-
ArtykułyKsiążki o przyrodzie: daj się ponieść pięknu i sile natury podczas lektury!Anna Sierant1
-
ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński27
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać406
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz2
Cytaty z tagiem "kocham cię" [24]
[ + Dodaj cytat]Powiem Wam coś . Nie jestem nikim wyjątkowym . Jestem zwyczajną dziewczyną . Mam niecałe metr sześćdziesiąt wzrostu i jestem przeciętna pod każdym względem . Ale znam pewien sekret . Możecie zbudować mury aż do nieba , a mnie i tak uda się nad nimi przefrunąć . Możecie mnie przygwoździć do ziemi tysiącami karabinów , a i tak stawię opór . I jest nas tutaj wielu , więcej niż wam się wydaje . Ludzi , którzy odmówili zejścia na ziemię . Ludzi , którzy kochają w świecie bez murów , kochają aż po nienawiść , aż po bunt , wbrew nadziei i bez lęku . K o c h a m C i ę . Pamiętaj . Tego nam nie odbiorą .
Kocham cię. Słyszy się to tak często: w operach mydlanych, w durnych sitcomach, przy wielu innych okazjach. Słowa zmieniają się w puste dźwięki, już nic nie znaczą. Boże drogi, chętnie bym krzyczał te dwa słowa bez przerwy, gdybym w ten sposób mógł cię zatrzymać. Nigdy w życiu nie usiłowałem zmieścić tak wiele znaczenia w jednym krótkim zdaniu.
Nie bój się ponownie zakochać. Otwórz swe serce i podążaj tam, dokąd Cię ono wiedzie... i pamiętaj, fruń do księżyca...P.S. Zawsze będę Cię Kochał...
Kocham cię nie ma jednego zastosowania. Słowa tego, podobnie jak słów dziecka, nie obejmuje żaden przymus społeczny; może być to słowo wzniosłe, uroczyste, lekkie, może być erotyczne, pornograficzne. Jest to słowo społecznie wędrujące. Kocham-cię jest bez niuansów. Likwiduje wyjaśnienia, uzgodnienia, stopnie, skrupuły. Powiedzieć kocham-cię to – zadziwiający paradoks języka – zachować się wręcz tak, jakby nie istniał żaden teatr słowa i słowo to było zawsze prawdziwe (nie ma ono innego odniesienia poza wypowiedzeniem siebie: to performatyw). Kocham-cię nie jest zdaniem: nie przekazuje sensu, lecz trzyma się sytuacji granicznej: „takiej, w której podmiot jest zawieszony w lustrzanej relacji do innego”. Jest to holofraza.
Jaki jest najlepszy sposób na napisanie historii swojego życia? Istnieje tylko jeden sposób i miłość musi być jego częścią składową. Miłość jest materiałem, z którego sam korzystam, pisząc swoją opowieść, ponieważ wywodzi się ona bezpośrednio z mojej prawości, z tego kim jestem naprawdę. Uwielbiam głównego bohatera swojej opowieści, a on z kolei lubi wszystkie postaci drugoplanowe. Nie boję się powiedzieć Ci: "Kocham Cię". Twój umysł może odpowiedzieć: "Jak możesz mnie kochać, skoro nawet mnie nie znasz?". Nie muszę Cię znać. Nie muszę usprawiedliwiać swojej miłości. Kocham Cię, gdyż czerpię z tego przyjemność. Dzielenie się miłością daje mi radość i nawet jeśli mnie odrzucisz, to nie będzie mi przykro ponieważ ja nie odrzucam sam siebie, W mojej historii żyję w niekończącym się romansie i wszystko wydaje mi się piękne.
Słowo to (słowo-zdanie) ma sens jedynie w chwili, w której je wypowiadam; poza bezpośrednim wypowiedzeniem nie ma w nim żadnej innej informacji: żadnego zasobu, żadnej rezerwy sensu. Polega na wyrzuceniu go z siebie: jest „gotową formułą”, lecz formuła ta nie towarzyszy żadnemu rytuałowi; sytuacji, w których mówię kocham-cię, nie da się uszeregować: kocham-cię jest niepowstrzymane i nieprzewidywalne. Do jakiego porządku lingwistycznego należy zatem ten dziwny byt, ten fortel języka nadto frazowany, by wynikał z impulsu, nazbyt skandowany, by wynikał z frazy? Nie jest to w pełni komunikat (żadne przesłanie nie jest w nim zamrożone, stłoczone, zmumifikowane, gotowe do rozbioru) ani samo wypowiadanie się (podmiot nie daje się zastraszyć grze miejsc interlokucyjnych). Można by go nazwać wydawaniem głosu. Dla wydawania głosu nie istnieje żadne miejsce naukowe: kocham-cię nie należy ani do lingwistyki, ani do semiologii. Jego instancją (czymś, od czego zaczynając, można je wymówić) jest raczej Muzyką. Na wzór tego, co wydarza się w pieśni, pragnienie w głośnym kocham-cię nie jest ani stłumione (jak to się dzieje w komunikacie), ani rozpoznane (tam, gdzie się go nie spodziewano: jak w akcie wypowiadania się), lecz po prostu: jest doznaniem rozkoszy. O rozkoszy się nie mówi: ona sama zabiera głos i mówi: kocham-cię.
Kocham-cię jako wygłoszenie jest po stronie wydatku. Ci, którzy chcą wygłoszenia słowa (lirycy, kłamcy, zbłąkani), podlegają Wydatkowi: wydatkują słowo, tak jakby impertynencją (nikczemnością) było to, że zostało ono skądś odebrane: znajdują się na samej granicy języka, tam, gdzie język (bo kto inny mógłby to zrobić zamiast niego?) przyznaje, że jest bez gwarancji, że pracuje bez siatki ubezpieczającej.
Powinno się je m mówić dopóki są prawdą, ale nie tak często, że stają się automatyczne, bez znaczenia, pospolite. Nie powinny brzmieć tak jak "dzień dobry", "przepraszam" czy "podaj mi masło, proszę".
Po pierwszym wyznaniu kolejne „kocham cię” nie znaczy już nic; tak bardzo wydaje się puste, że w tajemniczy sposób powraca jedynie do dawnego przesłania (które być może nie przebiło się przez te słowa). Powtarzam je poza wszelkim znaczeniem; wychodzi z języka, zbacza, gdzie?Nie umiałbym rozłożyć tego wyrażenia na części, nie wybuchając śmiechem. Jakże to! Z jednej strony miałoby być „ja”, z drugiej „ty”, a w środku rozumne (gdyż leksykalne) złącze afektu? Któż nie czuje, jak bardzo taki rozkład, choć zgodny z teoria lingwistyczną, zniekształca to, co jednym ruchem wyrzucone zostało na zewnątrz? Kochać nie istnieje w bezokoliczniku (chyba że w wyniku jakiejś sztuczki metalingwistycznej): podmiot i obiekt wkraczają w słowo w tej samej chwili, gdy jest ono wymawiane, i kocham-cię powinno być słyszane (a tutaj czytane) jak na przykład w węgierskim, który jednym słowem mówi szeretlek – tak żeby francuski, wyrzekając się swej pięknej cnoty analitycznej, stawał się językiem aglutynacyjnym (bo przecież o zlepienie tutaj chodzi). Ten blok zostaje zburzony przez najdrobniejsze składniowe przeinaczenie; jest on, by tak rzec, poza składnią i nie poddaje się żadnemu strukturalnemu przekształceniu; nie ma cienia równości między nim a jego substytutami, których kombinacja mogłaby przecież wytworzyć ten sam sens; całymi dniami mogę mówić kocham-cię, lecz być może nigdy nie dojść do „kocham go(ją)”: bronię się przed wpuszczeniem innego w składnię, predykację, w język (jedynym sposobem na uniesienie kocham-cię jest użycie go w wołaczu, nadanie mu zasięgu imienia).
Kocham-cię jest aktywne. Afirmuje siebie jako siłę – przeciw innym siłom. Jakim? Tysiącom sił świata, które są wszystkie siłami deprecjacji (nauka, doksa, rzeczywistość, rozum itd.). Albo też: przeciw językowi. Podobnie jak amen leży na granicy języka, nie zachodząc na jego system, odzierając go z „reaktywnego” płaszcza, tak miłosne wygłoszenie (kocham-cię) leży na granicy składni, przyjmuje w sobie tautologię (kocham-cię znaczy kocham-cię), odrzuca od siebie służalstwo Zdania (jest to tylko holofraza).