-
ArtykułyCi bohaterowie nie powinni trafić na ekrany? O nie zawsze udanych wcieleniach postaci z książekAnna Sierant2
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 24 maja 2024LubimyCzytać342
-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
-
ArtykułyCzy to może być zabawna historia?Dominika0
Cytaty z tagiem "romantasy" [13]
[ + Dodaj cytat]Jeśli bym ich pokonała, na co szanse były niemal zerowe, musiałabym zabrać stąd Mię, a przecież na zewnątrz mogło się czaić coś o wiele groźniejszego.
Przypomniałam sobie, że kiedyś już słyszałam podobną deklarację od kogoś, kto nie wahał się ani chwili, nie potrzebował do tego żadnych zapewnień.
– […] Wiesz, że lubię wygłaszać przemowy, ale ty nie musisz tego robić. Po prostu powiedz, że mnie kochasz.
- […] W ludzkim ciele jest sto bilionów komórek. I każda z komórek mojego ciała cię kocha. Tracimy komórki, powstają w nas nowe i te moje nowe komórki kochają cię jeszcze bardziej niż stare, więc każdego dnia kocham cię mocniej niż poprzedniego. To nauka. A kiedy umrę i spalą moje ciało, zamienię się w popiół, który wymiesza się z powietrzem, ziemią, drzewami i gwiazdami, i wszyscy, którzy oddychają tym powietrzem, widzą kwiaty wyrastające z ziemi albo patrzą na gwiazdy, będą ciebie pamiętać i kochać, bo ja tak bardzo cię kocham. – Uśmiechnęła się. – I jak moja przemowa?
Miłość do ciebie i dar twojej miłości wobec mnie to najwspanialsze, co mnie w życiu spotkało. Gdybym miał żałować wyłącznie dlatego, że już nie będziesz moja, to byłoby jak żałowanie, że zobaczyło się przebłysk gwiazd, nim wszystko spowiła wiekuista ciemność.
Nosiłem ze sobą drewnianego kruka, gdziekolwiek szedłem. Za każdym razem, gdy nie mogłem oddychać, ściskałem go, aż wrzynał mi się w ciało. Odciśnięty kształt pozostawał na mojej dłoni przez długie godziny. Pewnego razu zaciąłem się skrzydłem i zakrwawiłem figurkę. Miałem nadzieję, że zostanie mi blizna. Nie została.
Zapadła cisza, w której królewna słyszała jedynie własny oddech. Po wesołym gwarze i trajkotaniu krawcowych nie było śladu.
– Też czujesz się czasem jak klacz na wystawie? – zapytał nagle Alexander, opierając się o parapet.
Stał tyłem do parawanu i wyglądał przez okno. Zdziwiło ją, że jeszcze nie opuścił pomieszczenia.
– Bardziej jak lew w klatce. – Wyszła zza zasłony, wolnym krokiem zbliżając się do księcia.
Zatrzymała się w odległości dwóch metrów.
Wyglądał niczym posąg, kolorystycznie idealnie wkomponowany w wystrój wnętrza. Przypominał jedną ze starożytnych rzeźb, zastygłych w trakcie wypatrywania lądu za horyzontem. Kurz wirował w smugach światła.
– To prawda – odparł w końcu, nabierając głęboko powietrza. Odwrócił głowę w jej kierunku i spojrzał jej w oczy. – Jak krwiożerczy lew, czekający na zdjęcie kagańca.
Przeszył ją dreszcz, bynajmniej nie spowodowany zimnym podmuchem wiatru.
Alexander odwrócił się, napotykając jej spojrzenie.
– Wolno zapytać, dlaczego tak mi się przyglądasz, pani?
Zamrugała.
– Zastanawiałam się, czy ty też czegoś się boisz.
Spodziewała się, że dostrzeże w jego twarzy zmieszanie albo dezorientację, jednak były tam tylko upór i smutek. Tak, smutek zdecydowanie przedzierał się przez jego emocje, bardziej niż cokolwiek innego. Tylko tam, na balkonie, przez krótką chwilę widziała w nim spokój i szczęście oraz coś, czego nie potrafiła nazwać. Jakby czuł się upojony myślą, że ci ludzie przyszli tutaj dla niego, mimo że w rzeczywistości tak nie było. Jakby mu tego brakowało. Czy można to nazwać żądzą władzy?
Czy dobrze to wszystko odczytywała?
– Każdy się czegoś boi – odparł zdawkowo.
– Nawet ty? – Chciała sprawić, by uchylił tę maskę i umożliwił jej zajrzenie pod nią.
– Nawet ja. – Zamilkł, a ona myślała, że już więcej nie przemówi, jednak nabrał powietrza i wykrztusił z siebie następne słowa: – Boję się ciszy.
Przed nimi odsłoniła się ogromna szachownica, a na niej misternie rzeźbione posągi, pełniące funkcję bierek. Metaliczne elementy żarliwie odbijały promienie słoneczne, rzucając na posadzkę połyskujące refleksy.
[...]
– Spójrz, brakuje czarnego króla. – Zmarszczył brwi, zastanawiając się, czy można zgubić dwumetrową rzeźbę. Popatrzył na Maybeth, lustrującą wzrokiem otoczenie.
– Brakuje też królowej – zauważyła słusznie, przechodząc na stronę białych figur.
Ręce miała nieznacznie zgięte i złączone. Suknia była tak wymierzona, aby nie ciągnęła się po podłodze, mimo to falowała przy każdym ruchu. Przez chwilę dziewczyna rozglądała się dokoła.
Wtem zza jej pleców dobiegł szept księcia:
– Na szczęście mamy tu jedną.
Czekała może dwie sekundy, aż w końcu gwałtownie otworzyła oczy. Książę rzeczywiście stał nachylony ku niej. Widziała każdą zmarszczkę wokół jego oczu. Nie potrafiła zrozumieć, co się stało. Miała wrażenie, że się odsunie, ale on trwał w bezruchu, wpatrując się w jej usta. Jego drżały.
– Pocałowałabyś mnie – stwierdził szeptem tak cichym, że mogła to usłyszeć tylko dzięki niewielkiej odległości, jaka ich dzieliła.
Kiedy się tniesz, otwierasz ranę, jest trochę krwi i bólu, ale ból przemija, a rana się zasklepia. Więc tniesz się jeszcze raz i jeszcze raz, ponieważ zapominasz, jak bardzo bolało za pierwszym razem. Serce jest innym zwierzęciem. Zamkniętym w klatce padlinożercą, który karmi się swoimi własnymi ranami. Jego rany nigdy się nie goją, ponieważ nie może uleczyć tego, co jest mu niezbędne do przetrwania. A więc rany nie przestają się jątrzyć aż do czasu, kiedy to, co pozostało z serca, w końcu zostaje pochłonięte przez jego własne samookaleczenie.