NIEROZWIĄZANA SPRAWA SPRZED LAT POWRACA!

Wiosną 2015 roku mieliście Państwo okazję przeczytać na łamach naszej gazety o tajemniczym zjawisku, jakie miało miejsce w Lipnicy. Jeden z mieszkańców poinformował miejscowe służby o pojawieniu się wizerunku Matki Boskiej na szybie w jego domu. Pojechaliśmy tam żeby sprawdzić czy obraz nie jest dziełem wyobraźni Pana K. I faktycznie był tam wizerunek Świętej. Ksiądz poświęcił dom, po czym któregoś dnia obraz zniknął. Cud? Być może. Zwłaszcza biorąc pod uwagę zbrodnię, jaka wydarzyła się tam kilka lat wcześniej (ze względu na to, że śledztwo jest w trakcie nie mogę ujawniać szczegółów). Dziś wracamy z tą sprawą. Obraz ponownie pojawił się w oknie domu rodziny Państwa K. Czy to przypadek? czy los sobie z nas wszystkich kpi? Pojechaliśmy do Lipnicy. Naszym oczom ukazała się Matka Boska-jak malowana. Nikt nie wie, w jaki sposób tak wyraźny obraz pojawia się na szybie, po czym samoistnie znika. Szturchnąłem kolegę, pytając co o tym wszystkim sądzi. Odpowiedział, że on tam nic nie widzi! Włosy mi się najeżyły. Jak to ja widzę, a on nie?! -pomyślałem. Obraz kazano zmyć. Nie było chętnych, by to zrobić. Kiedy w końcu znalazł się chętny, okazało się, że cudownego obrazu nie da się zmyć. Do dziś nie wiadomo jak to możliwe, ani dlaczego jedni widzą wizerunek Świętej, a drudzy nie, ale jedno jest pewne-to miejsce ma coś wspólnego ze znakami, jakie mieszkańcy dostają "z góry". Będziemy się tej sprawie przyglądać. Bądźcie z nami na bieżąco.
J.M.

NIEROZWIĄZANA SPRAWA SPRZED LAT POWRACA!

Wiosną 2015 roku mieliście Państwo okazję przeczytać na łamach naszej gazety o tajemniczym zjawisku, jakie miało miejsce w Lipnicy. Jeden z mieszkańców poinformował miejscowe służby o pojawieniu się wizerunku Matki Boskiej na szybie w jego domu. Pojechaliśmy tam żeby sprawdzić czy obraz nie jest dziełem wyobraźni Pana K. I...

Porwanie sześcioletniej Amelii

W Środzie Śląskiej, niewielkim miasteczku koło Wrocławia, doszło do porwania dziecka. Dziewczynka bawiła się przed domem. Według zeznań świadków chwile przed porwaniem i po uprowadzeniu dziewczynki było słychać trzepotanie skrzydeł. Policja, która wkrótce po zdarzeniu zjawiła się na miejscu, zabezpieczyła odciski bosych stóp. W miejscu zdarzenia nie znaleziono innych śladów, które mógłby zostawić porywacz. Dlaczego porywacz był boso? Jak udało mu się tak szybko uciec? Matka Amelki twierdzi, że wybiegła z domu, gdy tylko usłyszała krzyk córki. W pobliżu nie było już nikogo widać. Co ze zeznaniami świadków, którzy słyszeli trzepot skrzydeł? Czyżby zmysły płatały im figla? Ponoć wcześniej zdarzały się kradzieże zwierząt hodowlanych, których policja nie potrafiła wyjaśnić. Z braku poszlak i niskiej szkodliwości dochodzenia były umarzane. W miejscach, z których ginęły zwierzęta, również były widoczne ślady bosych stóp. Podejrzenia padały na miejscowego dziwaka, który stara się żyć w zgodzie z naturą. Miał on jednak alibi. Liczni świadkowie potwierdzili, że za każdym razem w tym czasie prowadził on zajęcia na swoim agroturystycznym gospodarstwie. Czy mieszkańcy powinni obawiać się porywacza? Policja prosi o zachowanie spokoju. Wezwała jednak posiłki. Nikt nie ma bliższych informacji na temat załogi wspierającej policję. Mieszkańcy spekulują. My również. Miejmy nadzieję, że Amelia odnajdzie się cała i zdrowa.

Porwanie sześcioletniej Amelii

W Środzie Śląskiej, niewielkim miasteczku koło Wrocławia, doszło do porwania dziecka. Dziewczynka bawiła się przed domem. Według zeznań świadków chwile przed porwaniem i po uprowadzeniu dziewczynki było słychać trzepotanie skrzydeł. Policja, która wkrótce po zdarzeniu zjawiła się na miejscu, zabezpieczyła odciski bosych stóp. W miejscu...

Upiorne paczki
Anna Michalska (30 l.) wyszła z domu w listopadzie 2014 roku. Rodzinie powiedziała, że idzie do swojej cioci na imieniny. Była ubrana w czerwoną sukienkę, czarny płaszcz i szare kozaki. Na szyi miała sznur pereł od ciotki. Na imieniny nigdy nie dotarła.
Annę poszukiwała rodzina i przyjaciele przez kolejne lata. Ogłoszenia w gazetach i na przystankach wciąż przypominały torunianom, że rodzina Anny nadal nie poddaje się w poszukiwaniach.
W tym roku minęły 4 lata od wydarzenia, które wstrząsnęło życiem rodziny Michalskich. I rok odkąd Anna została uznana oficjalnie za zmarłą.
W listopadzie 2017 roku na Rybakach znaleziono sukienkę całą we krwi. Badania wykazały, że należała ona do Anny. Miesiąc później znaleziono ciało zaginionej. Zmarła od ciosów nożem w brzuch. Napastnika do dziś nie znaleziono.
Od początku listopada 2018 roku na Rybakach w Toruniu mieszkańcy zaczęli znajdować dziwne paczuszki pod swoimi drzwiami. Wszystkie zawierały pocięte fragmenty garderoby, biżuterię i świeżo odcięte ludzkie palce. Policja ustaliła, że fragmenty ciała należą do Anny M.
"Ale przecież Anna od roku nie żyje" - skomentował sędzia Jan W. podczas rozprawy.
Kto zatem został pochowany w rodzinnym grobie Michalskich?
Krzysztof M. nigdy nie pogodził się ze śmiercią żony: "Ania żyje! Wiem to! Czuję, że nadal żyje. Nie mogę przestać jej szukać i się teraz poddać." - zeznawał w prokuraturze.
Czy Anna M. naprawdę żyje? Kto podrzuca upiorne paczki na Rybakach? Więcej w piątkowym wydaniu GW.

Upiorne paczki
Anna Michalska (30 l.) wyszła z domu w listopadzie 2014 roku. Rodzinie powiedziała, że idzie do swojej cioci na imieniny. Była ubrana w czerwoną sukienkę, czarny płaszcz i szare kozaki. Na szyi miała sznur pereł od ciotki. Na imieniny nigdy nie dotarła.
Annę poszukiwała rodzina i przyjaciele przez kolejne lata. Ogłoszenia w gazetach i na przystankach wciąż...

Niebo go zabrało
Prawie sześć lat temu młody mężczyzna Cyprian Karas skoczył ze spadochronu. Jak mówią jego rodzice marzył o tym od dziecka. Niestety Chłopak zaginął po tym jak wyskoczył z samolotu . Instruktor, który był świadkiem skoku zwolnił się i nigdy już nie wrócił do zawodu. Sprawę komentuje dokładnie tak samo od dnia zaginięcia Cypriana Karasa „Niebo go zabrało”. Sprawa niewyjaśniona do dziś. Pojawiły się jednak nowe poszlaki mogące wytłumaczyć co się stało w przestworzach wiele lat temu. Spory kawałek materiału spadochronu, z którym zaginiony skakał został znaleziony w chacie mieszkańca Borego Stawu wysoko w górach. Przeszukanie nastąpiło po kilkakrotnych wezwaniach policji w tamto miejsce. Mieszkańcy okolic słyszeli głośne dźwięki dochodzące z posiadłości niezidentyfikowanego mężczyzny, który najprawdopodobniej popełnił samobójstwo wieszając się na lampie. Komendant zapewnił, że nad tą sprawą będzie pracował zespół pod jego nadzorem. Czy w końcu dowiemy się co tak naprawdę stało się między niebem a ziemią?

Niebo go zabrało
Prawie sześć lat temu młody mężczyzna Cyprian Karas skoczył ze spadochronu. Jak mówią jego rodzice marzył o tym od dziecka. Niestety Chłopak zaginął po tym jak wyskoczył z samolotu . Instruktor, który był świadkiem skoku zwolnił się i nigdy już nie wrócił do zawodu. Sprawę komentuje dokładnie tak samo od dnia zaginięcia Cypriana Karasa „Niebo go zabrało”....

Tego dnia obserwowałam pomnik, na którym na którym więdną wszystkie posadzone i postawione kwiaty, gasną wszystkie znicze. Ukryłam się kilka pomników dalej za grobem. Przecież nie jest normalnym, żeby na gromie zamordowanej w niewyjaśnionych okolicznościach dziewczynki, nie mógł świecić się znicz. Ktoś musi pryskać czymś kwiaty i gasić płomienie.
Po porannej mszy przyszła matka zmarłej dziewczynki. Zapaliła znicz, położyła trzy białe róże, pomodliła się. Stała przy grobie blisko godziny, a gdy tylko odeszła znicz zgasł. Sam zgasł. Podeszłam bliżej, ale róże były uschnięte. To niemożliwe… Jak to wyjaśnić. Podszedł do mnie nastolatek, poprosił o pomoc w odnalezieniu sprawcy, dodał że jest pewien, że ojczym coś ukrywa, a jemu bardzo zależy na ukaraniu mordercy siostrzyczki. I znikł. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że brat zamordowanej dziewczynki, zginął w wypadku przed czterema laty…Chwyciłam za telefon i umówiłam się na spotkanie z ojczymem dziewczynki.

Tego dnia obserwowałam pomnik, na którym na którym więdną wszystkie posadzone i postawione kwiaty, gasną wszystkie znicze. Ukryłam się kilka pomników dalej za grobem. Przecież nie jest normalnym, żeby na gromie zamordowanej w niewyjaśnionych okolicznościach dziewczynki, nie mógł świecić się znicz. Ktoś musi pryskać czymś kwiaty i gasić płomienie.
Po porannej mszy przyszła...

- Dzień dobry państwu, dziś wywiad z śledczym Adamem Jakiem. Witam Pana, co mógłby pan zdradzić o sprawie w Leśnych Borach?
- Witam. Przez przeszło trzynasty miesięcy prowadziłem śledztwo nad serią brutalnych zabójstw na terenie Leśnych Borów. Z początku sprawa wyglądała na atak zwierzęcia, jednak niektóre głębokie rany zadane tępym narzędziem, a powtarzające się u każdej ofiary, przeczyły tej teorii. Szukaliśmy tropów na wiele sposobów, ale prawdziwy przełom nadszedł w chwili, gdy dowiedzieliśmy się o miejscowej legendzie. Mawiano o Zemście Wilczych Bóstw. Miało być karą za odbieranie wilkom terenu, mordowanie ich na futro, wybijanie zwierzyny łownej. Podobno to rdzenni mieszkańcy opowiadali tę legendę nowo przybyłym ucząc ich szacunku do równowagi w środowisku od wielu stuleci. Osiem lat temu doszło jednak do masowej egzekucji na miejscowych wilkach. Ekosystem zaczął szaleć - plagi komarów, zwierzyna niszcząca uprawy. Ofiary Wilczej Zemsty, to osoby odpowiedzialne za masakrę. Gdy poskładałem wszystko do kupy sprawa wydawała mi się banalnie prosta, jednak to był dopiero początek...
- To zaskakujące, jak to się rozwiązało?
- Budziło pytania: Co ukrywali rdzenni mieszkańcy? Czy na terenie działały jakieś tajemne siły? Gdzie rzeczywistość zaczynała mieszać się z fikcją? Jeśli czytelnicy chcą się tego dowiedzieć, zapraszam do książki którą na ten temat wydałem: Zemsta Wilczych Bóstw. Właśnie tam znajdziecie odpowiedzi na te i wiele innych pytań.

- Dzień dobry państwu, dziś wywiad z śledczym Adamem Jakiem. Witam Pana, co mógłby pan zdradzić o sprawie w Leśnych Borach?
- Witam. Przez przeszło trzynasty miesięcy prowadziłem śledztwo nad serią brutalnych zabójstw na terenie Leśnych Borów. Z początku sprawa wyglądała na atak zwierzęcia, jednak niektóre głębokie rany zadane tępym narzędziem, a powtarzające się u każdej...

Komisarz:

-Witam wszystkich zebranych. Wiemy dlaczego się tu znaleźliśmy. Zanim coś powiem, proszę obejrzeć nagranie z przesłuchania podejrzanego w sprawie. Zapytany o opis dnia w którym to się wydarzyło. Odpowiedział.

Na nagraniu, schludnie ubrany mężczyzna opowiadał spokojnym głosem:

Nie wiem dlaczego mnie tu trzymacie. Mówiłem już wszystko. Tego dnia wyjechałem z pracy ok 15.00. Pojechałem najpierw po dzieci.

Z tego co wiem w tym czasie ten drugi maszerował gdzieś w dżungli z maczetą poszukując wroga.

Odebrałem dzieci z przedszkola, zapiąłem im pasy i pojechaliśmy do domu.

W momencie kiedy dojeżdżaliśmy do domu ten drugi odnalazł w dżungli opuszczoną chatę. Po powrocie do domu, przygotowywałem obiad a dzieci się bawiły.

Odkryty chata była pusta więc ten drugi położył się aby odpocząć. Nagle, usłyszał zbliżających się ludzi...

Kończyliśmy jeść obiad gdy zobaczyłem radiowóz, który zaparkował na naszym podjeździe

Ten drugi spojrzał przez okno i ujrzał nadchodzących wrogów. Poczekał aż się zbliżyli i wybiegł na nich z maczetą w ręce. Po kilku minutowej potyczce wracał do chaty czyszcząc zabrudzoną od krwi maczetę.

Słysząc dzwonek do drzwi, wstałem i poszedłem otworzyć. Dochodząc do drzwi zauważyłem, że mam zakrwawione w ręce. Spojrzałem w lustro i....zauważyłem tego drugiego z maczetą. Patrzącego się na mnie. Wyglądającego zupełnie jak ja....

Komisarz:

Jak Państwo widzą sprawa jest złożona. Przypomnę, że zatrzymanemu zarzuca się zamordowanie rodziny przy użyciu noża kuchennego...

Komisarz:

-Witam wszystkich zebranych. Wiemy dlaczego się tu znaleźliśmy. Zanim coś powiem, proszę obejrzeć nagranie z przesłuchania podejrzanego w sprawie. Zapytany o opis dnia w którym to się wydarzyło. Odpowiedział.

Na nagraniu, schludnie ubrany mężczyzna opowiadał spokojnym głosem:

Nie wiem dlaczego mnie tu trzymacie. Mówiłem już wszystko. Tego dnia wyjechałem z...

Ponad pół roku Łódzka policja szukała odpowiedzi na zagadkową śmierć rodziny Polakowskich w miejscowości Zgierz. 24 Grudnia 2012 roku, późnym wieczorem, dyżurny policji otrzymał zgłoszenie o śmierci rodziny, która z niewiadomych przyczyn umarła przy wigilijnym stole. O wypadku poinformował bezdomny mężczyzna, który korzystając z wigilijnej tradycji był niezapowiedzianym gościem u Państwa Polakowskich. Ów mężczyzna był świadkiem całego wydarzenia i przebywał w mieszkaniu aż do momentu przyjazdu policji.Według zeznań 56 letni mieszkaniec Zgierza uczestniczył w wieczerzy na zaproszenie rodziny, która wcześniej miała go spotkać w Parku Poniatowskiego. Mężczyzna został aresztowany, jednak szybko zwolniony ze względu na brak dowodów wskazujących jego winę. Sekcja wykazała, że do śmierci rodziny doszło już na kilka dni przed Wigilią Bożego Narodzenia na skutek wewnętrznych obrażeń. Przyjęto tezę, że rodzina została napadnięta przez miejscowych Stalkerów, a bezdomny mężczyzna ze względu na swój stan psychiczny nie zauważył, że ma do czynienia z martwymi ludźmi. W raporcie stwierdzono, że najprawdopodobniej dostał się do domu przy ulicy Piotrkowskiej oraz sam przygotował wieczerzę bez świadomości tego co się w około dzieje. Na dzień po oficjalnym zamknięciu dochodzenia bezdomny mężczyzna zmarł na skutek tych samych obrażeń co rodzina Polakowskich.

Po sześciu latach od tragedii odnotowano kilkanaśnie podobnych przypadków śmiertelnych. Wszystkie ofiary miały wspólny mianownik: używanie światłowodowej sieci telewizyjnej, która według najnowszych badań może powodować u osób z grupa krwi B-; skurcze mięśni, obrzęk oraz wewnętrze obrażenia. Badania nadal trwają. Wiadomo, że wszystkie ofiary posiadały grupę B-.
Czy 56 letni mieszkaniec Zgierza zjadł wigilijną wieczerze wraz z rodziną Polakowskich?

Ponad pół roku Łódzka policja szukała odpowiedzi na zagadkową śmierć rodziny Polakowskich w miejscowości Zgierz. 24 Grudnia 2012 roku, późnym wieczorem, dyżurny policji otrzymał zgłoszenie o śmierci rodziny, która z niewiadomych przyczyn umarła przy wigilijnym stole. O wypadku poinformował bezdomny mężczyzna, który korzystając z wigilijnej tradycji był niezapowiedzianym...