-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik253
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Cytaty z tagiem "duszenie" [3]
[ + Dodaj cytat]
Peeta już oprzytomniał i siedzi na brzegu łóżka, z konsternacją obserwując trójkę lekarzy, którzy mówią do niego krzepiąco, błyskają mu latarkami w oczy, mierzą tętno. Jestem rozczarowana, bo po przebudzeniu nie zobaczył mojej twarzy, tylko kogoś obcego, ale przynajmniej widzi mnie teraz. Spogląda na mnie z niedowierzaniem, a w jego oczach zauważam coś jeszcze, coś, czego nie umiem nazwać. Pożądanie? Desperacja? Na pewno jedno i drugie, bo nagle odsuwa lekarzy na bok, zrywa się na równe nogi i rusza prosto do mnie. Biegnę mu na spotkanie, rozkładam ramiona. On unosi ręce, pewnie chce mnie głaskać po twarzy.
Układam usta, żeby wypowiedzieć jego imię, i w tej samej chwili Peeta zaciska palce na moim gardle.
Lech Galicki.
Dzień gorzkiego cukierka
Rozmawiałem przez telefon. Pilna i ważna rozmowa (...)
(...) I zobaczyłem. Syn mój stał na tapczanie wyprężony na baczność, a może jeszcze bardziej napięty, aż odchylił się do tyłu, machał swoimi rękoma czteroletniego dziecka, jak skrzydłami, oczy ogromne do nieprzytomności, wyrzucone z orbit w strasznego wysiłku stanie... Usiłował łapać powietrze...
(...) On, tak po dziecięcemu podskakiwał sobie na tapczanie delektując się cukierkową kulką. I hop, hop, hop... (...)
(...)Zostałem sam na sam z moim synkiem patrzącym na mnie wzrokiem zza gęstniejącej mgły. Słyszałem, słyszałem, jak krzyczy do mnie: tato pomóż, ratuj, boję się, a nie wydawał żadnego głosu i ruszał się coraz wolniej, jego ciało wiotczało. Cukierek kulisty, gdy synek mój na początku usiłował łapczywie chwytać powietrze, coraz to bardziej wciskał się w jego tchawicę... To wszystko szybko trwało. Czas biegł innym torem i potokiem niż normalnie. Tego nie można opisać ni opowiedzieć. Nie można! I rzeczy dzieją się ze świata tego i innych światów, czasoprzestrzeni, nie wiem jak to nazwać. Tam gdzie Bóg jest. Tu i tam.
(...) I przyszła taka chwila... Wiedziałem, że mogę się tylko z synem moim pożegnać. I protestowałem. Tak, krzyczałem w głębi duszy mojej: Boże, nie może on odejść, nie może tak się stać! Jednocześnie szeptałem w duszy do synka mojego słowa pożegnania, ale też prosiłem go, aby został, bo nie mogę bez niego żyć! I płakałem pewnie. I umierałem razem z nim. I już beznadzieja mnie całkowita ogarnęła. Przytulałem go. Wiem, że słyszałem jego głos. Inny. A słyszałem. Życia w nim nie czułem. Nic nie pamiętam. Zapadłem się w sobie. (...)
(...)Nagle ciało mojego synka poruszyło się. Głowa odchyliła się na bok. Z jego ust, łukiem jak pocisk wystrzelił cukierek kulisty... Nie wierzyłem. Chwila ciszy, która trwała wieczność. I najpierw cicho jak pisklę, a potem jak ludzie po narodzeniu płaczą i powietrze haustami chwytał, chwytał, chwytał. Marcin. Żył.(...).
Fakt, jeszcze za czasów kawalerskich poszła mi kupić koszulę, ale nie mogła, bo nie wiedziała, który numer. Aż nagle w drzwiach przypomniała sobie i krzyczy przez cały sklep: "Zawsze, kiedy go duszę, to trzymam ręce o tak!" i ekspedient wziął centymetr, obwiódł jej ręce i powiada: "Numer czterdziesty". Koszula, jak państwo widzą, leży na mnie jak ulał ...
Opowiadanie "Diamentowe oczko".