX w.) i mniejszych podrozdziałów na temat innych trybutariuszy chińskich, np. innych poza Wietnamem królestw indochińskich czy Malakki.
Zalet jest jednak o wiele więcej. Mamy w końcu do czynienia z opracowaniem napisanym przez zespół specjalistów, z których wielu to historycy azjatyccy. Zdaję sobie sprawę z tego, że taka synteza była potrzebna i z pewnością powinni się z nią zapoznać europejscy naukowcy. Zagłębienie się w tę pozycję pozwoli nam wyjść z tradycyjnego europocentryzmu, by zrozumieć, jak kształtował się azjatycki porządek prawny i jak został zmieciony przez "falę postępu". Zapoznanie się z tekstem prowadzić musi do ciekawych wniosków - nie dowiadujemy się co prawda, w jaki sposób koczownicze plemiona tak łatwo opanowywały chińskie terytoria, ale zrozumiemy, że zawsze podstawą było dla nich dostosowanie się do konfucjańskiego porządku prawnego - co w konsekwencji bardzo różniło się od agresywnego, europejskiego imperializmu. Ten zaś, gdy już nadciągnął do Azji wraz z "dyplomacją kanonierek", zmienił oblicze kontynentu. Interesujący jest przykład wysepek Ryukyu (Okinawa), które od stuleci istniały jako względnie niezależny twór państwowy, podporządkowany chińskiemu systemowi prawnemu - wystarczyło, że pojawiła się na kontynencie filozofia prawa silniejszego, by zmodernizowana Japonia zakwestionowała dominację Qing w regionie i zaanektowała wyspy. Na plus również sporo ważnych informacji na temat Wietnamu i Korei i interesujące spojrzenie na położenie międzynarodowe Tybetu między Wielką Brytanią a Chinami.

Ta książka to prawdziwy "must have" dla każdego, kto interesuje się dziejami Azji. Muszę jednak przyznać, że pozycja ma dość wysoki próg wejścia - jest zdecydowanie za ciężka w odbiorze dla ludzi hobbistycznie zainteresowanych historią. Właściwym odbiorcą są zapewne historycy lub studenci historii.
Książka ma na celu przedstawić porządki prawne panujące w Azji od czasów...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka bardzo ciekawa i godna polecenia, ale nie dziwią mnie tak skrajnie różne opinie na jej temat. Spora część osób pewnie czuje się urażona opiniami autora na tematy polityczne, bądź oszukana, bo oczekiwały tylko i wyłącznie reportażu podróżniczego.
Dla mnie jednak nie stanowiło to żadnego problemu. Widać że autor zna się na współczesnej polityce europejskiej, co w ciekawy sposób łączył z opisywaniem mentalności, konfliktów etnicznych, a nawet architektury regionów "Wielkich Węgier". Sporo miejsca zajmuje tutaj opowieść o fenomenie Orbana i tzw. "demokracji nieliberalnych", ale często obrywa się również opcjom politycznym w stosunku do nich opozycyjnym, które nie mają pomysłu jak ustosunkować się do problematycznych kwestii, takich jak kryzys uchodźczy czy integracja społeczności muzułmańskich. Głównym bohaterem książki jest jednak nacjonalizm i jego wpływ na postrzeganie zarówno historii, jak obecnych relacji między sąsiadami.
Nie podobało mi się w sumie to, że niektóre regiony "Wielkich Węgier" były tylko pretekstem do snucia rozważań pobocznych. Z tego powodu najlepszymi częściami książki były dla mnie rozdziały dotyczące Szeklerszczyzny w Siedmiogrodzie, Węgrów słowackich i Zakarpacia (najciekawszy, bo przedstawienie pogranicza węgiersko-ukraińskiego). Gorzej oceniam te skupiające się na Orawie (głównie punkt wyjścia do rozważań na temat PiS a Fidesz), Burgenlandzie (dosłownie kilka stron, liczyłem na więcej na temat lokalnej węgierskiej społeczności) i Chorwacji (autor skupia się głównie na problemie chorwackiego nacjonalizmu).

Książka bardzo ciekawa i godna polecenia, ale nie dziwią mnie tak skrajnie różne opinie na jej temat. Spora część osób pewnie czuje się urażona opiniami autora na tematy polityczne, bądź oszukana, bo oczekiwały tylko i wyłącznie reportażu podróżniczego.
Dla mnie jednak nie stanowiło to żadnego problemu. Widać że autor zna się na współczesnej polityce europejskiej, co w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka znakomita stylistycznie i rzeczowa. Polecam ją zarówno tym, którzy chcą zaczynają literacką przygodę z Bałkanami, jak i weteranom w tym temacie.
Zacznę od wad, których jest niewiele. Autor określa bitwę na Kosowym Polu (1389) klęską Serbów, ostatniego kraju chrześcijańskiego broniącego Europy przed Turkami. Tymczasem bitwa była nierozstrzygnięta, Serbia upadła dopiero w 1456 r., a z Turkami walczyli też potem Bośniacy i Węgrzy. Ponad to ciężko zgodzić się z tym, że pod koniec XV wieku hospodar mołdawski Stefan Wielki budował twierdze obronne przeciw Turkom i ...Rosjanom. Ci pojawili się w regionie dopiero za ponad 200 lat. Wcześniej wraz z Turkami dominowała tu Polska. Irytują czasem wstawki, które odbierałem jako wywyższanie się autora w stosunku do narodów i kultury Europy wschodniej i Bałkanów (np. W kontekście oceny przez Rumunów prezydenta Roosevelta - negatywnej, bo żyją w zaścianku). Zdanie o tym, że Hitler we Wiedniu, niedaleko południowej Słowiańszczyzny, nauczył się nienawidzić,nie wymaga komentarza.
Ale zalet jest o wiele więcej. Autor dobrze zna historię i kulturę Bałkanów. Wraz z czytelnikami podróżuje po Chorwacji, Serbii, Macedonii, Rumunii, Bułgarii i Grecji. Najlepsze są cztery pierwsze rozdziały. Kaplan opisuje Serbów i Chorwatów poprzez liczne nawiązania do ich historii. Ci drudzy muszą rozliczyć się z piętnem faszyzmu, czują też wyższość w stosunku do prawosławnych braci z powodu wielu związków z Budapesztem i Wiedniem. Religia jest właśnie kluczowym czynnikiem dla zrozumienia obu nacji i różnic między nimi. Ukazanie dziejów Serbii z perspektywy Kosowa było świetnym pomysłem - dla Serbów to kolebka państwowości, coś jak nasza Wielkopolska. Poznajemy też zawiłości dziejów Macedończyków, których sąsiedzi uważają za Serbów, Greków lub Bułgarów, w zależności kogo spytać. Rumunię poznajemy jako kraj wielokulturowy, z piętnem komunizmu przypominającego raczej koreański niż polski. Wśród Rumunów ważną rolę odegrał konflikt z mniejszościami, które przez stulecia stały wyżej w drabinie społecznej - Węgrami, Żydami i Sasami. Rozdziały o Bułgarii i Grecji są nieco gorsze - w pierwszym Kaplan zbytnio opisuje swoje relacje przyjacielem-Bułgarem, w drugim sytuację polityczną w Grecji lat 70-80 XX wieku. I tutaj jednak nie brakuje cennych analiz i obserwacji - świetne jest np. opisywanie greckiej mentalności jako wychodzącej z bizantyjskich intryg, a nie starożytnej demokracji. W końcu jakiś reportaż przybliżył w przystępny sposób politykę grecką. Ze zdziwieniem czytałem o semi-faszystowskich rządach Andreasa Papandreu.

Książka znakomita stylistycznie i rzeczowa. Polecam ją zarówno tym, którzy chcą zaczynają literacką przygodę z Bałkanami, jak i weteranom w tym temacie.
Zacznę od wad, których jest niewiele. Autor określa bitwę na Kosowym Polu (1389) klęską Serbów, ostatniego kraju chrześcijańskiego broniącego Europy przed Turkami. Tymczasem bitwa była nierozstrzygnięta, Serbia upadła...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Kryształowy fortepian. Zdrady i zwycięstwa Petra Poroszenki Zbigniew Parafianowicz, Michał Potocki
Ocena 7,2
Kryształowy fo... Zbigniew Parafianow...

Na półkach: ,

Książkę zdecydowanie polecam. Napisana dobrym stylem, w intrygujący sposób; rozdział po rozdziale poznajemy nie tylko biografię Poroszenki i historię osiągnięcia przez niego wpływów w kraju, ale też analizę sytuacji na Ukrainie pod różnymi względami. Ale po kolei.
W mojej opinii książka wyraźnie dzieli się na dwie części:
Pierwsza z nich to historia Poroszenki, jego rodziny oraz regionu, z którego się wywodzi, a także losy jego dojścia do bogactwa i wpływów politycznych i biznesowych. Druga skupia się bardziej na samej Ukrainie, zaś obecny prezydent zdecydowanie jest dla tej części tłem; możemy więc dowiedzieć się, jak wyglądały próby walki nowej administracji prezydenckiej ze starymi układami na przykładzie Zakarpacia i Odessy, próby integracji z Unią Europejską, dzieje walki o Krym oraz utrzymanie Donbasu, a także relacje polsko-ukraińskie w kontekście polityki historycznej (przede wszystkim Wołyń - duży plus za fragment dotyczący Polaków w Związku Sowieckim przed 1939 r.). Nie ukrywam zresztą, że o wiele lepiej czytało się drugą część książki. Przyznam po prostu, że w pierwszej części zdarzało mi się gubić w natłoku nazwisk i powiązań przestępczo-biznesowych (tutaj wyraźnie na plus wybija się wciągająca historia działań mołdawskiego oligarchy Vladimira Plahotniuca).
Książka, jak można dostrzec po przeglądnięciu bibliografii, została napisana przy wykorzystaniu sporej ilości gazet i książek w języku ukraińskim, rosyjskim, rumuńskim czy angielskim oraz, co wynika z tekstu, dzięki rozmowom z wieloma VIP-ami z Ukrainy czy Polski: biznesmenami, politykami czy dziennikarzami.
Oceniam tę publikację panów Parafianowicza i Potockiego zdecydowanie pozytywnie. Liczba wykorzystanego materiału, podobnie jak zaangażowanie w zdobycie tak dogłębnych informacji, jest godna podziwu. Wszystkich, którzy baliby się o niezachowanie przez autorów obiektywizmu, uspakajam: wydarzenia nie są oceniane stronniczo, pozostawiają czytelnikowi miejsce na ich ocenę i interpretację. Wspaniale udało się autorom opisać kwestię sprawy wołyńskiej w relacjach polsko-ukraińskich, bez pogłębiania sporu, pokazując, gdzie leży prawda (wspaniały cytat z listu lwowskiego intelektualisty). No i najważniejsze - sam prezydent - według mnie został przedstawiony jednak dość niejednoznacznie, jako osoba, która chce wprowadzić zmiany w kraju i go unowocześnić, ale jednocześnie nie potrafi zerwać ze starym systemem i zastosować radykalnych rozwiązań. Po szczegóły zapraszam do poczytania książki. Po Kryształowym Fortepianie z pewnością sięgnę po poprzednią pozycję autorstwa obu panów, omawiającą prezydenturę W. Janukowycza.

Książkę zdecydowanie polecam. Napisana dobrym stylem, w intrygujący sposób; rozdział po rozdziale poznajemy nie tylko biografię Poroszenki i historię osiągnięcia przez niego wpływów w kraju, ale też analizę sytuacji na Ukrainie pod różnymi względami. Ale po kolei.
W mojej opinii książka wyraźnie dzieli się na dwie części:
Pierwsza z nich to historia Poroszenki, jego...

więcej Pokaż mimo to