-
ArtykułyCzytamy w weekend. 7 czerwca 2024LubimyCzytać229
-
ArtykułyHistoria jako proces poznania bohatera. Wywiad z Pawłem LeśniakiemMarcin Waincetel1
-
ArtykułyPrzygotuj się na piłkarskie święto! Książki SQN na EURO 2024LubimyCzytać6
-
Artykuły„Nie chciałam, by wydano mnie za wcześnie”: rozmowa z Jagą Moder, autorką „Sądnego dnia”Sonia Miniewicz1
Cytaty z tagiem "fred colon" [12]
[ + Dodaj cytat]
-Proszę powiedzieć, sierżancie, czy ma pan zamiłowania akwanautyczne?
Colon zasalutował.
-Nie, sir! Jestem szczęśliwie żonaty, sir!
Trafiłem do Strażnicy i znalazłem sierżanta Colona, bardzo grubego człowieka. Kiedy wspomniałem mu o Gildii Złodziei, kazał mi Nie Być Idiotą. Myślę, że nie mówił poważnie. Powiedział jeszcze: Nie martw się Gildią Złodziei, ty musisz tylko chodzić Nocą po ulicach i krzyczeć: Już Dwunasta i Wszystko Jest W Porządku. Zapytałem, co robić, kiedy nie wszystko jest w porządku, a on poradził, żebym wtedy poszukał innej ulicy.
Sierżant Colon, myślał Vimes, potykając się w stęchłej ciemności. Oto człowiek, który lubi noc. Sierżant Colon trzydzieści lat szczęśliwego małżeństwa zawdzięczał temu, że pani Colon pracowała cały dzień, a on całą noc. Porozumiewali się liścikami. Zanim wyszedł na służbę, przygotowywał jej herbatę, a ona rankiem zostawiała mu w piekarniku gorące śniadanie. Mieli trójkę dorosłych dzieci, zrodzonych, jak się domyślał Vimes, dzięki wyjątkowo przekonującemu stylowi pisania.
- Proszę powiedzieć, sierżancie, czy ma pan zamiłowania akwanautyczne?
Colon zasalutował.
- Nie, sir! Jestem szczęśliwie żonaty, sir!
- Chodziło mi o to, czy orał pan kiedyś morskie fale?
Colon rzucił mu chytre spojrzenie.
- Nie złapie mnie pan na taki numer, sir – rzekł. – Wszyscy wiedzą, że konie by potonęły.
Leonard umilkł na chwilę i przestroił swój mózg na Radio Colon.
- Czy w przeszłości pływał pan po morzu, w łodzi lub na statku, kiedykolwiek?
- Ja, sir? Nie, sir. To przez ten widok fal, które wznoszą się i opadają, sir.
- Doprawdy? Na szczęście to akurat nie będzie żadnym problemem.
- No, ja tam zawsze wracałem ze swoją tarczą – zapewnił Nobby. – Żadnych problemów.
- Nobby... – westchnął Colon. – Ty zwykle wracałeś z własną tarczą, z tarczami wszystkich pozostałych, workiem zębów i piętnastoma parami jeszcze ciepłych butów. Na wózku.
- No, przecież nie ma sensu ruszać na wojnę, jak się nie jest po stronie wygrywających – oświadczył Nobby, mocując białe piórko do hełmu.
- Ty, Nobby, zawsze byłeś po stronie wygrywających, a to z takiego powodu, że zwykle czaiłeś się gdzieś z boku i patrzyłeś, kto wygrywa, a potem z jakiegoś zabitego biedaka ściągałeś właściwy mundur. Słyszałem, że generałowie pilnie uważali, co masz na sobie, żeby wiedzieć, jak toczy się bitwa.
- Wielu żołnierzy służyło w różnych regimentach – bronił się Nobby.
- Jasne. To szczera prawda – zgodził się Colon. – Tylko zwykle nie podczas jednej bitwy.
Wyglądał na skręcpowanego, jak gdyby pozwijana bielizna przeszłości plątała mu się w kroczu wspomnień.
Zamknęli bramę. Nie była to czynność tak dramatyczna, jak mogłoby się wydawać, jako że klucze zginęły gdzieś już dawno. Spóźnieni podróżni zwykle rzucali kamykami w okna domów zbudowanych na szczycie muru, aż trafili na znajomego, który podnosił sztabę. Zakładano, że obcy najeźdźcy nie będą wiedzieli, w które okna rzucać kamykami.
..w kwestii spaprania to trudno być, no wiesz, precyzyjnym. Wydaje ci się, że spaprasz coś tylko trochę, a potem to coś wybucha ci w twarz i okazuje się wielkim spapraniem.
Fred i Nobby mieli obaj ten sam wyraz twarzy. Wyraz kogoś, kto zobaczył światełko w tunelu i okazało się, że to migotanie Wróżki Nadziei.
- Leżymy w rynsztoku, Nobby – jęknął. – Ooo!
- Wszyscy leżymy w rynsztoku, Fred. Ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy...